„Proszę cię, narysuj mi baranka”. Na czym polega fenomen „Małego Księcia”?

Szymon Babuchowski

|

GN 13/2023

publikacja 30.03.2023 00:00

To dzieło, które zmienia naszą perspektywę. Sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na świat. A czy nie tego właśnie oczekujemy od lektur?

„Proszę cię, narysuj mi baranka”. Na czym polega fenomen „Małego Księcia”? Topfoto /Forum

Proszę, narysuj mi baranka! Na dźwięk tych słów uśmiechnie się prawie każdy, kto kocha książki. W wielu z nas obudzą się wspomnienia z dzieciństwa. Przypomnimy sobie, jak trzymaliśmy w ręku książeczkę z charakterystycznymi obrazkami, narysowanymi przez jej autora. Niejeden z nas wspomni wizerunek dziwnego kapelusza, który – ku naszemu zaskoczeniu – okazywał się wężem boa pożerającym słonia. Niejeden też rozczuli się, wspominając, jak w relacji Małego Księcia i róży rozpoznawał odbicie własnych miłosnych uniesień i rozterek.

Lektura uniwersalna

„Małego Księcia” znają prawie wszyscy. Sprzedano go dotąd w ponad 140 milionach egzemplarzy i przetłumaczono na przeszło 300 języków. W Polsce doczekał się przynajmniej 22 przekładów. Najbardziej znany jest ten Jana Szwykowskiego, ale warto zaznaczyć, że pierwsze polskie tłumaczenie z 1947 r., autorstwa Marty Malickiej, było drugim na świecie obcojęzycznym wydaniem tej niezwykłej książki, która od lat nie schodzi z listy lektur. Bo „Mały Książę”, choć narodził się 80 lat temu, w ogóle się nie starzeje.

Na czym polega fenomen tej niewielkich rozmiarów książeczki, czytanej zarówno przez dorosłych, jak i przez dzieci? Może decydujący jest tu fakt, że została ujęta w przystępną formę, którą da się odczytywać na wielu poziomach? Dla jednych będzie to jedynie baśń – zgrabnie opowiedziana i pełna dyskretnego humoru historia z morałem. Dla innych – świetne studium psychologii, portretujące rozmaite ludzkie typy i postawy. Jeszcze inni dostrzegą w niej powiastkę filozoficzną, stawiającą pytania o hierarchię wartości i znaczenie międzyludzkich więzi. Wreszcie będą i tacy, którzy wydobędą obecną w niej symbolikę religijną, podkreślając Boski wymiar miłości opisywanej w książce. Z pewnością jednak wszyscy zgodzą się, że „Mały Książę” jest poruszającą opowieścią o przyjaźni, odpowiedzialności i dorastaniu do prawdziwej miłości. I być może właśnie to jest w jego odbiorze kluczowe, bo czyni go lekturą uniwersalną.

Mimo to warto zauważyć też osobisty wymiar tej historii, gdyż u źródeł jej powstania leżą prywatne przeżycia i rozterki autora. W swojej najsłynniejszej książce Antoine de Saint-Exupéry prowadzi przede wszystkim dialog z samym sobą. Można powiedzieć, że pilot, który przymusowo wylądował na Saharze, i spotkany przez niego Mały Książę – to tak naprawdę jedna i ta sama osoba. Pod postacią róży, od której uciekł i za którą tęsknił Mały Książę, kryje się zaś żona francuskiego literata.

Za młody, by umieć kochać

Jego związek z salwadorską pisarką Consuelo Suncín Sandoval de Gómez był niezwykle burzliwy. Poznali się w 1930 r. w Buenos Aires, pobrali w 1931 r. Ona zdążyła wcześniej w ciągu kilku lat poślubić i pochować dwóch mężów – oficera i dyplomatę. On był człowiekiem nieustannie poszukującym przygód, czego wyrazem była pasja do latania. Już jako dwunastolatek przerobił swój rower, dodając mu skrzydła. W wieku 21 lat uzyskał kwalifikacje pilota cywilnego, a rok później wojskowego, jednak wskutek wypadku został przeniesiony do rezerwy. Odtąd trudnił się przewożeniem poczty lotniczej między Francją a Afryką. Latał najpierw na trasie Tuluza–Casa­blanca–Dakar, aż w końcu został dyrektorem oddziału Latecoere Aeroposta Argentina.

Niestety, poszukiwanie przygód wiązało się u de Saint-Exupéry’ego także z niezliczonymi romansami. Nieco światła na te wydarzenia rzucają wydane po latach wspomnienia jego żony, zatytułowane „Pamiętnik róży” – choć wielu krytyków zwraca uwagę, że opisując niewierności męża, Consuelo dyskretnie przemilcza własne przewinienia. Z drugiej strony podkreślić trzeba, że mimo wszystkich zdrad i rozstań małżonkowie nieustannie do siebie wracali. O tym, że pisarza trawiły wyrzuty sumienia, dowiadujemy się z listów, które pisał do żony. Wyznania, które tam odnajdujemy, bardzo przypominają te, które wypowiada bohater jego książki. „Nie potrafiłem jej zrozumieć. Powinienem sądzić ją według czynów, a nie słów. Czarowała mnie pięknem i zapachem. Nie powinienem nigdy od niej uciec. Powinienem odnaleźć w niej czułość pod pokrywką małych przebiegłostek. Kwiaty mają w sobie tyle sprzeczności. Lecz byłem za młody, aby umieć ją kochać” – mówił Mały Książę. „Ale ja chyba nie zawsze wiedziałem, jak troszczyć się o Ciebie” – czytamy z kolei w korespondencji de Saint-Exupérego. Choć nad swoim dziełem pracował od lata 1941 r., gdy po demobilizacji przebywał w szpitalu w Los Angeles, ukończył je dopiero, gdy Consuelo przyjechała do niego z Francji. I, co znamienne, rozszerzył wówczas wątek róży.

Oczami dziecka

Mimo że autor posługuje się w swojej opowieści alegoriami i symbolami, to jednocześnie odnajdujemy w jego książce rozbrajającą szczerość, duch dziecięctwa. Być może właśnie to sprawia, że tak łatwo identyfikujemy się z tym dziełem, odnajdując w nim własne przeżycia i rozterki. De Saint-Exupéry na kartach swojej książki przeciwstawia to dziecięce spojrzenie „dorosłemu” widzeniu świata: „Dorośli są zakochani w cyfrach. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie: »Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle?«. Oni spytają was: »Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?«. Wówczas dopiero sądzą, że coś wiedzą o waszym przyjacielu. Jeżeli mówicie dorosłym: »Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z geranium w oknach i gołębiami na dachu« – nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba im powiedzieć: »Widziałem dom za sto tysięcy«. Wtedy krzykną: »Jaki to piękny dom!«”.

Te słowa bardzo bliskie są przesłaniu z Ewangelii: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3). To ważny wątek „Małego Księcia”. Ks. prof. Adam Świeżyński, filozof z UKSW, twierdzi nawet, że „kontrast pomiędzy dziecięcością a dorosłością rozumianymi jako przeciwstawne cechy mentalności ludzkiej wydaje się myślą przewodnią całego utworu”. I wyprowadza z tej tezy ciekawe wnioski: „Najrozmaitsze ludy opowiadają o królewskich dzieciach, które przybywają do ludzi z ukrytych części świata i potrafią wszystko widzieć własnymi oczyma. Takim dzieckiem jest Mały Książę. (…) Jako syn królewski przybył do świata ludzi z odległej gwiazdy i tylko krótki czas przebywał w ich świecie. Już po roku czekała go śmierć i powrót do świata gwiazd, będących obrazem boskiej idei, nieosiągalnego ideału, wiecznej szczęśliwości, władzy, Mesjasza i przeznaczenia. Czy nie takim dzieckiem był również Jezus? (…) Pobyt Małego Księcia na ziemi, mimo że krótki, nie był, podobnie jak w przypadku Chrystusa, daremny. Odtąd bowiem wszyscy mogą oczekiwać na jego powrót i gwiazdy inaczej już święcą ludziom w ciemnościach nocy. Świat nie zmienił się od chwili, kiedy pojawił się w nim Mały Książę, ale teraz można go zobaczyć jego oczami i wiele z tego, co wydawało się ludziom poważne, okaże się śmieszne, zaś wiele rzeczy śmiesznych zda się poważnymi. Niejedną rzecz niepozorną będzie można ujrzeć jako wielką, a w człowieczeństwie, którego wielu się zaparło, na nowo odkryć przede wszystkim miłość”.

I choć klucz ewangeliczny jest tylko jedną z wielu możliwych interpretacji, to z tym jednym trudno się spierać: „Mały Książę” to dzieło, która zmienia perspektywę. Sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na świat. A czy nie tego właśnie oczekujemy od lektur?•

Audiobook „Mały Książę” do nabycia w SKLEP.GOSC.PL

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.