Pomoc, ale komu? Na sprzedaży zboża i kurczaków do Europy nie zarabiają drobni rolnicy z Ukrainy

Jakub Jałowiczor

|

GN 16/2023

publikacja 20.04.2023 00:00

Nadmiar zboża ma wyjechać z Polski do lipca, a z Ukrainą zawarta będzie umowa o wstrzymaniu dostaw – zapowiada nowy minister rolnictwa Robert Telus. Kłopot nie kończy się jednak na ziarnie.

Import zboża z Ukrainy wywołał protesty polskich rolników. Import zboża z Ukrainy wywołał protesty polskich rolników.
Piotr Hukalo /east news

Andrzej Danielak, prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu, nie kryje oburzenia. – Problem nadmiarowych towarów rolnych w kraju sprezentowała nam swoimi decyzjami Komisja Europejska i możliwe, że zrobiła to złośliwie. Biorę odpowiedzialność za te słowa. Komisja wiedziała, że większość towarów będzie rozprowadzona w państwach graniczących z Ukrainą – mówi.

W ciągu pierwszych ośmiu tygodni 2023 r. kraje Unii Europejskiej sprowadziły z Ukrainy o 94 proc. więcej brojlerów (kurczaków mięsnych) niż w podobnym okresie 2022 r. – podało stowarzyszenie unijnych drobiarzy AVEC. Na rynki krajów UE miało trafić 32,3 tys. ton drobiowego mięsa. 16,6 tys. ton stanowiło mięso mrożone i w tym segmencie wzrost wyniósł aż 171 proc. Mięsa schłodzonego było o 40 proc. więcej niż rok wcześniej. W tym samym czasie import kurzych jaj różnej klasy skoczył 13-krotnie, osiągając poziom prawie 4,5 tys. ton. W przypadku jaj przeznaczonych bezpośrednio na stoły (a nie do przemysłu spożywczego) wzrost był 25-krotny. Kupiono ich 3,3 tys. ton. Nie wiadomo, ile dokładnie trafiło do poszczególnych krajów UE. Wszystko wskazuje jednak na to, że podobnie jak w przypadku zboża, najwięcej drobiu i jaj znalazło się w krajach leżących blisko Ukrainy.

– Mamy informacje, że towar dociera aż do Holandii, ale pochodzi on z największej firmy rolnej na Ukrainie, powiązanej z Niderlandami. Mięso z Ukrainy mieszane jest z unijnym, paczkowane i sygnowane jako holenderskie. Mamy na to dowody i świadków. W Polsce też na pewno się to dzieje, bo ceny żywca drobiowego i jaj gwałtownie spadają – mówi Andrzej Danielak. Jak dodaje, na Podkarpaciu łatwo można dostać kurczęce filety po 15 zł za kilogram, podczas gdy hodowca spełniający unijne zasady hodowli nie byłby w stanie zaproponować takiej ceny.

Rozchybotane rynki

Do Polski trafiają także inne ukraińskie produkty rolne. Branżowy portal Sad24.pl podaje, że od lipca 2022 r. do stycznia 2023 r. nasz południowo-wschodni sąsiad wyeksportował 90 tys. ton koncentratu jabłkowego. Jedna trzecia trafiła do Polski i nie wszystko wyeksportowano dalej. Polska jest największym w UE i czwartym na świecie producentem jabłek. W 2022 r. zebrano ich w naszym kraju 4,2 mln ton, a eksport wyniósł wtedy prawie 1 mln ton (w 2021 r. było to 660 tys. ton).

Wielka fala importu martwi też inne kraje naszego regionu. Rumunia przyjęła zboże warte 172 mln dol. Do Bułgarii miało trafić 14 tys. ton pszenicy, 16 tys. ton kukurydzy i 611 tys. ton nasion słonecznika. To znacznie mniej niż w przypadku Polski, która odebrała 3 mln ton zboża, ale i tak ceny pszenicy spadły w Bułgarii o 30 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem, a nasiona słonecznika są tańsze o ponad połowę. Rolnicy z tego kraju twierdzą, że nie sprzedali 40 proc. ostatnich zbiorów słonecznika. Problemy odnotowali też Węgrzy, Czesi i Słowacy.

Skok importu jest efektem decyzji Komisji Europejskiej, która na początku lata 2022 r. zliberalizowała handel artykułami rolnymi z Ukrainą. Uzasadniano to koniecznością pomocy walczącemu krajowi i zapewnienia dostaw żywności biednym krajom z południa globu. Była to prawda, ale tylko częściowa.

Zysk, ale czyj?

Ukrainie z pewnością są potrzebne podatki od zysków z eksportu, ale tą działalnością nie zajmują się drobni rolnicy. Amerykański Oakland Institute podaje, że mali właściciele ziemscy, których jest w kraju 8 mln, zaspokajają większość ukraińskiego popytu na żywność. To niezbyt zyskowna działalność, zwłaszcza w czasie wojny. W tej chwili 44 proc. rolników żyje w ubóstwie, a 7 proc. jest wręcz niedożywionych. Jednak i przed konfliktem zarabiali niewiele i na ogół nie mieli szans na kredyty rozwojowe czy wsparcie ze strony zagranicznych instytucji. Zyskowny eksport żywności prowadzą natomiast koncerny rolne należące do oligarchów lub podmiotów zagranicznych. Według Oakland Institute firma Kernel Andrija Werewskiego ma ponad 580 tys. ha ziemi uprawnej, UkrLandFarming Olega Bachmatiuka – przeszło 400 tys. ha, a MHP Jurija Kosiuka – 360 tys. ha. Właściciele tych firm plasują się między 15. a 25. miejscem na liście najbogatszych Ukraińców. Z kolei dla najzamożniejszego obywatela tego kraju, Rinata Achmetowa, rolnictwo jest jedną z wielu dziedzin działalności. Achmetow ma obecnie 26 tys. ha (100 tys. ha stracił w wyniku wojny). Wśród instytucji spoza Ukrainy dysponujących wielkimi areałami raport instytutu wymienia amerykańskie NCH Capital i TNA Corporate Solutions oraz PIF Saudi z Arabii Saudyjskiej. Zachodnie fundusze, m.in. z Kanady, Norwegii i Holandii, są z kolei udziałowcami niektórych ukraińskich firm rolnych. Ogółem wielkie podmioty kontrolują 9 mln ha, czyli 28 proc. spośród 33 mln ha gruntów ornych Ukrainy. Wielcy posiadacze dostają kredyty. Od 2008 r. trzy międzynarodowe instytucje – Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, Europejski Bank Inwestycyjny i współpracująca z Bankiem Światowym Międzynarodowa Korporacja Finansowa – pożyczyły łącznie 1,67 mld dol. sześciu koncernom rolnym. Upadek wielkich ukraińskich firm byłby zatem stratą dla funduszy, które w nie zainwestowały, oraz dla kredytodawców, którzy nie odzyskaliby swoich pieniędzy.

Żołnierz Putina zajmuje ziemię

Do biednych krajów trafia przede wszystkim żywność transportowana przez Morze Czarne na mocy porozumień zawartych przez Ukrainę i Rosję z Organizacją Narodów Zjednoczonych. To jednak nie one są głównymi odbiorcami. Biuro kontrolujące operację wywozu zboża przez czarnomorskie porty podaje, że najwięcej, 6 mln ton, wysłano do Chin. Drugie miejsce zajęła Hiszpania, która kupiła 4,5 mln ton, a trzecie Turcja – 2,8 mln ton. W pierwszej dziesiątce znalazły się cztery kraje Unii Europejskiej i tylko 2 państwa rozwijające się: Egipt, który nabył 1 mln ton różnych zbóż, i Bangladesz, do którego popłynęło 820 tys. ton pszenicy. Jednak część ziarna kupionego przez bogatsze państwa pojechała dalej, niekiedy już jako mąka. Turcja wysłała ją np. do Afganistanu, Etiopii, Kenii, Somalii i Jemenu. Kijów podaje, że 20 proc. z 6,9 mln ton przewiezionej przez Morze Czarne pszenicy trafiło do Afryki. Ogółem do ubogich państw przewieziono 43 proc. tego zboża, czyli przeszło 2,5 mln ton. Kraje afrykańskie i tak odczuwają brak ukraińskiego ziarna, a to wykorzystuje Rosja, która także jest wielkim eksporterem. Egipt, który przynajmniej od kilku lat prawie całe zboże sprowadzał z Ukrainy i Rosji, teraz podwoił swoje zakupy w drugim z tych krajów. Rosjanie zwiększają też swoją sprzedaż do Kenii, Nigerii czy Sudanu, gdzie już wcześniej byli obecni. Mogą sprzedawać więcej m.in. dlatego, że w wyniku inwazji zajęli grunty orne należące wcześniej do Ukraińców. Do końca 2022 r. 160 tys. ha przywłaszczyła sobie firma Agrocomplex, należąca do Aleksandra Tkaczowa, byłego ministra rolnictwa i dawnego gubernatora Kraju Krasnodarskiego. Tkaczow to wierny żołnierz Putina. Już w 2014 r. został objęty zachodnimi sankcjami.

Zaczęły się kontrole

Zasypanie rynku rolnego tańszymi produktami doprowadziło do protestów w Polsce, Rumunii i Bułgarii. Państwa Europy Środkowo-Wschodniej zaczęły dokładniej kontrolować wwożone towary. Węgrzy ogłosili, że skierowali do utylizacji 29 ton zanieczyszczonej kukurydzy. Słowacy wykryli zakazane w UE pestycydy w 1,5 tys. ton zboża. W Polsce zaczęły się już śledztwa w sprawie firm, które kupiły pozaklasowe ukraińskie zboże i sprzedawały je jako pełnowartościowe. Zgodnie ze słowami ministra Roberta Telusa trzeba będzie też szybko wywieźć nadmiarowe ziarno, którego ilość obliczono na 4 mln ton. Przeprowadzenie takiej operacji w czasie krótszym niż trzy miesiące będzie bardzo trudne, ale szef resortu zapewnia, że to możliwe, skoro można było sprowadzić do Polski 17 mln ton węgla. Robert Telus mówi też, że wspólnie ze swoimi odpowiednikami z państw Europy Środkowej będzie walczył o to, by Komisja Europejska przywróciła cła na żywność z Ukrainy. Jak dotąd Komisji nie przekonywały polskie argumenty. Zdaniem Andrzeja Danielaka KE działa w interesie zachodnich firm, którym na rękę jest osłabienie konkurencji ze środkowej Europy.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.