Mitów utrwalanie

Andrzej Grajewski

|

GN 11/2011

publikacja 20.03.2011 16:24

Choć Komisja Majątkowa była wspólną instytucją państwa i Kościoła, medialne i polityczne potępienie kierowane jest wyłącznie pod adresem Kościoła.

Mitów utrwalanie fot. istockphoto

Jak przewidywałem, likwidacja Komisji Majątkowej nie zakończyła jej istnienia. W mediach nadal występuje jako przykład uprzywilejowanej pozycji Kościoła w państwie, nagminnie łamiącego prawo i pazernie sięgającego po dobra publiczne. Ten obraz utrwala w świadomości społecznej wyłącznie negatywny kontekst informacji o działalności Komisji: przekręty w oddawaniu mienia zastępczego, dwuznaczni pełnomocnicy podmiotów kościelnych, wreszcie zarzuty postawione przez CBA. Spróbujmy więc przedstawić najbardziej charakterystyczne elementy tej kampanii, formalnie uderzającej w Komisję Majątkową, a w istocie wymierzonej przeciwko Kościołowi.

12 z 3278
Tuż przed zakończeniem prac Komisji Majątkowej, 21 lutego br., szef CBA Paweł Wojtunik przesłał do Prokuratora Generalnego zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w 11 orzeczeniach Komisji Majątkowej. Dotyczą one zarówno niegospodarności, jak i przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy w jej orzeczeniach. Wątpliwości CBA wzbudził m.in. fakt przekazywania nieruchomości instytucjom, które nie miały prawa do ich posiadania, a także zwracania nieruchomości, które nie powinny być zwracane, w myśl obowiązujących przepisów. Zdaniem CBA, mogło dochodzić także do sporządzania wycen zwracanego majątku z naruszeniem prawa. Biuro zainteresowało się działalnością Komisji Majątkowej w październiku 2010 r., w związku z dwoma śledztwami prowadzonymi przez warszawską Prokuraturę Apelacyjną i prokuraturę w Gliwicach. Wtedy zatrzymany został prawnik Marek P., występujący przed Komisją Majątkową jako pełnomocnik kilkunastu podmiotów kościelnych. Prokuratura w Gliwicach postawiła mu osiem zarzutów: jeden dotyczył korumpowania osoby z komisji, cztery – oszustw, dwa – zatajenia majątku, jeden – nadużycia uprawnień. Zarzut przyjęcia ponad 200 tys. zł łapówki od Marka P. usłyszał też mec. Piotr P., członek ze strony kościelnej w Komisji, który zaraz po tym zrezygnował z zasiadania w niej.

Wcześniej warszawska prokuratura postawiła zarzuty siedmiu osobom, w tym 4 członkom Komisji (zarówno po stronie kościelnej, jak i rządowej) oraz jej sekretarzowi w sprawie nieprawidłowości przy wydawaniu orzeczenia, na którego mocy zakon elżbietanek otrzymał działki w rejonie Białołęki. Jesienią 2010 r. atak na komisję rozpoczął poseł SLD Sławomir Kopyciński, który złożył wniosek, aby prokuratura zbadała wszystkie postępowania Komisji w ciągu 20 lat jej działalności. Zdaniem posła, członkowie Komisji – orzekając w sprawie zwrotu Kościołowi majątku – wielokrotnie przekraczali uprawnienia i poświadczali nieprawdę. Wszystkie te informacje zyskały ogromny rozgłos medialny, a w komentarzach dziennikarzy i polityków, zwłaszcza SLD, Komisja Majątkowa stała się nieomal symbolem wszystkich patologii polskiego życia publicznego. Mówiono o niej, jakby była zbrojnym ramieniem Kościoła, a nie organem wspólnym, zbudowanym na zasadzie parytetu, gdzie bez zgody urzędników państwowych nie mogła zapaść żadna decyzja. Warto pamiętać, że zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa nie jest równoznaczne z faktem, że przestępstwo rzeczywiście miało miejsce. Za jakiś czas przekonamy się, w ilu przypadkach prokuratorzy zdecydują się wszcząć postępowanie, ile zostanie sporządzonych aktów oskarżenia, a w ilu przypadkach sąd uzna winę członków Komisji Majątkowej. Dopiero wówczas będziemy mogli powiedzieć o skali ewentualnych nieprawidłowości w jej działaniach. Nie ulega jednak wątpliwości, że decyzje, które wywołały wątpliwości CBA, stanowią wąski margines działań Komisji. Spośród 3278 rozstrzygnięć Komisji wątpliwości wywołało 12, czyli 0,36 procent. Poseł Kopyciński tygodniami przekonywał w mediach, że prace Komisji są największym przekrętem finansowym w historii Polski. Chciałbym, aby działalność każdego urzędu w Polsce kończyła się takim ułamkiem spraw budzących wątpliwości.

Miliardy Kopycińskiego
Poseł Kopyciński, główny ekspert SLD od spraw Komisji Majątkowej, uzasadniając swoje wywody o „pazernym Kościele”, często powtarza, że Komisja przekazała majątek wartości 24 mld zł. Zdania nie zmienił nawet, gdy okazało się, że wycena, na którą się powołuje, nie uwzględnia denominacji z 1995 r. Sprawa się wzięła z błędów popełnionych przez urzędników MSWiA przy sporządzeniu szczegółowego raportu z działalności Komisji. Największy błąd polegał na tym, że w pozycji 1162, opisującej roszczenie 8 parafii z diecezji toruńskiej, zapisano, że roszczenie zostało zaspokojone poprzez podpisanie ugody. 8 parafii otrzymało łącznie nieco ponad 2 hektary ziemi. Wartość tej ziemi oceniono na 20 mld 169 mln zł przed denominacją (obecnie 2 mln 169 tys. zł). Błędnie zostało to zapisane w tabeli, jako wartość odszkodowania, które jednak nigdy nikomu nie zostało wypłacone. Z niekompletnym i błędnym sprawozdaniem Kopyciński pobiegł do mediów, mówiąc, że jednak miliardy parafiom toruńskim wypłacono. Prawda jest inna. Tym 8 parafiom po 1950 r. zrabowano 1000 hektarów gruntów rolnych. Na mocy decyzji Komisji Majątkowej otrzymały 2 hektary na terenie Torunia i ani grosza odszkodowania. Takie są fakty, ale ile osób zapamięta miliardy Kopycińskiego?

Pokrzywdzeni, nie podejrzani
Wśród najczęściej przedstawianych w mediach oskarżeń wobec Komisji Majątkowej powtarza się zarzut zaniżonej wyceny ziemi, która jako mienie zastępcze trafiała na mocy orzeczeń Komisji do poszczególnych podmiotów kościelnych. W tym kontekście przywołuje się najczęściej wycenę gruntów w Białołęce, które otrzymały siostry elżbietanki z Poznania. Należy więc zapytać, kto dokonywał wyceny ziemi, czyli sporządzał tzw. operat szacunkowy. Nie robiła tego Komisja. Zmuszone do tego zostały poszczególne podmioty kościelne, które, występując z wnioskiem wobec Komisji, musiały przedstawić wycenę własnych strat oraz wartość wnioskowanego mienia zastępczego. Dla Komisji operat był środkiem dowodowym, opracowanym przez biegłego specjalistę. Tylko i wyłącznie autor tej wyceny, a więc osoba posiadająca państwową licencję, mógł dokonywać wyceny ziemi. Jeśli działał w złej wierze, powinien ponieść odpowiedzialność karną. Problem w tym, że sprawa oszacowania wartości nieruchomości nie jest wcale rzeczą łatwą, ani oczywistą. Stosuje się różne kryteria i odmienną metodologię. Różnice między poszczególnymi wycenami nie muszą więc być wynikiem oszustwa, ale różnego podejścia. Jeśli się okaże, że pełnomocnik osoby kościelnej działał w zmowie z rzeczoznawcą, obaj powinni ponieść odpowiedzialność karną, w żadnym jednak stopniu ten fakt nie obciąża Komisji Majątkowej, która oceniała przedstawioną jej dokumentację jedynie od strony formalnej, a nie merytorycznej.

Można w tym miejscu zapytać, czy nie byłoby lepiej, gdyby operat był zamawiany nie przez wnioskodawcę, ale przez samą Komisję. Z pewnością tak. Tylko że Komisja nie miała ku temu żadnych formalnych uprawnień ani środków finansowych, co potwierdził niedawno Zbigniew Wrona, wieloletni współprzewodniczący Komisji ze strony rządowej. Dodam, że na tym etapie postępowania szczególnie ważna była rola pełnomocnika podmiotów kościelnych. Nie sądzę bowiem, aby zakonnice czy poszczególni proboszczowie występujący przed Komisją orientowali się w zawiłej problematyce operatów szacunkowych i byli świadomi wszystkich dalszych konsekwencji obrotu odzyskaną ziemią. W istocie więc w tych najgłośniejszych sprawach, podmioty kościelne nie są oskarżone, jak wynikałoby z relacji medialnych, ale pokrzywdzone. Tak jest w przypadku śledztwa prowadzonego przeciwko Markowi P. Trzy podmioty kościelne, które reprezentował – jedna parafia oraz 2 zgromadzenia zakonne – mają w nim status pokrzywdzonego. Nie twierdzę, że Komisja Majątkowa w okresie 21 lat swej działalności działała bez zastrzeżeń. Większość jej problemów brała się jednak nie z rzekomych bądź prawdziwych przestępstw popełnianych przez jej członków czy złej woli, lecz z zaniedbań natury politycznej, braku nowelizacji przepisów regulujących jej działalność i dostosowania ich do całokształtu zmian, jakie dokonywały się w systemie prawnym całego państwa. I może to być przyczynek do refleksji, jak uniknąć podobnych błędów na przyszłość, pod warunkiem, że będziemy rozmawiać o faktach, a nie mitach tworzonych na potrzeby bieżącej sytuacji politycznej i walki wyborczej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.