Jestem gościem Bruegla

Edward Kabiesz

|

GN 11/2011

publikacja 20.03.2011 19:35

W dawnych dziełach był kunszt poszukiwania harmonii. Ładunek współczesnej sztuki jest raczej destrukcyjny i wrogi człowiekowi – mówi Lech Majewski, reżyser filmu „Młyn i krzyż”.

Lech Majewski ożywia obraz Bruegla na taśmie filmowej, korzystając z możliwości, jakie daje mu najnowsza technika filmowa fot. ITI Lech Majewski ożywia obraz Bruegla na taśmie filmowej, korzystając z możliwości, jakie daje mu najnowsza technika filmowa fot. ITI

Lech Majewski Urodził się w Katowicach. Reżyser filmowy i teatralny, pisarz, poeta i malarz. Nakręcił m.in. „Wojaczka” (film zdobył ponad 20 nagród, w tym za reżyserię na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), „Angelusa” i „Ogród rozkoszy ziemskich” (grand prix w Rzymie). Jego filmy zdobyły wiele nagród za granicą i w kraju. Należy do członków Gildii Reżyserów Amerykańskich i Europejskiej Akademii Filmowej.

Edward Kabiesz: Powiedział Pan kiedyś, że nie wierzy, by nasz świat ze swoim złem był jedynym wymiarem, jaki istnieje, bo byłoby to zbyt okrutne.
Lech Majewski: – Tak. Samo istnienie tego świata jest niezwykłym cudem. Lecz w tym obszarze cudowności, jak to ujął Sartre, ludzie sami stwarzają sobie piekło.

Pana mistrzami są twórcy klasyczni, jak Bosch czy teraz Bruegel. Nie ceni Pan współczesnej sztuki?
– Niezbyt, bo sztuka współczesna w ogromnej większości jest prowokacyjnie pusta. Nie tylko malarstwo, ale również muzyka. Proszę na przykład porównać współczesnych kompozytorów z Bachem czy Beethovenem. Albo porównać współczesny dramat z Szekspirem. Czy tak cenionego malarza jak Picasso z Brueglem. Picasso jest tworem XX-wiecznym, człowiekiem, który zamiast pędzla miał siekierę i porąbał na drzazgi formę. W dawnej sztuce widoczne było dążenie do obdarowania człowieka stanem łaski. Sztuka była dążeniem do boskości. Fra Angelico, nie tylko zresztą on, uważał, że spływa na niego łaska Boża. I czujemy to w jego dziełach.

Czy to nie zbyt daleko idące uogólnienie?
– Cechą charakterystyczną sztuki XX wieku stało się niszczenie. Zniszczono formę powieściową czy budowę sonatową w utworze muzycznym – większość współczesnej muzyki jest torturą ucha. W dawnych dziełach był kunszt poszukiwania harmonii. Ładunek współczesnej sztuki jest raczej destrukcyjny i wrogi człowiekowi.

Była to sztuka inspirowana chrześcijaństwem.
– Oczywiście. Miała inspiracje duchowe. Świat odszedł od religii, od całej sfery duchowej.

Film „Ogród rozkoszy ziemskich” nawiązywał do twórczości Boscha. „Młyn i krzyż” to próba ożywienia na ekranie obrazu „Droga na Kalwarię” Piotra Bruegla Starszego.
– Bruegel fascynował mnie już w młodości. Jeździłem do Wenecji przez Wiedeń, gdzie spędzałem dużo czasu przed jego obrazami. „Droga na Kalwarię” nie leżała w pierwszej linii moich zainteresowań. Bardziej „Zima”, „Upadek Ikara” i „Wieża Babel”. Ale intrygowało mnie, że artysta maluje Drogę Krzyżową, a Chrystusa widzimy dopiero, kiedy zaczniemy penetrować ludzki gąszcz na obrazie, codzienność. Dopiero po jakimś czasie docieramy do głębszej warstwy, gdzie widzimy upadającego Chrystusa. I wtedy zdajemy sobie sprawę, że Bruegel nie tylko fantastycznie maluje, ale potrafi opowiedzieć głębszą warstwę prawdy. Bowiem zarówno mityczny upadek Ikara, jak i upadek Chrystusa były ledwo postrzegane przez współczesnych. W obrazie Bruegla ktoś kogoś aresztuje, coś się dzieje, jest pokazane zamieszanie, ale gdzie jest droga na Kalwarię? Gdzie jest główny bohater? Ludzie zajmują się czym innym, swoimi codziennymi sprawami. Nie interesują ich wydarzenia, które później przenicowują naszą cywilizację. W tym momencie są peryferyjne. To odwrócenie perspektywy przez Bruegla było rewolucyjne i głębokie w wydobywaniu prawdy.

Z tłumu wypełniającego obraz w filmie pokazuje Pan kilka postaci.
– Wraz ze scenarzystą, Michaelem Gibsonem, wybraliśmy postacie stanowiące coś w rodzaju przekroju społeczeństwa. Ile razy oglądałem obrazy Bruegla, tyle razy miałem wrażenie, że przedstawiają fabułę, opowieść, która toczy się przed oczami widza.

Czy może filmowy Bruegel jest Pana alter ego?
– Nie. Jestem niejako gościem Bruegla. Jestem u niego z wizytą. W jego świecie. Moja rola sprowadzała się do zbudowania przestrzeni filmowej w estetyce jego świata.

Obraz i film to także opowieść o opresji. Politycznej i religijnej.
– Bruegel traktował współczesną mu Flandrię jak Chrystusa. Z punktu widzenia malarza jego rodzinny kraj pada ofiarą Hiszpanów, którzy narzucają mu swoją władzę i interpretację wiary. Nie można rozlewać krwi w imię miłości. Ludzie stwarzają sobie sami piekło, co wynika z chorych ambicji i głupoty ludzkiej.

Pana stosunek do współczesności, nie tylko do tego, co się dzieje w sztuce, nie jest zbyt optymistyczny...
– Współczesny człowiek jest zagubiony. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z takim relatywizmem, odrzucaniem wartości i symboli. Atak na nasze dziedzictwo, na to, czym jest nasza tożsamość, stanowi zagrożenie dla społeczeństwa.

Nie widzi Pan żadnego światełka w tunelu?
– Być może jest jakaś szansa, szczególnie że młodzi ludzie wracają do źródeł, bo nie można żyć bez duchowości. Generalnie uważam, że religia może być głównym filarem duchowości i zapewnić człowiekowi transcendencję. A sztuka może nas zbliżać do stanu łaski, czego w dzisiejszych czasach nie robi lub co robi bardzo rzadko.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.