Ulica Lecha Kaczyńskiego

Głośno zrobiło się o tej ulicy, kiedy świat usłyszał, że to w jej rejonie rozegrała się straszliwa zbrodnia wojenna. Chodzi o ulicę w Buczy, niewielkim mieście w pobliżu Kijowa, i o zbrodnię popełnioną tam w marcu 2022 roku przez wycofujących się najeźdźców rosyjskich na miejscowej ludności cywilnej.

Ulica Lecha Kaczyńskiego

Ulice upamiętniające prezydenta RP, który bardziej stanowczo i energicznie niż inni politycy europejscy wskazywał na niebezpieczeństwo rosyjskiego imperializmu, pojawiły się już w miastach Ukrainy, Gruzji, w stolicy Mołdawii – Kiszyniowie, w stolicy Litwy – Wilnie.

Nie ma jednak takiej ulicy w rodzinnym mieście Lecha Kaczyńskiego – w Warszawie. Była, ale po decyzji Sądu Administracyjnego wrócono do starej nazwy, sławiącej Armię Ludową: powołane z inicjatywy Stalina i kierowane przez agenta NKWD narzędzie podporządkowania Polski Moskwie. Radni miasta Warszawy mogliby tę sytuację zmienić. Ale nie chcą.

Lech Kaczyński, zanim objął urząd głowy państwa, wygrał wybory na prezydenta stolicy w 2002 roku, zdobywając w drugiej turze 70,5 proc. głosów. Pełnił tę funkcję przez trzy lata, do momentu objęcia urzędu Prezydenta RP. Zostawił po sobie jako włodarz stolicy kilka trwałych osiągnięć, m.in.: Muzeum Powstania Warszawskiego, inicjatywę budowy Centrum Nauki Kopernik, pierwszą trasę Szybkiej Kolei Miejskiej, wydziały obsługi mieszkańców; zdecydował o współfinansowaniu przez miasto Muzeum Historii Żydów Polskich. Korzystają z jego dziedzictwa setki tysięcy warszawiaków (i nie tylko). A jednak urodzony na Żoliborzu absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, prezydent, którego pamięć z szacunkiem przywołuje dziś nie tylko Europa Wschodnia, ale również stolice zachodniej części naszego kontynentu (gdy dotarła w końcu i tam prawda jego przestróg przed agresją Rosji Putina) – nie ma swojej ulicy w Warszawie.

Obecny prezydent stolicy Rafał Trzaskowski solennie obiecywał, że ulicę imienia swojego poprzednika przywróci. Jak podawała telewizja TVN, jeszcze w czerwcu 2018 roku mówił: „Prezydent Lech Kaczyński zasługuje na upamiętnienie, to jego wysiłkom zawdzięczamy wspaniałe Muzeum Powstania Warszawskiego”. Później wielokrotnie powtarzał, że wyjdzie z taką inicjatywą po „maratonie wyborczym” 2018–2019. Ostatecznym terminem miała być jesień 2020 roku… Prezydent Trzaskowski wspominał, że chciałby jedną z uliczek przy Muzeum Powstania nazwać imieniem Lecha i Marii Kaczyńskich. Byle nie była to duża i ważna ulica. I byle nie sam Lech Kaczyński został uhonorowany w swoim mieście, choć tylko on akurat był prezydentem Warszawy…

Partyjny zwierzchnik Trzaskowskiego, lider Koalicji Obywatelskiej, do dziś najwyraźniej nie może pogodzić się ze swoją klęską w starciu z Lechem Kaczyńskim w 2005 roku o prezydenturę Rzeczypospolitej. A może dokucza – jemu oraz wykonawcom jego polityki hołdów i ustępstw wobec Władimira Putina, realizowanej przez rząd PO-PSL w latach 2008–2014 – znaczenie symbolicznego sprzeciwu wobec tej, w najlepszym razie krótkowzrocznej i błędnej, polityki? Ten symboliczny sprzeciw wyrażał najdobitniej Lech Kaczyński: w Tbilisi w sierpniu 2008 roku, wobec nacierających na Gruzję rosyjskich czołgów, i na Westerplatte 1 września 2009 roku, wobec zakłamującego historię II wojny wystąpienia Władimira Putina – gościa honorowego ówczesnego polskiego premiera. Stał się w końcu Lech Kaczyński tragicznym znakiem tego sprzeciwu (i jego ofiarą) 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku.

„Za pięćdziesiąt lat nikt o tym nie będzie pamiętał” – tak kilka dni po tragedii smoleńskiej skwitował jej znaczenie Władysław Bartoszewski. Minęło trzynaście lat. Nie wiem, czy obciążone tak mocno politycznymi antypatiami proroctwo starego profesora się spełni. Wiem jednak, że zależy to od żyjących, którzy albo są gotowi służyć pamięci, dochodzić do prawdy, jeśli ostatecznie nie została wyświetlona – albo mogą pracować na rzecz zapomnienia. Te dwie postawy ścierają się dzisiaj również wokół sprawy jednej ulicy. Która okaże się skuteczniejsza? Czy uda się w końcu przebić ten wulkan medialnych kłamstw na temat tamtej prezydentury? Na temat tamtej katastrofy? Ktoś z czytelników tego tekstu przekona się o tym może – za 37 lat.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.