Odrywanie plastra od rany. Kościół w Niemczech jest na prostej drodze do schizmy

GN 12/2023

publikacja 23.03.2023 00:00

O niemieckiej Drodze Synodalnej, wybuczanej mniejszości i garstce biskupów broniących nauczania Kościoła mówi Tomasz Kycia.

Odrywanie plastra od rany. Kościół w Niemczech jest na prostej drodze do schizmy rbb/COSMO

Jacek Dziedzina: Kościół niemieckokatolicki jest już faktem dokonanym?

Tomasz Kycia:
Wciąż jeszcze nie chciałbym tak mówić, bo nikt, komu zależy na tym, by Kościół był rozumiany jako mistyczne Ciało Chrystusa, a nie tylko społeczność czy instytucja w jego widzialnym wymiarze, nie chce przeżywać kolejnego rozłamu. Ale zarazem powinniśmy się martwić, bo niestety zbliżamy się do jakiegoś realnego podziału, by nie powiedzieć wprost: schizmy.

Niemiecka Droga Synodalna przypieczętowała ten proces?

Popatrzmy na fakty. Dosłownie dwa dni po zakończeniu obrad Drogi Synodalnej diecezja Osnabrücku już zapowiedziała rychłe wprowadzenie jednego z postulatów drogi – obrządku błogosławienia par homoseksualnych, a także osób rozwiedzionych, żyjących w nowych, niesakramentalnych małżeństwach cywilnych. Zapowiedziała także szybkie wprowadzenie możliwości głoszenia homilii podczas Eucharystii przez świeckie kobiety i mężczyzn. Czy to jest już Kościół niemieckokatolicki? Tak to trochę wygląda, nawet jeśli w Belgii już wcześniej w niektórych wspólnotach wprowadzono błogosławienie takich par.

Ta pełzająca schizma trwa już od dawna. Wszyscy chyba widzieli, co się święci.

Te ekscesy w Niemczech rzeczywiście istnieją już od jakiegoś czasu. Od dawna mieliśmy do czynienia z ogromnymi wynaturzeniami w dziedzinie liturgii, doktryny, katechezy, natomiast teraz one zostały usankcjonowane. To jest usankcjonowanie pustki po dziesięcioleciach nieudanego duszpasterstwa i przespanego głoszenia słowa Bożego. I to wyszło podczas Drogi Synodalnej. Ona była jak odrywanie plastra od rany, bo w Kościele w Niemczech mamy wielką ranę wielkiego podziału. Ten plaster jest teraz boleśnie odrywany. I widać, jak bardzo ten Kościół jest przeorany, nie boję się mówić wręcz o zgniliźnie.

Nie ma już człowieka? Nikt nie oponuje?

Została jakaś część zdrowego ciała; zawsze będę bronił tej prawdy, że są tutaj jeszcze miejsca głębokiej wiary, pięknej liturgii i Bożych ludzi. Ja jestem w parafii dominikanów, którzy stawiają na piękną liturgię, ale już w sąsiednich parafiach zdarza się liturgiczne harakiri. I to jest bardzo bolesne. Jest więc Kościół, który ma już problem z nazywaniem się Kościołem katolickim. Brakuje jednak twardych danych, bo nie było dotąd badań, które by pokazywały, po której stronie znajduje się większość niemieckich katolików. Można o tym tylko wnioskować na podstawie tego, jak żyją parafie w Niemczech – gdzie głoszone jest słowo Boże, jak wygląda liturgia. Natomiast w Drodze Synodalnej było widoczne, że ta społeczność, dbająca o doktrynę, o nauczanie Kościoła, była reprezentowana przez garstkę ludzi. Były dwie osoby, które występowały w imieniu ruchów i stowarzyszeń, ale one nie znalazły się tam z rozdania Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich, czyli organizacji, która patrzy na Kościół raczej jak na stowarzyszenie. Komitet współorganizował drogę razem z biskupami. I każda z tych grup mogła powoływać jeszcze swoich reprezentantów. A osoby spoza tych rozdań stanowiły naprawdę garstkę. A cztery osoby z tej garstki wystąpiły z Drogi Synodalnej trzy tygodnie temu, stwierdzając, że tak daleko ta droga zaszła, iż już nie mogą firmować jej swoimi nazwiskami.

Uczestnictwo w obradach Drogi Synodalnej to doświadczenie tylko dla ludzi o mocnych nerwach?

Tak, Droga Synodalna to coś, co może przeorać emocje. Na własne oczy zobaczyłem, jak silna presja jest wywoływana na mniejszość. Ta mniejszość była wyśmiewana, wybuczana za swoje wypowiedzi. Często odmawiało się im woli reformy Kościoła, a także woli zapobiegania nadużyciom. Bo Droga Synodalna teoretycznie miała się zająć zapobieganiem nadużyciom, pedofilii. I tym nielicznym konserwatywnym uczestnikom zarzucano, że nie chcą walczyć z nadużyciami. To modny zarzut: jeśli nie jesteś za reformami, to nie chcesz też zmierzyć się z problemem pedofilii w Kościele. Niektórych nawet próbowano kojarzyć ze skrajną prawicą w Niemczech. Oni mieli mocno pod górkę. Ja wiem, że wiele osób kojarzy synod ze słuchaniem siebie nawzajem, natomiast tutaj nie to znalazło się w centrum. W centrum była większość, głosowania. Uczestnicy mówili: cały świat na nas patrzy, musimy coś przegłosować, żeby pokazać, że jesteśmy za tym czy za tamtym.

A gdzie w tym wszystkim biskupi? Nie ma już żadnego, który chciałby to zatrzymać?

Już naprawdę tylko mniejszość broni zdrowej doktryny. Pięciu, może sześciu ordynariuszy to biskupi, którzy mieli problemy z zagłosowaniem za daleko idącymi, przewrotnymi wręcz dokumentami. A zdecydowana większość to tacy, którzy wręcz zabiegali o tak daleko idące zmiany. Biskup Georg Bätzing jako przewodniczący episkopatu właściwie nadużywał swojej władzy. Jesienią odbywała się sesja plenarna, na której miał być przegłosowany podstawowy dokument dotyczący „wielopłciowości”. Droga Synodalna chciała odejść od biblijnego spojrzenia na człowieka jako mężczyznę i kobietę, uczestnicy chcieli przegłosować uznanie, że jest jeszcze wiele innych tożsamości płciowych. A gdy w głosowaniu nie udało się zebrać większości dwóch trzecich biskupów i wniosek został odrzucony, to były histeria, płacz, przerwane obrady, ludzie wyjmowali nagle flagi tęczowe i wołali: „Precz z dyskryminacją!”. I wtedy bp Bätzing zarządził przerwę dla biskupów. Gdy wrócili, prosił ich, żeby – jeśli nie chcą lub nie mogą zagłosować za tym postulatem – przynajmniej wstrzymali się od głosu. I ponowiono głosowanie, a głosy liczyło się tak, by wyszło, że jednak większość kwalifikowana jest za. I w ten sposób te wnioski zaczęły przechodzić. Tu nie było mowy o wzajemnym słuchaniu się; chodziło tylko o zdobywanie większości. Niektórzy z uczestników tak się nawet wypowiadali w mediach, że walczą o coś, że dokonują przełomu. W takiej atmosferze powstawały te dokumenty. To nie był synod, gdzie słuchamy siebie nawzajem i słuchamy tego, co mówi Duch do Kościoła.

Przeciwnicy postanowień Drogi Synodalnej będą się odwoływać?

Nie mają się do kogo odwołać, bo nie ma jurysdykcji Drogi Synodalnej. To jest proces, jak mówił kard. Marx, sui generis. I tego nie ma gdzie zasądzić, więc nawet jeśli ktoś czuł się w tym źle, to nie ma do jakiej instancji się odnieść. Prawnicy mówią tak: skoro wybraliśmy drogę własną, zawieszoną w próżni prawnej, to teraz nie wiemy, co z tym zrobić. Postanowienia Drogi Synodalnej biskupi mogą wprowadzić w życie, ale nie muszą. I tu dojdzie do jeszcze większego podziału. Są diecezje, gdzie biskupi już wprowadzają daleko idące zmiany, są takie, w których nie będą tego robić.

To już chyba schizma mocą samych faktów dokonanych, może tego nie trzeba nawet ogłaszać.

Pytanie, czy to już jest formalna schizma, trzeba zadać prawnikom. Ja już kiedyś w mediach powiedziałem, że mamy do czynienia z miękką schizmą, postępującą. Ale faktycznie schizma to duże słowo. To jest pytanie do Stolicy Apostolskiej, ale sądzę, że tam nikt tak szybko nie będzie chciał ogłosić oderwania się Kościoła niemieckiego od jedności z Rzymem. Nikomu nie zależy na rozłamie, bo to zawsze pociąga za sobą dramatyczny rozwój sytuacji. Trzeba też pamiętać o sile finansowej Kościoła niemieckiego, co jest ważne m.in. dla krajów Ameryki Łacińskiej i dla samego Watykanu, więc nikomu się nie spieszy z ogłaszaniem schizmy. Sami wierni w Niemczech raczej zastanawiają się teraz, w jakim właściwie Kościele są, czy chcą płacić na niego podatek. Albo jak to zrobić, żeby nie płacić na taki Kościół, a pozostać we wspólnocie Kościoła.

Chyba niewiele osób ma już taki dylemat, bo liczba apostazji rośnie w Niemczech w ogromnym tempie.

Ciągle spotykam się z takimi osobami, którym zależy, by zostać, ale nie wiem, czy to duża grupa. Na pewno są takie środowiska odnowy Kościoła, m.in. Nightfever, Maria 1.0 czy Inicjatywa Nowy Początek. Ciekawe projekty są realizowane również w obszarze bawarskim – biskup Stefan Oster w swojej diecezji w Pasawie założył szkołę nowej ewangelizacji, która nosi nazwę Szkoła Uczniowska. Spotyka się co tydzień z młodzieżą w formacie believe & pray, czyli robi to, co biskup powinien robić – modli się ludźmi, odprawia Eucharystię i tłumaczy im słowo Boże. A młodzi stawiają pytania. Tego mi brakuje u innych biskupów, którzy są bardzo obecni w wielu politycznych kontekstach, są zaangażowani w przedziale społecznym, ale nie głoszą Słowa i nie są z ludźmi. I to jest bardzo widoczne zaniedbanie.

Trudno uwierzyć, że w kraju, który wydał teologa Ratzingera – papieża Benedykta, tacy biskupi jak Oster są wyjątkami.

A fakty są takie, że trzeba wziąć ludzi za rękę, głosić im Ewangelię, ale też tłumaczyć, czego tak naprawdę Kościół naucza. Papieża Benedykta oczywiście nie słuchano, bo traktowano go jako kogoś spoza tego świata. Podobnie było z Janem Pawłem II. Mieszkam w Niemczech od 35 lat i ani razu nie przeżyłem większej kampanii na rzecz lepszego tłumaczenia katolickiej etyki seksualnej, teologii ciała Jana Pawła II. Jest bardzo mało publikacji niemieckich o teologii ciała. Dopiero teraz, od kilku lat, w bawarskich diecezjach powstają specjalne instytuty, które się tym zajmują. Ale przez 35 lat nie widziałem, by ktokolwiek w Kościele mówił pozytywnie o katolickiej etyce seksualnej. A teraz jest wielki lament, że Kościół katolicki ma taką rzekomo przygnębiającą etykę seksualną, więc trzeba ją zmienić, „bo przecież i tak nikt nią nie żyje”. A jak ma żyć, skoro nigdy się za to nie zabrano, nie pokazano, co Kościół ma do zaoferowania w tej sferze? Uznano, że trzeba usankcjonować dzisiejszy stan.

Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa kard. Reinhard Marx? Do niedawna był członkiem Rady Kardynałów papieża Franciszka, który wysłał list ostrzegający niemieckich katolików przed wejściem na Drogę Synodalną – a jej postulaty demonstracyjnie popierał kard. Marx…

Większość biskupów niemieckich, w tym kard. Marx, dobrze wie, że aby coś ugrać dla Kościoła w Niemczech, trzeba stawiać Watykan przed faktami dokonanymi. Myślą w ten sposób: trzeba narobić dużo szumu wokół tej sprawy; chcemy wprowadzić zmianę w postrzeganiu związków homoseksualnych? To musimy tak daleko pójść, żeby wszyscy o tym zaczęli mówić. Kardynał Marx mówił o tym publicznie, że Droga Synodalna ze swoimi postulatami powinna również później wpłynąć pod obrady powszechnego Synodu o synodalności.

Co zresztą sprawia, że wielu katolików myli te dwie rzeczywistości: zwołany przez papieża Synod o synodalności z zupełnie oderwaną od tego Drogą Synodalną Niemców.

Tak, to też niestety efekt tej gry niemieckich biskupów: będziemy tak często urabiać te tematy i mierzyć się z Watykanem, że w którymś momencie oni na coś zezwolą. To jest gra jak handel – gram wysoko, żeby coś ugrać. Część biskupów razem z Marxem poszła na ostre spięcie i mieliśmy wielokrotnie sygnały z Watykanu, że Droga Synodalna idzie w niewłaściwym kierunku. I w końcu było spotkanie ad limina w Rzymie, na którym doszło do niedyplomatycznego wydarzenia: papież najpierw spotkał się z biskupami z Niemiec, ale na drugie spotkanie już nie przyszedł, choć oni na niego czekali. Był to wyraźny sygnał, co sądzi o Drodze Synodalnej. A trzech obecnych tam kardynałów ostro wypunktowało biskupów niemieckich. Bo większość z nich poszła już tak daleko w swoim rozumieniu reformy Kościoła – właśnie nie odnowy, ale reformy – że teraz już usiłuje ugrać coś dla Kościoła w Niemczech.

Teologia niemiecka wniosła wiele dobrego w ostatnich dekadach do myśli katolickiej: Rahner, Gnilka, Guardini, Lohfink, Ratzinger… Jak to możliwe, że w Kościele z takimi umysłami nastąpił zwrot w zupełnie irracjonalnym kierunku?

Niemcy od wieków mają problem z Rzymem, najpóźniej od Marcina Lutra. I ten problem co jakiś czas daje o sobie znać. Studiowałem teologię w Bonn i Rzymie i widziałem różnice w podejściu do materii: niemieckie studia teologii były nauką samą dla siebie, oderwaną czasem od tego, czym żyje Kościół powszechny. To chyba ma coś wspólnego z niemieckim „refleksem antyrzymskim”, który głęboko w nich siedzi. •

Tomasz Kycia

dziennikarz, medioznawca, teolog. Studiował w Bonn i Rzymie. Współpracuje m.in. z rozgłośniami Rundfunk Berlin-Brandenburg i COSMO. Korespondent polskiej sekcji Radia Watykańskiego w Niemczech. Mieszka w Berlinie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.