Matteo Ricci, misjonarz Chin – życie jak scenariusz filmu przygodowego

Krzysztof Popławski OP

|

GN 20/2023

publikacja 18.05.2023 00:00

Nie będzie to opowieść o ojcu Mateuszu rozwikłującym kryminalne zagadki w Sandomierzu. Chociaż życie Matteo Ricciego, nazywanego „największym misjonarzem, jakiego Chiny kiedykolwiek widziały”, też mogłoby być scenariuszem filmu przygodowego.

Pomnik ks. Matteo w tradycyjnym stroju mandaryńskim (Macerata, Włochy). Pomnik ks. Matteo w tradycyjnym stroju mandaryńskim (Macerata, Włochy).

Powodów do napisania o nim i o Kościele w Chinach akurat teraz jest kilka: zmarł 11 maja 1610 roku; w grudniu zeszłego roku ogłoszono dekret o heroiczności jego cnót, co otwiera drogę do beatyfikacji i kanonizacji; w 2007 roku Benedykt XVI ustanowił 24 maja dniem modlitw za Kościół w Chinach; żywo jest dyskutowany i przeżywany temat umowy, jaką podpisał (2018 r.) i przedłużył Watykan z Chinami. Mam też powody bardzo osobiste: fascynuje mnie ta postać od ponad trzydziestu lat, odwiedziłem miejsca z nią związane i modliłem się przy jej grobie w Pekinie.

Mędrzec z Zachodu

Matteo Ricci urodził się w Maceracie, w regionie Marche (Italia), 6 października 1552 roku. Miał studiować prawo, ale zamiast tego wstąpił do jezuitów. W Rzymie odbył nowicjat w kościele św. Andrzeja na Kwirynale i rozpoczął studia w sławnym Collegium Romanum. Poza filozofią i teologią studiował astronomię i matematykę pod kierunkiem Krzysztofa Claviusa SJ, największego matematyka tamtego czasu, zaangażowanego w reformę kalendarza zleconą przez Grzegorza XIII i wprowadzoną w 1582 roku. Ricci nauczył się również konstruowania i konserwacji zegarów oraz zdobył podstawowe umiejętności kartograficzne, które później rozwinął. Naukę kontynuował w Goa (Indie) i tam w 1580 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Został przeniesiony do Makao, a od 1583 roku przebywał w Chinach; po wielu perypetiach udało mu się w 1601 roku zamieszkać na stałe w Pekinie. Jego przybycie do stolicy 24 stycznia 1601 roku zostało odnotowane w kronikach dynastii Ming. Ricci przedstawił cesarzowi siebie i braci w następujący sposób: „Jesteśmy bogobojnymi ludźmi z Dalekiego Zachodu, którzy czczą Stworzyciela nieba i ziemi. Przybyliśmy, by szerzyć religię Boga w Państwie Środka. Nie oczekujemy od Jego Cesarskiej Mości za nasze dary ani urzędów, ani nagrody. Prosimy o łaskę, by wolno nam było w Pekinie żyć i umrzeć”. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem przyniósł ze sobą wiele darów – cesarz był szczególnie poruszony obrazem Jezusa Chrystusa Zbawiciela. Na jego widok zakrzyknął: „To jest żywy Bóg”. Stąd w Pekinie nazywano jezuitów „mężami, którzy cesarzowi przynieśli żywego Boga”. Sam Ricci był już wtedy znany jako „Mędrzec z Zachodu”, dzięki wydanym dziełom oraz mapie świata, którą przygotował dla Chińczyków.

Nagrobek Matteo Ricciego w Pekinie.   Nagrobek Matteo Ricciego w Pekinie.
HOW HWEE YOUNG /epa/pap

Zmarł w Pekinie 11 maja 1610 roku, mając zaledwie 57 lat. Cesarz Wan Li w dowód jego wielkich zasług i miłości do Chin urządził mu pogrzeb państwowy (jako pierwszemu obcokrajowcowi) i ofiarował miejsce na jego pochówek w Pekinie. Obrzędy pogrzebowe, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, trwały ponad rok i 11 listopada 1611 roku Ricci spoczął w grobie, który istnieje w Pekinie do dzisiaj. Na początku lat 80. zeszłego wieku rząd odnowił ten grób (to właściwie mały cmentarz z kilkunastoma grobami misjonarzy), który znajdował się w ogrodach głównej szkoły partyjnej w Pekinie (obecnie Szkoła Administracji). Wtedy też padły słowa, że Matteo Ricci to „jedyny cudzoziemiec, który Chińczykom dopomógł zrozumieć ich własny kraj”.

Przyjaźń mostem

Ricci miał wielkie pragnienie zrozumienia kultury chińskiej i zbliżenia się do niej oraz do Chińczyków. Wykorzystywał wszystkie swoje talenty do osiągnięcia tego celu. Pomogły mu w tym fenomenalna pamięć, znajomość matematyki i astronomii oraz kartografii, a także niezwykła otwartość i elastyczność. Napisał o sobie: „Stałem się Chińczykiem”. Kiedy zrozumiał, że ubiór na wzór mnichów buddyjskich stanowi raczej przeszkodę niż pomoc w kontakcie z Chińczykami, postanowił ubierać się na wzór mandarynów i konfucjańskich mędrców. W takim stroju jest przedstawiany na obrazach: w jedwabnych szatach, z długą brodą i włosami.

Pierwsza jego książka, wydrukowana w Chinach, była poświęcona przyjaźni, druga – zachodniej metodzie zapamiętywania, mnemotechnice, a potem powstał katechizm „Prawdziwa nauka o Panu Niebios”. Razem z Xu Guangqi (obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny) przetłumaczył sześć z trzynastu ksiąg „Elementów” Euklidesa. Umiłowanie nauki i przekazywanie jej to początek spotkania, z którego rodziły się przyjaźń i wzajemne relacje umożliwiające głoszenie Ewangelii.

Przyjaźń, nauka i wzajemne powiązania z różnymi osobami (to bardzo ważna kategoria w chińskiej tradycji, tzw. ­guanxi) stanowiły podstawę do poznawania zupełnie obcej europejskiej mentalności kultury i zbliżania się Ricciego do niej. W jego rozumieniu przyjaźń była koniecznym elementem misyjnej metody i dialogu między kulturami. Widział w niej idealny sposób prowadzenia misji w Chinach. Przyjaźń stała się przestrzenią spotkania tych dwóch różnych światów.

Można powiedzieć, że Ricci umarł jako „męczennik przyjaźni” (Edward Malatesta SJ), zważywszy, że jego wczesna śmierć była związana z przepracowaniem, a także z przyjmowaniem wielu przyjaciół i gości. W jednym z listów – z poczuciem humoru, którego mu nie brakowało – napisał: „Cztery miesiące temu kupiliśmy dom, gdzie przyjmuję tak wielu ważnych gości, że często nie mam czasu zjeść. Próbuję zjeść coś wcześnie rano, ponieważ czasami goście przychodzą jeden po drugim i zmuszają mnie do postu”.

W 1595 roku Ricci przygotował krótki traktat o przyjaźni „Sto aforyzmów dla Chińskiego Księcia”. Czerpał wiele od autorów greckich i rzymskich. Traktat był napisany klasycznym językiem chińskim. Podkreślił w nim, że prawdziwa przyjaźń istnieje tylko między ludźmi pełnymi cnoty i kochającymi cnotę dla niej samej. Traktat okazał się wielkim sukcesem, także ze względu na to, że w wielu miejscach korespondował z konfucjańskim rozumieniem przyjaźni. Bo przyjaźń jest ważnym elementem więzi międzyludzkich, które Konfucjusz przedstawił w pięciu podstawowych relacjach.

Jan Paweł II w liście z okazji 400-lecia śmierci Matteo Ricciego napisał: „Wnosząc w samo serce kultury i cywilizacji Chin końca XVI wieku dziedzictwo klasycznej refleksji grecko-rzymskiej i chrześcijańskiej na temat przyjaźni, określił przyjaciela jako »połowę mnie samego, a nawet drugie ja«; dlatego »racją bytu przyjaźni« jest wzajemna potrzeba i wzajemna pomoc”.

Konfucjanizm

Ricci zobaczył w konfucjanizmie możliwość zbliżenia się z chrześcijaństwem do chińskiej kultury. W pewnym sensie uważał, że chrześcijaństwo może zintegrować się, zjednoczyć i dopełnić konfucjanizm. Dlatego na użytek współbraci przetłumaczył dwa podstawowe teksty konfucjańskie dotyczące zasad dobrych rządów, obrzędów i ceremonii oraz zasad moralnych. Dla Ricciego konfucjanizm był przede wszystkim „filozofią życia”, co pozwalało mu ze spokojem przyjmować zarówno składanie ofiar ku czci Konfucjusza (uważał, że nie było to związane z uznaniem jego boskości), jak i cześć okazywaną zmarłym przodkom. Niestety, stało się to później źródłem konfliktu między misjonarzami (z jednej strony jezuici, z drugiej dominikanie i franciszkanie), co doprowadziło w roku 1742 do zakazania chrześcijanom uczestniczenia w tych obrzędach. Dopiero w 1939 roku Kościół uznał, że cześć oddawana Konfucjuszowi i zmarłym przodkom nie ma charakteru religijnego. Zwrócenie się ­Ricciego ku konfucjanizmowi zaowocowało uznaniem wśród wyższych sfer w Chinach, a także przyprowadziło do chrześcijaństwa ważne osoby: Paula Xu Guangqi, Leo Li Zhizao i Michaela Yang Tingjun.

Katechizm dla „pogańskich literatów”

W cytowanym liście Jan Paweł II przyrównał pracę ­Ricciego do dzieła ojców Kościoła: „I właśnie tak jak ojcowie Kościoła postąpili przed wiekami, gdy doszło do spotkania kultury grecko-rzymskiej z Ewangelią Jezusa Chrystusa, tak też ojciec Ricci wykonał żmudną i długofalową pracę inkulturacji wiary w Chinach, ustawicznie szukając obszaru porozumienia ze środowiskiem ludzi wykształconych tego wielkiego kraju”. Do tego były potrzebne pokora i szacunek wobec kultury chińskiej, której historia i tradycja były dłuższe od chrześcijaństwa. To zresztą stało się źródłem konfliktu i dyskusji wśród misjonarzy, bowiem dla niektórych z nich lokalna kultura jawiła się jako przeszkoda, a nie jako gleba, na której powinno wyrosnąć dzieło Chrystusowe. Zmiana paradygmatu misyjnego z: „To my przynosimy kulturę” na: „Szanując was, pragniemy w waszej kulturze zasiać Ewangelię” dokonała się tak naprawdę dopiero po Soborze Watykańskim II. Ricci wyszedł z Kościoła potrydenckiego, a żył i myślał, jakby był w Kościele po Vaticanum II. Jan Paweł II powiedział: „W świetle ducha dialogu i otwarcia, jaki charakteryzuje Sobór [Watykański II], metoda pracy misyjnej ojca Ricciego jawi się jak nigdy dotąd żywa i aktualna”. Natomiast Benedykt XVI podkreślił, że głęboka miłość do Chińczyków, ich historii, kultury, religijnej tradycji uczyniła apostolat Ricciego oryginalnym, a nawet profetycznym. „Być Chińczykiem z Chińczykami” stało się metodą ewangelizacji pozwalającą na zaadaptowanie się do lokalnych zwyczajów i tradycji, by być bliżej tych, którym głosi się Ewangelię.

Niezwykle ciekawym świadectwem podejścia Ricciego jest jego katechizm „Prawdziwa nauka o Panu Niebios”. To jego najważniejsze dzieło, które opublikował w 1603 roku. Prawdy wiary chrześcijańskiej przedstawione są w formie dialogu między uczonymi chrześcijańskim i chińskim. Argumentacja jest przede wszystkim rozumowa, bez odwoływania się do argumentów z autorytetu. To swoisty początek drogi wtajemniczenia, co powodowało, że znając wrażliwość chińską, Ricci stopniowo wprowadzał prawdy wiary. Szczególna trudność była związana ze śmiercią Jezusa na krzyżu: „Wielki katechizm Ricciego, napisany dla »pogańskich literatów«, szkicował więc tylko prawdy Objawienia, nie uwzględniając – na przykład – śmierci Chrystusa na krzyżu. O Chrystusie mówiło się: »Przyjął ciało i wybrał imię Jezus, co oznacza Odkupiciel. Sam nauczał i nawrócił wielu na Zachodzie. Po trzydziestu trzech latach wstąpił znowu do nieba. To jest życie Boga (który stał się Człowiekiem)«. Tajemnice wiary zdradzał tylko wtedy, kiedy już naturalna religijność przygotowała drogę” (Ernst Stürmer). Pewnego razu Ricci został zatrzymany z powodu znalezienia wśród prezentów dla cesarza krucyfiksu. Uważano, że ma to związek z czarną magią, ponieważ przedstawia postać przybitą do krzyża, a poza tym publiczne przedstawienie nagiego ciała było niedopuszczalne dla Chińczyków.

Zasługą Ricciego jest to – jak podkreślał Jan Paweł II – że „wypracował terminologię chińską dla teologii i liturgii katolickiej, stwarzając w ten sposób warunki do poznania Chrystusa i wcielenia Jego orędzia ewangelicznego i Kościoła w kontekście kultury chińskiej”.

Otwarte drzwi

Benedykt XVI w swoim liście skierowanym do katolików w Państwie Środka, 27 maja 2007 roku, zaproponował, by każdego roku 24 maja był Światowym Dniem Modlitw za Kościół w Chinach. Jest to święto Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych, a takie wezwanie nosi Sheshan – najważniejsze sanktuarium maryjne w Chinach, w Szanghaju. W Polsce działa Stowarzyszenie im. Michała Boyma SJ „Sinicum”, które „chce wspierać wszelkie inicjatywy służące wzajemnej promocji kultury oraz religii, a także wzbogacać Kościół katolicki w Polsce doświadczeniem kulturowo-religijnym Chin” (­sinicum.pl/) i co roku w związku z 24 maja przygotowuje spotkania modlitewne i dyskusyjne oraz materiały dla katechetów.

W ostatnich latach zintensyfikowano negocjacje między Watykanem i rządem Chin. Dyplomacja, czyli negocjacje przy biurku i w cieniu gabinetów polityków oraz kościelnych dostojników, to nie jest świat, w jakim przychodzi żyć wiernym danego kraju. Przypominają się słowa kard. Wyszyńskiego, rozczarowanego działaniem Stolicy Apostolskiej podejmującej rozmowy z komunistami bez udziału lokalnego Kościoła: „Dyplomacja nie uratuje Kościoła, tylko wyznanie Ewangelii i modlitwa”.

Porozumienie zawarte między Watykanem a Chinami w 2018 roku i przedłużane w latach 2020 i 2022 budzi od początku sporo nieufności. Nie jest znana cała treść porozumienia, a tylko to, co dotyczy kwestii mianowania biskupów. Wybór nowych ma być teraz wspólnie uzgadniany pomiędzy Stolicą Apostolską i władzami w Pekinie. Wydaje się, że Watykanowi chodziło o zjednoczenie Kościoła w Chinach, który od czasu przejęcia władzy przez komunistów jest podzielony na tzw. Kościół patriotyczny, podporządkowany władzy, oraz tzw. Kościół podziemny, wierny papieżowi. Skutkowało to m.in. wyświęcaniem bez zgody papieża biskupów w Kościele „patriotycznym”. Watykan zgodził się zdjąć z nich ekskomunikę i przekazać im władzę nad diecezjami, i w tym samym czasie odesłać na emeryturę dwóch „podziemnych”, wiernych papieżowi biskupów. Najsilniejszym głosem sprzeciwu wobec tego porozumienia były słowa emerytowanego kard. Zena z Hongkongu, który mówił wprost, że to „wyprzedaż” Kościoła chińskiego i brak zrozumienia natury chińskiego komunizmu. Dla wielu chińskich katolików, zarówno na kontynencie, jak i mieszkających poza Chinami, idea porozumienia jest źródłem konsternacji, cierpienia i niezrozumienia. Mają często poczucie zlekceważenia tych, którzy wierność Stolicy Apostolskiej okupili realnym cierpieniem i prześladowaniami. A poza tym porozumienie nie zatrzymało niszczenia kościołów w Chinach, zabraniania dzieciom i młodzieży uczestnictwa w życiu religijnym, zmuszania kapłanów do wstępowania do Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich, organizacji pod całkowitą kontrolą rządu. Smutnym ostatnim potwierdzeniem niepokoju związanego z działalnością władz wobec Kościoła jest mianowanie – bez zgody Watykanu – nowego biskupa w Szanghaju, Giuseppe Shen Bina. O jego ingresie dowiedziano się z mediów. W kontekście tej sytuacji ks. Bernardo Cervellera, zaangażowany od wielu lat w sprawy Kościoła w Chinach, a obecnie mieszkający w Hongkongu, napisał: „Samo porozumienie wymknęło się Watykanowi spod kontroli. Rząd chiński wykorzystał je do realizacji swojej polityki podporządkowania sobie całego Kościoła chińskiego, a więc zarówno tego oficjalnego, jak i podziemnego”. Można powiedzieć, z naszego polskiego doświadczenia, że władza komunistyczna tak naprawdę nigdy nie jest partnerem dialogu, bowiem z założenia zmierza do podporządkowania (a często zniszczenia) Kościoła. Tak było w latach 70. zeszłego wieku, kiedy Stolica Apostolska próbowała negocjować z krajami komunistycznymi naszej części Europy. Niesie to niepokój związany z obawami, że watykańska dyplomacja ma długą historię, ale krótką pamięć.

Ojciec Matteo Ricci przed śmiercią powiedział, że pozostawia otwarte drzwi. W pewnym sensie ciągle jesteśmy u początku tej drogi. Jak napisał o nim Jan Paweł II: „…zdołał on stworzyć pomost pomiędzy Kościołem a chińską kulturą, który dziś jeszcze okazuje się trwały i pewny, pomimo niezrozumienia i trudności pojawiających się w przeszłości i nadal się odnawiających... Jestem przekonany, że Kościół może bez obaw podążać tą samą drogą, ze spojrzeniem zwróconym w przyszłość”.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.