UE o euro, Libii i elektrowniach

PAP

publikacja 25.03.2011 18:18

Przywódcy UE przyjęli na szczycie w Brukseli pakiet środków w obronie wspólnej waluty euro. Pochwalili operację międzynarodowej koalicji w Libii i - po wydarzeniach w Japonii - zapowiedzieli przetestowanie wytrzymałości na kataklizmy elektrowni atomowych w UE.

UE o euro, Libii i elektrowniach Przywódcy UE przyjęli na szczycie w Brukseli m. in. pakiet środków w obronie wspólnej waluty euro Roman Koszowski/Agencja GN

Szefowie państw i rządów "27" przyjęli Pakt Euro Plus, który zakłada zbliżanie narodowych polityk gospodarczych i jest pokłosiem pomysłów zaprezentowanych przez Francję i Niemcy, by w odpowiedzi na kryzys zacieśnić integrację w ramach eurolandu poprzez silniejsze zarządzanie gospodarcze. Przewiduje koordynację w wybranych dziedzinach, takich jak konkurencyjność, innowacje, zatrudnienie, czy stabilność finansów publicznych albo koordynacja podatkowa.

Pakt jest otwarty dla krajów spoza strefy euro i Polska zdecydowała się do niego dołączyć. Premier Donald Tusk mówił na konferencji po zakończeniu czwartkowo-piątkowego szczytu, że to decyzja polityczna, by pozostawać w głównym nurcie UE, zwłaszcza w perspektywie przyjęcia euro przez Polskę.

"Nasze uczestnictwo w Pakcie Euro Plus nie oznacza zobowiązań o charakterze finansowym - powiedział. - Dla nas obecność w tym pakcie jest neutralna, jeśli chodzi o kwestie merytoryczne, bo nie stawia szczególnych wymagań".

Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy wyjaśniał nazwę paktu, który początkowo nazywał się "na rzecz konkurencyjności". "Dlatego plus, że pakt mówi o tym, co kraje strefy euro chcą zrobić więcej: dzielą wspólną walutę i chcą przedsięwziąć wysiłki ponad istniejące zobowiązania. A ponadto dlatego, że pakt jest otwarty dla innych" - powiedział Van Rompuy. Do 17 krajów eurolandu dołączyły Polska, Dania, Litwa, Łotwa, Rumunia i Bułgaria.

Przywódcy, zwłaszcza strefy euro, żywo dyskutowali na szczycie o antykryzysowym wsparciu dla Portugalii, której grozi bankructwo: po upadku mniejszościowego rządu premiera Jose Socratesa agencje ratingowe obniżają oceny kredytowe kraju, a oprocentowanie portugalskich obligacji sięga 7,78 proc. Szef eurogrupy Jean-Claude Juncker oszacował możliwą pomoc na 75 mld euro, choć zastrzegł, że Portugalia jeszcze się po nią nie zgłosiła. Socrates powtarzał w Brukseli, że Portugalia nie potrzebuje pomocy i będzie wdrażała uzgodniony z Komisją Europejską radykalny plan cięć budżetowych i podwyżek podatków, który ma doprowadzić do redukcji deficytu budżetowego do 3 proc. PKB w 2012 roku.

"Nie wystarczy powiedzieć: zgadzamy się na uzgodnione cele. Trzeba publicznie i jasno powiedzieć jakie są środki, by je osiągnąć" - wytknęła Angela Merkel, kanclerz Niemiec, które jako największa unijna gospodarka poniosłyby największy ciężar ratowania niewypłacalnej Portugalii.

Ale przywódcy i tak deklarowali gotowość pomocy. "Europejczycy nie pozostawią Portugalii samej sobie" - powiedział Juncker. Fundusze będą: pula środków w obecnym, tymczasowym funduszu na ratowanie krajów strefy euro zostanie zwiększona do 440 mld euro z obecnych 250 mld euro, choć szczegółowe porozumienie, jak to zrobić, przełożono na czerwiec. Na szczycie zgodzono się też, by nowy stały fundusz kryzysowej pomocy dla krajów strefy euro w potrzebie od 2013 roku mógł pożyczyć 500 mld euro. W sumie będzie on opiewał na 700 mld euro, ale 200 mld będzie trzymane jako zabezpieczenie najwyższych ocen kredytowych AAA.

By Europejski Mechanizm Stabilizacyjny mógł powstać, trzeba zmienić Traktat z Lizbony. Przywódcy podjęli w tej sprawie formalną decyzję, która otwiera drogę do ratyfikacji we wszystkich krajach członkowskich. Zrewidowany dokument ma wejść w życie 1 stycznia 2013 roku, a nowy mechanizm - od lipca 2013.

Już w czwartek przywódcy przyjęli deklarację o Libii, oceniając, że działania międzynarodowej koalicji, zgodnie z mandatem Rady Bezpieczeństwa ONZ, "znacząco przyczyniły się do ochrony ludności cywilnej zagrożonej atakami i pomogły chronić życie". Podkreślili gotowość do podjęcia operacji humanitarnej w Libii z wykorzystaniem zasobów wojskowych w celu ewakuacji uchodźców do krajów ich pochodzenia, a także by "promować dialog" z libijskimi siłami opozycji, w tym tymczasową Libijską Radą Narodową w Bengazi.

Premier Tusk apelował, by nie spieszyć się z jej uznaniem, bo nie wiadomo, czy rzeczywiście dąży ona do demokratyzacji kraju i poszanowania praw człowieka. Podtrzymał też decyzję Polski o nieangażowaniu się militarnym w Libii. "Nie należy oczekiwać zmiany tego stanowiska niezależnie od zdarzeń w samej Libii" - powiedział. I zaznaczył, że Polska będzie przygotowywać ofertę pomocy humanitarnej wtedy, kiedy pojawi się "czas umożliwiający jej świadczenie". "Jeszcze nie czas, żeby zastosować pomoc humanitarną w kraju ogarniętym de facto wojną domową i interwencją państw NATO" - ocenił premier.

By uspokoić opinię publiczną po kataklizmie w Japonii, przywódcy państw UE ustalili, że na podstawie wspólnych kryteriów we wszystkich europejskich elektrowniach atomowych od jesieni zostaną przeprowadzone testy bezpieczeństwa i wytrzymałości np. na trzęsienia ziemi albo ataki terrorystyczne. Wstępny raport KE będzie gotowy do końca roku.

"Jeśli jakaś (francuska) elektrownia nie zda testu, to zostanie zamknięta" - zadeklarował prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

Ale testy nie będą obowiązkowe i źródła w KE nie wykluczają, że na zbadanie swoich najbardziej przestarzałych z 19 reaktorów nie zdecyduje się Wielka Brytania. Zdecydowane za to są: Francja (58 reaktorów), Niemcy (17) i Hiszpania (10), a to oznacza, że na pewno testy przejdzie ponad połowa ze 143 działających reaktorów w UE. "Oczekujemy, że wszystkie elektrownie w UE zostaną poddane testom, to kwestia naszej wiarygodności" - podkreślił przewodniczący KE Jose Manuel Barroso.

Polska nie wycofuje się z planów budowy elektrowni atomowej a Tusk przekonywał, że energia ze źródeł odnawialnych, w tym biomasy, nie zastąpi energetyki węglowej i nuklearnej. "Jeśli na serio przed południem rozmawiamy o konkurencyjności europejskiej gospodarki, to nie możemy po południu deklarować, że chcemy zarżnąć energetykę" - powiedział premier, protestując przeciwko odchodzeniu od najtańszych źródeł energii.