Błędy świętych dowodzą, że każdy ma szanse na kanonizację

Franciszek Kucharczak

|

GN 13/2023

publikacja 30.03.2023 00:00

Niektórzy święci miewają niewyparzone języki, ale wszyscy mają gorące serca.

Błędy świętych dowodzą, że każdy ma szanse na kanonizację istockphoto

Karol Wojtyła spowiadał się raz w tygodniu. Nawet jako biskup nieraz ustawiał się w katedrze wawelskiej w kolejce do konfesjonału wraz z innymi wiernymi. Jako papież spowiadał się co sobotę w prywatnej kaplicy. Prosty z tego wniosek, że znajdował w sobie grzechy. Tak jest z każdym świętym, bo im w duszy jaśniej, tym łatwiej dostrzec tam zabrudzenie (stąd też ludzie, którzy się nie spowiadają, na ogół twierdzą, że nie mają z czego). Chrześcijańska doskonałość polega nie na tym, że nie ma się wad i że nie popełnia się błędów, lecz na szczerej i trwałej decyzji pełnienia woli Bożej. Grzechy są wtedy potknięciami na tej drodze, wynikającymi z ludzkiej słabości, a nie z wyrachowania i złej woli. Przedstawianie zatem świętych jako ludzi pozbawionych grzechów, a nawet zwykłych rozterek jest przede wszystkim hołdowaniem nieprawdzie. Ponadto nieskazitelny wzorzec zniechęca innych do wchodzenia na drogę świętości. Jest przecież niedościgniony, kto więc go doścignie?

Nie zawsze i nie we wszystkich środowiskach to rozumiano, stąd próby tworzenia cukierkowych wizerunków gigantów wiary, takich jak na przykład św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Jej zapiski zawierają świadectwa słabości, wątpliwości, niepokojów. Teresa pisze na przykład, że odmawianie Różańca bez rozproszeń jest dla niej praktycznie niemożliwe. Nie był to nawet grzech czy błąd, ale i tak jej przełożone wykreśliły tego typu wzmianki w materiałach do publikacji. A przecież są to treści wręcz bezcenne dla olbrzymiej większości wiernych, którzy borykają się z tymi samymi problemami. Czy nie jest pomocą dla wierzących świadomość, że nawet jedna z największych świętych, a ponadto doktor Kościoła, pisała: „Dręczą mnie myśli najgorszych ateistów”? Jej świętość tym bardziej jaśnieje, gdy się ma świadomość, że z takich pokus Teresa robiła ofiarę za tych, którzy nie wierzą.

Nieszczęsny ja człowiek

Święci na ziemi nigdy nie są „tacy święci”. Każdy ma wady, każdy popełnia błędy i nie z każdym łatwo wytrzymać. Ciekawe, że ewangeliści nie mieli problemu z przedstawieniem ludzkich przywar apostołów. Marek informuje na przykład, że uczniowie „posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy” (Mk 9,34). Mieli niebawem okazję do zweryfikowania swojej „wielkości”, gdy w noc pojmania jeden zdradził, drugi się zaparł, a reszta uciekła. O tym wszystkim bez ogródek mówią księgi natchnione. W Dziejach Apostolskich obserwujemy rozdźwięk między Pawłem a Barnabą, a w Liście do Galatów sam św. Paweł pisze, że publicznie zarzucił św. Piotrowi hipokryzję. On też dał świadectwo rozdarcia, jakie sprawia w nim skłonność do grzechu. „Stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym” – zauważa Apostoł Narodów, żeby w końcu stwierdzić: „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci?” (Rz 7,21-24).

Także Stary Testament nie ukrywa wad świętych patriarchów i proroków. Widzimy Abrahama – ojca wiary przecież – który w drodze do Kanaanu kłamie, że jego piękna żona Sara jest jego siostrą. Robi to w trosce o swoją skórę, pozwalając tym samym odebrać sobie Sarę przez faraona. Mojżesz posuwa się do zabójstwa egipskiego urzędnika. Robi to co prawda w obronie bitego Żyda, ale nie był to właściwy sposób rozwiązania problemu, za co zresztą przyszły wyzwoliciel ludu wybranego zapłacił 40 latami banicji. Powszechnie znany stał się podły czyn króla Dawida, który dla ukrycia grzechu z Batszebą kazał zamordować jej męża. A znany stał się dlatego, że sam Bóg wyjawił go za pośrednictwem proroka Natana.

Praktycznie każdy z wielkich świętych opisanych w Biblii miał ludzkie wady i popełniał błędy, a jednak Bóg przyznaje się do tych ludzi, przedstawiając się jako Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Kluczem jest ich szczerość, pokora i wierność. Świadomość grzeszności motywowała świętych do żalu i prośby do Boga o przebaczenie.

Święty hejter

Nie inaczej jest ze świętymi Kościoła. Oni także byli ludźmi z krwi i kości, ale w potocznym odbiorze często się to zaciera. „Jedyną doskonałością ludzką jest świadomość własnej niedoskonałości” – mówił św. Hieronim (ur. 345). Myślał zapewne o sobie. Ci, którzy go znali, mówili, że jest trudny, niezdyscyplinowany, zazdrosny, łasy na pochwały. Był podejrzliwy i mściwy. W polemikach nie stronił od szyderstwa i brutalnej ironii, kierując jej ostrze nawet przeciw duchownym autorytetom. Był gwałtowny w słowach, łatwo się też obrażał. Gdy św. Augustyn listownie pochwalił jego tłumaczenie Biblii, ale zgłosił też kilka uwag, Hieronim przez 5 lat się do niego nie odezwał.

Mało zachęcające. Trzeba jednak pamiętać, że gwałtowność Hieronima wynikała z dążenia do prawdy i z pasji prawidłowego przekazywania prawd wiary. Co ważne, zdawał sobie z sprawę ze swoich wad i walczył z nimi. Stać go było na pokorę, przyznanie się do błędów i podjęcie surowej pokuty. Ten wysiłek, w połączeniu z zaletami, takimi jak potężna inteligencja, językowy geniusz, ogromna pracowitość i miłość do Biblii, przyniósł świetny rezultat. Hieronim został zaliczony w poczet wielkich ojców Kościoła, a jego największe dzieło – tłumaczenie Pisma Świętego na łacinę, zwane Wulgatą, stało się na długie wieki podstawowym tłumaczeniem Biblii Kościoła zachodniego.

Pomyłka geniusza

Dla wielu kanonizowanych droga świętości zaczęła się po nawróceniu. Często był to konkretny moment, po którym ich życie radykalnie się zmieniało. Nie na tyle jednak, żeby byli wolni od ludzkich przywar i błędów. Błędy zdarzały się też wybitnym teologom, nawet takiemu geniuszowi jak św. Tomasz z Akwinu. Doktor Kościoła, uczony i mistyk, autor olbrzymiej „Sumy teologicznej” twierdził, że istota poczynająca się w łonie matki nie od razu jest człowiekiem. Opierał się na ówczesnej wiedzy biologicznej, opartej na autorytecie Arystotelesa. Jego twierdzenie o „wlaniu” duszy w ciało jakiś czas po poczęciu było polemiką z teoriami, jakoby dusza była skutkiem naturalnego rozwoju ludzkiego organizmu. Wykazywał słusznie, że jest ona stworzona bezpośrednio przez Boga – i to był kierunek jego rozumowania. Przez myśl by mu nie przeszło, że wiele wieków później jego teoria zostanie wykorzystana do pseudoteologicznej argumentacji na rzecz aborcji. Obiektywnie nie można jednak zaprzeczyć, że się po prostu pomylił. Dziś wiemy też, że mylił się, nie uznając prawdy o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Nie on jeden zresztą. Kwestionowali tę prawdę również św. Bernard i wielu innych świętych. Dowodzili oni, że stałoby to w sprzeczności z dogmatem o powszechności grzechu pierworodnego i konieczności odkupienia wszystkich ludzi, a więc także Maryi. Mieli do tego prawo, ponieważ w tej kwestii Kościół wypowiedział się oficjalnie dopiero wiele wieków później, ustanawiając dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Był to skutek refleksji teologicznej, do której także oni się przyczynili.

Grzech słabości, nie złości

Najlepiej o ludzkiej ułomności wiedzą sami święci, zmagając się ze skłonnością do grzechu. Św. Faustyna, całym sercem oddana Bogu i zawsze myśląca o spełnieniu Jego woli, każdego miesiąca notowała w szczegółowym rachunku sumienia nie tylko „zwycięstwa”, ale też „upadki”. Tych drugich było zdecydowanie mniej niż pierwszych, ale były. Pan Jezus nieraz upominał Faustynę, że nie podoba mu się taki czy inny jej czyn – choć należy zaznaczyć, że sama święta, chcąc się Jezusowi zawsze podobać, bardzo Go o takie upomnienia prosiła.

Podobnych rzeczy znajdziemy wiele w historii każdego świętego, i nie chodzi tu o okres przed nawróceniem. Chodzi o błędy i grzechy, które ludzie ci popełniali, dążąc do upodobnienia się do Chrystusa. Wynikały one z właściwej ludzkiej naturze słabości, a nie z chęci sprzeciwiania się prawu Bożemu. Były skutkiem wad, niedostatków wiedzy czy błędnej oceny sytuacji, nigdy jednak nie były to czyny zaprzeczające ich „heroiczności cnót”.

Nie inaczej było ze św. Janem Pawłem II. Jeśli jego „obrona” miałaby dowodzić jego bezbłędności, to sama byłaby błędem. Jeśli jednak oznacza ona sprzeciw wobec tezy o rzekomej złej woli Karola Wojtyły – z punktu widzenia katolika jest uzasadniona.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.