Ukryty zarobek

Tomasz Rożek

|

GN 11/2011

publikacja 20.03.2011 20:21

Ministerstwo Gospodarki chce, by banki nie zarabiały na tzw. spreadach, czyli na różnicach w kursie walut. Banki zarabiają na tym krocie, a klienci tracą majątek.

20 proc. udzielanych w Polsce kredytów to kredyty walutowe fot. H. Przondziono 20 proc. udzielanych w Polsce kredytów to kredyty walutowe fot. H. Przondziono

Jan Kowalski bierze kredyt we frankach szwajcarskich. Chce wybudować dom. Bank sprawdza jego dochody i wspólnie z panem Janem uzgadnia, że kredyt zostanie rozłożony na 30 lat, a jedna rata wyniesie 100 franków szwajcarskich. Tyle właśnie co miesiąc musi oddawać bankowi pan Jan. No i pojawia się problem. Według jakiego kursu tę kwotę przeliczyć? Kursu oficjalnego NBP czy kursu, jaki wyznaczy sobie bank? Banki mają dzisiaj pełną dowolność w określaniu wysokości kursu.

Na rynku frank może kosztować 3 zł, ale gdy bank jego wartość określi na 3,5 zł, Kowalski zamiast oddać 300 zł (100 franków po 3 zł każdy), musi wpłacić 350 zł (100 franków po 3,5 zł każdy). Jan Kowalski co miesiąc musi oddawać 100 franków, ale ile to jest w złotówkach, zależy od kursu rynkowego i od tego, ile bank na Kowalskim chce zarobić. Dzisiaj nikt nie kontroluje spreadów, czyli różnic w kursach walut. Dla banków to sytuacja idealna, bo mogą zarabiać bez ograniczeń. Dla klientów tragiczna, bo o różnicach w kursach nie mają pojęcia, podpisując umowy. Wysokość spreadów jest płynna. Niektóre banki podnoszą spready na kilka dni w ciągu miesiąca. Na czas, w którym największa grupa ich klientów spłaca swoje zobowiązania.

Przykręcić kurek
Ministerstwo Gospodarki chce odebrać bankom prawo do swobodnego przeliczania kursów walut, tak by spłaty kredytów odbywały się według średniego kursu NBP. Resort naradza się w tej sprawie z przedstawicielami Związku Banków Polskich, Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego. Na razie z tych narad niewiele wynika. Bankowcy – co oczywiste – spread chcą zachować. A jak ustąpią, to chcą, by zmiany nie dotyczyły osób, które już mają zaciągnięte kredyty, tylko nowych kredytobiorców. Twierdzą, że prawo nie działa wstecz.

Tylko czy to trafiony argument? Nikt nie myśli o tym, by banki zwracały klientom nadpłacone ponad średni kurs NBP pieniądze. W sprawie pewnie muszą się wypowiedzieć prawnicy. – Powinny zostać stworzone warunki, w których żadna strona – ani bank, ani kredytobiorca – nie będzie poszkodowana – wypowiada się koncyliacyjnie wiceminister gospodarki Mieczysław Kasprzak. To niemożliwe. Bank zyskuje, gdy klient traci. A że przez spread można stracić majątek, wiedzą ci, którzy dokładnie sprawdzają harmonogram spłat swojego kredytu i kursy walut, jakie w dniu spłaty obowiązywały na rynku.

Jaka jest skala problemu? Najlepiej pokazać ją na przykładzie. Serwis ekonomiczny Money.pl przeliczył, ile traci na zawyżonym kursie walutowym klient, pożyczając od banku 300 tys. zł na 30 lat (przy oprocentowaniu 2 proc.). Największy spread ma Getin Bank (który do niedawna udzielał kredytów pod marką Dombanku) i wynosi on aż 13 proc. (w przypadku franków szwajcarskich). Innymi słowy różnica między kursem kupna i sprzedaży waluty wynosi 40 gr! To – dla podanego przykładu – oznacza, że miesięczna rata przy spłacaniu kredytu będzie wyższa o ponad 200 zł. W Deutsche Banku ta różnica wynosi prawie 160 zł, a w Nordea Bank ponad 120 zł. Najmniejszy spread obowiązuje w banku BZ WBK (dokładnie 5,4 proc.) i tutaj strata na różnicy kursów wynosi niecałe 90 zł miesięcznie.

I tak zarobimy
Im wyższa rata, tym większa strata klienta i większy zysk banku. Gdyby Ministerstwu Gospodarki udało się sprawę zawyżonych kursów uregulować, 900 tys. posiadaczy kredytów walutowych mogłoby płacić niższe miesięczne raty. Mogłoby, bo niekoniecznie będzie. Banki stratę wynikającą z nowych regulacji pokryją sobie w inny sposób, np. podwyższając marżę kredytów. Nawet gdyby tak było, to dla klienta, szczególnie tego, który dopiero szuka kredytu, dobra informacja.

O marży klient musi być poinformowany wprost, a spreadem banki się nie chwalą. Teraz w pewnym sensie nie sposób porównać oferty poszczególnych banków, bo choć wiadomo, ile będzie wynosiła rata w walucie, nie wiadomo, ile wyniesie po przeliczeniu na złotówki. Gdyby banki zdecydowały się na zrezygnowanie z zawyżania kursów albo zostały do tego zmuszone, porównanie ofert byłoby możliwe, a kwota wyliczona teoretycznie – bliższa rzeczywistej.

Jest i drugie wyjście. Marże na kredyty walutowe są niższe niż te w złotówkach, właśnie dlatego, że banki zarabiają na spreadzie. Gdy nie będą tego mogły robić, ograniczą ilość dostępnych kredytów walutowych. Przestaną się one bankom opłacać. Dzisiaj ilość kredytów walutowych w porównaniu z kredytami złotówkowymi systematycznie spada. Jeszcze kilka lat temu 70 proc. wszystkich kredytów było zaciąganych w walutach obcych. Dzisiaj to tylko 20 proc.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.