Gdańską Galerię Zmysłów można zwiedzać przy użyciu wszystkich zmysłów… poza wzrokiem

Agata Puścikowska

|

GN 19/2023

publikacja 11.05.2023 00:00

Głębsze spojrzenie... A bez wzroku. Wszystkimi zmysłami.

Barbara Borowiecka cieszy się, że jej prace, w dosłowny sposób, są oglądane przez niewidomych. Barbara Borowiecka cieszy się, że jej prace, w dosłowny sposób, są oglądane przez niewidomych.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Wchodzisz przez zaciemnione drzwi. Zalewa cię ciemność. I dość dziwne uczucie. Przewodniczka Renata Andres instruuje cierpliwie, co i jak robić, by widzieć, nic nie widząc. Lewa ręka do góry, prawa dotyka ścian. Trzeba macać dłonią, ale i badać stopami, by się nie przewrócić. Niby dwa centymetry różnicy, ale gdy się wchodzi na mały schodek po ciemku, to różnica wydaje się ogromna. Jakby się wchodziło na (niedostępne) góry i schodziło z nich. Lepiej się w tej czarności nie wywrócić. Oglądasz. Dotykiem, słuchem, nawet węchem. Gdy wyjdziesz z ciemności, spojrzysz nie tylko na Gdańsk, ale i na cały świat zupełnie inaczej.

Zamiana proporcji

– Wzrok dostarcza około 80 proc. informacji, które zdobywamy o świecie – mówi Monika Domagalska-Ilińska, prezeska Stowarzyszenia Invisibilia prowadząca Gdańską Galerię Zmysłów. – Dlatego tak trudno nam poruszać się z zamkniętymi oczami, w ciemności. Osoby niewidome i słabowidzące muszą sobie jednak bez wzroku radzić. Pomagają nam inne zmysły: dotyk, słuch i węch – mocno wówczas wyostrzone. Jednak jeśli odwróci się proporcje i człowiek widzący wejdzie w przestrzeń zupełnej ciemności, doświadczy emocji, wrażeń, własnych zmysłów – zazwyczaj wyłączonych i niedocenianych. Trzeba zamienić 80 proc. na pozostałe 20 i odmienić... patrzenie na świat.

W Gdańskiej Galerii Zmysłów te proporcje zmienia się dość szybko, bo „zmysłowa atrakcja na mapie Gdańska” jest miejscem nietuzinkowym, przemyślanym i przepracowanym. Część ekspozycji „ciemnej” to przestrzeń, w której można „zobaczyć” Gdańsk, narysować własny obraz czy iść na zakupy i poczekać na autobus. Nie jest to proste! – Nasze ekspozycje można zwiedzać przy użyciu wszystkich zmysłów. Poza wzrokiem – uśmiecha się Eliza Nowakowska, przewodniczka i edukatorka. – Ludzie, którzy na co dzień widzą, czasem nie zauważają wielu spraw, przestrzeni, nawet innych ludzi. A innymi zmysłami jesteśmy w stanie poznać wiele.

Gdańską Galerię Zmysłów przy Okopowej 7 tworzą osoby z niepełnosprawnością wzroku – niewidomi i słabo widzący. Inicjatywa jest podmiotem ekonomii społecznej, jak mówi pani Monika – zarządzanym „turkusowo”, czyli w nowoczesny sposób, oparty na współpracy. A celem organizacji jest działalność edukacyjna, integracyjna i reintegracyjna osób niepełnosprawnych. – Nasze motto brzmi: „Nie widzimy przeszkód”. I to jest symboliczne hasło, bo w życiu codziennym faktycznie nic nie widzimy, ale nie tylko dajemy radę, lecz i inspirujemy, edukujemy, chcemy zmieniać świat – dodaje Agnieszka Frost.

Zwiedzanie to zupełnie nietypowe. – Odbywa się w całkowitej ciemności, pod opieką jednego z naszych przewodników, którzy z ciemnością żyją na co dzień i umieją się w niej poruszać. Trochę odwrotnie niż w tzw. zwykłym świecie, gdy często to osoby widzące służą za przewodników osobom z dysfunkcją wzroku – tłumaczy pan Arkadiusz, mąż Agnieszki. – Gdy oprowadzam po części wystawy i zachęcam do rysowania w ciemności, ludzie doświadczają przeróżnych wrażeń, emocji. Wychodzą stąd jakby inni...

Przewodnicy nie tłumaczą, co „widać”, czyli czego można dotknąć, co wywąchać, usłyszeć. Do wszystkiego należy dojść samodzielnie i poczuć samodzielnie, i zrozumieć. Rozleniwiony dotyk niewiele pomaga. A odgłosy, które towarzyszą wystawom, stają się dość przytłaczające. Bo oto okazuje się, że jeśli nie widzimy – słyszymy jakby mocniej i więcej. Intensywniej. Również gdańską ulicę. – Nie zdradzamy, co można u nas dokładnie zobaczyć. Dlatego też nie chcemy, by fotoreporterzy robili zdjęcia w części „ciemnej” muzeum – uśmiecha się pani Monika. – Trochę oczywiście możemy uchylić rąbka tajemnicy. Ale warto po prostu do nas przyjechać i osobiście przekonać się, dotknąć, poznać i zobaczyć. Zdradzę tylko, że w naszym muzeum historię Gdańska i jego najważniejsze symbole można poznać na nowo. I nieco inaczej niż dotychczas.

Najlepsza ekipa

Pani Monika – ciepła, pełna pomysłów i energiczna. Skromna. Może nawet zbyt skromna. – Działamy tu wspólnie, podejmujemy decyzje, każdy wnosi coś od siebie. Wszyscy tworzymy to miejsce – mówi. – A pomysł? Pomysł na zachodzie sięga lat 50. ubiegłego wieku – muzea w ciemności istnieją od dziesiątków lat. W Polsce już też kilka świetnych działa. Ludzie chcą doświadczyć świata wszelkimi zmysłami, a osoby niewidome mogą im to zapewnić. Przy okazji pokazać własny świat.

Miejsce w samym centrum historycznego Gdańska odwiedzają coraz chętniej turyści z całego kraju. Ekipa, oprócz oprowadzania po wystawach, zajmuje się też szkoleniami. – Szkolenia osób niewidzących i niedowidzących to ważny aspekt naszej działalności – mówi Agnieszka, która szkoli m.in. seniorów z obsługi bezwzrokowej telefonu. – Teraz technologia zmienia się i rozwija w tempie zawrotnym. Nawet młodzi muszą starać się za tym wszystkim nadążyć. Starszym ludziom z dysfunkcją wzroku jest trudniej. Dlatego ważne jest, by mogli uczyć się w atmosferze zrozumienia, we własnym rytmie, spokojnie, bez stresu. Pani Eliza doskonale porusza się w tzw. nowych technologiach, ale szkoli też z alfabetu Braille’a. – Czasem młodym osobom niewidomym, a nawet ich opiekunom wydaje się, że opanowanie alfabetu i pisanie na specjalnej maszynie to przeżytek – bo przecież są komputery, programy dostosowane do potrzeb osób niewidomych. Jestem jednak przekonana, że każda osoba niewidoma powinna czytać i pisać w brajlu. To jest potrzebne. Jeśli posługujemy się alfabetem, jesteśmy piśmienni, nasze horyzonty i umiejętności są szersze. Bez umiejętności czytania, gdy nawet czyta za nas program, pozostajemy... analfabetami, zawężamy własne możliwości. Pani Eliza nie widzi od urodzenia. Gdy była dzieckiem, rodzice wciąż słyszeli: „Ależ to nieszczęście”. Inne to były czasy, inaczej traktowano niepełnosprawność czterdzieści lat temu. – Nie postrzegaliśmy mojego braku wzroku jako nieszczęścia. Uczyłam się, radziłam sobie, poznawałam świat. I nauczyłam się, wraz z rodzicami, doceniać to, co mam – mówi pani Eliza. – Teraz świat się zmienił, społeczeństwo inaczej patrzy na osoby z przeróżnymi dysfunkcjami. Ale też trzeba wychodzić na zewnątrz, mówić o sobie, nie chować się w czterech ścianach.

Świetne miejsce

Pani Eliza często rozmawia z dziećmi odwiedzającymi muzeum. Zarówno widzącymi – bo dużo szkół przychodzi na wystawy, jak i niewidomymi. – Dzieci są świetne. Szczere, prawdziwe, otwarte. Pytają o wszystko, nie mają zahamowań, nie krępują się rozmawiać na każdy niemal temat. Nie lubią ściemy – mówi. – I to jest dobre, bo czym skorupka za młodu... Jeśli młody człowiek pozna niepełnosprawność, nie będzie się bał czy też krępował osób niepełnosprawnych – podkreśla. Żeby muzeum mogło ruszyć jako przedsiębiorstwo społeczne – czyli zatrudniające osoby niepełnosprawne – pani Monika z ekipą napisała unijny projekt. Wygrała konkurs, czyli zdobyła grant potrzebny do działania muzeum. – Środki z konkursu pozwoliły na funkcjonowanie galerii przez rok. Dzięki temu mieliśmy dopłaty do czynszu. Teraz musimy radzić sobie sami, zdobywać środki na naszą działalność. Dlatego rok temu mieliśmy stoisko na Jarmarku św. Dominika, startujemy w różnych konkursach, a gdy wybuchła wojna – pomagaliśmy niepełnosprawnym dzieciom z Ukrainy – mówi pani Monika. – Prowadzimy też zajęcia wspólnie z Akademią Treningu Umiejętności Społecznych.

Pani Monice na co dzień pomaga w pracy czarna labradorzyca Negra. Łagodna, mądra. Chodzący psi terapeuta, choć bez formalnych uprawnień. – Negrę lubią chyba wszyscy. Szczególnie dzieci, które do nas przychodzą, również dzieci po przejściach i z traumami. Prowadziliśmy zajęcia na przykład dla dzieci w żałobie. Były u nas też dziewczyny z zespołem Downa – najpierw bały się przejść przez „ciemne” pomieszczenia muzeum. Jednak szybko przełamały lęk, bariery, świetnie się bawiły i wyszły ogromnie zadowolone. Często odwiedzający mówią: „To świetne miejsce do zwiedzania na mapie Gdańska. Jeszcze tu wrócimy”. Ich emocje, gdy przechodzą wystawę w ciemności, sięgają zenitu.

Po co i dla kogo?

Gdy zapytać panią Monikę, po co to robi, i dla kogo, mówi szczerze: dla innych, ale i dla siebie. – Jestem realistką. Mój nerw wzrokowy systematycznie zanika. Za czas jakiś być może zupełnie stracę wzrok. I wówczas będę musiała sobie radzić. Może także będę tu przewodnikiem? Prawda jest też taka, że dla osób niewidomych na rynku pracy nie ma zbyt wielu ofert. My stworzyliśmy miejsce, które daje pracę niewidomym. A przy tym opowiadamy o sobie, pozwalamy innym wejść w nasz świat, w nasze problemy i codzienność. Agnieszka podkreśla, że ta praca jest ponadto formą rehabilitacji. – Przed jej podjęciem pracowałam wyłącznie w domu. Ale dzieci podrosły, miałam czas i energię do nowych zadań. Ten projekt dał mi siłę i nowy sens życia. Wiem, że wciąż mogę się zmieniać, rozwijać, a to w życiu każdego człowieka ogromnie ważne – mówi.

Częścią muzeum jest galeria sztuki. Ruchoma, żyjąca, zmieniająca przedstawiane prace. Obecnie można w niej oglądać niezwykłe obrazy Barbary Borowieckiej, Polki, która od czterdziestu lat mieszka i tworzy w Australii. Jej prace są inspirowane sztuką aborygeńską. Przyjaźniła się z ks. Janem Kaczkowskim – również słabowidzącym. Dla niego i o nim stworzyła jeden z obrazów. – Zgodziłam się, by moje obrazy tutaj wisiały i by mogły być oglądane również przez osoby niewidzące – palcami – opowiada pani Barbara. – Dostosowałam wystawę do potrzeb osób z dysfunkcją wzroku i cieszę się, że poznają moją sztukę.

Aby niewidomi mogli oglądać wiele warte płótna, najpierw myją dłonie, osuszają je i dezynfekują. Obrazy, mimo dotyku, nie powinny zostać uszkodzone. – A nawet gdyby coś im się stało, to nie żałuję i nie będę żałować – mówi pani Barbara. – Są sprawy ważniejsze niż samo tworzenie. Obrazy wykonuję dla wszystkich ludzi, nie tylko pełnosprawnych. Osoby niewidome palcami wyczuwają kształty, setki tysięcy kropek, którymi operuję na płótnie. Widzący – oglądają oczami. Niewidomi – dłońmi. Dobrze, by wszyscy patrzyli głębiej i sercem. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.