Igrzyska śmierci. Jak Rosja walczy o udział swoich sportowców w igrzyskach w Paryżu

Wojciech Teister

|

GN 15/2023

publikacja 13.04.2023 00:00

Choć od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę w postawie Rosji i Białorusi nie zmieniło się nic, świat sportu mięknie i coraz szerzej otwiera drzwi, by dopuścić sportowców z tych państw do rywalizacji. Również w igrzyskach w Paryżu.

Szef MKOl Thomas Bach nie rozumie, dlaczego akurat wojna na Ukrainie ma mieć konsekwencje dla sportowców w sytuacji, gdy na świecie trwa około 70 różnych konfliktów. Szef MKOl Thomas Bach nie rozumie, dlaczego akurat wojna na Ukrainie ma mieć konsekwencje dla sportowców w sytuacji, gdy na świecie trwa około 70 różnych konfliktów.
LAURENT GILLIERON /epa/pap

Gdy przed ponad rokiem, 24 lutego, rosyjskie rakiety spadły na śpiące ukraińskie miasta i na Ukrainę wkroczyły w kilku miejscach, w tym z terytorium Białorusi, kolumny rosyjskiego wojska, wszyscy byli w szoku. Ten szok nie ominął też świata sportu. Bardzo szybko, bo już kilka dni po rozpoczęciu inwazji, poza standardowymi „wyrazami oburzenia” na agresorów zaczęły spadać określone sankcje dotyczące rywalizacji sportowej. Pod presją kilku państw, choć nie bez oporów, FIFA wykluczyła Rosję z udziału w mundialu, a UEFA zawiesiła uczestnictwo rosyjskich i białoruskich klubów w europejskich pucharach. Jedną z pierwszych międzynarodowych organizacji sportowych, która zareagowała, był Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Już 28 lutego wydał on komunikat, w którym wyraźnie wskazywał, że organizacja „zaleca międzynarodowym federacjom sportowym i organizatorom wydarzeń sportowych, aby nie zapraszali ani nie zezwalali na udział rosyjskich i białoruskich sportowców oraz działaczy reprezentacji w międzynarodowych zawodach”.

W ciągu 13 miesięcy, jakie minęły od wydania tego zalecenia, w postawie Rosji i Białorusi nie zmieniło się nic. Za to w świecie sportu na horyzoncie pojawiły się letnie igrzyska olimpijskie w Paryżu w 2024 r. I właśnie w związku z tą imprezą MKOl postanowił otworzyć rosyjskim i białoruskim sportowcom drzwi do rywalizacji międzynarodowej.

Furtka otwarta

Decyzję o umożliwieniu starań o olimpijskie medale sportowcom z państw, które napadły Ukrainę MKOl podjął 28 marca br. Oznajmił ją szef organizacji, Niemiec Thomas Bach. W czasie konferencji prasowej zaznaczył, że formalnie nie jest to jeszcze zgoda na start Rosjan i Białorusinów w Paryżu, ale w odbywających się wcześniej zawodach międzynarodowych – decyzja dotycząca samych igrzysk zapadnie później. Obecne ustalenia mają charakter rekomendacji dla związków sportowych i określenia pewnych warunków granicznych. Dopuszczenie Rosjan i Białorusinów do rywalizacji ma dotyczyć wyłącznie sportów indywidualnych, sportowcy nie mogą występować pod swoimi barwami narodowymi, a jedynie pod flagą neutralną, w dodatku nie mogą publicznie wspierać wojny i być związani z wojskiem. Jednocześnie MKOl rekomenduje, by na podstawie tych wytycznych decyzję w ramach poszczególnych dyscyplin sportowych podjęły międzynarodowe federacje sportowe.

Teoretycznie decyzja nie dotyczy jeszcze igrzysk i jest obwarowana szeregiem zastrzeżeń. W praktyce tak ogólne zapisy budzą wątpliwości. Czy wystarczy, że sportowiec związany z rosyjską armią zrezygnuje z niej teraz (a po igrzyskach wróci), czy chodzi o brak jakiegokolwiek związku, również w przeszłości? A neutralna flaga? Rosyjscy lekkoatleci, którzy w ostatnich latach startowali pod neutralnymi barwami w związku z aferą dopingową, pokazywali już, że nawet w takich warunkach mogą skutecznie demonstrować swoje barwy narodowe.

I najważniejsze: kontekstem opublikowania rekomendacji jest otwarcie Rosjanom i Białorusinom możliwości startu w zawodach kwalifikacyjnych, bez których start w igrzyskach jest niemożliwy.

Świat podzielony

Stanowisko MKOl wywołało oburzenie nie tylko na Ukrainie, ale też w całym świecie zachodnim. Myli się jednak ten, kto uważa, że sprzeciw wobec przywrócenia Rosjan i Białorusinów do międzynarodowej rywalizacji jest na świecie powszechny. Linia podziału jest w tej sprawie dość jasna i przebiega mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie biegną granice NATO.

Uczestnictwu w igrzyskach sportowców z krajów, które napadły Ukrainę, sprzeciwiło się jeszcze przed marcowymi rekomendacjami MKOl we wspólnym oświadczeniu 35 państw, m.in. 25 członków UE (w tym Polska), a także Wielka Brytania, USA, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Korea Południowa, Japonia, Islandia, Norwegia i Lichtenstein. Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina zagroziły nawet bojkotem igrzysk. Sygnatariusze dokumentu podkreślili, że od rozpoczęcia inwazji sytuacja na Ukrainie jedynie się pogarsza i nie ma żadnych przesłanek, by przywrócić zawieszonych sportowców do międzynarodowej rywalizacji. Wyrazili też wątpliwości co do tego, że białoruscy i rosyjscy sportowcy będą występować jako sportowcy neutralni, skoro są finansowani bezpośrednio przez swoje państwa. A zarówno na Białorusi, jak i w Rosji sport ma niebagatelne znaczenie w państwowej machinie propagandowej.

Jednak tej optyki nie podzielają państwa Ameryki Południowej, Azji czy Afryki. Te ostatnie wprost poparły udział Rosji i Białorusi w igrzyskach w Paryżu. Stowarzyszenie Narodowych Komitetów Olimpijskich Afryki (ANCOA) opowiedziało się na początku marca oficjalnie za takim rozwiązaniem. I to jednogłośnie.

Również Olimpijska Rada Azji (OCA), jeszcze w styczniu, zaproponowała Rosjanom i Białorusinom udział w organizowanych na tym kontynencie zawodach umożliwiających zdobycie olimpijskiej kwalifikacji. Tajemnicą poliszynela jest to, że od wielu miesięcy rosyjscy dyplomaci intensywnie pracowali na obu tych kontynentach, by przekonać poszczególne państwa do takiej otwartości. Nie było to zresztą szczególnie trudne zadanie – jednym z wykorzystywanych argumentów było podbijanie dawnych uprzedzeń wobec państw szeroko rozumianego Zachodu, czy to dotyczących epoki kolonialnej czy bardziej współczesnych interwencji polityczno-militarnych w tych rejonach. W sprawie igrzysk Europa, USA i sojusznicy przełykają więc gorzką pigułkę własnej historii, która dziś w wielu miejscach poza Europą sprawia, że Zachód jest postrzegany jako strażnik własnych interesów i bogactwa zbudowanego na wyzysku słabszych. I choć w przypadku wojny na Ukrainie, jak w rzadko której, można wyraźnie wskazać, kto jest tutaj zły, a kto dobry, dawne zaszłości jak najbardziej mają wpływ na to, jak poza światem zachodnim odbierana jest ta wojna.

Ten argument wykorzystał zresztą szef MKOl. Thomas Bach zwrócił uwagę, że igrzyska mają być mostem do budowania porozumienia i nie rozumie, dlaczego akurat ta wojna ma mieć konsekwencje dla sportowców w sytuacji, gdy na świecie trwa około 70 konfliktów o różnej skali natężenia i zasięgu.

Federacje i pieniądze

Również wśród światowych federacji zarządzających sportem nie ma jednomyślności w sprawie udziału Rosjan w zawodach. Przed rokiem FIFA niechętnie wykluczyła z walki o mundial reprezentację Rosji. Stało się to dopiero po groźbie bojkotu mistrzostw przez kilka państw. Media rozpisywały się w tym czasie o osobistych związkach szefa FIFA Gianniego Infantino z Putinem. Jednak już w tenisie Rosjanie i Białorusini rywalizują bez żadnych przeszkód. Gdy organizatorzy wielkoszlemowego Wimbledonu zakazali im udziału w turnieju, światowa organizacja zarządzająca tenisem – WTA – postanowiła, że Wimbledon nie będzie uwzględniany w światowym rankingu tenisistów.

Rosjanie i Białorusini walczą też bez przeszkód w zawodach bokserskich, organizowanych pod szyldem federacji IBA. I to nie w neutralnych barwach, ale oficjalnie, jako Rosja i Białoruś. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że na czele organizacji stoi powiązany z Kremlem Rosjanin – Umar Kremlev. Gdy IBA ogłosiła, że w organizowanych w Delhi mistrzostwach świata kobiet państwa agresorzy wystartują bez żadnych ograniczeń, część krajów wycofała swoje reprezentacje. Wtedy Kremlev zaoferował zawodniczkom z tych krajów pomoc finansową w organizacji wyjazdu z pominięciem krajowych związków i kusił ich dodatkowo wysokimi nagrodami: 100 tys. dolarów za złoto, 50 tys. za srebro i 25 tys. za brąz. Skąd federacja wzięła na to wszystko pieniądze? Od Gazpromu.

Co prawda MKOl nie uznaje IBA, a kwalifikacje olimpijskie będą przyznawane w oparciu o niezależne od IBA turnieje kontynentalne, ale już Międzynarodową Federację Szermierczą jak najbardziej respektuje. Na czele tego związku stoi rosyjski oligarcha Aliszer Usmanow, blisko związany z Bachem. Od kwietnia rosyjscy szermierze wracają do międzynarodowej rywalizacji.

Co zrobią sponsorzy?

Rosja różnymi sposobami, czy to finansowo, czy dyplomatycznie, wywiera presję na przywrócenie swoich sportowców do międzynarodowej rywalizacji. Dziś zbudowanie solidnej większości przeciw takiemu rozwiązaniu na poziomie narodowych komitetów olimpijskich wydaje się niemożliwe. Być może skuteczną metodą do osiągnięcia tego rezultatu okaże się propozycja Wielkiej Brytanii, która wezwała największych sponsorów igrzysk do wywarcia presji na MKOl. To w znacznej mierze producenci, którzy ogromną część zysku generują przez sprzedaż na rynkach państw zachodnich. Jeśli zwyczajna sprawiedliwość nie jest wystarczającym argumentem, to być może skutecznym instrumentem nacisku okaże się przykręcenie kurka z pieniędzmi. Ale i tutaj zapewne decyzja zapadnie na podstawie kryterium opłacalności.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.