Wystawa „Życie ukryte. Dziecko w polskiej sztuce współczesnej”. Dość udana próba pokazania niemal całego życia człowieka

Agata Puścikowska

|

GN 20/2023

publikacja 18.05.2023 00:00

W wystawie otwartej w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim w Warszawie można przejrzeć się jak w lustrze.

Aleksandra Satlava Hop studio – modułowa zabawka dla dzieci. Aleksandra Satlava Hop studio – modułowa zabawka dla dzieci.
materiały prasowe wystawy

I to zarówno gdy patrzymy z perspektywy dorosłego człowieka na początek własnego życia, czyli na całe dziesięciolecia do tyłu, jak i gdy jesteśmy tu i teraz, a patrzymy na życie nasze współczesne: macierzyństwo i ojcostwo. Wystawa „Życie ukryte. Dziecko w polskiej sztuce współczesnej” to dość udana próba pokazania niemal całego życia człowieka. Od okresu prenatalnego, przez dzieciństwo – i to różowe, idylliczne, i to niekoniecznie radosne – aż do śmierci, również tej dramatycznej. Dzieciństwo to z jednej strony czas magiczny, wyjątkowy, przepiękny, z drugiej – naznaczony często trudnymi wydarzeniami, które formują i naznaczają człowieka na przyszłość. Wystawa w Zamku Ujazdowskim to również próba pewnej panoramy, spojrzenia szerszego, społecznego, na takie zagadnienia jak początek życia ludzkiego, kwestie związane z funkcjami i rolami społecznymi, rolą kobiety i mężczyzny we współczesnym świecie.

Na Zamek Ujazdowski

Wystawę można oglądać od połowy maja w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Na sporej przestrzeni, ciekawie i estetycznie zaaranżowanej, w kilku salach podzielonych tematycznie możemy obejrzeć prace, które dotykają dzieciństwa, życia dziecka, bycia dzieckiem, ale szerzej – również i rodzicielstwa. Na wystawie udało się zgromadzić prace ponad czterdziestu polskich artystów, którzy tworzyli od lat 80. ubiegłego wieku aż do dziś. To prace w bardzo wielu technikach – od rysunku, przez malarstwo, rzeźbę, fotografię, aż do filmu i technik łączonych. Pomysł ma być nawiązaniem do zrealizowanej w 1917 roku w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie wystawy „Dziecko w sztuce”. Jej twórcy chcieliby, by „zainicjowała dyskurs o najmłodszych uczestniczkach i uczestnikach naszego życia społecznego i kulturalnego” – czytamy w opisie.

„Wystawa podejmuje temat napięcia związanego z różnymi sposobami widzenia okresu prenatalnego, przywołuje obrazy idyllicznego i formatującego tożsamość wczesnego dzieciństwa, zestawia różne spojrzenia na macierzyństwo, ojcostwo i relacje rodzinne, stawia pytanie o katalog wzorców cywilizacyjnych i kulturowych kształtujących dorastającego człowieka” – czytamy dalej. Czy jest to faktycznie „napięcie”? Okres prenatalny, jak by na ten moment nie patrzeć, jest początkiem życia ludzkiego. Widać ten początek zarówno w pracach malarskich, jak i jeszcze bardziej oryginalnie w niezwykłej pracy Kamili Krzewiny, przedstawiającej ludzki zarodek. Nadnaturalnej wielkości forma, wykonana z papier mâché, zawieszona została w niszy, przestrzeni, która przypomina macicę. Dziecko przyczepione do niej, rodzajem „pępowiny”, zawieszone jest w próżni.

Strefy, na które podzielona jest wystawa, odpowiadają zarówno chronologii rozwoju dziecka, ale też „najistotniejszym wymiarom komentowanej przez artystki i artystów rzeczywistości”. Początek przestrzeni ekspozycyjnej wypełniają dzieła, których sedno oddaje biblijny fragment: „Nie byłem dla Ciebie tajemnicą, kiedy w ukryciu nabierałem kształtów”. „Życie prenatalne, mimo znakomitych możliwości diagnostycznych dzisiejszej medycyny, wydaje się we współczesnej kulturze ukryte do tego stopnia, że osuwa się w rejony zbliżone do genezyjskiego mitu. Jawi się jako półrealne, a jego osobowy i ludzki status wydaje się do tego stopnia wątpliwy, że w dyskursie publicznym nieustannie jest przedmiotem negocjacji i subiektywnych osądów, uzależnionych od opcji światopoglądowej oceniającego” – pisze kurator wystawy Łukasz Murzyn we wstępie do katalogu promującego wystawę. Kolejna strefa, nazwana „Idyllą”, to prace odsyłające do pierwszych wspomnień wczesnego dzieciństwa. O ile nie naznaczone są traumą, podlegają z perspektywy czasu idealizacji. Wybrane dzieła ukazują nasze widzenie dzieciństwa, również z perspektywy początków identyfikacji dziecka z przestrzenią, językiem – bo jest to czas przełomowy dla kształtowania się człowieka. Podziwiać możemy prace, które opisują świat oczami dziecka. Czy odnajdziemy w nich i własne dzieciństwo, wrażliwość i emocje? Możliwe.

Lepiej samodzielnie

Kolejna część wystawy poświęcona została rodzicielstwu. I tu zapewne rodzice oglądający prace odnajdą i własne przeżycia, doświadczenia, emocje. Bo chyba niezależnie od miejsca na ziemi, światopoglądu, wiary czy wieku bycie matką czy ojcem nie ogranicza się wyłącznie do biologii. To doświadczenia często skrajne, a towarzyszące nam od momentu pojawienia się dziecka na świecie aż do naszej późnej starości. Jesteśmy rodzicami, prowadzimy nasze dzieci przez świat. Towarzyszymy im z radością, ale często ze znojem, zmęczeniem, frustracją. Ponad wszytko jednak – z miłością. A ta miłość, jak i dzieci, zmienia się w czasie i przestrzeni. Relacja rodzic–dziecko dojrzewa i przeobraża się, inaczej wygląda przy początkach, inaczej na końcu. Prace wywołują wiele pytań: kim jestem jako matka? Jak się w tej roli odnalazłam i odnajduję? Jak macierzyństwo zmieniło moje życie...

Kolejna strefa wystawy – „Wzory kultury” – to chyba najbardziej, i chyba niezbyt potrzebnie, zideologizowana część ekspozycji. Nawiązująca do wzorców, konwencji, motywów literackich, religijnych, ale i mocno kierunkująca, chociażby opisami. Zresztą opisy wystawy to jej najsłabsze ogniwo. Dziwny język, nowomowa rodem z feministycznej publicystyki, wcale nie zachęca do dyskursu o „najmłodszych uczestnikach życia publicznego”, lecz go niefortunnie zamyka. Momentami wywołuje językowy niesmak i apel o szacunek dla języka polskiego: bo jeśli opisuje się doświadczenia synostwa i „córectwa” (!), to większość odbiorców reaguje na takie językowe monstrum wręcz alergicznie. To niepotrzebne psucie dobrej sztuki złym językiem. Niestety, część opisów sprawia też wrażenie narzucania widzowi konkretnej narracji. A przypuszczalnie nie o to twórcom chodziło. Dlatego dużo lepiej zwiedzać wystawę „samodzielnie”, zgodnie z własną wrażliwością, interpretacją i emocjami, a niekoniecznie posiłkując się gotowymi opisami stref, które potrafią wybić z rytmu własnych myśli i poszukiwań.

Kolejne części wystawy dotykają aspektów socjalizacji i dorastania młodego człowieka. A „Łzy” to przestrzeń poświęcona cierpieniu. Bo dzieci też cierpią. I bywa, że bardzo. Kalectwo, śmierć, przemoc – to tematy tabu w kontekście dzieci. Mimo to przecież istnieją i warto się z nimi zmierzyć. Wstrząsające i przepiękne są chociażby prace Marzeny Kolarz, ilustrujące życie dziecka chorego na nowotwór. Warto, by ta część ekspozycji, chociaż dostępna dla wszystkich zwiedzających, była opisana jako trudniejsza i nieco drastyczna. Wydaje się, że nawet w obecności rodziców nie wszystkie dzieci powinny na nią wchodzić. Bardziej wrażliwe mogą doświadczyć silnych emocji, a wręcz lęku.

Wystawę dopełnia specjalna przestrzeń dla dzieci, w której mogą tworzyć, słuchać, dotykać, bawić się. Projekt obejmuje też program edukacyjny, warsztaty, oprowadzanie, także prowadzone przez dzieci dla dzieci, debaty ekspertów oraz specjalny repertuar Kina Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Architektura ekspozycji, forma katalogu oraz przygotowane w wersji dla dorosłych i dla dzieci druki edukacyjne zachęcają do oglądania widzów w każdym wieku, wręcz całe rodziny.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.