Recenzje: Na straży rytmu

Piotr Sacha Piotr Sacha

|

GN 21/2023

publikacja 25.05.2023 00:00

Na wstępie wyjaśnijmy zagadkę swojsko brzmiącego nazwiska.

Gene Krupa, 50TH ANNIVERSARY ISSUE – LIVE AND HOT, RSK Entertainment, 2023 Gene Krupa, 50TH ANNIVERSARY ISSUE – LIVE AND HOT, RSK Entertainment, 2023

Ojciec bębniarza nazywał się Bartłomiej Krupa i urodził się w Łękach Górnych na Podkarpaciu. Annę Osłowską poznał już w Stanach. Wzięli ślub, doczekali się dziewięciorga dzieci. Najmłodszemu dali angielskie imię Gene. Wiara była ważna w domu Krupów. Gene po szkole wyjechał nawet z Chicago do Indiany, by wstąpić do seminarium imienia św. Józefa. Już wtedy czuł rytm płynący do rodzinnego miasta z falą jazzu z Nowego Orleanu. Nie został księdzem. Poświęcił się muzyce.

W latach 30. XX wieku w Nowym Jorku Krupa wskoczył do składu orkiestry króla swingu Benny’ego Goodmana, co okazało się trampoliną do sławy. Płyta „50th Anniversary Issue – Live and Hot” zawiera fragmenty koncertów, głównie z 1937 r. Gene pod czujnym okiem Goodmana bębnił tak, jak nikt przed nim. Jego rozbudowane solo w utworze „Sing, Sing, Sing” miało doprowadzać publikę do szaleństwa. Pod tym względem wyprzedził dokonania Elvisa o kilkanaście dobrych lat. Udowodnił też, że perkusista powinien wyjść z cienia, a jego instrument może stać się czymś więcej niż gigantycznym metronomem. „On jako pierwszy odważył się w latach dwudziestych na użycie wielkiego bębna przy nagraniach płytowych” – pisze o Krupie w swoim słynnym leksykonie jazzu Joachim Berendt. Na rocznicowym krążku usłyszymy „I Got Rhythm”, „I’ve Got a Heart Full of Music” (w obu utworach urzeka dzikość muzycznego serca Krupy) oraz inne standardy jazzowe. Słowem, kawał dobrego swingu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.