Siostra Eutalia i żydowskie dzieci. Nazaretanka Sprawiedliwa wśród Narodów Świata

Agata Puścikowska

|

GN 15/2023

publikacja 13.04.2023 00:00

W czasie wojny warszawskie nazaretanki ratowały życie żydowskim dziewczętom. Ich ówczesna przełożona, s. Eutalia, została właśnie odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Nazaretanki z Warszawy szukają krewnych bohaterskiej s. Eutalii (druga od prawej). Nazaretanki z Warszawy szukają krewnych bohaterskiej s. Eutalii (druga od prawej).
Agata Puścikowska /foto gość

Stary monumentalny gmach szkoły sióstr nazaretanek na warszawskim Czerniakowie pamięta czasy wojny i okupacji. Pamięta też – o czym do niedawna niewiele się mówiło – żydowskie dzieci, dziewczęta, którym nazaretanki uratowały życie. Ryzykując swoje. O pamięć o dawnych bohaterkach dbają natomiast współczesne nazaretanki, w tym historyk s. Beata Rzepczyk. – Musimy przekazać światu, na czym polegały walka o życie, bohaterstwo i miłość bliźniego – mówi s. Beata. – Szukamy też świadków, rodzin naszych bohaterek i uratowanych oraz świadectw na ten temat. Zwłaszcza krewnych s. Eutalii...

To ważne, bo tylko oni mogą odebrać medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Wojna w Nazarecie

Przed wojną nazaretanki przy Czerniakowskiej prowadziły szkołę dla dziewcząt. Podczas walk o Warszawę w pierwszych tygodniach wojny budynek został częściowo zniszczony. W październiku 1939 r. do gmachu weszły wojska niemieckie. Część budynku została przeznaczona na Ośrodek Rady Głównej Opiekuńczej. Na piętrach zamieszkało blisko siedemset osób – dzieci i dorośli, którzy utracili domy. W klasztorze ukryło się też kilkunastu wojskowych i cywilów związanych z konspiracją. Siostra przełożona Eutalia (Jadwiga Wismont) poleciła postulantce Helenie Konstanty nawiązać kontakty z polskim podziemiem z okolic Nowego Sącza i wiele miesięcy trwało „przerzucanie” tych osób na Węgry.

Od 3 października 1939 roku siostry wznowiły działanie szkoły. A już w listopadzie władze okupacyjne ponownie ją zamknęły. Potem mogła funkcjonować tylko szkoła powszechna, bo Niemcy zakazali nauki na poziomie gimnazjum i liceum. Oficjalną kierowniczką szkoły powszechnej była s. Florencja, znająca biegle język niemiecki. W styczniu 1940 roku s. Ezechiela zorganizowała też tajne komplety, które odbywały się w prywatnych mieszkaniach nauczycieli oraz w budynku szkolnym. Od września 1940 roku do marca 1942, za zgodą okupanta niemieckiego, w budynku odbywał się kurs przygotowawczy do szkół zawodowych II stopnia. Potem nazaretanki mogły otworzyć zawodową szkołę krawiecką, pod której szyldem dziewczęta przerabiały materiał gimnazjalny. Jej dyrektorką była s. Eutalia. – Mimo okupacji szkoła tętniła życiem. Część uczennic mieszkała w internacie przyszkolnym – mówi s. Beata. – Duży budynek, wiele osób, a także doświadczenie konspiracyjne sióstr stanowiły doskonałą bazę do kolejnej aktywności: ratowania osób pochodzenia żydowskiego.

Żydowskie dzieci

Jak się ta pomoc zaczęła i kiedy? Zapewne już w 1940 roku. Siostra Beata próbuje – jak z puzzli – ułożyć niezwykłą układankę. Nie żyją już świadkowie. A dokumentów, wspomnień, zachowało się niewiele. – Siostry były niezwykle skromne. Nie rozpowiadały po wojnie o swoim działaniu, a w czasie okupacji musiały zachować dyskrecję, więc dużo nie notowały, a teraz już nie żyją – opowiada nazaretanka. – Kilka lat temu zaczęłyśmy więc szukać wspomnień i dokumentów.

Dzięki tej pracy powstaje obraz niezwykły. Wiadomo, że w czasie okupacji na terenie szkoły i internatu znalazły schronienie dziewczęta pochodzenia żydowskiego. Udało się ustalić dane 10 takich uczennic, które mieszkały w internacie. Siostry przygarniały też każde przyprowadzone czy podrzucone dziecko. Niektóre trafiały do nich tylko na dzień lub kilka dni, by następnie znaleźć schronienie w innym miejscu. Dzieci często były przekazywane do innych klasztorów lub do zaprzyjaźnionych rodzin ziemiańskich. – Nasza była wychowanka Teresa Prekerowa wspomina, że w jej klasie były dwie dziewczyny pochodzenia żydowskiego. Opowiada też, że wiosną 1942 roku przyprowadziła do sióstr malutką dziewczynkę, którą zabrała wprost z ulicy. Dziewczynka miała czarne kręcone włosy i nie znała języka polskiego. Teresa przyprowadziła ją i, nie czekając, oddaliła się na drugą stronę ulicy. Wcześniej napisała kartkę, którą umieściła w kieszonce płaszczyka: „Jestem Ania, zaopiekujcie się mną”. Siostry oczywiście spełniły prośbę – opowiada s. Beata. – Mała Ania wojnę przeżyła. Zresztą wszystkie dziewczyny pochodzenia żydowskiego, które zostały przyprowadzone do klasztoru sióstr nazaretanek w Warszawie, również.

Siostra Amabilis (Maria Filipowicz), nauczycielka języka polskiego i historii w tajnym gimnazjum, pisała m.in: „Piszę o formach zorganizowanego tajnego nauczania, gdyż pragnę podkreślić, że przechowujące się u nas uczennice, Żydówki, otrzymały nie tylko opiekę, ale i pełne wykształcenie średnie, pozwalające na wyższe studia (...). Przybywały ze Lwowa, Łodzi i Płocka, gdzie wcześniej stworzono getta. Zwykle miały tzw. lewe dokumenty”. – To niezwykłe, bo pokazuje silne więzi, prawdziwe oddanie tym dzieciom – mówi s. Beata.

O młodych Żydówkach wspomina też wychowanka z lat wojennych Teresa Sułowska-Bojarska: „Na przełomie 1941/1942 roku internat pensjonarek zapełnił się dziewczętami pochodzenia żydowskiego. Nie znam sposobu, jakim Dyra zdobywała dla nich dokumenty opiewające polskie nazwiska. Jeśli dana osoba nie dziedziczyła widocznie charakterystycznych rysów, Dyra zaopatrywała ją w fikcyjne zaświadczenie pracy. Bywało, że niektóre z nich zatrudniano faktycznie na stacji epidemiologicznej, gdzie karmiły wszy, dzięki czemu można było produkować przeciwtyfusowe szczepionki. Tego rodzaju zajęcie, aczkolwiek przykre, chroniło daną osobę przed każdą prawie ewentualnością, dawało też nocną przepustkę. Trudno określić, ile istnień ludzkich uratowała Dyra przy pomocy sióstr. (...) Wydaje się, że siostra Ezechiela zasłużyła w pełni na order przyznawany przez rząd państwa Izraela. Skromność jednak i nawyk konspiracyjny doprowadziły do tego, że mało kto wie o tej niezwykłej działalności Dyry. Sądzę, że te, które korzystały wtedy z jej opieki, powinny same pewne sprawy ujawnić na szerszym forum”.

Żydowskie dziewczęta nosiły polskie nazwiska. Różniły się wyglądem, zwykle były bardziej milczące, unikały kontaktu. Polskie uczennice zdawały sobie sprawę z ich pochodzenia. Jednak milczały, chroniąc siebie nawzajem. Żydówki zwykle nie wychodziły poza mury klasztoru ze względów bezpieczeństwa. Siostry otworzyły więc dla nich przyklasztorny ogródek, by mogły przebywać na świeżym powietrzu.

Magdalena Czerkiewicz-Tempska, maturzystka z 1944 roku, wspomina: „Razem z nami wychowywało się, przetrwało okupację i ukończyło szkołę kilkanaście Żydówek. (...) Dzisiaj rozsiane po całym świecie, a ślą do Nazaretu dowody pamięci i listy, dziękują za życie”.

Za każdą pomoc Żydom Niemcy karali śmiercią. Siostry wiele ryzykowały. Szkoła zresztą była regularnie rewidowana przez okupantów. – Przed rewizją siostry były przeważnie tajnie powiadamiane przez polskie podziemie. Miały więc czas na usunięcie zakazanych książek. Regularnie wbiegały z koszami do klas i zabierały książki za klauzurę. Znikały też za drzwiami klauzury uczennice – Żydówki – opowiada s. Beata.

Aby podziękować...

Część młodych Żydówek po 1945 roku utrzymywała kontakt z siostrami. Odwiedzały szkołę przy Czerniakowskiej, pisały listy. Pamiętały. Jedna z uratowanych dziewcząt napisała w liście do s. Ezechieli (5 XII 1985 r. ): „Matka uratowała moje życie i przez przyjęcie mnie wtedy do szkoły dała mi okazję nie tylko przeżycia wojny, ale też dojścia do matury. Ale najważniejsze jest to, że kaplica Nazaretu była początkiem mego życia wewnętrznego”. A kilka lat później pisała: „Przez te wszystkie lata (...) nie zapomniałam długu wdzięczności, jaki mam wobec Matki i Nazaretu: fakt, że przeżyłam wojnę, że mam dużą i szczęśliwą rodzinę i że Bóg jest mi zawsze bardzo bliski”.

Decyzję o pomocy Żydom podjęła ówczesna siostra przełożona, czyli s. Eutalia. Dlatego to jej udokumentowane dokonania trafiły do Instytutu Yad Vashem. Jednak bez silnego wsparcia wszystkich sióstr, odważnego, sprytnego i solidarnego działania nie byłoby to możliwe. – Była niezwykłą kobietą. Pochodziła z Lidy, z dobrej, inteligenckiej rodziny. Odebrała świetne wykształcenie. Była otwarta, bardzo kulturalna, życzliwa, stonowana – opowiada s. Beata. – Zmarła w 1969 roku.

Niedawno Specjalna Komisja Yad Vashem zdecydowała o nadaniu s. Eutalii – Jadwidze Wismont honorowego tytułu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata w uznaniu zasług w narażaniu życia dla ratowania osób pochodzenia żydowskiego w okresie Holokaustu. – Medal traktujemy jako formę uhonorowania wszystkich naszych sióstr, które w czasie wojny ryzykowały życie, by okazywać miłosierdzie bliźnim – tłumaczy siostra historyk.

Obecnie nazaretanki nie mają jednak żadnych informacji o krewnych s. Eutalii. Do momentu ich odnalezienia medal i dyplom honorowy będą przechowane w Yad Vashem: medal mogą odebrać wyłącznie krewni. W przyszłości też nazwisko zakonnicy zostanie wyryte na Ścianie Pamięci w Yad Vashem. – Apelujemy do osób, które mogłyby znać rodzinę s. Eutalii, o kontakt z klasztorem nazaretanek na Czerniakowskiej – mówi s. Beata.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.