Gustaw Holoubek – aktor, który nie chciał szokować, bo wierzył w siłę słów

Szymon Babuchowski

|

GN 15/2023

publikacja 13.04.2023 00:00

„Życzyłbym sobie, żeby ludzie byli bardziej zainteresowani rozmową. Taką rozmową, która przywróciłaby wiarę w słowa” – deklarował urodzony sto lat temu Gustaw Holoubek.

Gustaw Holoubek to aktor, który nie chciał szokować, bo wierzył w siłę słów. Gustaw Holoubek to aktor, który nie chciał szokować, bo wierzył w siłę słów.
Andrzej Rybczyński /pap

Na początek zagadka. Kto jest autorem poniższej myśli? „Nigdy natura nie jest tak zgodna ze świętem śmierci i z istotą życia jak w te wczesne wiosenne dni, w których na naszych oczach dokonuje się prawdziwy akt zmartwychwstania. Ginie wszystko, co dokonało żywota – w tym samym miejscu rodzi się wszystko, co zostało życiem zapłodnione. Wielki Tydzień jest rozpamiętywaniem śmierci, podsumowaniem kończącego się istnienia i pokutą za wszystkie tego istnienia grzechy. Ale też triumfem nad śmiercią przez wiarę w niezniszczalne odradzanie się życia. Dał tego dowód Człowiek Bóg, który swoim męczeństwem i Wniebowstąpieniem otworzył ludziom drogę nadziei. Dlatego święto Wielkiejnocy nie jest świętem rozpaczy. Jest świętem najgłębiej pojętej radości”.

Przeszłość jest żywa

Wbrew pozorom nie są to słowa osoby duchownej ani żadnego teologa. Ich autorem jest… Gustaw Holoubek. Cytat pochodzi z wydanej w 1999 r., czyli dziewięć lat przed śmiercią aktora, autobiografii „Wspomnienia z niepamięci”. Pamiętam, że kiedy czytałem ją krótko po jego odejściu, była dla mnie sporym zaskoczeniem. Bo przecież książki pisane przez aktorów, piosenkarzy czy polityków rzadko przedstawiają większą wartość literacką. Okazało się jednak, że ze wspomnieniami Gustawa Holoubka jest inaczej. Nie tylko są napisane piękną polszczyzną, oddającą zmysłowe bogactwo opisywanego świata, ale stanowią też zapis głębokich przemyśleń autora, świadectwo jego życia duchowego.

Urodzony sto lat temu aktor swoją pierwszą fascynację duchowością zawdzięczał Krakowowi, z którego – jak wyznał kiedyś Marii Czanerle, autorce książki „Gustaw Holoubek. Notatki o aktorze myślącym” – „nie wychylał nosa przez całe dwadzieścia pięć lat”. Topografię jego dzieciństwa wyznaczały krakowskie klasztory i świątynie, w których przeżywał zachwyt nad liturgią sprawowaną po łacinie. Po latach wspominał też procesje Bożego Ciała na Zwierzyńcu, wielkanocny odpust, tzw. Emaus, w parafialnym kościele Najświętszego Salwatora czy jasełka w mieszczącym się naprzeciw zakładzie braci albertynów („Przeżycie było tak emocjonujące, że od razu dostałem gorączki”). A także wizyty w cukierni po niedzielnej Mszy. To właśnie z Krakowa wyniósł „dojmujące poczucie, że przeszłość jest żywa i nieustannie obecna w teraźniejszości” i że „nic nowego nie może pojawić się w autentycznym odkrywczym blasku i kształcie, jeżeli nie towarzyszy temu świadomość stałych, niezmiennych wartości”.

Użyteczność poezji

Pojawił się na świecie jako jedyne wspólne dziecko Eugenii i Gustawa, którzy jednak – oboje będąc wdowcami – wnieśli do rodziny piątkę dzieci z poprzednich małżeństw. Ojciec był Czechem osiedlonym w Polsce po I wojnie światowej. „(...) jak to wojskowy, lubił dyscyplinę i porządek. Wydawał komendy i rozkazy. (...) Matka natomiast miała poczucie humoru i upodobanie do pewnego rodzaju romantycznego bałaganu wokół siebie. Świetnie gotowała i na karmieniu nas wyczerpywała się jej rola. (...) Dom był do spania, jedzenia obiadu i kolacji, ale na pewno nie był siedzibą wychowawczą” – wspominał Holoubek w rozmowie z Małgorzatą Terlecką-Reksnis.

Edukację odbierał w Gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego przy placu Na Groblach, a od 1945 r. w Studiu Aktorskim przy Teatrze im. Juliusza Słowackiego, przekształconym później w Państwową Szkołę Dramatyczną (obecnie Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna). „Pedagogiem, któremu zawdzięczam wszystko, począwszy od wiedzy podstawowej, przez wiarę w to, iż poezja może być użyteczna, a skończywszy na opiece praktycznej w pierwszych latach pobytu na scenie w teatrze katowickim, był – Władysław Woźnik. W moim pojęciu był to największy ze wszystkich znawca sztuki teatru, jakich spotkałem w życiu” – opowiadał aktor w rozmowie z Marią Czanerle.

Właśnie okres katowicki, czyli lata 1949–1956, Gustaw Holoubek wspominał jako „podstawową szkołę aktorską w konfrontacji z widzem najlepszym i najbogatszym”, jak określił specyficzne połączenie dwóch grup społecznych: robotników i młodej inteligencji („tej najbujniejszej, która rozkwitła po wojnie”). Po prawie trzech latach przerwy spowodowanej chorobą aktor związał się jednak ze sceną warszawską i to tutaj zagrał większość ról, z którymi dziś go kojarzymy, z Gustawem Konradem w słynnych „Dziadach” Dejmka na czele. To właśnie jego kreacja wpłynęła na wymowę całego spektaklu, który wywołał szeroki oddźwięk społeczny. Zdjęcie „Dziadów” z afisza przyczyniło się zaś do wybuchu demonstracji studenckich i zapoczątkowało wydarzenia marcowe 1968 r.

Doświadczenie wypowiedziane

Należał do starej, wymierającej już dziś, niestety, szkoły aktorskiej, doceniającej wagę słowa. „Dla niego słowo było najważniejszym elementem w życiu” – stwierdził kiedyś Przemysław Basiński, dyrektor projektu „Verba Sacra”, w ramach którego znani aktorzy czytają teksty biblijne w katedrach i bazylikach całej Polski. Właśnie Holoubek był tym, który zainaugurował ów cykl znakomitymi interpretacjami Księgi Koheleta i Pieśni nad Pieśniami w bazylice archikatedralnej Świętych Piotra i Pawła w Poznaniu. „Słuchając go, miało się wrażenie, że to on jest Koheletem. Wypowiadał swoje własne doświadczenie, także religijne” – opowiadał Basiński. „Wielu aktorów ma wątpliwości, czy powinni występować w kościele. Gustaw Holoubek takich wątpliwości nie miał” – podkreślał dyrektor projektu.

O duchowości aktora sporo też mówi niezwykły opis spotkania z Janem Pawłem II, który umieścił w swojej autobiografii: „Stał tuż przede mną, z wyciągniętą ręką, a ja całkowicie pozbawiony sił, ukląkłem. Pomógł mi wstać, wskazał miejsce przy stole, bardzo blisko siebie, i spojrzał mi w oczy. Od tej chwili zrozumiałem, że dane mi jest spotkać człowieka, któremu Bóg w miłosierdziu swoim pozwolił stać się Człowiekiem. Patrzył na mnie z niezmierną uwagą, a Jego milczenie nie było oczekiwaniem, ale prośbą o przyzwolenie poznania mojej twarzy, przywołania jej z własnej niepamięci. Zupełnie tak jakby spotkanie nasze miało być kontynuacją, a nie początkiem. Czystość tej intencji, najszczersze zainteresowanie, z jakim to czynił, sprawiły, że zamknął się świat poza Nim i mną, że wszystko przestało istnieć poza jednym pragnieniem, aby oddać się całkowicie Jego ufności”.

Szok nie kształci

Współczesna sztuka drażniła Gustawa Holoubka właśnie dlatego, że przestała opowiadać o rzeczach ważnych. „Twórcy cierpią na impotencję” – mówił kiedyś w telewizyjnych „Rozmowach na koniec wieku”. „Oczekują od sztuki ekshibicjonizmu i sami go prezentują, a to znajduje się na antypodach sztuki. Szok nie jest niczym z dziedziny poznania, w ogóle nas nie wzbogaca, nie kształci. Życzyłbym sobie, żeby ludzie byli bardziej zainteresowani rozmową. Taką rozmową, która przywróciłaby wiarę w słowa”.

On sam wielu tę wiarę przywracał. Przez swoją postawę, ale przede wszystkim – przez mistrzowskie kreacje aktorskie, bez względu na to, czy grał Hamleta, Króla Leara, Edypa czy wspomnianego Gustawa-Konrada. Trafnie wyraził to w mowie pogrzebowej prof. Ryszard Legutko, ówczesny minister w Kancelarii Prezydenta RP: „To właśnie on swoją grą poruszał najsubtelniejsze struny duszy ludzkiej i dobywał z niej tony, których istnienia nie byliśmy wcześniej świadomi. Jego interpretacje tekstów klasycznych i współczesnych arcydzieł literatury polskiej odsłaniały ich niezwykłe treści i wprowadzały nas w niezmiernie intrygujący świat tajemnicy ludzkiego doświadczenia. (...) Sławę i uznanie przyjmował ze skromnością, prostotą i dobrodusznym dystansem, znamionującym odporność na pokusy, na jakie narażeni są wszyscy obdarzeni błogosławieństwem i brzemieniem popularności. (...) Gustaw Holoubek kochał świat i kochał życie, dzięki czemu nam – wielbicielom jego talentu – pomagał patrzeć na rzeczywistość jaśniej i z większą ufnością, niekiedy wbrew przygnębiającej szarości realiów”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.