Ład jeszcze bardziej zielony. Unia Europejska chce droższego paliwa, ogrzewania i biletów lotniczych

Jakub Jałowiczor

|

GN 18/2023

publikacja 04.05.2023 12:00

Unia Europejska jest bliska objęcia transportu drogowego i ogrzewania budynków opłatami emisyjnymi. Jak oblicza ekonomista Marek Lachowicz, przeciętną polską rodzinę będzie to kosztowało ok. 1,5 tys. zł rocznie, i to w dość optymistycznym scenariuszu.

Ład jeszcze bardziej zielony. Unia Europejska chce droższego paliwa, ogrzewania i biletów lotniczych

Parlament Europejski zaakceptował przepisy rozszerzające istniejące już opłaty ekologiczne. To część pakietu zwanego „Fit for 55”, mającego na celu obniżenie emisji gazów cieplarnianych przez kraje UE. Jeśli przyjmie je złożona z ministrów z krajów członkowskich Rada, przepisy wejdą w życie. Co zawierają? Podstawowe założenia to zmiana unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (tzw. ETS), wprowadzenie specjalnego cła na towary z krajów, gdzie opłaty emisyjne są niższe, a także utworzenie funduszu przeznaczonego na łagodzenie skutków dwóch pierwszych zmian.

Koniec ulgi

Dotychczasowy unijny system obejmuje wiele sektorów przemysłu i wytwarzanie energii elektrycznej. Przedsiębiorstwo, które podczas pracy wytwarza dwutlenek węgla (lub któryś z kilku innych gazów), musi kupić zezwolenie na emisję w określonej ilości. W ten sposób rośnie koszt produkcji lub wykonywania usługi, ponoszony ostatecznie przez klienta. Cena zezwoleń na emisję nie jest stała. Zezwoleniami można handlować, dlatego pojawili się spekulanci, którzy je kupują i odsprzedają z zyskiem, podbijając w ten sposób cenę na rynku. Część uprawnień do emisji jest rozdawana za darmo. W ten sposób Unia chce walczyć z przenoszeniem działalności wymagającej opłaty poza terytorium UE. I tak lotnictwo, które obciążono opłatą emisyjną w 2012 r., około połowy uprawnień dostaje bez niej.

Reforma zaakceptowana przez Parlament w Strasburgu zlikwiduje darmowe uprawnienia. Ich liczba będzie zmniejszana już od 2026 r. W 2034 r. znikną one całkowicie. Koszty działalności zatem wzrosną, ale trudno przewidzieć o ile. Stowarzyszenie europejskich przewoźników lotniczych Airlines for Europe (A4E) podało w zeszłym roku, że w 2019 r. linie lotnicze wydały łącznie 950 mln euro na ETS, gdy kupowały certyfikaty na 60 proc. swoich emisji po 25 euro za tonę. Gdyby kupowały całość emisji po cenach z 2022 r., czyli po 80 euro, musiałyby wydać 5,2 mld euro.

Dodatkowy ciężar

Reforma zasad handlu emisjami zakłada też stworzenie ETS II, czyli objęcie opłatami nowych branż. „Handel uprawnieniami do emisji powinien być stosowany do paliw wykorzystywanych do spalania w sektorze budowlanym i sektorze transportu drogowego, a także w sektorach dodatkowych odpowiadających działalności przemysłowej (...), takiej jak ogrzewanie obiektów przemysłowych” – czytamy w projekcie przepisów. W dalszej części autorzy zauważają, że trudno byłoby wyegzekwować opłatę emisyjną od każdego właściciela samochodu, dlatego można by doliczać ją do ceny paliwa. – Samo objęcie ogrzewania i transportu systemem opłat za emisje będzie oznaczało dla statystycznego polskiego gospodarstwa koszt ok. 1,5 tys. zł rocznie. O ile obroniony będzie poziom 45 euro za jedno zezwolenie, a on jest broniony bardzo miękko – ocenia Marek Lachowicz. W projekcie przepisów czytamy, że cena uprawnienia nie powinna przekraczać 45 euro, ale tylko w pierwszych latach istnienia nowego ETS. W 2029 r. Komisja Europejska ma ocenić, czy należy nadal trzymać się tej kwoty. Marek Lachowicz zwraca uwagę, że stary system ETS, w którym nie było żadnych ograniczeń ceny, doprowadził do powstania bańki spekulacyjnej, a z nowym może nie być lepiej. – Kiedy tworzono zręby obecnego systemu ETS, prognozowano cenę 100 euro za tonę CO2 w 2030 r. 100 euro mamy teraz, a prognozy mówią o 200 euro w cenach bieżących w 2030 r., i podobnie może być w przypadku zezwoleń ETS II.

Ekonomista dodaje, że podwyżki uderzą najmocniej w mieszkańców terenów wiejskich i miasteczek, gdzie bez własnego samochodu trudno jest funkcjonować i samemu ogrzewa się dom. – Takie gospodarstwa zapłacą jakieś 2,5 tys. zł rocznie przy poziomie 45 euro za zezwolenie. Jeśli cena skoczy do 200 euro, zapłacą 10–12 tys. zł rocznie – wylicza Marek Lachowicz.

Psujemy, więc naprawimy

Autorzy projektu mają świadomość, że nowe zasady zwiększą koszty produkcji w Europie. Stąd pomysł wprowadzenia tzw. granicznego podatku węglowego (CBAM). Będzie on nakładany na towary sprowadzane do Europy z krajów, w których nie ma podobnych opłat albo są one niższe.

Z kolei biedniejszym mieszkańcom UE, w których uderzą podwyżki, pomóc ma Społeczny Fundusz Klimatyczny. Na fundusz trafi co roku do 65 mld euro pochodzących z handlu emisjami ETS II. Jedną trzecią zebranej w ten sposób kwoty, czyli 25 proc. całego funduszu, dołożą państwa członkowskie. Jak podają unijne źródła, biedni mieszkańcy UE będą mogli liczyć na wsparcie w takich przedsięwzięciach jak zakładanie paneli fotowoltaicznych czy zakup samochodu elektrycznego.

– Fundusz ma być wart 87 mld euro rocznie. Polska może liczyć na 15 mld euro, ale pod warunkiem, że UE zgodzi się na plan wydatkowania pieniędzy, a widzimy, co dzieje się w podobnej sytuacji z Krajowym Planem Odbudowy – zauważa Marek Lachowicz.

Skoro twórcy przepisów mają świadomość, że będą one uciążliwe dla mieszkańców, to skąd determinacja, by je wprowadzić? – Moja teoria jest taka – odpowiada Marek Lachowicz. – Kilka unijnych gospodarek miało plan sprzedawać światu technologię OZE bilansowanego gazem. Okazało się jednak, że Ameryka i Azja nie chcą tego kupować. W dodatku chińskie firmy stały się konkurencją dla europejskich, a poza tym te europejskie i tak muszą korzystać z chińskich podzespołów. Tymczasem w rozwój technologii zainwestowano potężne pieniądze. Jak je odzyskać? Można wcisnąć technologię krajom nowej Unii, tylko trzeba je zmusić do zakupu. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.