Wystawa „Ekspresja. Lwowska rzeźba rokokowa” – mistyczna wędrówka w pełne tajemnicy obszary piękna i cierpienia

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 16/2023

publikacja 20.04.2023 00:00

Wystawa „Ekspresja. Lwowska rzeźba rokokowa”, prezentowana na Wawelu, to nie tylko muzealna ekspozycja. Zwiedzając ją, przenosimy się do dawnego wnętrza teraz zrujnowanego kościoła w Hodowicy na Ukrainie.

Personifikacja Nowego Testamentu. Personifikacja Nowego Testamentu.
ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ

Dzięki tej wystawie Zamek Królewski zyskał dodatkowe, skłaniające do modlitwy miejsce. Nie da się bowiem pozostać obojętnym wobec tego, że znaleźliśmy się w przestrzeni sacrum – wśród porywających ekspresyjnych rzeźb, które zdobiły kościół pw. Wszystkich Świętych w Hodowicy pod Lwowem. Do stóp znajdującego się kiedyś w głównym ołtarzu krzyża z umarłym Jezusem, w miejsce ofiary Abrahama i przed oblicze Samsona rozdzierającego paszczę lwu prowadzą nas dźwięki Pasji według św. Mateusza i Mszy h-moll Jana Sebastiana Bacha. Obie kompozycje powstały 30 lat przed prezentowanymi tu rzeźbiarskimi arcydziełami mistrza Johanna Georga Pinsla i jego dwóch uczniów – braci Macieja i Piotra Polejowskich. Moc genialnej muzyki i rzeźb sprawia, że zwiedzający zostają zaproszeni do odbycia wręcz mistycznej wędrówki w pełne tajemnicy obszary piękna i cierpienia.

Joanna Pałka, będąca wraz z dr Agatą Dworzak kuratorką wystawy, przyznaje, że te dzieła, prezentowane na co dzień w Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego, znalazły tu schronienie przed wojną: – Kiedy Jezus, Matka Boska Bolesna, św. Jan, aniołowie, Abraham, Izaak, Samson przekroczyli granicę ukraińsko-polską, odetchnęliśmy z ulgą, że już nic im nie grozi.

Tajemniczy

Polichromowane i złocone dzieła sztuki, stanowiące wyposażenie kościoła w Hodowicy, pokazywane były dotąd między innymi w paryskim Luwrze, Pałacu Zimowym w Wiedniu i Muzeum Narodowym – Pałacu Książąt Litewskich w Wilnie. To fenomen, że w latach 1751–1758 w małej wiosce pod Lwowem wzniesiono kościół dorównujący świetnością świątyniom powstającym w stolicach europejskich. Było to zasługą nie tylko architekta i budowniczego Bernarda Meretyna, lecz może przede wszystkim zaproszonego przez niego do współpracy, odpowiedzialnego za wyposażenie wnętrza mistrza Johanna Georga Pinsla. Znawca przedmiotu prof. Jan Ostrowski uznał Pinsla za najwybitniejszego rzeźbiarza w okresie między Witem Stwoszem a Xawerym Dunikowskim. – Jak w XVI w. dla wielu niedościgłym wzorem był Michał Anioł, a w XVII w. – Gianlorenzo Bernini, tak w XVIII w. stał się nim Johann Georg Pinsel – podkreśla rangę artysty Joanna Pałka. – Do dziś pozostaje postacią o owianym tajemnicą życiorysie. Wiadomo, że w 1751 r. przybył na tereny Kresów Wschodnich i osiadł w Buczaczu, pozostając w służbie u tamtejszego starosty Mikołaja Bazylego Potockiego, a zmarł około 1761–1762 r. W Buczaczu ożenił się, urodziło mu się dwóch synów, Bernard i Antoni. Przypuszczalnie nadał swojemu dziecku imię Bernard właśnie ze względu na przyjaźń z architektem Bernardem Meretynem, którego autograf możemy zobaczyć z drugiej strony udostępnionej do oglądania plakiety zdobiącej kiedyś ambonę. Na wygładzonym drewnie widać delikatny podpis budowniczego, a pod nim pieczęć lakową przedstawiającą tarczę herbową z cyrklem, będącym często znakiem firmowym architektów. Nic nie wiadomo, żeby Pinsel utrwalił gdzieś swój podpis, ale wszystkie jego dzieła można uznać za autografy, z których da się wyczytać, jaki posiadał temperament, wyobraźnię i talent. Badania wskazują, że musiał pochodzić z kraju niemieckojęzycznego – Niemiec, Austrii, Czech bądź Moraw. Niektóre z jego dzieł odzwierciedlają tendencje panujące w tamtejszej sztuce, więc można przypuszczać, że właśnie przez te tereny odbył swoją czeladniczą wędrówkę.

Procesyjny

– Kiedy w 1946 r. wieś opuszczali zmuszeni do przesiedlenia mieszkańcy, ks. Jarosław Chomicki, ostatni proboszcz parafii, zabrał ze świątyni krucyfiks procesyjny – opowiada Joanna Pałka. – Z parafianami wiózł go ze Lwowa do Wrocławia pociągiem przez ponad dwa tygodnie. Jestem pod wrażeniem tego, że ludzie zmuszeni do opuszczenia na zawsze swojej wsi, na drogę nie wzięli ze sobą jeszcze jednej pierzyny, ale właśnie ten krzyż, który ostatecznie znalazł swoje miejsce w kościele Bożego Ciała we Wrocławiu. Był uważany za dzieło Pinsla, ale ostatnio przypisuje się go Maciejowi Polejowskiemu. Świątynia coraz bardziej niszczała, ostatecznie władze sowieckie zamknęły ją w 1961 r. Na szczęście w latach 60. przyjechał tam Borys Woźnicki – późniejszy dyrektor Narodowej Galerii Sztuki we Lwowie, i widząc, co się dzieje, załadował kościelne rzeźby na auto i wywiózł je. Okazało się, że był to ostatni moment na ich ocalenie, bo w 1974 r. wybuchł pożar i od tej pory kościół popadł w całkowitą ruinę.

W glorii

Szczegóły wystroju świątyni można obejrzeć na przygotowanych na potrzeby ekspozycji filmach i archiwalnych zdjęciach. Ale w blasku światła – zapalającego się jak przed rozpoczęciem Mszy św. i gasnącego jakby po jej zakończeniu – przed naszymi oczami rozgrywają się utrwalone w lipowym drewnie biblijne sceny, kiedyś znajdujące się w głównym ołtarzu. Ukrzyżowany Chrystus otoczony był pierwotnie glorią promienistą, niczym hostia w monstrancji – tak historyk sztuki prof. Piotr Krasny opisał rzeźby ołtarzowe, mające w tle iluzjonistyczne malarstwo na ścianie świątyni. – Wszystkie postacie były zaaranżowane w formie trójkąta w ołtarzu głównym – objaśnia Joanna Pałka. – Dominujący w tej kompozycji jest Chrystus, mający po bokach dwa anioły. Poniżej umieszczono figury dawniej znajdujące się na wysokości około pięciu metrów – Matkę Boską Bolesną na konsoli ornamentalnej i św. Jana – wylicza. Po bokach zaprezentowano też niezwykłe polichromowane złocone rzeźby przedstawiające dwie biblijne sceny. Samson i ofiara Abrahama nawiązują do pasyjno-eucharystycznej tematyki ołtarza. Samson zwycięża lwa jak Chrystus szatana, a ofiara Abrahama symbolizuje ofiarę Chrystusa. Pani kurator przyznaje, że kiedy analizowała koncepcję rozmieszczenia rzeźb i ich tematykę, była pod wrażeniem bardzo przemyślanej koncepcji teologicznej zaproponowanej przez fundatora świątyni, archidiakona lwowskiego i proboszcza ks. dr. Szczepana Mikulskiego.

Fundamentalne

W fałdach szat świętych, falach ich włosów, ekstatycznym wygięciu ciał jakby na najwyższym C rozgrywa się przed naszymi oczami uchwycona przez mistrzów tajemnica wiary. To niepowtarzalna siła lwowskiego rokoka. – Wszystkie te dzieła były novum w sztuce XVIII w. – podkreśla Joanna Pałka. – Artyści hodowiccy zajmowali się sprawami fundamentalnymi. Spotęgowana ekspresja, dramatyzm, celowe przerysowanie postaci do dziś intensywnie działają na odbiorcę. Tych dzieł nie ogląda się spokojnie, bo od pierwszego spojrzenia czuć ich podskórny nerw. Zgeometryzowane fałdy szat porusza ponadnaturalny wiatr, oczy przyciągają szczegóły – ascetyczne twarze, ręce z nabrzmiałymi żyłami i zwielokrotnionymi mięśniami, sprawiające wrażenie prawdziwych rzęsy na powiekach Abrahama. Nawet esowato wygięta, taneczna Maria, trzymająca w ręce chustę zwaną maforionem, ociera nią swoje – mistrzowsko wyrzeźbione – wypukłe łzy. Ekspresyjną draperię, którą okryty jest Samson, tworzy utwardzone, złocone płótno. Lew, z którym walczy, ukazany jest jako wijący się stwór, tworzący kłębowisko płomienistych form.

Z mocą

Według pani kurator umieszczona po lewej stronie ołtarzowego krzyża postać Abrahama, gotowego, by złożyć w ofierze swojego syna Izaaka, to jedna z najlepszych rzeźb w XVIII-wiecznej Europie, a nawet arcydzieło na skalę światową: – Za chwilę pojawi się anioł, który wstrzyma jego uniesioną rękę, ale my obserwujemy moment, kiedy zdeterminowany Abraham podnosi miecz, bo właśnie słowo „miecz” pojawia się w popularnym wtedy przekładzie Biblii ks. Wujka. Po prawej stronie stoi pochylony Izaak ze spętanymi rękami i podniesionymi ze zdziwienia brwiami. Podobnie mistrzowsko została wykonana plakieta z ambony, eksponowana na wystawie w otoczeniu personifikacji Nowego i Starego Testamentu. Mimo że rzeźba jest małych rozmiarów i nie planowano, by miała być pokazywana z bliska, została wykonana przez Pinsla perfekcyjnie. Przedstawił na niej 12-letniego, nauczającego w świątyni Jezusa otoczonego uczonymi, a gdzieś z boku stoją szukający go Matka Boska i Józef. Ogromne wrażenie robią misternie rzeźbione przewracane karty ksiąg, ostro cięte fałdy szat, szczegóły przejętych twarzy. Joanna Pałka jest pod wrażeniem zawieszonego w drugiej sali krucyfiksu procesyjnego. – Nie znam bardziej wstrząsającego przedstawienia Boga – człowieka, będącego już trupem – mówi. – To martwe, naturalistyczne w detalach ciało umęczonego człowieka, zdeformowane, wygięte w literę „s”, z głową opadłą na piersi.

Tuż przed wyjściem z wystawy możemy jeszcze obejrzeć zrekonstruowany warsztat tamtejszych rzeźbiarzy. Takimi dłutami, pilnikami, gwoździami, poduszką służącą do złoceń z płatkami złota, agatem do polerowania, musieli posługiwać się Pinsel i Polejowscy. Ale oni zabrali do grobu tajemnicę, jak za pomocą tych zwykłych, ludzkich narzędzi powstały ich emanujące ponadludzką mocą dzieła.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.