Organizacje międzynarodowe twierdzą, że w Polsce ograniczana jest wolność mediów. Czy to prawda?

Bogumił Łoziński

|

GN 18/2023

publikacja 04.05.2023 12:00

Organizacje międzynarodowe twierdzą, że w Polsce ograniczana jest wolność mediów. Zdarzają się takie próby, ale to pojedyncze przypadki. Prawdziwym problemem jest wykorzystywanie przez media posiadanej wolności do manipulacji, szczucia czy podawania nieprawdziwych informacji.

Jeden problem to wolność mediów, a drugi – jak ta wolność jest wykorzystywana. Jeden problem to wolność mediów, a drugi – jak ta wolność jest wykorzystywana.
Roman Koszowski /Foto Gość

Departament Stanu USA co roku publikuje raport na temat przestrzegania praw człowieka, w którym jeden z rozdziałów poświęcony jest wolności mediów. W raporcie za 2022 r., który został opublikowany w marcu br., postawione zostały wobec Polski zarzuty o ograniczanie pracy dziennikarzy i swobody wypowiedzi. Kilka dni wcześniej organizacja zajmująca się obroną wolności prasy Reporterzy bez Granic wydała komunikat, w którym oskarża rząd o wywieranie presji na TVN po wyemitowaniu 4 marca reportażu „Franciszkańska 3”. Kiedy jednak przeanalizujemy stawiane zarzuty, tylko z częścią można się zgodzić, a jeśli zestawimy je z działaniami wobec mediów podejmowanymi przed 2015 r. przez rząd PO-PSL, to okaże się, że wolność mediów od tamtej pory wręcz wzrosła.

Choroba mediów

Prawdziwym problemem mediów w Polsce, zresztą na świecie również, jest posługiwanie się metodami łamiącymi zasady etyki. Nie chodzi tu o obiektywizm, którego – może poza agencjami prasowymi – nie ma właściwie w żadnym medium. Obecnie powszechnym zjawiskiem są tzw. media tożsamościowe. Mają one zdecydowaną linię polityczną i ideową, czego nawet nie kryją. Są media, które w sferze politycznej otwarcie atakują PiS i popierają opozycję, a w sferze ideologicznej walczą o wprowadzanie liberalno-lewicowych rozwiązań, jak np. aborcja na życzenie. Do tej grupy można zaliczyć „Gazetę Wyborczą”, TVN oraz tygodniki „Newsweek” i „Polityka”. Z drugiej strony mamy media prawicowe, np. tygodnik „Do Rzeczy”, który zawiera narodowo-liberalną agendę, czy prorządowe „Sieci”, a także media publiczne, z TVP na czele. Do mediów tożsamościowych oczywiście należą też katolickie, w tym „Gość Niedzielny”. Nigdy nie ukrywaliśmy, że naszym celem jest prezentowanie katolickiej opinii, ocenianie zjawisk z perspektywy nauczania Kościoła.

Istnienie mediów tożsamościowych nie jest negatywnym zjawiskiem, nawet jeśli tracą walor obiektywizmu. Dzięki internetowi dostępność do informacji jest tak powszechna, że bez trudności możemy zapoznać się z różnymi opisami danego wydarzenia. Prawdziwym problemem, ciężką chorobą, która toczy media, jest brak rzetelności, manipulacje, kłamstwa, odbieranie dobrego imienia, szczucie wzbudzające agresję czy dyskredytowanie oponentów. Można tu przytoczyć setki takich materiałów medialnych. Na przykład odbieranie dobrego imienia czy dyskredytowanie oponentów jest metodą powszechnie stosowaną w programach informacyjnych TVP. Klasyką takich praktyk są nieustanne ataki na głównego oponenta politycznego PiS Donalda Tuska.

Wolność dla szczucia

Drastyczny przykład całego spektrum chorób mediów nieświadomie podsunęli Reporterzy bez Granic, oskarżając rząd o wywieranie presji na TVN po wyemitowaniu 4 marca reportażu Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3”. Chodziło im o wezwanie do polskiego MSZ po emisji reportażu ambasadora USA w naszym kraju Marka Brzezińskiego, co rzeczywiście budzi wątpliwości. Jednak należy pamiętać, że z kolei Stany Zjednoczone naciskały na rząd, aby parlament nie uchwalał ustawy, która mogła zaszkodzić TVN, a nawet doprowadzić do jej zamknięcia. Jeśli mamy stosować jednakowe standardy, to trzeba stwierdzić, że w obu przypadkach doszło do nadużycia, i takie sytuacje nie powinny się zdarzać.

Wracając do reportażu Gutowskiego, a także książki Ekke Overbeeka pt. „Maxima culpa”: zawierają one niemalże wszystkie negatywne praktyki mediów. Przede wszystkim nierzetelność. W obydwu materiałach stawiane są bardzo poważne zarzuty wobec Jana Pawła II, dotyczące tego, że w czasie, gdy był metropolitą krakowskim, wiedział o pedofilii podległych mu duchownych i ją tuszował. Nie popierają ich jednak żadnymi wiarygodnymi dowodami, a jedynie poszlakami, które zawsze interpretują na niekorzyść Karola Wojtyły. Do tego nie przedstawiają żadnych racji mogących postawić oskarżanego w pozytywnym świetle lub chociaż osłabić siłę ataku. A jednocześnie waga oskarżeń jest tak poważna, że mogą one odebrać dobre imię i zdyskredytować ówczesnego metropolitę krakowskiego. Do tego wszystkiego dochodzi postawa obu autorów i publikujących ich materiały mediów po wykazaniu przez licznych historyków i dziennikarzy, że nie spełniają podstawowych wymogów rzetelnego dziennikarstwa, a stawiane przez nich tezy są nadużyciem, co więcej – dokonanym intencjonalnie. Świadczy o tym fakt, że żaden z nich nie odniósł się do tych zarzutów, odmówili udziału w debatach z osobami mającymi krytyczny stosunek do ich publikacji, powtarzali oskarżenia, a nawet posuwali się dalej. Koncern TVN przez wiele dni na różnych swoich antenach i w różnych programach powtarzał nieprawdziwe oskarżenia jako w pełni udowodnione. Powielała je także „Gazeta Wyborcza”. Zresztą książka Overbeeka ukazała się w należącym do tego samego koncernu medialnego Wydawnictwie Agora. Na przykład na okładce wydania GW z 9 marca znajduje się wielkie zdjęcie Jana Pawła II, a obok stwierdzenie: „Gutowski: Jan Paweł II krył pedofilów”, zaś w wywiadzie na s. 9 autor „Franciszkańskiej 3” stwierdza, że jest w posiadaniu dokumentów, które nie pozostawiają wątpliwości, że Jan Paweł II tuszował pedofilię w Kościele. Jakich dokumentów? Do dziś się nie dowiedzieliśmy.

Wolność dla manipulacji

Media te posunęły się jeszcze dalej. W końcu zaczęły pojawiać się zarzuty, że Jan Paweł II właściwie ponosi odpowiedzialność za wszystkie przypadki pedofilii w Kościele, a w tle, że był złym człowiekiem, a ze złem trzeba przecież walczyć. Stąd tylko krok do nienawiści, której symbolicznym wyrazem jest m.in. niszczenie pomników Jana Pawła II.

Warto zwrócić uwagę na wyjątkowo perfidną manipulację, której dopuścił się TVN. Gdy w niedzielę 2 kwietnia w całej Polsce kilkaset tysięcy osób protestowało na ulicach przeciwko manipulacjom zawartym w materiałach Gutowskiego i Overbeeka, Fakty TVN, relacjonując te manifestacje, ani słowem nie wspomniały, co jest ich prawdziwym powodem. Jedna z czołowych dziennikarek TVN tłumaczyła widzom, że w ten sposób Polacy chcieli wyrazić wdzięczność Janowi Pawłowi II, a w ogóle to obecnie PiS wykorzystuje papieża do politycznych rozgrywek i do dzielenia Polaków. Nie padło ani słowo o zasadniczej roli TVN w wywołaniu protestów.

Niczym nieskrępowany medialny atak na Jana Pawła II jest przykładem na wyjątkową wolność mediów w Polsce, wolność, która jest tak daleko posunięta, że pozwala manipulować, wprowadzać w błąd czy fałszywie oskarżać, i to prawie bezkarnie.

Prawie, ponieważ wiele osób i organizacji poczuło się dotkniętych skalą fałszywych oskarżeń wobec Jana Pawła II i głośno protestuje, a niektórzy przygotowują pozwy do sądu. Przyznam, że nie jestem zwolennikiem rozstrzygania takich spraw przez sąd. Jednak wolność mediów nie oznacza prawa do kłamstwa. Kłamstwo nigdy nie może być uznane za element wolności mediów, a jego podawanie tą wolnością uzasadniane.

Ranking polityczny i ideologiczny

Reporterzy bez Granic od 2002 r. prowadzą ranking wolności prasy. Od objęcia władzy przez PiS Polska spada w nim coraz niżej. Jeszcze w 2015 r. byliśmy na 18. miejscu na 108 notowanych, rok później już na 47., a w ubiegłym na 66., najniżej w historii rankingu.

Jako argument, że w naszym kraju wolność prasy jest ograniczana, najczęściej wskazywane jest przejęcie mediów publicznych przez władze i „przekształcenie ich w instrumenty rządowej propagandy”. Ten zarzut jest słuszny. Jednak doskonale wiemy, że za poprzedniego rządu wszystkie najważniejsze media, publiczne i prywatne, popierały ówczesną władzę i atakowały PiS. Reporterzy bez Granic czy Departament Stanu w USA nie alarmowały wówczas, że prawo do obiektywnej informacji jest łamane. Dlatego można ocenić przejęcie mediów publicznych przez obecny rząd jako rozszerzenie spektrum o informacje i opinie reprezentowane przez stronę prawicową, co paradoksalnie oznacza zwiększenie pluralizmu mediów w Polsce po 2015 r.

Innym argumentem jest zakup w 2021 r. przez rządową spółkę Orlen od niemieckiego koncernu Verlagsgruppe Passau grupy Polska Press, która wydaje m.in. ponad 20 dzienników regionalnych. Zarzut polega na tym, że rząd w ten sposób zadbał o propagandowy przekaz na swój temat w tych dziennikach. Znów można się zgodzić, rzeczywiście ich przekaz stał się zgodny z linią rządu. Tyle że gdy były w rękach niemieckiego koncernu, bardzo często reprezentowały jego interesy, czy wręcz interesy niemieckie. Biorąc pod uwagę, że kapitał niemiecki dominuje w polskich mediach, można tu wymienić takie giganty medialne jak Axel Springer, Humbert Burda Media czy Bauer Media Group, i znów można postawić tezę, że przejęcie Polski Press przez polski kapitał jest procesem częściowo przywracającym własnościową równowagę w mediach.

Trzeba mieć jednak świadomość, że problem nie leży tylko w prezentowaniu tej czy innej opcji lub w strukturze własności mediów, lecz w sposobie, w jaki media używają danej im wolności.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.