Kardynał Wyszyński i Bachledówka. Górale organizowali się w patrole, które nocą strzegły prymasa

Marcin Jakimowicz

|

GN 21/2023

publikacja 25.05.2023 00:00

„Jest taki kącik w Polsce, gdzie prymas może się schować, bo już próbowałem i tam, i ówdzie, ale wszędzie mnie ludzie znaleźli” – opowiadał, zerkając na Tatry, prymas Wyszyński. Tu górale dali mu do obrony… ciupagę. Witajcie w sanktuarium na Bachledówce!

Z Bachledówki roztacza się zapierająca dech w piersiach panorama Tatr, Gorców i Beskidów. Z Bachledówki roztacza się zapierająca dech w piersiach panorama Tatr, Gorców i Beskidów.
Henryk Przondziono /foto gość

Za Ludźmierzem mijamy stada owiec. Jak to dobrze, że pasterstwo, które było krwiobiegiem tej ziemi, wróciło na podhalańskie hale! Na Bachledówce do owiec dołączyły… dwa lwy. Wyrzeźbione w drewnie przypominają, że patronem zakonu – gospodarzy świątyni jest święty Paweł Pierwszy Pustelnik.

To sanktuarium na poziomie 959 m n.p.m. Na porośniętym pachnącymi smrekami wzniesieniu Pogórza Spisko-Gubałowskiego gospodarują paulini. W klasztorze znakomicie czuli się kard. Stefan Wyszyński (odwiedzał Bachledówkę regularnie, a w latach 1967–1973 spędzał tu miesięczny lipcowy urlop) i Karol Wojtyła. Z okien drewnianej kaplicy roztacza się zapierająca dech w piersiach panorama Tatr, Gorców i Beskidów. Od Hawrania, Murania i Jagnięcego, przez Łomnicę, Lodowy, Koszystą, Rysy, Krzyżne, aż po Kominiarski Wierch. Tatry na dłoni. A wokół cisza jak makiem zasiał. To część Podhala nieodkryta przez turystów, niezadeptana, dziewicza.

Paulini trafili tu w 1955 roku i, jak to mają w zwyczaju, zakasali rękawy, by przekształcić to miejsce w tętniące życiem sanktuarium. Czterdzieści lat temu przebudowano kaplicę i wzniesiono drewnianą dzwonnicę, a nowy kościół konsekrował w 1991 roku kard. Franciszek Macharski. Świątynia słynie z niepowtarzalnego stylu budownictwa góralskiego oraz lekkiego, góralskiego wystroju wnętrza.

Praca wre. Dla upamiętnienia wakacji spędzanych tu regularnie przez Prymasa Tysiąclecia paulini budują Dom Pamięci: edukacyjne, nowoczesne i interaktywne muzeum. 28 maja zostanie tu ustanowione sanktuarium poświęcone błogosławionemu.

Wielka cisza

Nieopodal tłumy zdobywające „północną ścianę Krupówek” i starające się zaparkować samochód na Palenicy Białczańskiej, a tu… cisza. Jakby czas zatrzymał się w chwili, gdy 150 lat temu do Zakopca przyjeżdżało zaledwie… 100 rodzin, a podróż z Krakowa trwała aż dwa dni (dopiero gdy w 1894 roku po raz pierwszy dojechał tu pociąg, drzwi do Tatr zostały otwarte na oścież). Leżąca na uboczu Bachledówka ocalała przed zalewem turystów. Tu naprawdę można odetchnąć. Sanktuarium wyrosło nad wsią Czerwienne w gminie Czarny Dunajec. Do Zakopanego jedynie 9 km, do Nowego Targu – 13.

„Hej tam pod smrekami, w Bachledowskiej roli, nieduży drewniany kościółecek stoi. Tu nos Matko Bosko różnom łaskom wspiero, nase smutki, zole do zapaski zbiero” – śpiewają górale. Gdy byłem na zakopiańskiej Górce, słyszałem o tych, którzy tu, u stóp Matki Boskiej Częstochowskiej, składali przyrzeczenia trzeźwości. Bo jak góral pije, to pije, ale jak trzeźwieje, to prawdziwy cud – opowiadali mi jezuici.

Przed II wojną grunt pod szczytem kupiły dwie zamożne kobiety spod Lwowa: Maria Bułhakowa i Helena Kowieńska. Gdy ta druga została wdową, wyszła za mąż za miejscowego gospodarza Władysława Jarząbka. Podczas okupacji, gdy do wsi załomotali żandarmi, małżonkowie ślubowali Bogu, że jeśli hitlerowcy nie znajdą ukrytej w ulu broni, ofiarują swoje włości Kościołowi. – Słowo „ślub” ma w tym miejscu wyjątkowe znaczenie – opowiada o. Piotr Polek. – Rodzina Jarząbków ślubowała, że jeśli Bóg ich uratuje, posesję przekażą na cele kultu Bożego. I rzeczywiście tak się stało! Niemcy nie uczynili im żadnej krzywdy. I wówczas powstał problem, bo… nikt tu nie chciał przyjść – uśmiecha się paulin. – To był „koniec świata”. Dopiero po 10 latach Jarząbkowie pojechali do Częstochowy i przedstawili paulinom swą intencję. I przyjechaliśmy tu w czerwcu 1955 roku. To pierwszy wymiar ślubów. Drugi: choć jesteśmy niedużą parafią (zaledwie 600 osób), mamy ponad 50 ślubów rocznie! Tu swym wybrankom miłość, wierność i uczciwość małżeńską przyrzekali na przykład Kamil Stoch i Dawid Kubacki. I trzeci wymiar tego słowa: naszym programem są Jasnogórskie Śluby Narodu, tekst niezwykle aktualny. Ksiądz prymas, który przez siedem lat z rzędu spędzał tu miesięczny urlop, mówił do górali: „Sursum corda! Równoj ku Górze!”.

Mos ciupagę!

Prymas przyjeżdżał tu na zaproszenie generała zakonu o. Jerzego Tomzińskiego. „Nieraz mówiliście mi, że modlicie się, abym spokojnie sobie tutaj siedział. Starsza góralka zapewniała mnie: »Bądźcie spokojni. Krzywda się wam nie stanie. My się za was modlimy«. Wprawdzie bojaźliwy nie jestem, jak potrzeba, to umiem być bardzo odważny, ale jak człowiek usłyszy takie zapewnienie, to mu na sercu przyjemniej, jakby go miodem posmarowano. A wasz miód zawiozę na ulicę Miodową, do Warszawy. Jestem wam wdzięczny, że mogłem sobie spokojnie odpoczywać i nabrać sił do pracy” – mówił 29 lipca 1971 roku.

Był po doświadczeniu internowania, po Prudniku, Komańczy. Nic dziwnego, że górale organizowali się w patrole, które nocą strzegły Bachledówki. Ubecy wynajmowali nieopodal dom i udawali letników. „Uzbroiliście mnie w ciupagę” – dziękował góralom prymas. „Zabieram to z sobą do Warszawy. Oczywiście, dobrze wiem, co powiedział Pan Jezus, to i ciupagą nie będę mógł dużo wojować, ale będę się nią podpierał, bo mi już idą coraz większe lata. Natomiast będę, jak dotychczas, duchem Ewangelii Chrystusowej, mocą naszego Zbawcy, Jezusa Chrystusa i Jego wiary wojować, bo »to jest zwycięstwo, które zwycięża świat – wiara nasza«”.

Po stronie życia

„Hej tam spod Tater, spod sinych Tater, hej podmuchuje holny wiater. Hej podmuchuje, niesie nowiny, hej Prymas jedzie od doliny”.

Prymas, jak miał to w zwyczaju, zrywał się o 5.00 (kto czytał „Zapiski więzienne”, ten wie, jak rygorystyczny plan dnia narzucał sobie ten człowiek). Dużo pracował i pisał. Codziennie o 8.00 odprawiał Mszę św., a wieczorem śpiewał Apel Jasnogórski. Co jadł? Ksiądz Peszkowski notował: „Ojciec z radością rozdziela pyszną, domową kiełbasę, tak zwaną barnabitkę, robioną przez brata Barnabę na Jasnej Górze, oraz kaszankę. Oprócz tego jest zawsze bardzo dobry biały ser albo jajecznica ze skwarkami”.

Wyszyński spacerował po halach ubrany w jasny prochowiec, w którym widywano go już w Komańczy. Dzieciaki z pobliskich wiosek udawały, że spotykają go przypadkiem. Wiedziały, że ma dla nich w kieszeni garść cukierków.

Spacerujemy po miejscowym cmentarzu. Wieczny pokój z widokiem na Tatry. Przystaję nad grobem o. Stanisława Jarosza. Nie, ze śmiercią zdecydowanie nie jest mu do twarzy. Jest, wierzę w to, po stronie życia. Był jego kwintesencją. Prosty prostotą dziecka, otwarty, z niewyparzoną gębą, pełen rubasznego humoru, zgody na to, co przyniesie jutro, i paschalnego zachwytu nad codziennością. „Jeden ksiądz na rekolekcjach powiedział mi: »Stanisław, nie mów moim parafianom w kółko o tym, że Bóg ich kocha, bo ja sobie z nimi już nie poradzę! Nakrzycz na nich trochę«” – opowiadał mi. „Ale ja wiem, że gdy człowiek ma zapłakać, to tylko w sytuacji Piotra, który czuł, że Jezus wiedział o tym, że zostanie zdradzony, ale nie przestał go kochać. Gramy twardzieli, nakładamy maski, udajemy, że nie mamy problemów. A każdy z nas jest żebrakiem miłości” – mówił mi paulin urodzony tuż przy Bachledówce.

Ostatni raz zerkam na Tatry. Na czarną masywną sylwetkę Giewontu i białe Czerwone Wierchy. Na poszarpanych szczytach lśni śnieg. – W miejscu, gdzie stoi kościół, było prowizoryczne boisko, na którym biskup Wojtyła grał z góralami w siatkówkę, a prymas im sędziował. A potem głosił im katechezy i czytał książki – opowiada o. Piotr Polek. – Z tych spotkań zrodziła się tradycja letnich Wieczernic z Prymasem Wyszyńskim. Płyną wówczas góralskie pieśni i opowieści... Dlaczego przyjęto nas tu z otwartymi ramionami? Sprawdziła się po raz kolejny maksyma św. Bernarda: „O Matce Bożej nigdy dosyć”. Cóż z tego, że nieopodal są sanktuaria Matki Bożej Ludźmierskiej czy Fatimskiej na Krzeptówkach? Tu również Maryja czuje się jak u siebie w domu. To miejsce jest naznaczone obecnością Jej wielkich czcicieli. Tu bardzo wyraźnie słychać zawołania: „Wszystko postawiłem na Maryję” i „Totus Tuus”. To całe nasze dziedzictwo…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.