Disney+ stracił 2,4 mln abonentów. Czy ma to związek z prowadzoną przez studio promocją LGBT?

Edward Kabiesz

|

GN 13/2023

publikacja 30.03.2023 00:00

Kiedyś na filmy Disneya można było pójść z dziećmi bez obaw. Ten czas już minął.

„Chłopiec, kret, lis i koń”, zdobywca Oscara w kategorii krótkiej animacji, to prosta i jednocześnie atrakcyjna opowieść z pozytywnym przesłaniem. „Chłopiec, kret, lis i koń”, zdobywca Oscara w kategorii krótkiej animacji, to prosta i jednocześnie atrakcyjna opowieść z pozytywnym przesłaniem.

Chociaż nie z każdym werdyktem tegorocznego rozdania Oscarów można się zgodzić, to statuetka w kategorii krótkiej animacji nie budzi wątpliwości.

Co pozostało z Disneya

„Chłopiec, kret, lis i koń” w reżyserii Petera Bayntona i Charliego Mackesy’ego to piękna, mądra animacja przeznaczona zarówno dla starszych dzieci, jak i rodziców. Jakże inna od wielu innych animowanych produkcji, w których szybka, nieraz niepozbawiona mocnych efektów akcja nie pozwala na chwilę refleksji.

Dotyczy to także filmów wyprodukowanych przez studio Disneya, które kiedyś można było oglądać z dziećmi bez obawy, że znajdziemy w nich coś, co kłóci się z systemem wartości uznawanych obecnie za konserwatywne. Te filmy były bezpieczną, pozbawioną kontrowersyjnych elementów rozrywką dla całej rodziny. Niosły pozytywne przesłanie, podkreślały znaczenie odwagi, przyjaźni, szacunku dla innych, solidarności w obliczu zagrożenia – czyli wartości uniwersalnych opartych na etyce chrześcijańskiej, chociaż Disney unikał wprowadzania religii do filmu. Z pewnością miały walory wychowawcze. Dzisiaj też mają, ale nie zawsze wychowują w pożądanym przez rodziców kierunku. Obecnie w produkcjach studia działającego pod szyldem nazwiska swojego założyciela coraz trudniej znaleźć odwołania do wartości konserwatywnych. Wytwórnia propaguje różne inicjatywy na rzecz promocji LGBT i aborcji, a szerzej wszelkiej różnorodności. Szczególną aktywnością wykazała się w graniczącej z furią krytyce przyjętej w Kalifornii ustawy o nazwie „Prawa rodziców w edukacji”, która zabrania nauczania na temat orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej dzieci od przedszkola do trzeciej klasy. Gubernator Florydy i Kongres stanowy uznali, że prowadzone w szkołach bez wiedzy rodziców lekcje poświęcone kwestiom homoseksualizmu i transseksualizmu wywierają szkodliwy wpływ na dzieci. Temat ten już kilkakrotnie poruszałem na łamach naszego tygodnika, dlatego warto się przyjrzeć, do czego prowadzi polityka programowa przyjęta przez studia wchodzące w skład korporacji The Walt Disney Company.

Dziwny jest ten świat

Należą do niej m.in. studio Disneya, Pixar i Marvel. W lutym korporacja ogłosiła, że zwalnia 7 tys. pracowników. Jednocześnie okazało się, że serwis VOD Disney+ stracił 2,4 mln abonentów. Czy ma to związek z prowadzoną przez studio coraz bardziej otwartą promocją LGBT? Przykładem takiego trendu może być animacja „Buzz Astral” (tytuł oryginalny „Lightyear”), czyli spin-off cyklu „Toy Story”, korzystająca z jego ogromnej popularności. Produkcja spółki Disney-Pixar miała być wielkim filmowym hitem, jej budżet wyniósł 200 mln dolarów, ale wbrew prognozom przyniosła wytwórniom straty. Rozgłos zyskała dzięki kontrowersjom, jakie wywołała scena pocałunku dwóch postaci kobiecych. Początkowo szefowie studia chcieli ją wyciąć z filmu, ale wywołało to protesty pracowników firmy i ostatecznie znalazła się w wersji końcowej. Ta decyzja sprawiła, że film został zakazany w kilku krajach arabskich, a np. w Singapurze mogli go obejrzeć tylko widzowie powyżej 16 lat.

Prawdziwą finansową katastrofą okazał się kolejny film Disneya, „Dziwny świat”, który przyniósł firmie prawie 150 mln straty. O ile w „Buzzie Astralu” scenę lesbijskiego pocałunku można wyciąć bez szkody dla fabuły, o tyle w „Dziwnym świecie” nie jest to możliwe, bo wątek homoseksualny, dotyczący relacji dwóch nastoletnich bohaterów, jest ważnym elementem filmowej opowieści. Kluczową postacią filmu jest 16-letni Ethan Clade, który zakochał się w swoim przyjacielu, a ich związek spotyka się z entuzjastycznym przyjęciem w rodzinie. Realizatorzy, chcąc bardziej podkreślić charakter tej postaci, zatrudnili Jaboukiego Young-White’a, popularnego komika i geja, który użyczył głosu postaci nastolatka. Trudno nie zauważyć, że film znakomicie wpisuje się w prowadzone przez organizacje LGBT i niektóre rządy programy, które pod różnymi hasłami wspierają ideologię gender.

Praktycznie w każdym filmie i serialu telewizyjnym pojawia się postać nieheteroseksualna, co nie za bardzo odpowiada danym statystycznym dotyczącym obecności tej społeczności w ogólnej populacji. Według tegorocznego raportu GLAAD, amerykańskiej organizacji LGBT walczącej z homofobią oraz dyskryminacją seksualną i tożsamościową w mediach, w sezonie 2022–2023 w fabularnych produkcjach telewizyjnych pojawiło się 596 postaci LGBTQ. Organizacja alarmuje jednak, że w porównaniu z rokiem poprzednim stanowi to spadek o 6 proc., a 175 z tych postaci, czyli około 29 proc., nie powróci na ekrany. Czy za ten spadek odpowiadają widzowie, którzy nie życzą sobie takiej nachalnej promocji?

Towarzysze oscarowej wędrówki

Na razie wciąż powstają filmy, które rodzice z dziećmi mogą obejrzeć w kinie czy na portalu VOD bez obawy, że zostaną zaskoczeni kontrowersyjnymi wątkami. Przykładem jest wspomniana produkcja „Chłopiec, kret, lis i koń” zrealizowana dla telewizji BBC. To film niezwykły, pełen zaskoczeń, który angażuje każdego widza, niezależnie od wieku, chociaż początkowo wydaje się, że jest skierowany tylko do dzieci. Sugerują to baśniowy tytuł, prosta, ręcznie rysowana animacja i fabuła. W czasie seansu zdajemy sobie jednak sprawę, że prostota opowieści, w której ważną rolę odgrywają oszczędne dialogi, jest pozorna, bo historia ta zawiera głębokie, uniwersalne i pozytywne przesłanie.

Sukces film w znacznej mierze zawdzięcza literackiemu pierwowzorowi autorstwa Charliego Mackesy’ego. To niezwykle ciekawa postać. Na początku swojej kariery był zagorzałym ateistą, z czasem został chrześcijaninem i świadczy o swojej wierze poprzez sztukę i wykłady, a w 2019 roku nagrał film w ramach współpracy z angielskimi kursami Alpha. Pracował jako rysownik i ilustrator książek; rzeźbi i maluje. Światowy rozgłos przyniosła mu wydana w 2019 roku książka „Chłopiec, kret, lis i koń”.

Pierwszoplanowym bohaterem książki, dostępnej również w Polsce, jest chłopiec, który wędruje przez zaśnieżoną krainę, gdzie spotyka tytułowe zwierzęta. Każde z nich staje się towarzyszem jego wędrówki, z każdym łączy się inna przygoda. Nie jest to zwykła książka z obrazkami, nie ma w niej linearnej narracji. Znajdziemy za to piękne ilustracje i krótkie rozmowy pomiędzy towarzyszami podróży. Książka błyskawicznie odniosła sukces, w wielu krajach znalazła się na szczytowych miejscach listy bestsellerów. Książka i film, którego Mackesy był reżyserem, oferuje widzowi nadzieję, że nawet w tak niepewnych i pełnych zagrożeń czasach wszystkie przeszkody, lęki i trudności można pokonać dzięki przyjaźni, wrażliwości, życzliwości i miłości. Ten film to swoista lekcja życia dla widza w każdym wieku. Realizatorzy doskonale oddali też oryginalny sposób rysunku Mackesy’ego. Każda z czterech postaci ma swój charakter, a żywe kolory w niezwykły sposób oddają na ekranie zimowe pejzaże. Widzowie docenią z pewnością ścieżkę muzyczną i dźwiękową animacji z udziałem znakomitych aktorów, którzy użyczyli głosów bohaterom kreskówki.

Poza nagrodzonym filmem Mackesy’ego żadna z wytypowanych do Oscara krótkich animacji nie trafiła do tej pory na nasze portale VOD, jednak wszystkie, z wyjątkiem jednego, dostępne są w internecie. „Chłopiec, kret, lis i koń” praktycznie nie miał godnych rywali, przewyższał konkurentów pod każdym względem, a jego pozytywne przesłanie wybrzmiało w filmie naturalnie, a nie, jak to często bywa, deklaratywnie. Pozostałe nominowane produkcje skierowane były raczej do widzów dorosłych, ze względu na temat i sposób realizacji. I tak np. 15-letnia bohaterka filmu „Rok penisów” Sary Gunnarsdóttir, wchodząc w dojrzałość, chce stracić dziewictwo, z kolei inne animacje, chociaż nie tak kontrowersyjne, mogą wpędzić widza w depresję.

Kto straszy dzieci?

„Pinokio” Guillerma del Toro, zdobywca Oscara w kategorii pełnometrażowego filmu animowanego, to rzeczywiście animacja od strony warsztatowej zrealizowana perfekcyjnie. Dawno nie oglądaliśmy obrazu nakręconego z taką fantazją, a użycie przez reżysera pracochłonnej i kosztownej animacji poklatkowej nadało filmowi niesłychaną wprost płynność, a przedstawianemu na ekranie fantastycznemu światu autentyczność. Jednak animowany musical del Toro jest filmem mrocznym i smutnym, nie brakuje w nim scen z pogranicza horroru. Z pewnością nie jest propozycją dla młodszych dzieci.

Zrealizowana dla Netflixa „Morska bestia” Chrisa Williama i Jeda Schlangera to standardowa produkcja o osieroconej nastolatce, której rodzice zginęli w wojnie toczonej przez ludzi z morskimi potworami. Maisie dołącza do załogi statku dowodzonego przez owianego legendą kapitana Crowa, ścigającego od lat największego z potworów. Pierwsza część filmu zawiera sporo przemocy, a po jakimś czasie orientujemy się, że podobny film już kiedyś widzieliśmy, tylko chodziło w nim o smoki. Film Netflixa nie może oczywiście obyć się bez pewnej dawki ideologii. Dziewczynka zapędzi w kozi róg dorosłych, podważy autorytety i rozprawi się z obowiązującymi dotychczas fałszywymi historycznymi dogmatami, bo historię piszą zwycięzcy.

Z kolei „Kot w butach: Ostatnie życzenie”, sequel filmu z 2004 roku, z pewnością jest przeznaczony dla dzieci starszych, a nie tych od 6 lat, jak ustalono w kinach. Animacja od strony technicznej jest doskonała, ale niektóre poruszane w filmie trudne wątki czy drastyczne jak na animację sceny i dawka przemocy wydają się niezbyt odpowiednie w filmie reklamowanym jako familijny. „To nie wypanda” Domee Shi, podejmujący temat dojrzewania, również przeznaczony jest dla starszych dzieci. Filmem, który można polecić z czystym sumieniem całej rodzinie, jest nakręcony w konwencji mockumentu, czyli fikcyjnej opowieści udającej dokument, „Marcel Muszelka w różowych bucikach” Deana Fleischera-Campa. Bohater tej zrealizowanej poza wielkimi studiami produkcji, Marcel Muszelka, pragnie odnaleźć bliskich. To film o znaczeniu rodziny i społeczności, w której żyjemy, o rozłące, strachu przed nieznanym i samotności. Nie ma tu przemocy czy kontrowersyjnych wątków. Szkoda, że pozostał jedynym, który do tej pory nie trafił w Polsce do kin czy na VOD. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.