Dlaczego otruto ks. Blachnickiego? Śledztwo powinno odkryć także bezpośrednich sprawców i motywy tej zbrodni

Andrzej Grajewski

|

GN 12/2023

publikacja 23.03.2023 00:00

Wiele wskazuje na to, że śmierć kapłana miała zahamować szeroką akcję ewangelizacji Europy Wschodniej, prowadzoną przez Marianum i Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów.

Ks. Franciszek Blachnicki, witraż w zakrystii katedry Chrystusa Króla w Katowicach. Ks. Franciszek Blachnicki, witraż w zakrystii katedry Chrystusa Króla w Katowicach.
roman koszowski /foto gość

Z komunikatu IPN wynika, że śmierć ks. Franciszka Blachnickiego 27 lutego 1987 r. nastąpiła na skutek zabójstwa przez podanie ofierze śmiertelnych substancji toksycznych. Wykazały to czynności procesowe przeprowadzone w Polsce oraz na terenie Niemiec, Austrii i Węgier przez prokuratora Michała Skwarę, naczelnika Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. W 2020 r. podjął on śledztwo, rozpoczęte na mój wniosek w 2005 r. i umorzone w 2006 r. z uwagi na brak przesłanek dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa. Fakt otrucia pozwoliły ustalić badania z zakresu antropologii, genetyki, toksykologii, medycyny sądowej i analityki medycznej, a także kwerenda nowych dokumentów oraz przesłuchania świadków, w pierwszym postępowaniu niepowołanych. Najważniejsze ustalenia poczynili biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie, Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie i Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. Komunikat IPN nie przynosi jednak szczegółów na temat okoliczności, w jakich miałoby dojść do tej zbrodni, spróbujmy więc zrekonstruować najważniejsze fakty w tej sprawie.

Stan wojenny zastał ks. Blachnickiego w Rzymie, skąd udał się do RFN. Do pozostania na emigracji nakłonił go duszpasterz emigrantów bp Szczepan Wesoły, który chciał stworzyć ośrodek ewangelizacyjny dla Polonii. W 1982 r. przekazał ks. Blachnickiemu budynki w Carlsbergu (Palatynat), używane po wojnie przez Polskie Oddziały Wartownicze. To miejsce ks. Franciszek nazwał Marianum – Międzynarodowym Centrum Ewangelizacji Światło–Życie. Chciał, aby stało się punktem promieniującym nowymi ideami nie tylko na Polskę, ale także na całą Europę Wschodnią. W tym celu powołał Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów (ChSWN), która wydawała różne publikacje, organizowała sympozja, seminaria, spotkania przedstawicieli różnych narodów oraz Marsze Wyzwolenia Narodów. Ważną częścią projektu były wydawnictwo i drukarnia Maximilianum. Dodajmy, że zakład ten był przez lata źródłem wielu strapień i kłopotów finansowych ks. Franciszka. Jednak publikacja dr. Roberta Derewendy z Lublina („Pamięć i Sprawiedliwość” nr 2/2022), który dotarł do nieznanych wcześniej dokumentów, pokazuje niezwykłe wręcz fakty. Okazało się, że tuż przed śmiercią ks. Blachnicki sfinalizował wart 2 mln dolarów kontrakt z amerykańską organizacją protestancką Campus Crusade for Christ. Mógłby on zapewnić przyszłość drukarni i umożliwić ks. Franciszkowi rozwinięcie projektów ewangelizacyjnych dotyczących Polski, Europy Środkowej i Związku Sowieckiego. Być może kapłan został otruty, aby ten projekt nigdy nie został zrealizowany? Śledztwo prowadzone przez prokuratura Skwarę z pewnością będzie starało się odpowiedzieć także na to pytanie.

Śmierć w Carlsbergu

W 1984 r. w Carlsbergu pojawili się nowi współpracownicy księdza, małżeństwo Andrzej i Jolanta Gontarczykowie wraz z synem. Ona, doktor socjologii, była adiunktem w Instytucie Kształcenia Nauczycieli w Łodzi; on był kierownikiem Przedsiębiorstwa Rozpowszechniania Filmów. Działali w Solidarności, a do Niemiec wyjechali w 1982 r. w ramach akcji łączenia rodzin. Szybko zdobyli zaufanie księdza, który powierzył im kierowanie drukarnią oraz wydawnictwem. W 1985 r. Jolanta Gontarczyk została prezesem ChSWN i jedną z najważniejszych osób w Carlsbergu. W istocie oboje byli agentami SB, zwerbowanymi do współpracy jeszcze w latach 70. XX wieku. Nadano im pseudonimy Yon i Panna. Wiosną 1982 r. zostali przejęci przez Departament I MSW, czyli wywiad PRL. Po przeszkoleniu we wrześniu 1982 r. duet agenturalny został przerzucony do RFN. Starannie chroniono ich przed dekonspiracją. Dysponowali adresem w Gliwicach, na który wysyłali zaszyfrowane wiadomości. Nie kontaktował się z nimi żaden z oficerów wywiadu pracujących w RFN, ale funkcjonariusz działający w Austrii, z którym spotykali się w Salzburgu bądź w Splicie. Jego aresztowanie w 1986 r. skomplikowało sytuację, a także działalność nadzorującego ich pracę kpt. Waldemara Dorantowskiego – inspektora XI Wydziału I Departamentu MSW. Była to elitarna jednostka powołana do zwalczania ideologicznych przeciwników komunizmu poza granicami PRL. Na jego czele stał płk Aleksander Makowski. Gontarczykowie zostali zdemaskowani dopiero wiosną 1988 roku. Zagrożeni aresztowaniem przez niemiecki kontrwywiad uciekli przez Jugosławię i Węgry do kraju. Krótko przed śmiercią ks. Blachnicki dowiedział się o agenturalnej roli tego małżeństwa od Andrzeja Wirgi, działacza Solidarności Walczącej. O ich zdemaskowaniu zostało poinformowane także kierownictwo wywiadu, które ostrzegło Gontarczyków, co mogło wpłynąć na dalszy bieg wydarzeń.

26 lutego 1987 r. wieczorem ks. Blachnicki spotkał się z najbliższymi współpracownicami: Zuzanną Podlewską oraz Grażyną Sobieraj. Powiedział im, że Gontarczykowie doprowadzili Maximilianum do ruiny. Zapowiedział, że następnego dnia odbędzie z nimi decydującą rozmowę. Rozmowa z kierującym drukarnią Gontarczykiem miała według świadków burzliwy przebieg. Około południa ksiądz wrócił do siebie i poczuł się niedobrze. Agonia zaczęła się po obiedzie. Kapłan zaczął się dusić, czemu towarzyszyły objawy silnego kaszlu i zasłabnięcie. Wezwano doktora Reinera Fritscha, który od 1982 r. był jego lekarzem prowadzącym. Próbował ratować chorego, jednak zastosowane środki, m.in. zastrzyk w serce, nie poskutkowały i ks. Franciszek po południu zmarł. W czasie agonii i po śmierci z ust ks. Blachnickiego wydobywała się obficie spieniona wydzielina, którą wycierano ligniną. Wywołało to podejrzenie, że śmierć mogła być spowodowana otruciem. Ponieważ jednak nikogo o nic nie oskarżono, nie było podstaw, aby przeprowadzić sekcję zwłok. Doktor Fritsch stwierdził, że przyczyną śmierci był zator płuc, który połączony z zaawansowaną cukrzycą spowodował zgon.

Przełom

Doktor Andrzej Sznajder, dyrektor oddziału IPN w Katowicach, gdzie toczy się śledztwo w sprawie zabójstwa ks. Franciszka Blachnickiego, w rozmowie z GN podkreśla, że ogłoszony komunikat o przyczynach śmierci kapłana jest ważnym przełomem w tym śledztwie. – Potwierdza hipotezę zawartą w pana wniosku, rozpoczynającym to śledztwo w 2005 r., że ks. Blachnicki został otruty. Tym mocniej ona wybrzmiała po pańskich publikacjach, w których, na podstawie dokumentów znajdujących się w IPN, ujawniona została działalność małżeństwa Gontarczyków jako tajnych współpracowników I Departamentu MSW, czyli wywiadu. Oczywiście – dodaje dr Sznajder – ten komunikat nie przesądza o tym, kto był bezpośrednim sprawcą otrucia, a tym bardziej kto był zleceniodawcą tego zabójstwa. Odkrycie tych osób pozostaje nadal celem śledztwa, które jest kontynuowane.

Dyrektor katowickiego IPN potwierdził, że o tym, aby jednoznacznie ocenić, iż ks. Blachnicki został otruty, rozstrzygnęły wyniki badań przeprowadzonych po ekshumacji jego ciała. Jak stwierdził, były one bardzo szeroko zakrojone i realizowane w kilku niezależnych od siebie ośrodkach, co doprowadziło do takiej, a nie innej ostatecznej konkluzji, zawartej w kompleksowej ocenie sądowo-lekarskiej. Było to możliwe dzięki zastosowaniu najnowszych metod badawczych używanych obecnie w kryminalistyce. Zapytałem go także, czy w kręgu osób podejrzanych, poza małżeństwem Gontarczyków, znajdą się również inne osoby. – O tym powinien się wypowiadać prokurator Skwara, prowadzący to śledztwo – odpowiedział. Jednocześnie zaznaczył, iż jest rzeczą oczywistą, że ta para agentów nie pracowała w Carlsbergu na własną rękę i nie określała sama celów swych działań. Zadania wyznaczało kierownictwo MSW, a zwłaszcza Departamentu I MSW, czyli wywiadu cywilnego. – Wiadomo jednak – kontynuował A. Sznajder – że ks. Blachnicki dzień przed swoją śmiercią przekazał swoim najbliższym współpracownikom informację: „Gontarczykowie zniszczyli Maximilianum”. Według świadków nic więcej nie dodał. Poprzestał na tym lakonicznym, enigmatycznym stwierdzeniu. Wiemy także, że następnego dnia rano miała miejsce awantura pomiędzy ks. Blachnickim a Andrzejem Gontarczykiem, a po południu kapłan już nie żył. Nie da się przesądzić, czy poza Gontarczykami w Calsbergu działali jeszcze inni współpracownicy organów bezpieczeństwa PRL. Doświadczenie wskazuje, że tak ważne osoby jak ks. Blachnicki osaczone były całą siecią agentów, inwigilujących je pod różnymi kątami, a także z perspektywy różnych środowisk. Zapewne podobnie było w Carlsbergu. Wiemy też o zainteresowaniu Carlsbergiem ze strony enerdowskiej Stasi. Mamy dowody na to, że Stasi w sprawie Carlsberga i ks. Blachnickiego wymieniało się informacjami z Departamentem I MSW. Znamy także publikacje prasy sowieckiej, które chociażby ze względu na bardzo podobną treść wskazują, że były pisane w jednym miejscu, a tylko modyfikowane przez lokalne redakcje. To by oznaczało, że działalność ks. Blachnickiego nie uchodziła także uwagi Moskwy.

Co dalej z beatyfikacją?

O to, czy komunikat o otruciu ks. Blachnickiego może wpłynąć na przebieg beatyfikacji sługi Bożego, zapytałem ks. prof. Zdzisława Kijasa OFM Conv, relatora tego procesu. Potwierdził on, że jest taka możliwość, ale jednocześnie zwrócił uwagę na konieczność podjęcia w związku z tym wielu dodatkowych badań. – Dotychczasowy proces został zakończony w oparciu o jego cnoty. Wprawdzie brano wtedy pod uwagę możliwość otrucia kapłana, ale na tamtym etapie nie było wystarczających dowodów, aby ten fakt uwzględnić w procedurze procesowej. Zawsze jednak Kościół lokalny czy diecezja mają prawo zwrócić się do Kongregacji z propozycją o zmianę tytułu sprawy, czyli już nie super virtutibus, ale super martirio, tj. przedłożenie procesowe o męczeństwie. Wtedy diecezja – czyli biskup – winna powołać nowy trybunał na zebranie materiałów i przesłuchania świadków. Faktycznie jest to odrębny proces. Oświadczenie IPN dla Kongregacji niewiele znaczy. Oczywiście liczyć się będzie dopiero ostateczny dokument, wydany po zakończeniu całego dochodzenia w tej sprawie. Warto także mieć świadomość, że nawet sam fakt potwierdzenia otrucia Czcigodnego Sługi Bożego jeszcze niczego nie oznacza. Musimy bowiem sobie odpowiedzieć na pytanie, czy śmierć była zadana in odium fidei, czyli z nienawiści do wiary. To zaś zmienia kategorię oceny takiego czynu. Muszą być także przesłuchani świadkowie (naoczni czy ze słuchu), aby wyjaśnić, czy sprawca działał motywowany nienawiścią do wiary, czy też miał inne, ukryte motywacje, niezwiązane z wiarą. Trzeba będzie również wykazać, na podstawie dowodów lub zeznań świadków, że także sługa Boży przyjmował śmierć z miłości do Chrystusa, że starał się jej uniknąć, że był roztropny, że nie prowokował nikogo do zadania mu śmiertelnego czynu – dodaje. IPN stwierdza, co do niego należy, czy to była śmierć naturalna, czy zadana. Rzymskie Dykasterium pytać będzie natomiast o motywacje tego, który ją zadawał, i tego, który ją przyjmował. Motywy te winny znaleźć potwierdzenie w dokumentach i/lub w zeznaniach świadków. Należałoby także przesłuchać osoby, którym postawiony zostanie zarzut otrucia ks. Franciszka. Czy będą chciały zeznawać? Nie można ich do tego zmusić. Oczywiście, znaczną część materiałów już zgromadzono w ramach dotychczasowej procedury, w kontekście prac nad uznaniem heroiczności cnót ks. Blachnickiego. Gdyby jednak postanowiono zmieniać iter sprawy i chcieć dowieść męczeństwa, należałoby podjąć się redakcji nowego positio, które byłoby następnie poddane pod ocenę konsultorów teologicznych, kardynałów i arcybiskupów, aby następnie znaleźć się na biurku papieża. Ostatecznie to Ojciec Święty podejmuje decyzję, czy uzna śmierć danej osoby za męczeńską, czy nie. Po tej decyzji wydany byłby nowy dekret o słudze Bożym Franciszku Blachnickim jako męczenniku. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.