Ciałopozytywność. Czy moda promująca otyłość jest bezpieczna?

Agata Puścikowska

|

GN 11/2023

publikacja 16.03.2023 00:00

Czy zjawisko bodypositive jest zdrowe?

Otyłość zakwalifikowana jest w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 jako choroba. Otyłość zakwalifikowana jest w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 jako choroba.
istockphoto

W teorii służy samoakceptacji, wyzbywaniu się kompleksów, walce z „terrorem wychudzonych ciał” i nieprawdziwym obrazem kobiecości w mediach społecznościowych. Praktyka jednak coraz mocniej niepokoi, i to na wielu płaszczyznach. Skąd pochodzi nurt bodypositive, jakie przybiera formy i czy aby na pewno jest... pozytywny?

Historia „akceptacji tłuszczu”

Już w latach 60. ubiegłego wieku, w USA i zachodniej Europie, powstał tzw. ruch akceptacji tłuszczu (ang. fat acceptance movement). Powstał, by bronić osoby otyłe, które doświadczały agresji, dyskryminacji ze względu na rozmiar. Ruch zwrócił też uwagę społeczeństw na negatywne skutki zbytniego wychudzenia, stosowania restrykcyjnych diet, które bynajmniej nie służą zdrowiu. Trzydzieści lat później powstała strona internetowa promująca podobne treści: The Body Positive. Założyły ją terapeutka i jej pacjentka, przez wiele lat zmagająca się zaburzeniami odżywiania i związanymi z tym problemami psychicznymi. Kobiety chciały stworzyć w przestrzeni internetowej miejsce, gdzie każdy – niezależnie od wyglądu, rozmiaru, koloru skóry – mógł poczuć się bezpiecznie, nie być oceniany i wyzywany od „grubasów”.

Dość szybko termin – i związany z nim ruch – zaczął rozprzestrzeniać się po krajach zachodnich. Powstawały całe środowiska, ruchy, stowarzyszenia, które na sztandarach miały wypisane: „ciałopozytywność”. Podchwyciły ją bardzo mocno środowiska feministyczne. W Polsce zjawisko widać bardzo szeroko dopiero od niedawna. I ma związek z rozwojem przede wszystkim Instagramu oraz TikToka. Dotyczy zatem głównie ludzi młodych, najczęściej kobiet w wieku 15–30 lat.

Obecnie na Instagramie pod hasztagiem #bodypositive jest blisko 19 mln postów, polski hasztag #ciałopozytywność określa 34 tys. postów. A liczby te wciąż rosną – co wskazuje na coraz większą popularność zjawiska. Bardzo wiele znanych influencerek większych rozmiarów, użytkowniczek portali społecznościowych, wprost promuje nurt „ciałopozytywności”, traktując temat akceptacji ciała niezależnie od rozmiaru jako wiodący.

W czym więc rzecz? To przecież dobrze, że ludzie wzajemnie się szanują i akceptują, nie traktując nadwagi jako cechy wykluczającej czy powodu do drwin. Kaloryczny i ideologiczny diabełek tkwi jednak w szczegółach. Z tekstów internetowych o nurcie bodypositive wynika, że nie służy on ślepej fascynacji własnym ciałem, a ma być pewną zdrową alternatywą dla mody na anorektyczne modelki i odgórnie narzucane kanony piękna. Widać w nim jednak co najmniej dwa niepokojące trendy: po pierwsze – gloryfikowanie nadwagi. Po drugie – sprytne podbieranie tematu przez wielkie firmy produkujące ubrania, kosmetyki i artykuły higieniczne dla kobiet. W sukurs zjawisku przychodzi coraz więcej reportaży i wywiadów z „ciałopozytywnymi”, które opowiadają o swoim doskonałym życiu w rozmiarze XXL.

Oswoić (grubą) rzeczywistość

Według Marty Pawłowskiej, specjalistki od zaburzeń odżywiania, eksperta Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego, przyczyn rozszerzania się zjawiska „ciałopozytywności” jest kilka. Wiodąca jest wzrastająca liczba osób z nadwagą i z otyłością. – Otyłość stała się w ciągu ostatnich dwudziestu lat bardzo widoczna wokół nas, niezależnie od wieku i środowiska. Otyłe dzieci to w zdecydowanej większości otyłe nastolatki, a otyłe nastolatki to otyli dorośli. Jeden otyły rodzic to 30 proc. prawdopodobieństwa otyłego dziecka, dwoje otyłych rodziców to aż 70 proc. – mówi M. Pawłowska. – Takie zjawisko prowokuje do zajęcia stanowiska, konfrontuje nas ze światem, determinuje pytanie o odpowiedzialność. Nie rozumiemy otyłości, nie radzimy sobie z nią, budzi ona lęk, z którym nie bardzo wiemy, co zrobić. Tę „nową” rzeczywistość próbujemy wyprzeć, odrzucić albo oswoić.

Reakcje społeczne są różne, w tym także dyskryminujące, wyśmiewające osoby otyłe: – Jest to najbardziej bolesne i krzywdzące dla dzieci i nastolatków, które spotykają się ze stygmatyzacją w środowisku rówieśniczym, szkolnym etc. Gdy tak się dzieje, zjawisko „ciałopozytywności” w pierwszym odbiorze wydaje się dobre, bo upomina się o osoby otyłe, o ich niezaprzeczalne społeczne prawa. Gdy jednak głębiej się zastanowić, mamy do czynienia z akceptacją zjawiska chorobowego, przyczyniającego się do ciężkich schorzeń i inwalidztwa, które ma ok. 200 powikłań chorobowych – tłumaczy Pawłowska.

Otyłość zakwalifikowana jest w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10 jako choroba. Choroba, na którą pracuje się latami, czasem i pokoleniowo. A której przyczyn jest wiele – w tym problemy natury psychicznej, poważne zaburzenia odżywiania. Tymczasem na wspomnianym już Instagramie pod hasztagiem #otyłość znajduje się jedynie 13 tys. postów. A na: #otyłośćtochoroba – ponad tysiąc. Wielu lekarzy mówi wprost, że jeśli pacjentkom wspominają o konieczności przejścia na dietę i zrzucenia zbędnych kilogramów, te reagują histerycznie, obrażają się i mówią o... lekarskim braku akceptacji dla „inności”.

Marta Januszewska, dziennikarka TVP, biegaczka, mama dwójki dzieci: – „Ciałopozytywność” jest jak dynamit. W założeniu ma nam służyć, przypominać o przynależnym każdemu szacunku. W praktyce termin bywa wykorzystywany jako usprawiedliwienie dla beztroski czy nonszalancji w kwestii własnego zdrowia – mówi dziennikarka, która od lat biega maratony i półmaratony, promuje zdrowy styl życia. – Uważam, że bodypositive powinno przede wszystkim skłaniać nas do troski o siebie. To nie tylko szeroko pojęta tolerancja, lecz stawianie na wszystko, co służy naszemu zdrowiu, niezależnie od rozmiaru i figury. Na pewno bodypositive to nie powiedzonka typu: „kochanego ciałka nigdy za dużo”. Niestety, w wielu przypadkach modne stwierdzenie stało się… modną wymówką!

Skąd ta agresja?

Katarzyna z Warszawy chyba od zawsze miała lekką nadwagę. Jak mówi – lubiła słodkie, nie przepadała za aktywnością fizyczną. W efekcie pod koniec studiów była mocno „plus size”. Próbowała najpierw walczyć z nadwagą – głodówkami, potem dietami – nawet pod okiem dietetyka. W końcu, jak twierdzi, odnalazła siebie, dołączając do jednej z grup internetowych dla pań „ciałopozytywnych”. – Rozmiar naprawdę się nie liczy. Lubię siebie i nie pozwolę, by ktoś mówił mi, jak mam wyglądać, ile mam jeść, jak mam się zachowywać – mówi Katarzyna, która w ostatnim czasie, bez najmniejszego skrępowania, publikuje w internecie swoje dość odważne zdjęcia. – Jestem zdrowa, „ciałopozytywna”, i to najważniejsze. Chcę to pokazać światu, który piękno definiuje jako rozmiar 34.

Pytanie jednak: jak długo wytrzymają jej stawy, serce i wątroba. Bo wraz z wiekiem nadwaga raczej będzie wzrastać. – Choroba otyłościowa (bo tak powinniśmy ją właściwie nazywać) to nie „pulchne ciałko”, lecz przyczyna ciężkich schorzeń, chorób przewlekłych i jeden z kluczowych czynników przedwczesnej śmiertelności. Przekaz „otyłość jest OK” nie jest do zaakceptowania. Choroba otyłościowa zabija fizycznie, emocjonalnie, społecznie – mówi M. Pawłowska. – Bezdyskusyjnie: człowiek jest piękny. Zawsze i wszędzie. Godność i wartość człowieka jest nadrzędna i niezbywalna, ale otyłość nie jest piękna. Zjawisko „ciałopozytywności” w rozumieniu akceptacji otyłości budzi mój bunt, bo odwraca się przeciw dobru człowieka.

– Niepokoi mnie, że trend „ciałopozytywności” przybiera coraz bardziej agresywne formy – mówi 35-letnia dietetyczka. Nie chce ujawniać swoich danych, bo jak mówi: – Wystarczy, że cokolwiek obiektywnego napisze się w internecie o zjawisku, dostaje się w głowę od tysięcy kobiet. One nakręcają się w necie i wspólnie atakują. Nawet delikatna sugestia w stronę ich zdrowia lub samopoczucia jest odbierana jako obraza. Zachęta do zadbania o siebie – jako niemal gwałt na majestacie. Jeśli natomiast zasugeruje się, że aby „ogarnąć” ciało, trzeba czasem skorzystać z pomocy psychodietetyka czy psychologa, potrafią straszyć sądem.

Kierunek: „grubopo-zytywność”?

– Pisarka amerykańska Roxane Gay, która w młodości ważyła ok 200 kg, w książce „Głód” odróżnia termin „ciałopozytywność” od „grubopozytywności” – mówi Marta Pawłowska. – „Ciałopozytywność” – przyjęcie ciała z różnymi jego defektami, dysfunkcjami, ułomnościami – nie jest równoznaczna z „grubopozytywnością” – pozytywnym stosunkiem do choroby otyłościowej. Chorobę trzeba poznać i leczyć, stale szanując i chroniąc człowieka, dając mu możliwość skutecznego leczenia z poszanowaniem jego godności, wartości i wolności.

Jowita Pietrak od lat pracuje z kobietami, prowadzi firmę fotograficzną Una Bella Vita. Stara się, by kobiety dzięki jej zdjęciom poznały swoje piękno wewnętrzne i zewnętrzne. – Obecnie wszędzie wokół mamy do czynienia z przekłamywaniem wyglądu za pomocą filtrów dostępnych w social mediach. „Ciałopozytywność” przeciwstawia się temu. Widzę natomiast taki problem ze zjawiskiem, że zaczyna ono przybierać skrajne formy i treści. W każdej dziedzinie wahadło musi być na środku, żeby była równowaga. Jeśli założymy, że bodypositive to ruch pozwalający zaakceptować siebie w świecie, w którym karmieni jesteśmy filtrami, to popieram. Natomiast jeśli mówimy o zaakceptowaniu wagi, która zagraża naszemu zdrowiu i życiu, to już nie. Szanowanie, lubienie własnego ciała powinno współgrać z tematem zdrowia.

Co do rzekomej walki ze stosowaniem filtrów w internecie, czyli fałszywym obrazem ludzkiego ciała, to warto odnotować, że również modelki „plus size”, influencerki promujące „ciałopozytywność” ochoczo z nich korzystają. Ich przekaz bywa tak samo lukrowany jak „chudych” modelek. Za swoje relacje czy zdjęcia w ubraniu konkretnych firm albo promocję kosmetyków również otrzymują pieniądze. Znawcy mówią też coraz śmielej o „marketingu otyłości”. To logiczne z biznesowego punktu widzenia: nie wszyscy są i będą szczupli. A na tych większych też można sporo zarobić. Sprawa jest mocno rozwojowa, biorąc pod uwagę badania, według których społeczeństwa wysoko rozwinięte to społeczeństwa wciąż tyjące.

Relacje to podstawa

– Nie przez przypadek podstawą aktualnej piramidy żywienia jest aktywność fizyczna. Każdy może znaleźć taką, która będzie mu dawać przestrzeń dla siebie, poprawiać nastrój (endorfiny!) i dawać świadomość wystarczającego zadbania o swoje ciało. Dla mnie to bieganie. Kilka miesięcy temu odkryłam dla siebie także pilates. To moje sposoby na dbanie o ciało i głowę. W życiu ważne jest to, by zdrowy duch mieszkał w zdrowym ciele – mówi Marta Januszewska.

Zdrowe ciało i zdrowy duch powinny zatem być w harmonii. Do tego potrzebne są też poczucie bezpieczeństwa, zdrowe relacje, wsparcie w rodzinie. – Istotny jest powód, dla którego przyjmujemy postawę bodypositive. Czy jest to efekt kontestacji otaczającego świata, czy wynika z faktu, że cieszymy się pełną akceptacją naszych najbliższych – mówi socjolog Michał Kot, dyrektor Instytutu Pokolenia. – W pierwszym przypadku wchodzimy w konflikt z rzeczywistością, z biegiem czasu będziemy czuli się coraz bardziej odrzuceni przez otaczający nas świat. Ludzie, którzy nas nie znają, postrzegają nas przecież przez pryzmat wyglądu. Z kolei akceptacja rodziny i przyjaciół zapewnia nam bezpieczeństwo – ciało, nawet jeśli jest dalekie od doskonałości, nie odgrywa aż tak wielkiej roli.

Kot podkreśla, że w ostatnich latach następuje rozpad więzi społecznych zwłaszcza wśród ludzi młodych. Z badań instytutu wynika, że młodzi dorośli (18–24 lata) to najbardziej osamotniona grupa w Polsce. Dzięki nowym technologiom mają ogromne możliwości komunikacji z innymi ludźmi, a jednocześnie coraz mniej osób traktują jako naprawdę bliskie. To może prowadzić do wielu problemów natury psychicznej, niewłaściwego postrzegania samego siebie, trudności w nawiązywaniu relacji, ale też do zaburzeń odżywiania etc. – Najszczęśliwsi są ci, którzy żyją w przyjaznych wspólnotach, w rodzinach, które zapewniają im poczucie bezpieczeństwa, empatię, szacunek. Osoby żyjące w zgodzie z zasadami moralnymi, religijnymi i z rytmem natury nie muszą przeciwstawiać się światu, gdyż nie widzą w nim zagrożenia. Jest on dla nich naturalnym, przyjaznym środowiskiem do długiego, aktywnego i szczęśliwego życia – dodaje socjolog.

– Pracuję z kobietami od lat. Ich problemem najczęściej nie jest grube ciało, lecz nieszczęśliwe dzieciństwo, brak relacji, pustka emocjonalna – mówi dietetyczka chcąca zachować anonimowość. – Ale nie każdy potrafi się do tego przyznać…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.