W Jerozolimie każdy jest u siebie. Tak mówi Biblia, a potwierdza to… nieuleczalny syndrom jerozolimski

Jacek Dziedzina

|

GN 14/2023

publikacja 06.04.2023 00:00

Syndrom jerozolimski dotyka każdego, kto choć raz przekroczył mury Jeruzalem. Z tego niekoniecznie trzeba się leczyć.

W Jerozolimie każdy jest u siebie. Tak mówi Biblia, a potwierdza to… nieuleczalny syndrom jerozolimski Roman Koszowski /foto gość

Jest życie przed Jerozolimą i życie po Jerozolimie. To zdanie chyba najlepiej oddaje istotę tzw. syndromu jerozolimskiego. U jednych objawia się on jako zaburzenie psychiczne. U innych bardziej jako duchowe doświadczenie: poczucie, że wreszcie jestem u siebie.

Choroba religijna?

Warto na wstępie zaznaczyć, że samo pojęcie „syndrom jerozolimski” ma bardziej psychiatryczne niż duchowe pochodzenie. Ukuł je w latach 80. XX wieku izraelski psychiatra dr Jair Bar-El, ale same objawy opisywał już w latach 30. niejaki Heinz Hermann. Z jego analiz zresztą wynikało, że zjawisko musiało być znane już dużo wcześniej, nawet we wczesnym średniowieczu. Z psychiatrycznego punktu widzenia syndromem jerozolimskim (czasem występuje też określenie „obłęd jerozolimski”) nazywa się stan, w którym następuje zderzenie własnych wyobrażeń na temat Ziemi Świętej z rzeczywistością po przyjeździe. Ale bardziej trafnie zdefiniował to wspomniany dr Bar-El, który mówił o trzech rodzajach tego oryginalnego syndromu. Jeden z nich rzeczywiście jest natury bardziej psychicznej: przyjeżdżający do Jerozolimy ludzie nagle „stają się” bohaterami biblijnymi, tzn. sami wierzą, że są Mojżeszami, Izajaszami, a nawet Jezusami z Nazaretu. W szpitalu Herzoga na obrzeżach Jerozolimy dr Pesach Lichtenberg, szef oddziału psychiatrycznego, bada to zjawisko od lat i uchodzi za największego na świecie znawcę tematu. To w jego szpitalu lądują Brytyjczycy, Amerykanie, Francuzi i inni (może również Polacy, ale nie dotarłem do takich danych), którzy po przyjeździe do Jerozolimy zaczynają podawać się za Mesjasza, króla Dawida, Eliasza czy innego proroka Starego Testamentu. Największy wzrost takich przypadków szpital odnotowuje oczywiście w okolicach świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, gdy do Jerozolimy przybywają tłumy pielgrzymów z całego świata.

Syndrom jerozolimski jednak, według dr. Bar-Ela, może przejawiać się nie tylko jako jednostka chorobowa, ale również jako bardzo silne doświadczenie kulturowo-religijne, a czasem również wielka potrzeba zmiany świata. W tym miejscu chcemy jednak powiedzieć o jego jeszcze innym, głębszym wymiarze. Pojęcie to zostało w pewnym sensie przejęte również przez tych, dla których Jerozolima jest po prostu duchową stolicą, punktem odniesienia największych tęsknot i obietnic, zawartych w Biblii.

Jak w domu

Parę lat temu przeglądałem z dziećmi swoje zdjęcia z Jerozolimy. „O! To tam, gdzie mieszkaliśmy!” – wykrzyknęła nagle młodsza córka, która nigdy jeszcze w Izraelu nie była. Rozbawiony tłumaczyłem, że przy najlepszych chęciach i najbardziej bujnej wyobraźni architektura czy to Starego Miasta, czy Me’a She’arim, jednej z najstarszych dzielnic w Jerozolimie, zamieszkiwanych przez ortodoksyjnych Żydów (głównie charedim i chasydów), nie przypomina ani trochę naszego blokowiska z dawnego osiedla. Córka jeszcze przez chwilę upierała się przy swoim, ale ostatecznie odpuściła przekonywanie mnie, że ona „skądś” to miejsce jednak zna. Choć był to raczej gest rezygnacji i litości dla ojca, który i tak nic nie rozumie. Nagle poczułem ciarki na plecach – uświadomiłem sobie, że w tym zabawnym na pierwszy rzut ucha skojarzeniu córki jest zawarta, oczywiście nieświadomie, czysta prawda: każdy z nas pochodzi z Jerozolimy. „O Syjonie zaś będzie się mówić: »Każdy na nim się narodził«” – czytamy w Psalmie 87 (5a). Zanim pojechałem tam po raz pierwszy, od wielu osób słyszałem, że na miejscu czuły się jak w domu. Nawet jeśli nigdy wcześniej fizycznie tam nie były, gdy w końcu przyjechały, miały poczucie, jakby wróciły do siebie. I nie jest to żadna przenośnia, pielgrzymkowe wzruszenie czy tani sentymentalizm, tylko coś przeszywającego do głębi. Przypomniałem sobie o tych głosach, gdy sam po raz pierwszy przekroczyłem mury Jerozolimy. Miałem dokładnie to samo silne odczucie: jestem u siebie, w domu. Oczywiście można to zbyć ironicznym uśmieszkiem, ale nie ma wątpliwości, że to przekonanie ma silne umocowanie w Biblii. Z „syndromu jerozolimskiego” w takim duchowym znaczeniu nie trzeba się leczyć. Trzeba go raczej pogłębiać. Pismo Święte, teologia i nauczanie Kościoła potwierdzają, że nie ma innej opcji.

Nie Londyn, nie Paryż

Pewnie dopiero przy końcu czasów dowiemy się, dlaczego akurat Jerozolimę Bóg wybrał na „swoje miejsce na ziemi”. I dlaczego właśnie Kanaan wskazał Izraelitom jako Ziemię Obiecaną, Ziemię Izraela (hebr. Erec Jisrael). – Gdy przyjeżdżają tu Żydzi z Afryki, niektórzy po raz pierwszy, początkowo są trochę rozczarowani – mówił mi Eyal Friedman, Żyd mesjański z Jerozolimy. – Mówią, że czytali Biblię i myśleli, że to ziemia rzeczywiście mlekiem i miodem płynąca, a tu same pustynie i skały. I pomyślałem: to prawda, wybierając tę ziemię dla siebie, Bóg nie wybrał najpiękniejszego miejsca na świecie. Tak samo jest z narodem Izraela – Izraelici nie są najpiękniejsi, najbardziej utalentowani i najbardziej moralni i to duży kłopot dla innych, żeby nas zaakceptować. Kiedy czytasz Biblię, widzisz, jak grzeszni jesteśmy. Trudno jest nas kochać. Ale to jest wyzwanie, jakie Bóg stawia przed narodami, jakby mówił: „Ja kocham ten naród, czy macie wolę kochać go w ten sam sposób?” – mówi Eyal. To samo można powiedzieć o Jerozolimie: nie jest to najpiękniejsza stolica na świecie, a zarazem każdy, kto tu przyjeżdża, ma poczucie że to właśnie stolica świata. Nie Nowy Jork, nie Londyn czy Paryż, a dla chrześcijan nawet nie Rzym, tylko właśnie Jerozolima. Dziś wiemy tylko, że właśnie z tego powodu, z racji wybrania sobie tego miejsca przez Boga, skupiają się tutaj największe emocje świata. Polityczne zawieruchy w Ziemi Świętej, o których piszemy często na łamach GN, są tylko wypadkową tego napięcia, które jest odczuwalne w niemal każdym zaułku Jerozolimy. Jeśli tutaj, jak wierzą Żydzi, Bóg z gliny ulepił człowieka, skoro tutaj dokonało się odkupienie całego rodzaju ludzkiego przez Jezusa Chrystusa i jeśli tutaj, jak wierzą niemal wszyscy, odbędzie się sąd ostateczny (nie bez powodu pod murami miasta znajduje się najdroższy cmentarz świata – każdy chce mieć „miejscówkę” jak najbliżej), to nic dziwnego, że z długich rozmów, jakie odbyłem w Jerozolimie, najmocniej przebija zdanie: „To jest walka duchowa, nie tylko polityczna, bo Jerozolima należy do Boga”.

Adres pochodzenia

„Jerozolima to najbardziej wybuchowe i wystrzałowe miejsce na ziemi” – pisze Paul Badde w książce „Heiliges Land”. „Zakochałem się w Ziemi Świętej od tego pierwszego momentu. Już moja matka opowiadała mi barwnie o tamtejszych wzgórzach i miastach, których jednak sama nigdy nie oglądała na oczy. W naszej wiejskiej szkółce po raz pierwszy wpatrywałem się w mapę Ziemi Świętej obok tablicy. Przez dekady była moją pasją. – Jest życie przed Jerozolimą i życie po Jerozolimie – mówiłem przyjaciołom, żeby wyjaśnić im, dlaczego jestem tak zafiksowany na punkcie tego miasta. Dotąd się od tego nie uwolniłem. To jest »syndrom jerozolimski«. Napisałem o tej podróży wiele artykułów i relacji, moje pierwsze cztery książki krążyły wokół Jerozolimy niczym orły nad gniazdem. Korzystałem z każdej sposobności, żeby tam wrócić, każdy pretekst był dobry. Zakochałem się w tym wąskim pasie ziemi między morzem i pustynią, tak jak inni mężczyźni zadurzają się w pełnej tajemnic kobiecie” – opowiada z pasją niemiecki dziennikarz.

Wzgórze Syjon jest tylko częścią miasta, ale od czasów biblijnych dla każdego Żyda było oczywiste, że Syjon jest synonimem Jerozolimy. Słowo Boga wyraźnie mówi, że to miejsce urodzenia całej ludzkości: „O Syjonie zaś będzie się mówić: »Każdy na nim się narodził, a Najwyższy sam go umacnia«. Pan, spisując, wylicza narody: »Ten się tam urodził«. I oni zaśpiewają jak tancerze: »W tobie są wszystkie me źródła«”.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.