Osierocone rodzeństwo. Jak pomóc przeżyć żałobę dzieciom, które utraciły brata lub siostrę?

Anna Salawa

|

GN 11/2023

publikacja 16.03.2023 00:00

Stratę siostry lub brata będą nieśli ze sobą już do końca. Bardzo ważne, by w tej życiowej wędrówce towarzyszył im ktoś, kto przeżył podobną rozłąkę…

Osierocone rodzeństwo. Jak pomóc przeżyć żałobę dzieciom, które utraciły brata lub siostrę? istockphoto

Są wdowy i sieroty, a jak nazwać rodzeństwo, które straciło brata lub siostrę? Słownik ich nie uwzględnia. A każdy z nich po śmierci rodzeństwa już na zawsze staje się kimś innym…

„Nazywam się Krzyś, mam 11 lat i straciłem brata, a tobie kto umarł?” – pada już na samym wstępie na grupie wsparcia rodzeństwa w żałobie. Dla tych dzieci informacja o stracie jest tak samo ważna jak imię i nazwisko. Dla nich to jest część tożsamości. Nowej tożsamości.

Wspólnota cierpienia

Warszawskie Hospicjum Dziecięce przy ul. Agatowej jest jedną z pierwszych takich placówek w Polsce. Jej pracownicy doskonale wyczuwają potrzeby swoich pacjentów. Wiedzą, że kiedy choruje dziecko, tak naprawdę choruje cała rodzina. I ona też wymaga opieki. To w ramach tej placówki na początku XXI wieku powstała grupa wsparcia dla rodzeństwa w żałobie. Opiekuje się nią Dorota Licau.

– Z dzieciakami spotykamy się co dwa, trzy miesiące – opowiada pani Dorota. – Przeważnie organizujemy jakąś ciekawą wycieczkę. Jedziemy na przykład na weekend do Białowieży. Tam mamy różne atrakcje: warsztaty, spotkania z ciekawymi ludźmi. To nie jest tak, że całymi dniami siedzimy w kółeczku i rozmawiamy o śmierci. To nie jest żadna terapia, tylko grupa wsparcia. Otaczamy się ludźmi, którzy przeszli przez to samo co my. Wspólnota cierpienia jest bardzo silna i dzieci szybko się zżywają, i przed sobą otwierają. Na takim wyjeździe, najczęściej wieczorem przy ognisku, prowadzimy rozmowy. Wtedy każde z dzieci ma okazję opowiedzieć coś o sobie, wyjaśnić, dlaczego znalazło się w tej grupie.

– I co, wszyscy chcą się dzielić swoją historią? – dopytuję. – Różnie. Niektóre dzieci potrzebują więcej czasu, żeby się otworzyć. Na przykład mamy taką dziewczynkę, która jeździ z nami już 10 lat i dopiero w tym roku powiedziała kilka słów o swoim zmarłym bracie. Myśleliśmy, że ona już nigdy nic na jego temat nie powie, a tu takie zaskoczenie. Mieliśmy już kilka takich historii, że dzieci zaczęły mówić o swojej traumie dopiero po dłuższym czasie.

– Co ułatwia dzieciom przeżywanie żałoby? – drążę temat. – Rozmowa i obecność kogoś, kto je rozumie. Rozumie, bo przeżył to samo. Członkowie naszej grupy często powtarzają, że czują się niezrozumiani w środowisku rówieśniczym. Tylko nieliczni z nich mają w szkole kogoś, komu mogą opowiedzieć, co ich w życiu spotkało. Część z nich się boi. Inni parę razy próbowali podzielić się swoją historią, ale czuli, że nikt ich nie rozumie. Obserwujemy to zwłaszcza u nastolatków – dodaje pani Dorota. – Oni bardzo chcą o tym mówić, ale dla ich kolegów, koleżanek to jest trudny, niewygodny temat. Zresztą nastolatki najgorzej radzą sobie z żałobą po stracie rodzeństwa. Wiele w nich buntu i niezgody na zaistniałą sytuację. Mieliśmy niedawno chłopczyka z zespołem Aspergera – zaburzenie to utrudniało mu radzenie sobie ze stratą kuzyna – który powiedział któregoś dnia w swojej klasie, że zmarł jego brat cioteczny. I wtedy ktoś, pewnie nieświadomie, się zaśmiał. Dla chłopca ta reakcja była traumatyczna. Potrzebował po tym incydencie pomocy specjalisty, bo nie mógł sobie z tym poradzić.

Wreszcie ktoś mnie rozumie…

Fakt, że dopiero w grupie wsparcia znaleźli prawdziwych przyjaciół, potwierdzają sami uczestnicy. 16-letni Tomek, który stracił brata Jasia, na wyjazdy z hospicjum jeździ od 6 lat. Przyznaje, że ta grupa jest dla niego bardzo ważna, bo wie, że wkoło są ludzie, którzy przeżyli to samo co on. Wreszcie może na kogoś liczyć. Tomek tłumaczy, że czas żałoby ma już za sobą, pogodził się ze śmiercią brata, a na wyjazdy jeździ, bo czuje, że ma misję. Wie, że są tutaj inni uczestnicy, którzy będą potrzebowali kogoś, kto już jest na innym etapie żałoby.

10-letnia Zosia straciła brata. Dziewczynka od kilku lat bierze udział w spotkaniach grupy wsparcia. Tłumaczy, że bardzo lubi to miejsce, bo ma tu dużo prawdziwych przyjaciół. Wreszcie może porozmawiać o bracie; w szkole swoją historię opowiedziała tylko kilku osobom.

– Kiedyś nasza grupa była podzielona na dzieci i młodzież – tłumaczy pani Dorota. – Od pewnego czasu jesteśmy wszyscy razem i takie rozwiązanie jest dużo bardziej wartościowe. Uczestnicy są na różnym etapie żałoby, w różnym wieku i są dla siebie nawzajem przewodnikami w tym trudnym czasie. Kiedyś pewna dziewczynka rozpłakała się w lodziarni na wycieczce. Starszy kolega podszedł do niej i zapytał, czemu płacze. Ona na to, że przypomniała sobie chwilę, kiedy takie lody jadła ze swoim zmarłym bratem. I natychmiast się do tego chłopaka przytuliła. Na tym polega grupa wsparcia – rozumiemy, co czujemy.

Bardziej wrażliwi

– Czy jest jakaś cecha wspólna, która wyróżnia te dzieci na tle ich rówieśników? – dopytuję. – Myślę, że wszyscy są dużo bardziej wrażliwi na krzywdę drugiego człowieka i na jego cierpienie – odpowiada pani Dorota.

Potwierdzają to również badania. Kilka lat temu dr Piotr Alfred Gindrich z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie napisał pracę „Dziecko w żałobie po śmierci rodzeństwa”. Dowodzi w niej, że wśród pozytywnych skutków utraty rodzeństwa są: „głębsze zrozumienie sensu życia, większa świadomość co do przyjmowanych celów życiowych, pozytywne nastawienie wobec własnej śmiertelności i wobec śmierci innych, zdolność niesienia pomocy innym, większa wrażliwość życiowa, optymizm w obliczu kryzysu”.

– Bardzo ważne jest, jak dziecko wchodzi w żałobę – kontynuuje pani Dorota. – To, w jaki sposób rozmawiają z nim o śmierci rodzeństwa jego rodzice. Jedna dziewczynka dzieliła się ze mną tym, jak dowiedziała się, że jej brat odszedł. Wróciła ze szkoły i nie było nigdzie wózka inwalidzkiego, którego używał braciszek. Nikt jej nie powiedział, że on zmarł. I ona z taką traumą weszła w tę grupę. Rodzice nie wiedzieli, jak z nią na ten trudny temat porozmawiać, wszystko załatwiali szeptem, poza nią. A ona bardzo potrzebowała rozmowy. Nikt o to jednak nie zadbał, bardzo źle zniosła tę sytuację. Wiele dzieci wspomina, że w procesie odchodzenia rodzeństwa najtrudniejsze było, gdy rodzice ukrywali przed nimi fakty. To zostawia traumę – że się coś przed dzieckiem ukrywa. Mamy też takie dzieciaki, którym rodzice nie mówili, że rodzeństwo jest śmiertelnie chore. I takie osoby dużo gorzej znoszą żałobę, dłużej cierpią.

Umieranie uczy życia

– Po tych wszystkich latach pracy z dziećmi mam jedną refleksję – podsumowuje pani Dorota. – Od dzieci powinniśmy się uczyć radzenia sobie z trudnymi emocjami. One są w tym świetne. Taki przykład: jesteśmy na spacerze i pewna dziewczynka nagle zaczyna płakać. Podchodzę do niej i pytam, co się stało. Ona na to, że przypomniał się jej zmarły brat. I że ona koniecznie chce o tym porozmawiać z takim starszym Piotrkiem z grupy. Biegnie do tego nastolatka, wtula się w jego ramiona, zaczyna opowiadać swoją historię i po chwili na jej twarzy znowu pojawia się uśmiech. My dorośli nie potrafimy tak od razu reagować, wygadywać się z naszych smutków i prosić innych o pomoc. Na przestrzeni tych 20 lat zdarzyło nam się tylko kilka przypadków depresji wśród uczestników naszej grupy. A dla porównania depresja wśród rodziców po stracie dziecka jest nagminna.

– A ty nie wpadasz w depresję, pracując od tylu lat ze śmiercią? – dopytuję. – Nie da się przez to przejść bez żadnych emocji – odpowiada Dorota. Trzeba mieć empatię, żeby działać w takim miejscu. A z drugiej strony, kiedy wracam z pracy, choćbym bardzo chciała, nie umiem zamknąć szczelnie drzwi, tak by praca nie wpływała na moje życie. To, co bardzo mi pomaga, to wiara. Moich pacjentów, którzy już odeszli, traktuję jako takich małych świętych. Zdarza mi się do nich modlić. Pamiętam wszystkie ich twarze. A z kilkoma podopiecznymi do dziś mam zażyłą relację – przyznaje.

– Obserwuję również, że te dzieci, które mają jakieś życie religijne, szybciej potrafią sobie wyjaśnić to, co się stało. Pamiętam, jak kiedyś jedna dziewczynka opowiadała, że modli się do swojego rodzeństwa. I wszyscy byli bardzo zaciekawieni – ale jak to, modlisz się do siostry, a nie za nią? Na co ona w bardzo naturalny sposób odpowiedziała, że przecież jej siostra jest już u Pana Boga, więc nie trzeba się za nią modlić – dopowiada. •

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.