ORP „Błyskawica”. Unikatowy muzealny eksponat i wciąż pozostający na służbie okręt Rzeczpospolitej Polskiej

Adam Śliwa

|

GN 20/2023

publikacja 18.05.2023 00:00

Na rufie powiewa biało-czerwona bandera, na nadbudówce lśni złoty order Virtuti Militari, a przy dzwonie marynarz wybija szklanki. Prawdziwe muzeum, ale i pełnoprawny okręt z marynarską załogą.

ORP „Błyskawica” stoi przy Nabrzeżu Prezydenckim w Gdyni, zaraz obok żaglowca „Dar Pomorza”. ORP „Błyskawica” stoi przy Nabrzeżu Prezydenckim w Gdyni, zaraz obok żaglowca „Dar Pomorza”.
henryk przondziono /foto gość

Dowódca wchodzi z nabrzeża na pokład. Stojący na baczność marynarz oddaje mu honory przeciągłym świstem trapowym. Wszyscy turyści momentalnie zwracają głowę w stronę ORP „Błyskawica”. Ten najstarszy niszczyciel ma nie tylko wspaniałą historię i piękną prezencję. Wyjątkowość „Błyskawicy” polega również na tym, że można tu zobaczyć na co dzień marynarski ceremoniał i tradycję. Mimo 86 lat w służbie nie jest to tylko unikatowy muzealny eksponat, ale wciąż czynny i potrzebny Okręt Rzeczpospolitej Polskiej.

Służba trwa

ORP „Błyskawica” to okręt-muzeum. Wystawę w jego wnętrzu, opiekę merytoryczną i przewodników przygotowuje Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, ale sam okręt ma swojego dowódcę, załogę i jest częścią 3 Flotylli Okrętów Marynarki Wojennej. – Okręt ma prawo podnosić banderę i jest na nim całą dobę pełniona służba – dodaje kmdr por. Paweł Ogórek, dowódca „Błyskawicy”.

Dzięki temu, że okręt jest zacumowany w reprezentacyjnym miejscu Gdyni, na Nabrzeżu Prezydenckim, każdy odwiedzający miasto może go zobaczyć. Inne jednostki Marynarki Wojennej przebywają w porcie wojennym, niedostępnym dla turystów. – „Błyskawica” ma tę wyjątkową możliwość pokazania służby okrętowej, ceremoniału marynarskiego, które na innych okrętach są niewidoczne dla ogółu. A że prezentują je marynarze, robią to naprawdę dobrze – mówi z dumą dowódca. Mimo że „Błyskawica” jest na stałe zacumowana w porcie, załoga ma pełne ręce roboty. Konserwacja okrętu, pobieranie paliwa do agregatów, żywności, służba wachtowa, zapalanie odpowiednich świateł nawigacyjnych, podnoszenie o 8 rano bandery oraz opuszczanie jej o zachodzie słońca. A do tego udział w wielu uroczystościach. Na pokładzie jedynego w naszej armii niszczyciela odbywają się promocje nowych oficerów Marynarki Wojennej, awanse, wizyty zagranicznych gości, a nawet kręcone są filmy.

Będziem ciebie wiernie strzec

Polska Marynarka Wojenna powstała nie na morzu, ale na Wiśle, w związku z przejęciem niemieckiej flotylli rzecznej. 28 listopada 1918 roku Józef Piłsudski powołał marynarkę polską z pułkownikiem marynarki Bogumiłem Nowotnym jako szefem Sekcji Marynarki Wojennej przy Ministerstwie Spraw Wojskowych. W kwietniu 1919 roku do flotylli wiślanej dołączyła pińska, tworzona na rzece Pinie. Bazą marynarki był Modlin.

Organizację floty morskiej rozpoczęto po przyznaniu Polsce 147 km morskiego wybrzeża postanowieniem traktatu wersalskiego. Pierwszy okręt przeznaczony do żeglugi po Bałtyku zakupił prywatnie komandor Józef Unrug; był to ORP „Pomorzanin”, okręt hydrograficzny. W 1920 i 1921 roku zakupiono dwie kanonierki, ochrzczone jako „Generał Haller” i „Komendant Piłsudski”, oraz cztery poniemieckie trałowce z Danii. Jako reparacje pozyskano także sześć nieuzbrojonych niemieckich torpedowców. Pierwszymi pełnomorskimi i nowoczesnymi okrętami były zamówione na przełomie lat 20. i 30. we francuskich stoczniach kontrtorpedowce „Wicher” i „Burza” oraz trzy okręty podwodne – „Ryś”, „Wilk” i „Żbik”. W następnych latach kontynuowano rozbudowę floty. 17 lipca oraz 1 października 1935 roku w angielskiej stoczni J. Samuel White and Company Limited w Cowes położono stępki pod dwa zupełnie nowe niszczyciele – „Grom” i „Błyskawica”. – Brytyjczycy byli zdumieni, ile polscy inżynierowie wprowadzają zmian do ich przecież doskonałych projektów okrętów – śmieje się Czesław Stefaniak, nasz przewodnik po „Błyskawicy”. W jednostkach brytyjskich pomieszczenia oficerów tradycyjnie znajdowały się na rufie, gdzie mniej trzęsie. W nowych kontrtorpedowcach umieszczono je jednak na dziobie, żeby w razie alarmu szybciej mogli dostać się na swoje stanowiska. „Błyskawicę” zwodowano 1 października 1936 roku, a 25 listopada 1937 roku podniesiono na niej polską banderę. 1 grudnia okręt pod dowództwem komandora porucznika Tadeusza Podjazd-Morgensterna został uroczyście powitany w Gdyni.

Dźwięk dzwonu

Wchodzimy przez niewielkie drzwi do nadbudówki znajdującej się pod rufowym działem. Pierwotnie „Błyskawica” miała 7 armat 120 mm Bofors. W czasie wojny została przezbrojona w 8 dział czterocalowych (102 mm) Mk XVI, a po wojnie lufy zamieniono na radzieckie 100 mm, które są do dziś. Także artyleria przeciwlotnicza była wiele razy zmieniana. Co pewien czas pojawiają się pomysły, aby przywrócić okrętowi wygląd sprzed wojny. – Każda przebudowa to także historia tego okrętu – wyjaśnia Tomasz Miegoń. – Trzeba by uznać, że któryś z jej okresów jest ważniejszy niż inne. Poza tym wymagałoby to ogromnych zmian nie tylko uzbrojenia, ale na przykład wymiany masztu – dodaje dyrektor.

Wnętrze nadbudówki pokryte jest farbą zmieszaną z korkiem, aby uniknąć skraplania się wody w stalowym wnętrzu. Pod każdą wieżą działową znajduje się cylindryczny fundament rozkładający ciężar dział na poszczególne pokłady. Gdyby działa zostały położone bez tego wzmocnienia na pokładzie, zarwałyby go. Podczas zwiedzania co pewien czas słychać okrętowy dzwon. To marynarz wachtowy wybija szklanki. – Dawniej czas służby odmierzała klepsydra, a jej przesypanie się oznaczało pół godziny. Wtedy uderzano w dzwon, podczas czterogodzinnej wachty dodając co pół godziny kolejne uderzenie. Po uderzeniach oficer na mostku wiedział, która jest godzina i czy służba czuwa. Dźwięk dzwonu i klimat ciasnych zakamarków okrętu pozwalają niemal przenieść się w czasie do bohaterskiej, ale i bardzo ciężkiej służby w czasie wojny.

Wojenny czas

„Z Bogiem ku chwale Ojczyzny”, „Za wolą Bożą wkrótce się zobaczymy”… Tak żegnały się cztery polskie niszczyciele, zwane wtedy kontrtorpedowcami, gdy trzy z nich 30 sierpnia 1939 roku wyruszały do Anglii. Do spotkania nigdy już nie doszło. ORP „Wicher” zatonął 3 września 1939 r. w helskim porcie, zbombardowany przez Luftwaffe. Odpływającymi okrętami były „Błyskawica”, „Grom” i „Burza”. Plan rozrywający serca marynarzy uchronił okręty przed zniszczeniem już na początku wojny i pozwolił na kontynuowanie walki. W czasie walk w norweskich fiordach 4 maja 1940 r. zatonął bliźniak „Błyskawicy” – ORP „Grom”. Zginęło 59 członków załogi. Część nie mogła wydostać się przez wąskie bulaje. Idąc wzdłuż burty „Błyskawicy”, widać, że rzeczywiście niemożliwością jest przecisnąć się przez te okrągłe okna.

Idziemy ku rufie. – Tu wzdłuż burt były szyny – pokazuje zarys na pokładzie przewodnik Czesław Stefaniak. Przesuwano tędy na wózkach miny ku tyłowi. Tam zrzucano je do wody, gdy okręt brał udział w minowaniu. Eksplozja następowała, gdy wroga jednostka dotknęła wystających zapalników. Jednak w czasie wrzucania taka mina mogła trafić w krę lub kawałek drewna i zniszczyć własny okręt. Dlatego wypustki były zabezpieczone metalowymi kapturkami. Połączono je liną i zatrzaskiem. – W ten zatrzask wkładano kostkę cukru – wyjaśnia przewodnik. W wodzie cukier się topił, zatrzask zwalniał i mina była uzbrojona w bezpiecznej odległości od własnej jednostki. „Błyskawica” miała dwa tory minowe, po jednym wzdłuż każdej burty. Uzbrojenie uzupełniały jeszcze armaty przeciwlotnicze, wyrzutnie bomb głębinowych, aparaty torpedowe, radary, namierniki i całe systemy kierowania ogniem.

W czasie wojny okręt brał udział w osłanianiu brytyjskiej ewakuacji z Dunkierki, pływał w wielu konwojach alianckich na Atlantyku, walczył na Morzu Śródziemnym, Morzu Północnym, osłaniał lądowanie w Normandii. „Błyskawica” była szczęśliwym okrętem. Osłaniała blisko 80 konwojów, brała udział w ponad 100 patrolach. Wyjątkowym epizodem w jego historii była obrona miejsca narodzin okrętu, stoczni i miasta Cowes. Wiosną 1942 roku „Błyskawica” stała w swojej macierzystej stoczni, remontowana po gwałtownym atlantyckim sztormie. Dowódca, kmdr Wojciech Francki, przeczuwając zagrożenie, zachował na okręcie amunicję, którą normalnie na czas remontu wyładowywano. Nocą z 4 na 5 maja nad miasto nadleciały wrogie bombowce. „Błyskawica” od razu otworzyła ogień. Nieobsługujący dział marynarze rozstawili w mieście urządzenia do stawiania zasłony dymnej i ratowali rannych mieszkańców. Bomby uszkodziły miasto i niegroźnie samą „Błyskawicę”, ale stocznia i Cowes ocalały. Wdzięczni mieszkańcy do dziś organizują wielkie obchody na cześć okrętu i jego załogi, a ulice są udekorowane biało-czerwonymi flagami.

Pancerz to szybkość

Po wojnie, w 1947 roku, „Błyskawica” wróciła do kraju, już zupełnie innego niż ten, który opuszczała. Do Gdyni okręt zawinął 4 lipca o godzinie 9.00 rano. Początkowo w Marynarce Wojennej komunistycznego państwa służyło wielu zasłużonych przedwojennych i wojennych oficerów. Niestety, w 1950 roku zaczęły się aresztowania. Nie uniknął go i dowódca niszczyciela komandor Zbigniew Węglarz. „Błyskawica” służyła nadal, odbywając szereg zagranicznych wizyt. Ujawniały się jednak kolejne problemy techniczne wysłużonego już okrętu.

Schodzimy na niższy pokład. Widać turbiny parowe o łącznej mocy 54 000 KM i przekładnie napędzające dwie śruby okrętu. Jego pancerz to szybkość i manewrowość, a „Błyskawica” potrafiła sunąć przez fale z prędkością prawie 40 węzłów. Mijamy rury, zawory, przewody w oplocie metalowym. Jest ich tu 70 kilometrów. Każdy system pomalowano na odpowiedni kolor, aby rozpoznać, do czego służy. Czerwone – przeciwpożarowe i ratownicze, brązowe – paliwo, srebrne – gorąca para. Drzwiczkami, których tu podczas służby nigdy nie było, wchodzimy do środka jednego z trzech kotłów. Na ścianie widać palniki opalane mazutem. To tu tworzyła się para do napędu turbin. Wychodząc z kotła, trafiamy do miejsca, w którym miał miejsce tragiczny wypadek. 9 sierpnia 1967 roku o godzinie 9.02 podczas ćwiczeń pękł przewód parowy wysokiego ciśnienia. Zginęło 7 ludzi. Okrętu nie opłacało się już naprawiać. Służył jeszcze statecznie jako bateria przeciwlotnicza w Świnoujściu, aż w końcu 1 maja 1974 roku „Błyskawica” zastąpiła „Burzę” w roli okrętu-muzeum.

Ruszamy wzdłuż wiekowego okrętu. Widać jego linię zanurzenia i stalowe blachy, jakimi pokryto w części podwodnej mocno zużyty w słonej wodzie oryginalny kadłub. Czy nie lepiej byłoby wyciągnąć „Błyskawicę” na brzeg? – Środowiskiem naturalnym takiego okrętu jest woda i w takim miejscu powinien pozostać – przekonuje Tomasz Miegoń, dyrektor Muzeum Marynarki Wojennej.

„Błyskawica” jako jedyny okręt została odznaczona Złotym Krzyżem Virtuti Militari i symbolizuje piękną historię całej Marynarki Wojennej. Dzięki troskliwej opiece Błyskotka, jak ją nazywają marynarze, jest powodem do dumy. „Okręt ten jest najpiękniejszym i najlepiej utrzymanym okrętem-muzeum na świecie” – napisał w księdze pamiątkowej Niels Jannesch, dyrektor Muzeum Morskiego Atlantyku w Kanadzie.

Oddalając się, raz jeszcze słyszymy dźwięk okrętowego dzwonu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.