„Komisja Europejska była ślepa”. Jak sprzedać 4 mln ton zboża, zanim zaczną się żniwa?

GN 17/2023

publikacja 27.04.2023 00:00

O rozwiązaniu problemu z ukraińskim zbożem mówi Robert Telus, minister rolnictwa i rozwoju wsi.

„Komisja Europejska była ślepa”. Jak sprzedać 4 mln ton zboża, zanim zaczną się żniwa? Radek Pietruszka /pap

Jakub Jałowiczor: Mamy do wysłania za granicę ok. 4 mln ton zboża. Dokąd ono pojedzie? Mamy umowy?

Robert Telus:
Kontrakty są, firmy eksportowe mają je podpisane. Nie robi tego państwo, choć pomaga w znalezieniu rynków. W tej chwili bardzo mocno pracujemy nad tym, żeby zdobywać nowe rynki, ale to bardziej sprawa eksporterów, którzy zboże wywożą. Współpracujemy, bo zależy nam, żeby te ok. 4 mln ton zboża od polskich rolników wywieźć. Wiem, że wysoko postawiłem sobie poprzeczkę, ale jeśli sprzedamy 3 mln ton, będzie to dobry efekt. Eksporterzy mówią nam, że największy kłopot jest w tym, że polski rolnik nie sprzedaje zboża, bo mu się nie opłaca. Dlatego chcemy jak najszybciej wprowadzić mechanizm pomocowy, żeby zachęcić rolników do sprzedaży swojego zboża.

Czyli nadmiar zboża nie leży na przykład w magazynach Elewarru?

To zboże jest też wliczone, ale najbardziej zależy mi na wywiezieniu zboża, które jest u rolników. Żeby opróżnili oni swoje magazyny.

Dokąd ono trafi? Słyszeliśmy o Afryce, ale do Afryki ze swoim zbożem ostro wchodzi Rosja.

Eksporterzy nie zdają nam relacji, z kim mają podpisane kontrakty. Nawet nie chcą tego robić, bo to tajemnica handlowa. Ale na spotkaniu powiedzieli, że jeśli chodzi o odbiorców, to nie ma wielkiego problemu. Problem jest z dostawcami.

Czyli cena, jaką się im proponuje, ciągle jest niska?

Za niska. Dlatego ruszamy z programem pomocowym.

To jaka cena jest proponowana? Zdarzało się nawet 800 zł za tonę pszenicy.

W tej chwili cena waha się od 950 zł do niewiele ponad 1 tys. zł. Z naszą dopłatą będzie to ok. 1,4 tys. zł. Ze względu jednak na ograniczenia przepisów europejskich nie będzie to dopłata do tony. Możemy dopłacać do hektara. Dlatego zostanie stworzony skomplikowany mechanizm. Podobny do tego, który obowiązuje przy pierwszej dopłacie, która już została ogłoszona.

Jaki będzie koszt całego programu?

Planujemy duże wsparcie, ale na razie nie podam kwoty.

To są polskie środki?

Tak, to będą środki z naszego budżetu.

O zbożu jest najgłośniej, ale do Polski trafiają też miód, sok jabłkowy, brojlery…

Brojlery nie, raczej mięso drobiowe i jajka. Gdybyśmy jednak zsumowali, ile tego wpływa, to jest to sprawa bardziej medialna niż prawdziwe zakłócenie rynku. Mięso drobiowe w Polsce raczej nie zostaje. Jesteśmy jego dużym producentem i eksporterem.

Jednak związek drobiarski alarmuje, że na wschodzie Polski można kupić np. mięso za cenę, której przy spełnieniu unijnych norm żaden polski hodowca nie byłby w stanie zaproponować.

Zajmujemy się też mięsem drobiowym, ale z naszych danych wynika, że w tej chwili najważniejsza jest sprawa zboża.

Jak technicznie będzie wyglądało jego wywożenie? PKP Cargo jeszcze w zeszłym roku podawało, że wagonów do transportu ziarna brakuje. Transport tirami ma mniejszą przepustowość.

Przez granicę 70 proc. zboża przejeżdżało koleją, a 30 proc. samochodami. Obawy o to, że będzie kłopot z wywozem polskiego ziarna, są raczej medialne. Jeśli na jesieni i przez część zimy udało się nam sprowadzić 17 mln ton węgla, to i z eksportem ok. 4 mln ton też sobie poradzimy. Chociaż mam świadomość, że ze zbożem jest trudniej. Nie może być przeładowywane, kiedy pada deszcz, nie może być magazynowane na zewnątrz jak węgiel. Myślę jednak, że damy sobie radę z tymi symbolicznymi 4 mln ton.

Kiedy problem zalewania polskiego rynku produktami z Ukrainy został zauważony?

Zboże zaczęło do nas płynąć bez cła od czerwca ub.r. W kwietniu zeszłego roku rolnicze organizacje związkowe alarmowały, żeby zahamować wypływ zboża z Polski, bo go nam zabraknie. Ówczesne obawy były logiczne, bo skoro wybuchła wojna na Ukrainie, to na świecie może brakować ukraińskich produktów rolnych. Sytuacja bardzo szybko jednak się zmieniła. W czerwcu zeszłego roku, kiedy Unia Europejska zawiesiła cła, okazało się, że zboża płynie bardzo dużo, i to tak naprawdę nie przez Polskę, a do Polski. I tu był problem. Unia zniosła cła, ale nie wprowadziła narzędzi, żeby zboże było rozdysponowane równomiernie w całej Europie i poza nią. Eksporterzy gromadzili towar w naszym kraju, bo tak było najtaniej. Rozumiemy decyzję o zawieszeniu ceł, bo Ukrainie trzeba pomóc, ale dopiero po naszych drastycznych decyzjach Unia zauważyła problem na naszym rynku. Nie zablokowaliśmy granicy przeciwko Ukrainie, tylko w interesie polskich rolników, żeby Unia otworzyła oczy. Z naszej inicjatywy powstała koalicja pięciu krajów przygranicznych i teraz te kraje wspólnie negocjują z UE. Nam oczywiście najbardziej zależy na Polsce, ale wspólnie będziemy mieli większą siłę oddziaływania.

W kwietniu ub.r. ministerstwo mówiło o tym, że spada eksport z Polski, że trudniej jest coś sprzedać.

Tak naprawdę to, że zboża napływa tak dużo, było widać po żniwach. Trzeba też pamiętać, że oprócz tych ponad 3 mln ton, które napłynęły do Polski, u nas były rekordowe zbiory, które wyniosły 35 mln ton. To się zsumowało i przyniosło efekt, jaki dziś widzimy.

Czy zniesienie ceł przez UE oznaczało, że nie można było wprowadzić takich mechanizmów, jakie mają być wprowadzone teraz, jak plombowanie transportów?

O cłach decyduje Unia Europejska. W tym, co zrobiliśmy teraz, duża jest rola Ukrainy. Plombowanie czy monitorowanie transportów odbywa się w uzgodnieniu z Ukrainą.

Jednak dla ukraińskich rolników, a właściwie dla tych, którzy zajmują się eksportem, czyli wielkich firm rolnych, oznacza to utratę możliwości sprzedaży.

Ukraina, choć to dla niej problem, rozumie naszą decyzję i niejednokrotnie to podkreślała. Ukraińcy wiedzą, że taka sytuacja nie mogła się dłużej utrzymywać, bo wpływałaby na relacje – nawet nie między rządami, ale między społeczeństwami.

A co jest argumentem w dyskusji z Komisją Europejską?

Argumentem dla KE jest to, że stworzyliśmy koalicję piątki przygranicznych krajów i negocjujemy wspólnie. To pewien argument siły. Decyzja o zablokowaniu produktów, które wpływają do Polski i Europy, spowodowała, że Unia zauważyła problem. To był jeden z naszych celów: otworzyć Unii oczy.

Dlaczego zatem teraz KE postanowiła przedłużyć handel bezcłowy z Ukrainą?

Było odwrotnie. KE ogłosiła projekt przedłużenia braku ceł, a to spowodowało nasze drastyczne decyzje. Kiedy spotkaliśmy się w „piątkowej” przygranicznej koalicji, jednym z argumentów było to, że Komisja na ślepo przedłuża bezcłowy wjazd produktów rolnych. Nie mamy zastrzeżeń do tego, że istnieje bezcłowy handel, ale mamy inne zastrzeżenie. Unia Europejska bardzo ładnie mówi o korytarzach solidarnościowych, które nie istnieją. Jest bezcłowy wjazd towarów do Polski i krajów przygranicznych. Chcemy, żeby UE stworzyła narzędzia, dzięki którym produkty rolne pojadą w głąb Europy, a nie zostaną w Polsce.

Co będzie, jeśli się okaże, że po paru tygodniach uprzejmej wymiany korespondencji KE skieruje sprawę dalej i trzeba będzie płacić kary, tak jak za Turów, Białowieżę czy zawieszonych sędziów?

Będziemy walczyć z Unią Europejską w tej kwestii do końca. Musimy dbać o interes polskiego rolnika i Polski.

Czy lista firm, które sprowadziły ukraińskie zboże, zostanie opublikowana?

Myślę, że Polacy zasługują na podanie tej listy. To kwestia czasu.

Ale czy można mieć pretensje do firm, które kupowały zboże za granicą, kiedy polscy rolnicy nie chcieli sprzedawać swojego?

Firmy kupujące zboże nie łamały prawa. Zarzuca się natomiast kilku z nich, że zboże techniczne przemianowały na ziarno na pasze. I te przedsiębiorstwa powinny być ukarane, bo to jest przestępstwo – oszustwo, a jednocześnie żerowanie na tragedii ukraińskiej i bardzo poważnym problemie po stronie polskiej. Nie można jednak generalizować i twierdzić, że robiły tak wszystkie firmy. Mówimy o przekwalifikowaniu zboża, nie o sprowadzaniu go. Sprowadzanie było zgodne z prawem unijnym.

Wydaje się, że sprawa przekwalifikowania zboża powinna być prosta do wykrycia. Jest dokumentacja, jakie zboże kupiono i jakie później firma sprzedawała.

Tym zajmuje się prokuratura. Myślę, że niedługo będziemy mieć te informacje. Byłem zbulwersowany, kiedy pani poseł krzyknęła z mównicy, że gdzieś w mące sprowadzonej z Ukrainy są robaki. Szkodzi w ten sposób naszym młynom i szkodzi Polsce. Tak nie powinno się robić, dopóki człowiek nie ma pewności, że taka sytuacja miała miejsce. A jestem przekonany, że nie miała, bo młyny dbające o swoją markę nie wpuściłyby robactwa do swoich zakładów.

Ile zboża zwanego technicznym wjechało do Polski?

To nie były takie ilości, o jakich mówiono. Od jesieni tego zresztą nie ma, poza małą ilością ziarna, które naprawdę jest techniczne, bo służy do przekształcania w pelet.

Pojęcia zboża technicznego dotąd nie znano.

Ale wykorzystywanie zboża do produkcji peletu miało miejsce. Jeśli ziarno jest czymś zabrudzone i jest przekształcane w paliwo, to nic złego się nie dzieje. •

Robert Telus

minister rolnictwa i rozwoju wsi, wcześniej szef sejmowej komisji rolnictwa, poseł Prawa i Sprawiedliwości, z wykształcenia inżynier środowiska.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.