Pierwsza komunia gubi swój duchowy sens. Jak uniknąć komercyjnej otoczki?

Agnieszka Huf

|

GN 18/2023

publikacja 04.05.2023 12:00

Czy da się dziś zorganizować Pierwszą Komunię tak, aby komercyjna otoczka nie zasłoniła istoty: spotkania z żywym Bogiem?

Pierwsza komunia gubi swój duchowy sens. Jak uniknąć komercyjnej otoczki? canstockphoto

Popularne jeszcze niedawno quady są już passé – dziś wymarzonym przez dzieci prezentem stają się… małpki – kapucynki albo marmozety. W czasie przyjęcia przyda się piniata – może być w kształcie kielicha z hostią, do tego fotobudka albo fontanna z czekolady. Dziewczynki przygotuje profesjonalna makijażystka, do kościoła można pojechać wynajętą limuzyną. Taki wizerunek Pierwszej Komunii wyłania się z lektury tekstów na popularnych portalach. Pan Jezus ginie gdzieś pod dyskusjami o cenie „talerzyka” w restauracji i dylematach, ile włożyć do koperty. Czy da się przeżyć ten dzień inaczej?

Samemu czy w grupie?

W prowadzonej przez jezuitów parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łodzi Pierwsza Komunia udzielana jest w ciągu całego roku. – Akurat dziś na Mszy dla rodzin przyjmował ją jeden z chłopców. Jego mama czytała lekcję, on śpiewał psalm, ja nawiązałem do tego wydarzenia w homilii – mówi ks. Jakub Szelka SJ, opiekun duchowy Szkoły Podstawowej im. Ignacego Loyoli. Najczęściej z tej formy korzystają uczniowie tej właśnie szkoły, ale nie jest to regułą. Katechetki pracują z dziećmi na lekcjach i kiedy widzą, że któreś z nich jest gotowe do przyjęcia sakramentu, o. Jakub ustala termin z rodzicami. – Jeśli rodzina tego chce, wyznaczamy także „zwyczajny”, majowy termin dla dzieci, które chcą iść w grupie – tłumaczy jezuita.

Dzięki takiej formie udaje się uniknąć przepychu czy licznych prób odpowiedniego podchodzenia do ołtarza. – Dziecko czuje się zauważone. W czasie homilii zawsze podkreślam, że to jest wielki dzień: święto jego, całej parafii, ale przede wszystkim Pana Jezusa. Ta forma zdaje u nas egzamin – dodaje zakonnik.

Indywidualna Pierwsza Komunia to nie kolejny wymysł trzeciej dekady XXI wieku. Maria Różycka pierwszy raz przyjęła Jezusa pod koniec marca 1987 roku. Jej rodzice, którzy formowali się wtedy w Domowym Kościele, chcieli uniknąć „masówki”, więc poprosili proboszcza o zgodę na indywidualną Komunię. – Świetnie to wspominam. Była dodatkowa Msza, muzycznie posługiwali przyjaciele ze wspólnoty. Potem obiad w domu, radośnie i rodzinnie. Na biały tydzień chodziłam później, z innymi dziećmi, z nimi też przeżywałam rocznicę Komunii, więc miałam okazję być w tej białej sukience w grupie rówieśników. Nie miałam poczucia, że cokolwiek straciłam – wspomina.

Żadnych wierszyków

O tym, że Pierwsza Komunia nie musi odbywać się w maju, wie dobrze ksiądz Emanuel Pietryga, proboszcz parafii św. Jadwigi w Chorzowie, który już od lat umożliwia dzieciom przystąpienie do sakramentu ołtarza w czasie Triduum Paschalnego. – To nie jest mój pomysł – zastrzega kapłan, który inspirował się programem stworzonym w latach 80. przez ks. Stanisława Hartlieba z Konarzewa pod Poznaniem.

Główna uroczystość odbywa się w Wielki Czwartek, podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej. Dzieci siedzą z rodzicami w pierwszych ławkach, jako pierwsze przystępują do Komunii. Tego dnia nie ma żadnej imprezy ani prezentów! Wszyscy parafianie otrzymują pobłogosławione bułeczki, a dzieci komunijne – chleby. Potem dzieci w strojach komunijnych uczestniczą w liturgii Wielkiego Piątku, Wigilii Paschalnej oraz przez wszystkie niedziele wielkanocne. W Zesłanie Ducha Świętego jest uroczyste podsumowanie, dzieci otrzymują Nowy Testament, a rodzice, jeśli chcą, mogą tego dnia zorganizować przyjęcie czy wręczyć im prezenty. – W dniu Pierwszej Komunii prezent jest jeden: Jezus Chrystus. To mocno podkreślamy i dzieci tak właśnie to przeżywają – wyjaśnia ks. Pietryga.

Zdarzyło mu się spotkać z zarzutem, że Kościół nie zaleca organizowania Pierwszej Komunii w Wielki Czwartek, żeby celebracja nie przysłoniła tajemnicy tego dnia. – Nic w liturgii nie jest dodane, nie ma żadnych wierszyków czy przemówień, to nie dzieci są w centrum uwagi, ale Jezus Eucharystyczny. Konsultowałem to zarówno każdorazowo z biskupem miejsca, jak i z kapłanem pracującym w Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów i mam zgodę na taką formę – podkreśla proboszcz.

Wspólnota zamiast kołchozu

Ojciec Krzysztof Homa SJ przed paru laty proboszczował w jezuickiej parafii w Bytomiu. Budynek kościoła jest niewielki, za to parafia dość liczna, co rodziło problemy. Do Komunii przystępowało około dwustu dzieci, udzielana była zawsze w jedną niedzielę majową, na dwóch Mszach. Przybyli goście nie mieścili się w kościele, był tłok, zamieszanie. – Zaproponowałem więc rodzicom alternatywę: możliwość przyjęcia Komunii w innych terminach – opowiada kapłan. Wyznaczone daty łączył jeden mianownik: związek z tajemnicą Eucharystii. I tak rodzice mogli wybrać Pasterkę dla dzieci, sprawowaną o 20.00 – bo Jezus urodził się w Betlejem, co oznacza „Dom chleba”; Wielki Czwartek, Boże Ciało czy uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. – Wiem, że mówi się, iż maj to najpiękniejszy miesiąc w roku, ale są przecież inne możliwości, piękne liturgicznie dni. A wtedy łatwiej uniknąć komercjalizacji, prościej znaleźć restaurację na wspólne świętowanie – i taniej, bo w maju ceny zwykle rosną – wyjaśnia. To motywy praktyczne. A od strony duszpasterskiej? – Zależało mi, żeby włączyć rodziców w odpowiedzialność za Komunię ich dzieci. To oni mieli zdecydować, kiedy dziecko jest gotowe. A i dla samych dzieci stworzyliśmy warunki, w których mogły się skupić na istocie. W czasie „masowych” Komunii widzę te dzieci rozpalone, jest dużo nerwów. Tu było spokojniej, bez pompowania emocji – dodaje.

Aby lepiej przygotować dzieci i ich rodziców, o. Krzysztof wprowadził dla nich w parafii dodatkową niedzielną Eucharystię. Ponadto co dwa tygodnie spotykał się z rodzicami na specjalnych katechezach. – Przygotowanie do przyjęcia sakramentów jest świetną okazją do ewangelizacji, której my jako Kościół kompletnie nie wykorzystujemy – zauważa jezuita. – Skupiamy się na biurokracji: takie same świeczki, takie same stroje, a przygotowania niech załatwi szkoła. Robimy urawniłowkę i zamiast żywej wspólnoty pokazujemy tym ludziom korporację i kołchoz. A potem dziwimy się, że odchodzą z Kościoła… – dodaje.

O tym, jaką wagę ma indywidualna praca z rodzicami, wie dobrze Magdalena Łysiak, dziennikarka, której syn przyjmował Pierwszą Komunię ponad dwadzieścia lat temu. – Przyjaciele poprosili dominikanów na Freta w Warszawie o Komunię dla klasy, do której chodziły nasze dzieci. To była mała prywatna szkoła, więc było ich sześcioro. Dominikanie się zgodzili, ale powiedzieli, że dzieci mają katechezę w szkole, więc oni przygotują nas. Skończyło się dramatycznie, bo niemal wszyscy rodzice się nawrócili – śmieje się Magdalena. W tamtym czasie Łysiakowie nie byli nawet niedzielnymi katolikami – w kościele pojawiali się tylko w większe święta. Komunia u dominikanów wydawała się też bardziej atrakcyjna, dzieci nie musiały „trenować” przez rok przechodzenia między ławkami, jak to się dzieje czasem w parafiach, a i sam kościół na starówce jest piękny. I tak raz w tygodniu do szkoły zaczął przyjeżdżać o. Tomasz Wytrwał. – Kiedy zaczynał opowiadać, siedzieliśmy z szeroko otwartymi oczami. Wprowadził nas w dojrzałą wiarę, dodatkowo podlaną – jak to u dominikanów – intelektualnym sosem. Te spotkania stały się dla nas początkiem świadomego życia w Kościele – wspomina. Ich zaangażowanie nie skończyło się na Komunii syna: wstąpili do duszpasterstwa rodzin przy dominikańskim kościele, pogłębiali swoją formację. Do dziś żyją owocami tamtych spotkań.

A może wcześniej?

W kilku polskich diecezjach czy archidiecezjach – między innymi katowickiej czy poznańskiej – do Wczesnej Komunii mogą przystąpić nawet dzieci sześcioletnie. Nie jest to wymysł współczesności – taką możliwość stworzył już Pius X dekretem Quam singulari, w którym zapisał: „Wiekiem rozeznania tak co do spowiedzi, jak i co do Komunii jest wiek, w którym dziecko zaczyna rozumować, czyli mniej więcej rok siódmy, niekiedy nieco później, niekiedy nawet wcześniej”. Kościoły wschodnie (także te, które są w jedności z Rzymem) idą jeszcze dalej. Nie ma w nich osobnej uroczystości Pierwszej Komunii, bo ten sakrament udzielany jest niemowlętom razem z chrztem i bierzmowaniem. Po osiągnięciu wieku rozeznawania dziecko przystępuje tylko do pierwszej spowiedzi.

Dominik, sześcioletni syn Kariny i Piotra Zdziebłowskich z Rybnika, do Komunii przystąpi w tym roku. – Jak on się cieszy! Już od miesiąca odlicza, ile niedziel zostało, nim będzie mógł przyjąć Pana Jezusa – opowiada Karina, która jest przekonana, że przedszkolaki może jeszcze nie rozumieją wszystkiego, ale są ufne, otwarte, niezmanierowane. – Niczego nie oczekują, cieszą się tylko, że przyjmą Pana Jezusa. Dominik nie ma pojęcia, że dostanie jakiekolwiek prezenty, ba – dopiero niedawno dowiedział się, że przyjęcie będzie w lokalu! Cała jego uwaga skupiona jest na spotkaniu z Jezusem – dodaje mama chłopca.

Wczesna Komunia wymaga jednak zaangażowania całej rodziny. Co tydzień przy parafii odbywają się spotkania, w których uczestniczą dzieci i – obowiązkowo – rodzice. Zajęcia są tak prowadzone, żeby potem w domu móc wracać z dzieckiem do tych treści, rozmawiać. Siostra katechetka czasem wysyła filmiki czy piosenki, czasem dzieci podejmują postanowienia, których rodzice pomagają im dotrzymać. Nie ma za to pamięciowej nauki katechizmu – na to jeszcze przyjdzie czas. – Siostra wszystko im wyjaśnia, pokazuje, ale nie każe wkuwać formułek na pamięć – tłumaczy Karina. To także jest zgodne z dekretem Piusa X, który pisał: „Do pierwszej spowiedzi i do Pierwszej Komunii Świętej nie jest konieczna pełna i doskonała znajomość nauki chrześcijańskiej. Dziecko powinno wyuczyć się całego katechizmu stopniowo, odpowiednio do swej pojętności”.

Od kilku miesięcy w mediach toczy się debata nad spowiedzią dzieci. Czy dla takiego malucha sakrament pokuty nie jest zbyt wielkim stresem? – Absolutnie! Wszystko odbywało się w radosnej atmosferze, księża, nim usiedli w konfesjonałach, wyszli i pomachali dzieciom, kościół był pięknie udekorowany, każdy, odchodząc od spowiedzi, brał spod ołtarza dwa tulipany – biały i czerwony – jako symbol miłosierdzia, a rodzice odpalali komunijną świecę od paschału. A po celebracji siostra podchodziła do dzieci, patrzyła im w oczy i mówiła, że widać w nich Pana Jezusa. Dominik był przeszczęśliwy! – opowiada Karina.

W ostatnich latach Pierwsza Komunia stała się społeczno-religijnym skomercjalizowanym rytuałem, wpisującym się w myślenie „zastaw się, a postaw się”. Dla wielu przełomem okazała się pandemia – sakrament udzielany był indywidualnie lub małym grupom dzieci i okazało się, że… to działa. Nie trzeba jednak zamkniętych kościołów, aby dzieci mogły swoje pierwsze spotkanie z Jezusem przeżyć w spokoju, koncentrując się na Najważniejszym Gościu, a nie na wystawnym przyjęciu. – Prezent, którym jest Jezus, przewyższa wszystko. I dzieci są w stanie to docenić! – nie ma wątpliwości ks. Emanuel Pietryga.•

Jacek Dziedzina dziennikarz „Gościa” – W tym roku po raz trzeci skorzystaliśmy z możliwości posłania dziecka do Pierwszej Komunii Świętej w Wielki Czwartek. Temat prezentów, „mody” komunijnej czy poszukiwania restauracji w ogóle się nie pojawił. Syn przeżywał raczej fakt, że jemu i jego ojcu ksiądz umył stopy w czasie liturgii i że w kolejne dni był już – jak sam sobie liczył – w drugiej, trzeciej, czwartej Komunii… Dzieci uczestniczą w strojach komunijnych (alba i krzyż) w całym Triduum Paschalnym, jest zatem szansa, że Pierwsza Komunia zawsze będzie kojarzyć im się z najważniejszymi świętami w roku. Zesłanie Ducha Świętego kończy ich okres „pierwszokomunijny” i wtedy dopiero organizujemy jakiś poczęstunek, jest też czas na prezenty. Wcześniej dzieci nawet o to nie pytają. Naprawdę niewiele trzeba, by nie popsuć sobie i dzieciom tej uroczystości.

Piotr Sacha kierownik serwisu gosc.pl – Do Pierwszej Komunii mój syn (jako dziewięciolatek) i moja córka (sześciolatka) przystąpili w Wielki Czwartek. Było skromnie – w najlepszym sensie tego słowa. Mała grupka dzieci, ubranych po prostu ładnie (nie było obowiązku szykownych, ujednoliconych strojów), scalona z parafianami w wypełnionym po brzegi kościele. Nie było też uroczystych wierszyków ani przemówień, nic nie przesłaniało liturgii wielkoczwartkowej, a dzieci skoncentrowały się na tym, że oto jest dzień… w którym Pan Jezus ustanowił Komunię Świętą. Z kolei my, rodzice tych dzieci, poczuliśmy bliskość z resztą wiernych – jak w prawdziwej wspólnocie.

Joanna Kmieciak pedagog specjalny – Nasza córka przystępowała do Komunii indywidualnie z powodu pandemii. Basia tego dnia przeżyła osobiste spotkanie z Panem Jezusem. Sama zdecydowała, że nie chce czekać na moment, w którym będzie można zaprosić gości i zrobić przyjęcie – obowiązywały wtedy limity pięciu osób w kościele. Tłumaczyła, że długo przygotowywała się do tego dnia, więc chce przystąpić do Komunii, nawet jeśli w kościele będzie tylko z rodzicami. Miała swoje krzesło i klęcznik, to do niej ksiądz głosił homilię. My z mężem siedzieliśmy za nią, a starsza siostra przygotowała oprawę muzyczną – także dla nas była to niepowtarzalna chwila. Kiedy Basia przyjmowała Pana Jezusa, w jej oczach było zupełnie coś innego, niż widzimy na co dzień. Kiedy zabrakło widzów, prezentów i błysków fleszy, okazało się, że ważne jest niepowtarzalne spotkanie z Jezusem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.