Dłubok. Jezus na osiołku jedzie przez Tokarnię

Agata Puścikowska ,Roman Koszowski ,tekst ,zdjęcia

|

GN 13/2023

publikacja 30.03.2023 00:00

Życie poświęcił rzeźbieniu świętych. „Może mnie kiedyś wpuszczą do nieba”...

Józef Wrona w swojej pracowni. Tu tworzy od ponad 50 lat. Józef Wrona w swojej pracowni. Tu tworzy od ponad 50 lat.

Józef Wrona w maju skończy 80 lat. Urodził się, wychował i całe życie przepracował w Tokarni koło Pcimia, w Beskidzie Wyspowym. Ciężko pracował. Najpierw na gospodarstwie rolnym rodziców, potem też w miejscowej parafii jako kościelny. I od pół wieku również jako rzeźbiarz samouk. Tak zdolny i skromny jak spójny wewnętrznie i rozmodlony. Dobry i ludziom życzliwy. Samouk, który od określenia „rzeźbiarz” woli – jak mówią okoliczni górale – „dłubok”.

Rolnik – kościelny

Był najstarszy z piątki rodzeństwa. Gdy trzeba było i zwierzęta hodował, i poletka obrabiał – a ziemia w okolicy trudna, górska. Ciężka to była praca, ale i kochana: bo co może być piękniejszego niż z własnej ziemi pozyskiwać plon? – Tu wszyscy byli rolnikami. Wszyscy hodowali krowy, świnki, wieczorami śpiewali po łąkach, polach, widywali się często, wspólnie modlili – opowiada pan Józef. Prowadzi na Urbanią Górę w masywie Zębalowej, gdzie jego ojcowizna. I gdzie niegdyś orał, a teraz dogląda swoich świątków i modli się na kalwarii. – Dużo się tu pozmieniało. Ludzie nie trzymają zwierząt, niewielu już gospodarzy obrabia pola. Wieś mocno się zmieniła i tutejsze zwyczaje też...

Józef miał 20 lat, gdy ówczesny proboszcz ks. Jan Mach poprosił go na kościelnego. Wybór był ponoć nieprzypadkowy: młody mężczyzna, trochę jak jego patron – św. Józef, słynął z pracowitości, uczciwości i rozmodlenia. Chodził do kościoła bardzo często, długo skupiony klęczał przed słynącym łaskami obrazem Matki Bożej Śnieżnej, a przy tym gospodarskich obowiązków nie zaniedbywał. – Zgodziłem się i zacząłem pracę w kościele. Najtrudniejsze, że trzeba było codziennie mieć na ręce... zegarek. I na określone godziny przyjść. Przez całe lata: kościół otworzyć, zamknąć. I się nie spóźnić – uśmiecha się. – To była dobra praca, którą lubiłem.

O rzeźbieniu, jak mówi pan Józef – dłubaniu, w młodości nie myślał. Pierwsza próba nastąpiła po wyjeździe na jarmark. – W Nowym Targu na straganie zobaczyłem wyrzeźbioną w drewnie głowę jelenia. Podobała mi się bardzo, ale cena była wysoka. Pomyślałem, że to nie może być trudne zrobić podobną. Wróciłem i wystrugałem sobie nożem i całkiem dobra wyszła – uśmiecha się.

Potem stało się tak, że jedna z rzeźb w kościele, drewniany anioł, straciła skrzydło. A jaki to anioł bez skrzydła? Trzeba było poratować... – Ksiądz dał mi jakieś dłutka i zacząłem pracę. Skrzydło dorobiłem. I tak to się chyba zaczęło, bo coraz więcej rzeźbiłem. Uczyłem się stopniowo wszystkiego. Bardzo mnie w tym wspierał ks. Mach, który zachęcał mnie do rozwoju – mówi pan Józef.

Ksiądz Mach był znawcą sztuki, ale też miłośnikiem rodzimego folkloru. Więc z jednej strony szanował twórczość ludową Józefa, z drugiej inspirował go do rozwoju i nauki, podsuwając książki, albumy z dziełami wielkich mistrzów. – Ja to wszystko podziwiałem i wzorowałem się, tak jak mogłem – wspomina rzeźbiarz. I tak rolnik Józef poszedł w ślady swojego patrona Józefa – twórcy i cieśli.

Niedziela Palmowa w Tokarni

Pan Józef to też chodząca kronika tokarskiego kościoła, tutejszych zwyczajów związanych z Niedzielą Palmową i Wielkanocą. – Kiedyś wszyscy szli piechotą do kościoła na Palmową. A u nas jest tradycja przygotowywania wielkich kolorowych palm. Kiedyś robiło się takie nawet na 15 metrów długie! I kilkoro dzieci niosło jedną, a jeszcze dorośli im pomagali. A gdy się wracało do domu, ludzie brali fragmenty palemek, robili z nich krzyżyki i nieśli na pola. Zatykali w odradzającą się ziemię, by im się darzyło... – opowiada z błyskiem w oku. – Teraz robi się już u nas mniejsze nieco palemki, chociaż też ładne.

Od Wielkanocy 1968 roku w parafii tokarskiej jest zwyczaj nigdzie indziej chyba w Polsce niespotykany. Elementem procesji jest naturalnej wielkości wyrzeźbiony z drewna Pan Jezus na osiołku. Figura jest ciągnięta wokół kościoła, co symbolizuje triumfalny wjazd Chrystusa do Jerozolimy. A z powstaniem rzeźby było tak: – Pojechaliśmy z ks. Machem do Krakowa, do kamienicy Szołayskich. Tam znajdowała się wówczas galeria sztuki średniowiecznej. Zobaczyłem kilkusetletnią rzeźbę „Chrystus na osiołku palmowym”. Pochodziła z kościoła św. Zygmunta w Szydłowcu. Wróciłem i zacząłem podobną dłubać – wspomina rzeźbiarz. – Żeby było realistycznie i żebym mógł uchwycić dobrze proporcje, pozował mi kolega ojca, który musiał siedzieć nieruchomo i z podniesionymi do góry palcami. Jak do błogosławieństwa.

Figura jest wykonana z drewna lipowego. Stoi na wózku, który w czasie procesji Niedzieli Palmowej ciągną ministranci. – Nie sądziłem, że ta rzeźba stanie się taka słynna – uśmiecha się pan Józef.

Sława Jezusa na osiołku z Tokarni rozniosła się szybko i daleko. Opisywana była w tekstach dziennikarskich, w pracach naukowych. Ceniony etnograf prof. Roman Reinfuss tak pisał o rzeźbie do ks. Macha: „Należy niewątpliwie do rzędu najwybitniejszych dzieł ludowej rzeźby współczesnej”. Potem do Pana Jezusa na osiołku Józef wracał wielokrotnie: choć rzeźbił nieco mniejsze figury. Jedna z nich znajduje się w muzeum w Myślenicach, inną otrzymał od rzeźbiarza Jan Paweł II. – Kardynał Wojtyła znał tę rzeźbę. Mówili mi potem, że gdy już jako Jan Paweł II przebywał w Polsce, pokazano mu średniowieczną rzeźbę Jezusa na osiołku z wyjaśnieniem, że to jedyna taka w kraju. A Ojciec Święty uśmiechnął się i poprawił: „Nie jedyna – jest jeszcze w Tokarni” – opowiada rzeźbiarz.

Kalwaria

Za domem pana Józefa zaczyna się górska trasa. Dla turystów: czarny szlak masywem Zębalowej. Dla wierzących – miejsce modlitwy, cierpliwego wchodzenia aż na Urbanową Górę. Co kilkadziesiąt, kilkaset metrów, w jarze, na zboczach stoku, ustawione są niezwykłe rzeźby. Wszystkie autorstwa Józefa Wrony. Pan Józef przychodzi tam regularnie, często modli się sam, ale też wspina wraz z młodzieżą z Jordanowa – która odprawia tam w Wielkim Poście nabożeństwo Drogi Krzyżowej. – Jak jest mokro i zimno, i ciemno, to ciężko się idzie. Ale tak ma być: Pan Jezus przecież szedł w trudzie i bólu – mówi pan Józef. – Mnie cieszy, że na tej górze ludzie znajdują miejsce modlitwy i wyciszenia. A zaczęło się od tego, że chciałem postawić na ojcowiźnie choć jedną własną kapliczkę. Wyrzeźbiłem więc figurę Matki Bożej. Sąsiedzi pomogli umieścić ją w skale. Ludziom, chociaż niektórzy kręcili głowami, ostatecznie bardzo się kapliczka spodobała. Zaczęli przychodzić. To był, o ile się nie mylę, rok 1982.

W kolejnych latach powstawały kolejne figury. Pan Józef niestrudzenie rzeźbił i ustawiał rzeźby na sąsiedzkich polach. – To jest postać Chrystusa Frasobliwego. Postawiłem ją na kopcu, który usypałem z ziemi. I podpisałem: „Szczęść Boże tym, co żywią i bronią”. Wiem, co to znaczy uprawiać ziemię, kochać ją, a tutejsi rolnicy w czasie wojny musieli o nią walczyć – wyjaśnia. – A teraz pójdziemy dalej: do Anioła Stróża.

Anioł Stróż, zgodnie ze swoją życiową rolą, prowadzi nad przepaścią. Można do niego podejść, wejść na kładkę, poczuć się bezpiecznie. Kilkaset metrów dalej znajduje się sztuczny staw, w środku stawu usypał pan Józef wyspę. – Chrystus przekazuje św. Piotrowi klucze i mówi: „Piotrze, paś owieczki moje”... – wyjaśnia pan Józef. A dlaczego najbardziej lubi rzeźbić świętych i motywy biblijne? – Jestem człowiekiem wierzącym. Gdy rzeźbię, ofiarowuję swój trud w jakiejś intencji. Intencji mam dużo...

Nie musi wiele mówić. Ręce zaopatrzone w ostre dłuto modlą się same.

Ze szczytu Urbaniej Góry

Po półtorej godziny wspinaczki i modlitwy w końcu szczyt: Urbania Góra. Na nim monumentalny krzyż i wysokie drewniane rzeźby: Jezusa, Maryi, św. Jana. – Jezus patrzy na nas z miłością. Wisi na krzyżu, nad nami wszystkimi, z rozpostartymi ramionami. Przychodzą do niego miejscowi, przychodzą i ludzie z daleka. Przypadkiem i celowo. A Jezus czeka na wszystkich – mówi rzeźbiarz, podnosząc głowę ku niebu.

Od 2015 roku proboszczem tokarskiej parafii jest ks. Robert Pietrzyk. Ze wzruszeniem opowiada o skromności i dziele życia parafianina rzeźbiarza. – Pan Józef przepracował dla naszej społeczności dziesiątki lat. W czerwcu 2015 roku z okazji 50. rocznicy pełnienia posługi kościelnego kard. Stanisław Dziwisz odznaczył go złotym medalem Jana Pawła II Zasłużony dla Archidiecezji Krakowskiej. Pan Józef w parafii jako kościelny służył ofiarnie, dopóki siły mu starczało. Teraz nadal nas wspiera i nadal rzeźbi – mówi proboszcz Pietrzyk, który zorganizował też festyn dobroczynny, by zebrać fundusze na renowację kalwarii. – Pan Józef to nasza duma. To, co robił przez całe życie, stało się marką ziemi tokarskiej. Na naszą Niedzielę Palmową, by się wspólnie modlić i podziwiać Jezusa na osiołku przybywają do Tokarni setki wiernych również spoza parafii. Pan Józef to ikona pracowitości, skromności i pobożności.

Artysta jednak woli pracować, niż słuchać pochwał. Mimo wielu wygranych konkursów, wystaw, wyróżnień, mimo naukowych opracowań na temat twórczości, pozostał skromnym „dłubokiem”. W jego pokoiku stoją setki rzeźb. Z ­półek na gości spoglądają głównie postaci świętych. – Taką mam nadzieję, że może nie obrazili się na mnie, że nie dość dobrze ich przedstawiłem. I może, gdy już przyjdzie na mnie czas, powitają mnie na progu nieba. I wpuszczą za bramy...•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.