Zasypani ziarnem. Na czym polega problem z ukraińskim zbożem?

Jakub Jałowiczor

|

GN 15/2023

publikacja 13.04.2023 00:00

Kryzys zbożowy kosztował stanowisko ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka. Jego dymisja nie kończy jednak problemu. Zwłaszcza że Komisja Europejska nie zgodziła się na wprowadzenie ceł na zboże z Ukrainy.

Rolnicy żądający m.in. wywiezienia z Polski ukraińskiego zboża i wprowadzenia ceł na plony ze Wschodu 5 kwietnia protestowali w Szczecinie. Rolnicy żądający m.in. wywiezienia z Polski ukraińskiego zboża i wprowadzenia ceł na plony ze Wschodu 5 kwietnia protestowali w Szczecinie.
Marcin Bielecki /pap

Atak Rosji na Ukrainę wywołał obawy o bezpieczeństwo żywnościowe wielu krajów. Nasz południowo-wschodni sąsiad jest wielkim dostawcą produktów rolnych, choć największe zyski czerpią z tego nie drobni gospodarze, ale branżowi oligarchowie i wielkie firmy z zachodnim kapitałem. W sezonie 2021/2022 z Ukrainy wyeksportowano 43 mln ton zbóż, a produkcja wyniosła 85,7 mln ton, czyli o 32 proc. więcej niż rok wcześniej. Dla porównania – produkcja Polski wyniosła ostatnio ok. 35 mln ton, licząc z kukurydzą. Rolnictwo stanowi 10 proc. PKB Ukrainy i 44 proc. jej eksportu (dane z 2019 r.), w związku z tym zablokowanie portów czarnomorskich przez Rosję było dla zaatakowanego państwa katastrofą. Z pomocą przyszła Polska. Ukraińskie zboże miało przejechać koleją i samochodami przez nasze terytorium, trafić do portów i stamtąd płynąć dalej. Z powodu wojny ziarno miało drożeć na całym świecie. W czerwcu zeszłego roku minister Kowalczyk radził polskim rolnikom, by nie sprzedawali swoich plonów, tylko zaczekali na lepsze ceny. W lipcu Donald Tusk przekonywał, że jesienią chleb może kosztować 30 zł za bochenek. Wszystko potoczyło się inaczej.

Seria strat

Według słów premiera Ukrainy Denisa Szmyhala w kraju zebrano w zeszłym roku 60 mln ton zbóż. To znacznie mniej niż rok wcześniej, ale wystarcza na potrzeby kraju i pozwala na eksport pewnej ilości towaru. W sprawie transportu przez Morze Czarne zawarto umowę, przy czym Rosja i Ukraina nie rozmawiały oficjalnie ze sobą – każdy z tych krajów podpisał osobną ugodę z Organizacją Narodów Zjednoczonych. Rosja nie zawsze się z niej wywiązuje, więc czarnomorski szlak bywa niedostępny dla statków ze zbożem, ale jak dotąd udało się przewieźć 24 mln ton pszenicy, żyta i kukurydzy. Pod koniec maja 2022 roku Unia Europejska zliberalizowała handel z Ukrainą, co pozwoliło na wwożenie do Polski zboża bez cła i ograniczeń ilościowych. Według danych Unii do końca marca 2023 roku na terenie naszego kraju znalazło się 3 mln ton zbóż, w tym 900 tys. ton pszenicy i 1,3 mln ton kukurydzy. Ile pojechało dalej, tego dokładnie nie wiadomo, ale zostało dużo – prawdopodobnie większość pszenicy i jedna trzecia kukurydzy. W połączeniu z niesprzedanym zbożem rolników, którzy czekali na wyższe ceny (może go być przynajmniej 3 mln ton, ale i tu nie ma pewnych danych), powstał nawis, z którym nie ma co zrobić. Ceny spadły na całym świecie, ale w Polsce, zwłaszcza na wschodzie, często ukształtowały się poniżej progu opłacalności. Magazyny pośredników są zaś pełne. – Rynek jest totalnie rozchwiany – mówi Tadeusz Michalski, prezes Polskiego Związku Producentów Kukurydzy. – W okresie zbiorów skup szedł bardzo marnie, bo zboże, często pozaklasowe, wypełniło magazyny przetwórców. Kto ma gdzie, ten przetrzymuje swoje plony, ale czeka na lepsze ceny, a te jeszcze spadły. Niewiele będą się różnić od tych, które były 2–3 lata temu. Teraz dostaje się średnio 1 tys. zł za tonę, więc żeby pokryć koszt produkcji, trzeba sprzedać 6–8 ton z hektara, a tyle mniej więcej rośnie. Są pojedynczy producenci, którzy osiągają lepsze plony, ale do tego trzeba mieć świetne gleby, tych zaś jest mało.

– W czerwcu tona pszenicy kosztowała 1,6–1,7 tys. zł, a był czas, że dochodziła do 2 tys. zł. Dzisiaj tona kosztuje 900 zł, a nawet 800 zł, podczas gdy produkcja opłaca się przy 1,2–1,3 tys. zł za tonę – dodaje Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej.

W dodatku wielu rolników kupiło jesienią nawozy azotowe. Kosztowały wtedy ok. 4 tys. zł za tonę, czyli o 1–2 tys. zł więcej niż wcześniej. Resort rolnictwa zachęcał do szybkich zakupów, obawiając się jeszcze większego wzrostu cen sprowadzanego ze wschodu towaru. Tymczasem na wiosnę ceny spadły o przynajmniej kilkaset zł za tonę.

W perspektywie są tegoroczne żniwa i kolejny wzrost zapasów, choć według Tadeusza Michalskiego produkcja kukurydzy może spaść. Dlaczego? – Produkcja na 1 ha kosztuje ok. 6 tys. zł – tłumaczy szef związku producentów. Plon z hektara daje więc mały zysk albo jedynie zwrot kosztów. – Najgorzej, jak ktoś nie sprzedał zboża. Teraz ceny są niskie, więc rolnik nie ma na nawozy i nasiona. Nagle może się okazać, że krajowej produkcji mocno ubędzie – konkluduje Tadeusz Michalski.

Na kryzysie powinni zyskiwać klienci. Jednak pomimo dużego spadku cen w skupie chleb w sklepach nie tanieje.

Zboże techniczne

Ukraińskie zboże nie spełnia unijnych zasad jakości. Jak przypomina prof. Arkadiusz Artyszak ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, rolnicy z Unii Europejskiej są karani za przekraczanie surowych norm dotyczących nawożenia i stosowania środków ochrony roślin. Na terenie naszego sąsiada nie ma takich ograniczeń. W dodatku część zboża stała przez dłuższy czas w wagonach na granicy, więc mogły się tam rozwinąć grzyby. Mimo to trafiło na polski rynek. Jak? – Nikt tego nie wie, tak jak nie wiadomo, kto wprowadził pojęcie „zboża technicznego” – odpowiada prof. Artyszak.

Takie określenie nie pojawia się w podręcznikach rolniczych ani w polskim prawie. Zbożem technicznym zaczęto nazywać ziarno, które przekroczyło granicę, choć albo nie spełniało nawet niskich norm, albo w ogóle nie zostało sprawdzone pod tym kątem. – Mamy z tego mąkę i paszę dla zwierząt, to powszechnie znany fakt – alarmuje Arkadiusz Artyszak. W internecie łatwo znaleźć ofertę: ukraińska mąka – 1,50 zł/kg. Sprzedawca chce, by zamówienie wynosiło przynajmniej 22 tony, co wskazuje, że nie jest on turystą, który zrobił zakupy po drugiej stronie granicy, ale firmą mającą duże zapasy.

Do pieca z tym?

Były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski przypomniał niedawno na portalu Fronda.pl, że kiedy Polska otworzyła swoje granice, inne kraje obiecywały wsparcie. Amerykanie mieli stawiać w naszym kraju silosy. Niemcy wspominali o użyczeniu nam wagonów do przewozu ziarna, bo tych w Polsce brakuje. Jeszcze w lipcu 2022 roku ostrzegał o tym prezes PKP Cargo Dariusz Seliga. Jednak żadna z zapowiedzi nie została spełniona. W dodatku Niemcy, które zwykle były dużym odbiorcą polskiego zboża, teraz zmniejszyły zakupy. Otwarta pozostawała droga morska – po przewiezieniu towaru tirami znad granicy do Gdańska czy Szczecina – ale i tu pojawił się problem. – Mamy ograniczoną przepustowość portów – zauważa Monika Piątkowska. – W ciągu miesiąca można wyeksportować 700 tys. ton, czasem uda się 750 tys. A nadwyżka polskiej produkcji wynosi ok. 10 mln ton i powinniśmy regularnie z tego schodzić.

Szefowa Izby Zbożowo-Paszowej dodaje, że do niedawna porty były nastawione przede wszystkim na sprowadzanie do naszego kraju węgla i choć zima się skończyła, niektóre statki nadal są załadowane kamiennym paliwem, na które nie ma teraz zbytu. Jednostki można wykorzystać do transportu ziarna, ale najpierw trzeba gdzieś wyładować węgiel i wyczyścić ładownie, co trwa ok. 5 dni. W dłuższej perspektywie konieczna byłaby rozbudowa nabrzeży polskich portów, aby dało się tam przeładowywać więcej zboża. Plany budowy wielkiego terminala dla produktów rolnych pojawiają się od wielu lat, ale nigdy nie zostały zrealizowane. Niekiedy problemem jest zresztą realizacja mniejszych inwestycji, co pokazuje sprawa Elbląga – tam samorząd ani nie pogłębia portu, ani nie zgadza się oddać go państwu, by to ono przeprowadziło inwestycję.

Mimo to resort rolnictwa rozważa wysłanie części ziarna za granicę, w tym w ramach pomocy humanitarnej dla Afryki. W przypadku zboża niespełniającego żadnych norm rozwiązaniem może być zużycie go w przemyśle. Z pozaklasowego ziarna można zrobić bioetanol, dodawany do paliwa samochodowego, albo w ostateczności zużyć je w kotłach energetycznych przeznaczonych do spalania biomasy. Jednak żadne z tych rozwiązań nie pozwoli na pozbycie się całej nadwyżki.

Znajdziemy winnych

Sytuacja wywołała protesty rolników. Ich postulatem było przede wszystkim wstrzymanie importu. Polska wspólnie z Węgrami, Rumunią, Bułgarią Czechami i Słowacją wystąpiła do Komisji Europejskiej o przywrócenie ceł na handel z Ukrainą. Jednak Komisja przedłużyła umowę znoszącą cła. Z tego oficjalnie powodu Henryk Kowalczyk podał się do dymisji. Na pomoc rolnikom z Polski, Rumunii i Bułgarii Komisja przeznaczyła łącznie zaledwie 56,3 mln euro. Z kolei polski rząd wygospodarował 600 mln zł na programy skupowe. Ministerstwo zapowiedziało dopłaty do tony zboża w wysokości 100–200 zł, zależnie od położenia gospodarstwa. Nie zadowala to protestujących. – To pierwszy przypadek, kiedy rolnicy nie chcieli dopłat, bo jak minister zaproponował początkowo 250 zł, to skupy natychmiast dały o 250 zł mniej – komentuje prof. Artyszak. – Znam nawet punkt w Hrubieszowie, gdzie dają mniej niż 800 zł za tonę, i to nie w gotówce, ale na wymianę za nawozy.

Jednocześnie resort zamierza ustalić, które firmy sprowadziły do Polski zboże złej jakości i zatrzymały je w kraju. – Warto to wiedzieć, ale to nie rozwiązuje problemu. Nie można winić firmy X, która kupiła ukraińskie, kiedy nie było polskiego – mówi Monika Piątkowska. Innego zdania jest Arkadiusz Artyszak. – To ziarno nie spełnia norm – podkreśla wykładowca SGGW. I dodaje: – Rolnicy na Zamojszczyźnie widzieli, z jakich firm były samochody odbierające ziarno. Na granicy są dokumenty pokazujące, kto sprowadził tzw. ziarno techniczne, więc wystarczy go skontrolować i będzie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za obecną trudną sytuację. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.