Pokojowo uzbrojeni. NATO bez Finlandii nie było w pełni sobą

Jacek Dziedzina

|

GN 16/2023

publikacja 20.04.2023 00:00

Finowie wnoszą do NATO coś więcej niż „potencjał militarny”: realistyczne podejście do zagrożeń i gotowość bojową.

Pokojowo uzbrojeni. NATO bez Finlandii nie było w pełni sobą istockphoto

Gdy w marcu po raz szósty z rzędu Finlandia została uznana za najszczęśliwszy kraj na świecie (według rankingu World Happiness Report), niektórzy zaczęli pytać: czego tacy szczęściarze szukają w NATO? W praktyce oznacza to przecież zaangażowanie w wojnę, której można byłoby (teoretycznie) uniknąć, będąc krajem neutralnym.

Finowie uśmiechają się na tak stawiane pytania. Nie tylko wiedzą, że zagrożenie ze strony Rosji było i jest realne, ale są na to zagrożenie ciągle przygotowani. W przeciwieństwie do ospałych i niewierzących w wojnę starych członków Sojuszu Finlandia od dekad pozostaje w stanie najwyższej gotowości bojowej, nawet jeśli do niedawna pozostawała formalnie krajem neutralnym. Czy to kłóci się z deklarowanym przez jej mieszkańców poczuciem szczęścia? Przeciwnie – świadomość tego, co mają, tym bardziej mobilizuje ich do czujności. Są gotowi utrzymywać gotowość bojową nie tylko na poziomie wojska, ale również administracji, biznesu i zwykłych obywateli.

Obywatel pod bronią

Aby mieć pełny obraz tego, o czym mówimy, warto najpierw spojrzeć na liczby. Same wojska lądowe liczą zaledwie 25 tys. żołnierzy w stałej gotowości bojowej, a pozostałe wojska to parę tysięcy ludzi pod bronią, ale na wypadek wojny wszystkich rezerwistów jest ponaddziesięciokrotnie więcej (ok. 280 tys.). To jednak nie wszystko: łącznie nawet 900 tys. obywateli może zostać powołanych do wojska w razie realnego zagrożenia. Ewenementem jest, że w zaledwie 5,5-milionowym narodzie tak duża część mieszkańców to potencjalna siła obronna. Mimo statusu państwa neutralnego Finlandia nie zrezygnowała nigdy z obowiązkowej służby wojskowej, co przekłada się teraz na takie możliwości mobilizacyjne. To zresztą nie tylko kwestia prawa – również w sondażach, przeprowadzanych już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ponad 75 proc. mężczyzn i ponad 30 proc. kobiet deklarowało gotowość obrony kraju w razie rosyjskiej agresji. Jeśli doliczymy do tego bardzo silną artylerię oraz przeznaczanie 2 proc. PKB na zbrojenia (tej zasady nie trzymają się, choć powinni, wszyscy członkowie NATO), a także kupowane od Amerykanów myśliwce F-35, możemy mówić o kraju, który jest bardzo dobrze przygotowany na nie tak nieprawdopodobną rosyjską agresję.

Oczywiście pozostaje najtrudniejsza rzecz, jaką jest bardzo długa, bo licząca ponad 1300 kilometrów granica z brutalnym sąsiadem. I choćby z tego powodu dla samej Finlandii obecność w NATO jest bardzo ważnym czynnikiem wzmacniającym jej bezpieczeństwo, jest niejako dużą kropką postawioną nad i, czyli nad jej własnym wkładem w bezpieczeństwo. Ale jest jasne, że nie tylko o bezpieczeństwo samej Finlandii tu chodzi.

Zapasy na pół roku

Krótko przed formalną akcesją Finlandii do NATO waszyngtoński think tank Wilson Center opublikował interesujące analizy, pokazujące korzyści, jakie Zachód odniesie z członkostwa tego kraju w Sojuszu. To ważne, bo zazwyczaj podkreśla się korzyści, jakie może odnieść samo państwo wstępujące do NATO – tutaj zaś wyraźnie dominuje wiara we wzmocnienie Sojuszu i całego Zachodu. Owszem, analitycy „Wilsona” doceniają również solidną cywilną infrastrukturę obronną zbudowaną w oparciu o kompleksową strategię bezpieczeństwa narodowego, ale jest jasne, że to wkład w możliwości operacyjne całego Sojuszu. Wysoką ocenę zyskuje fiński program, określany jako Cywilna Obrona Totalna, który obejmuje między innymi zabezpieczenia dostaw żywności i paliwa (tu zapasy w schronach dla ludności cywilnej są wystarczające na co najmniej sześć miesięcy). W ramach COT firmy farmaceutyczne są zobowiązane do posiadania zapasów wszystkich leków na 3 do 10 miesięcy. Schrony przeciwbombowe pod większością budynków, a także automatyczne przekształcenie podziemnych parkingów oraz lodowisk i basenów w centra edukacyjne to również część szczegółowo rozpisanego planu na wypadek ataku. Na łamach „Financial Times” Jarmo Lindberg, były szef obrony Finlandii, powiedział niedawno, że Helsinki (stolica) są jak szwajcarski ser z dziesiątkami kilometrów tuneli. Wszystkie kwatery główne sił zbrojnych znajdują się na zboczach wzgórz na głębokości 30–40 metrów. „Gdyby prawdopodobny atak został wykryty przez wywiad wojskowy, siły zostałyby zmobilizowane i, w miarę możliwości, cywile zostaliby ewakuowani z obszarów niebezpiecznych, co stanowi wyraźną różnicę w stosunku do tego, co wydarzyło się na Ukrainie” – mówi Lindberg.

Wszystkie ręce na pokład

Na ciekawą rzecz zwraca uwagę Charly Salonius-Pasternak, ekspert ds. Bezpieczeństwa w Fińskim Instytucie Spraw Międzynarodowych: „Finlandia stworzyła nieformalną sieć bezpieczeństwa między elitami świata polityki, biznesu i organizacji pozarządowych, aby przygotować się na najgorsze”. Szczególnie ważne w tym układzie okazało się pozyskanie fińskich przedsiębiorstw do odgrywania kluczowej roli w przygotowaniach i zarządzaniu kryzysowym. Liderzy każdej krytycznej dla bezpieczeństwa branży – jak telekomunikacja, zaopatrzenie w żywność lub energetyka – spotykają się kilka razy w roku i w starannie nadzorowanych dyskusjach rozmawiają o kwestiach, które mogą mieć wpływ na ich sektor. Nad tymi spotkaniami czuwa Krajowa Agencja Dostaw Kryzysowych (Nesa), która pomaga koordynować działania między firmami z tych branż, a sama też organizuje zapasy strategicznych towarów (m.in. zboża i paliwa).

Ciekawe jest to, że na wypadek, gdyby przedsiębiorcy mieli wątpliwości, czy powinni się angażować w działania prewencyjne, państwo organizuje dla nich Narodowe Kursy Obrony. Cztery razy w roku grupa kilkudziesięciu polityków, liderów biznesu oraz przedstawicieli Kościołów, mediów i organizacji pozarządowych spotyka się w ramach miesięcznego intensywnego programu, obejmującego wykłady wyższych oficerów wojskowych i urzędników państwowych oraz symulacje sytuacji kryzysowych. Trzeba przyznać, że wszystko to brzmi imponująco i nietrudno dostrzec, że takiego członka NATO potrzebuje w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Cały ten cywilny aparat obrony totalnej jest uznawany również za Atlantykiem za specyficzny fiński etos, na którym powinny wzorować się pozostałe kraje NATO.

Zysk netto

Analitycy Wilson Center zwracają uwagę m.in. na zaawansowanie Finlandii w sektorze IT, co dziś jest kluczowe dla bezpieczeństwa cybernetycznego i wymiany tajnych informacji między wywiadami. Ponadto w Waszyngtonie mówi się wprost o Finlandii jako „dodatku netto do zdolności obronnych NATO”. Dość powiedzieć, że fińska artyleria ma obecnie większą siłę ognia artyleryjskiego niż połączone siły zbrojne Polski, Niemiec, Norwegii i Szwecji. Finlandia posiada również, w północnej części kraju, największy w Europie poligon artyleryjski Rovajärvi. To wszystko powoduje, że kraj ten nie przysparza możliwych kłopotów innym członkom NATO (nowe duże terytorium to kolejny, większy obszar do obrony), ale poszerza jego możliwości obronne, zwłaszcza w przypadku państw w regionie Bałtyku, który staje się prawie morzem wewnętrznym NATO.

Ale ten „dodatek netto” dla całego Sojuszu oznacza coś jeszcze: wzmocnienie Zachodu w rywalizacji mocarstw o dostęp do złóż w Arktyce. Zajęci wojną na Ukrainie i jej możliwym rozszerzeniem na resztę świata, zapominamy, że równolegle toczy się bardzo zaawansowana walka o panowanie nad tym obszarem. Region posiada bogate zasoby mineralne i energetyczne, które są podstawą rosyjskiej gospodarki. Szacuje się, że ponad 20 procent nowych i technicznie możliwych do wydobycia paliw znajduje się właśnie w Arktyce i że w miarę postępów zmian klimatycznych będą coraz bardziej dostępne. Ponieważ rywalizują o to kraje zachodnie (głównie USA), Rosja i Chiny, obecność Finlandii w NATO w naturalny sposób wzmacnia stronę zachodnią w staraniach o dominację w tym regionie. To zresztą nie tylko kwestia geografii, ale również możliwości technologicznych Finów. Analitycy Wilson Center piszą otwarcie: „Finlandia jest światowym liderem w projektowaniu lodołamaczy (ok. 60 procent światowego rynku). Dotąd członkowie NATO mieli do dyspozycji tylko niewielką liczbę lodołamaczy, z których większość posiada Kanada”.

Autorzy dostrzegają jednak jeden problem, który może opóźnić korzystanie z fińskiej infrastruktury: największa stocznia produkująca lodołamacze stoi przed groźbą upadku z powodu… rosyjskich inwestorów. Zachodnie sankcje w tym wypadku uderzyły więc w sektor, z którego NATO chciałoby skorzystać. Prawdopodobnie znajdzie się jakieś rozwiązanie, ale na wstępie Sojusz musi poradzić sobie z tym fantem. Nie ma jednak wątpliwości, że włączenie Finlandii do NATO jest trafną inwestycją w bezpieczeństwo i możliwości obronne, również Polski. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.