Wysokie loty

Edward Kabiesz

|

GN 12/2011

publikacja 27.03.2011 15:26

Czasami miało się wrażenie, że małyszomania dotknęła wszystkich. Nawet tych, którzy sportem się nie interesowali. Wszystkich, z wyjątkiem Adama Małysza.

Adam Małysz z żoną Izabelą Adam Małysz z żoną Izabelą
fot. EAST NEWS/DIGITAL/JERZY STALEGA

Konkurs w Planicy był ostatnim, w którym, wziął udział Adam Małysz. Pokazał, na co go stać, zajmując miejsce na podium. O tym, czego dokonał w sporcie, nie warto się rozpisywać. Zdumiewa natomiast niesamowicie pozytywny wizerunek skoczka w opinii publicznej. Rozmowy z ludźmi, którzy znają sportowca od wielu lat, są właściwie jednowymiarowe. Wszyscy mówią o nim wyłącznie dobrze. Media, bezlitośnie wychwytujące każdy skandal z udziałem nie tylko zresztą sportowych elit, nie miały z Małysza wielkiego pożytku. Ani nie rzucał mięsem, ani nie krytykował rywali, a do tego za każdy sukces dziękował Bogu.

Sukcesy go nie zmieniły
Raz tylko ten obraz usiłowały zakłócić szukające sensacji media, tworząc fakty prasowe. Zdenerwowało to bardzo ks. Jana Froelicha, proboszcza parafii katolickiej w Wiśle-Głębcach, który poznał Małysza przed jego ślubem. Bardzo mocno przeżywałem zawsze dementowanie różnych plotek, które generowały media, że niby ich małżeństwo było zagrożone, że się rozwodzą itp. – wspomina ks. Froelich – Oczywiście były to totalne bzdury podawane przez niektóre ośrodki w celu wywołania sensacji. Gdyby coś się naprawdę działo, to pewnie wiedziałbym o tym pierwszy.

Całą rodzinę Małyszów dobrze zna ks. Tadeusz Byrt z ewangelickiej parafii w Głębcach. To on udzielał ślubu Adamowi i Izie. – Nawet jak Adam wybudował własny pierwszy dom w centrum, nigdy z przynależności do naszej parafii nie zrezygnował – mówi ks. Byrt. – Znam go od wielu lat. Wie, że ja też zawsze jestem z nim. Sukcesy go nie zmieniły. Pozostał spokojnym chłopaczkiem, trochę nieśmiałym, tyle że zrobił się bardziej otwarty. Jest pozytywnie odbierany przez wszystkich. Nie afiszuje się swoimi osiągnięciami, tym, że jest mistrzem. Jest skromny, tak jak jego rodzice. Podobnego zdania jest ksiądz Froelich. – Zawsze był skromny, radosny, pogodny, nigdy nie był ponurakiem i otwarty na ludzi. I takim pozostał. Myślę, że kiedyś był bardziej onieśmielony swoją sławą. Teraz przyzwyczaił się i częściej się uśmiecha, pomimo uciążliwości jaką nieraz stwarza małyszomania. Jest życzliwy i otwarty na wszystkich, oczywiście w miarę swoich możliwości, bo przecież nie może wyjść do każdego.

Podziwiam jego cierpliwość
Robert Mateja, do niedawna również członek kadry narodowej, Adama Małysza poznał w połowie lat 90. Po zakończeniu kariery sportowej współpracował z kadrą narodową, a obecnie jest asystentem osobistego trenera Małysza. – Kiedy Polski Związek Narciarski stworzył dla Małysza taką indywidualną grupę trenerską, Adam mnie do niej wybrał. Jesteśmy przyjaciółmi – mówi Mateja – pomagam głównemu trenerowi na treningach, nagrywam skoki Adama na kamerę, by je później analizować. Prowadzę samochód, którym jedziemy na zawody, no i załatwiam różne sprawy papierkowe. Czy rywalizacja na skoczniach rodziła między zawodnikami konflikty? – Oczywiście rywalizowaliśmy na skoczniach, ale w życiu prywatnym byliśmy przyjaciółmi – odpowiada Mateja. – W naszej dyscyplinie sportu nie ma brutalnej rywalizacji. Nie ma tarć między zawodnikami. Jesteśmy jedną wielką rodziną, a Adam jest wspaniałym człowiekiem. Nie spotkałem się z sytuacją, w której gdy prosiłem go o pomoc w czymkolwiek, odmówiłby jej. Czy można go czymś zdenerwować? Pewnie, że można – uśmiecha się były rywal Adama. – Każdy ma w sobie trochę złości. Na przykład trener Małysza, Hannu Lepistoe, też jest spokojny, ale jak się wkurzy, to przecież widać.

Być może na zewnątrz jest to mniej dostrzegalne, bo Adam zaciska zęby, nie pokazuje tego, ukrywa to w sobie. Czasami, jak to w życiu bywa, kłóciliśmy się czy mieliśmy inne zdanie. Ale sztuka polega na tym, by się pogodzić i przyznać drugiemu rację, jeżeli się jej nie miało. Adama drażni na przykład nachalność dziennikarzy. Podziwiam jego cierpliwość. Myślę, że bardzo pomogła mu współpraca z psychologiem, dzięki której nauczył się radzić sobie w takich sytuacjach. Potrafi też odmawiać w pewnych sytuacjach, bo przecież nie jest robotem, tylko człowiekiem, który zasłużył sobie w danym momencie na chwilę odpoczynku. Bywało tak, że my, będąc np. na zgrupowaniu we Władysławowie, wychodzimy na miasto, a on musiał siedzieć w hotelu, bo od razu był rozrywany przez ludzi. Nauczył się z tym żyć.

W niedzielę pójdę do kościoła
– Adam Małysz jest człowiekiem wielkiej wiary – podkreśla ks. Froelich – Zresztą daje temu wyraz w wypowiedziach, w mediach. To jest wspaniałe świadectwo żywej relacji do Jezusa, do Boga. Słyszał to cały świat. Świadectwo wiary wypowiedziane przez tak popularnego człowieka ma zwykle większe oddziaływanie i mocniej przemawia do wielu ludzi i to jest bezcenne. Pytają go czasem dziennikarze na zakończenie sobotnich zawodów: „Co pan będzie robił w niedzielę?”, a on w swojej prostocie odpowiada: „W niedzielę pójdę do kościoła!”. Jest głęboko wierzącym chrześcijaninem i nigdy nie krył swojej wiary ewangelickiej. Jest aktywnym członkiem swojej wspólnoty parafialnej. U nas w kościele przystępował do Komunii św. – mówi ks. Tadeusz Byrt z parafii ewangelickiej. – Mógł się tu czuć swobodnie, nikt na niego specjalnie nie zwracał uwagi. Cieszył się, że jest tu traktowany jako zwyczajny parafianin. W modlitwach zawsze prosiłem, by Pan Bóg miał go w swojej opiece.

Ksiądz Jan Froelich w 2006 r przygotowywał do I spowiedzi i I Komunii jego córkę, Karolinę. Jeszcze wcześniej Izabelę, żonę Adama. – wspomina – W lutym 1987 roku, kiedy ks. biskup Damian Zimoń skierował mnie do posługi w parafii w Wiśle-Głębcach, przejąłem po moim poprzedniku grupę dzieci z II klasy, w której była Izabela. Po 10 latach, kiedy Izabela i Adam postanowili się pobrać, najpierw przyszły do mnie mama z Izą, by dowiedzieć się, co zrobić, by zawrzeć związek małżeński z osobą innego wyznania. Wtedy jeszcze Adam Małysz nie był tak znany. Musieli uzyskać dwie dyspensy: dla Izabeli od formy kanonicznej, bo ślub miał się odbyć w kościele ewangelicko-augsburskim w Wiśle, i dla Adama od wieku, bo nie miał jeszcze 21 lat, czyli wieku koniecznego w tym czasie do zawarcia małżeństwa. W przygotowaniach Karoliny do Komunii św. główną rolę odgrywała Izabela Małysz. Mąż był wtedy u szczytu swojej kariery i bywał rzadkim gościem w domu. Ale na święta, kiedy był w domu, przychodzili razem święcić potrawy.

Czy ksiądz mógłby je poświęcić?
O relacjach rodzinnych, wzajemnym szacunku i miłości wiele mówią drobne z pozoru wydarzenia. Ksiądz Froelich wspomina pewną Wigilię Bożego Narodzenia. – Pamiętam taką sytuację w kilka lat po ich ślubie. Było to dzień albo dwa przed Wigilią Bożego Narodzenia. Był już późny wieczór, po stawianiu świątecznych dekoracji w kościele. Dotarliśmy z gospodynią na probostwo, przygotowywaliśmy się do późnej kolacji. Godzina 19 czy 20. Nagle rozległ się dzwonek u drzwi. Zdarzało się, że ktoś jeszcze o tej porze przypominał sobie o opłatku, co nas denerwowało. Pani Małgosia poszła otworzyć i wraca cała zmieniona na twarzy. „Proszę księdza, proszę księdza, tam Adam stoi!”. „No dobrze, ale jaki Adam?” – pytam.

Wreszcie wykrztusiła. „No, Małysz!”. Idę go przywitać, a on przeprasza, że o tak późnej porze przychodzi, i mówi, że niedawno wrócił z zawodów. Okazało się, że gdzieś przy myciu czy przebieraniu zgubił obrączkę ślubną. „Była i znikła. Kupiłem nowe na prezent pod choinkę, a wiem, że dla Izabeli ważne jest, by były poświęcone. Czy ksiądz mógłby je poświęcić?” Zaskoczył mnie tym! Nie chciał, by był to po prostu prezent ze sklepu, ale by obrączki były poświęcone, tak jak na ślubie w kościele. Poszliśmy do kościoła, pobłogosławiłem obrączki, chwilkę porozmawialiśmy, złożył ofiarę, podziękował i poszedł. Ucieszyłem się z tego niezmiernie bo uświadomiłem sobie, jak bardzo dla niego były ważne uczucia żony, również w kontekście religijnym.

Od tego roku Małyszowie są znowu parafianami ks. Froelicha. Zamieszkali w swoim nowym domu w Głębcach. W czasie tegorocznej kolędy na prośbę pani Izabeli ksiądz pobłogosławił ich nowy dom. – Wszyscy byśmy chcieli, by Adam skakał jak najdłużej, bo cały czas jest w czołówce – powiedział Robert Mateja w rozmowie z GN, wyrażając w ten sposób skryte pragnienia wielu kibiców mistrza. – Ale on sam mówi, że czuje się już zmęczony, coraz mu trudniej i coraz więcej pracy musi wkładać, by utrzymać formę. Chce odpocząć, spędzić więcej czasu z rodziną. Nie wszyscy sportowcy potrafili po zakończeniu kariery sportowej znaleźć swoje miejsce w życiu. Moi rozmówcy są przekonani, że Adam Małysz doskonale sobie z tym poradzi. – No, zawsze przecież ma zawód, który z powodzeniem może wykonywać, bo jest przecież blacharzem dekarzem. – mówi nieco żartobliwie ks. Froelich – Zawód, w którym też pracuje się na wysokości.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.