Dlaczego Kościół interesuje się sprawami społecznymi? Rozmowa z prof. Simoną Berettą

GN 11/2023

publikacja 16.03.2023 00:00

O współczesnych wyzwaniach katolików w społeczeństwie i znaczeniu katolickiej nauki społecznej dla wierzących mówi prof. Simona Beretta.

Dlaczego Kościół interesuje się sprawami społecznymi? Rozmowa z prof. Simoną Berettą Università Cattolica del Sacro Cuore


Ks. Rafał Skitek: Dlaczego Kościół interesuje się sprawami społecznymi?

Prof. Simona Beretta:
Odpowiedź na to pytanie wydaje się stosunkowo prosta. Bo jest on zainteresowany człowiekiem, jego działalnością, jego życiem. A to życie nie jest przecież abstrakcyjne, ale dzieje się tu i teraz. Tak naucza Kościół. Proszę zauważyć, że doświadczenia życiowe człowieka nie ograniczają się do tego, co materialne i przyziemne. W rzeczywistości to, co materialne, pełne jest symboli i ukrytych znaczeń. Kiedy więc mówimy o sprawach duchowych, czynimy to zawsze w sposób bardzo konkretny. Ewangelia nie jest czymś abstrakcyjnym, ona się wydarzyła. Chrystus przyszedł na świat, by stać się jednym z nas, i skierował do nas konkretne słowa. Dlatego Kościół od pierwszych wieków zajmował się człowiekiem żyjącym w określonym miejscu i czasie. Tak jest i dziś.

Z tym, że od XIX wieku nauczanie społeczne Kościoła mocno się rozwinęło.

Oczywiście historia ludzka toczy się dalej. Z perspektywy czasu możemy wyróżnić wyjątkowe momenty w życiu społecznym, takie jak choćby rewolucja przemysłowa. Kościół stanął przed nowym wyzwaniem. W 1891 roku papież Leon XIII opublikował pierwszą encyklikę społeczną – Rerum novarum – dokument, który pozwolił spojrzeć na „rzeczy nowe”, tzw. kwestię robotniczą, odważnie i bez lęku. Tak rozpoczął się nowy etap w nauczaniu społecznym Kościoła. Papieże w swych kolejnych encyklikach, odczytując znaki czasu, interweniowali w obliczu nowych zjawisk społecznych wymagających oceny w świetle Ewangelii i prawd wiary. Tyle że dokumenty społeczne Kościoła niczego do Ewangelii nie dodają ani jej nie zniekształcają. Jedynie ją konkretyzują.

Kto zatem powinien odczytywać i interpretować wspomniane znaki czasu? Kto ma zwracać uwagę na „rzeczy nowe”? Encykliki piszą papieże, dokumenty społeczne ogłaszają episkopaty i biskupi. Co ze świeckimi?

Rozmawiamy o katolickiej nauce społecznej, która jest nauką Kościoła. Co to oznacza w praktyce? Że w pewnym sensie wszyscy jako katolicy jesteśmy odpowiedzialni za przyczynianie się do jej powstania i przyjęcia. Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus z 1 maja 1991 roku przekonuje, że to jest właśnie katolicka nauka społeczna. Oczywiście czasy się zmieniają, działania każdego mogą być różne, ale jeśli są one podejmowane w duchu prawdy i miłości, przeniknięte światłem Ewangelii, staje się jasne, że katolicka nauka społeczna to dzieło nas wszystkich. I nie jest to bynajmniej sama teoria.

Dlatego nadal powstają nowe encykliki, bo papieże…

…odczytują znaki czasu. To przede wszystkim na nich ciąży odpowiedzialność. Przez ogłaszane dokumenty mają formować i prowadzić powierzony im lud. Katolicka nauka społeczna jest nauką Kościoła. Jest nią wszystko to, co papieże mówią Kościołowi, ale jest nią również to, co sam Kościół – wszyscy wierzący – mówi.

Dlaczego więc papieskie dokumenty adresowane są również do niekatolików? Od encykliki Pacem in terris św. Jana XXIII, której 60. rocznica publikacji przypada 11 kwietnia, adresatami papieskich tekstów są również ludzie dobrej woli.

Encykliki pisane są zwykle dość trudnym językiem. Nie jest tak, że czytają je wszyscy katolicy. Jeżeli jednak sięgają po nie osoby naprawdę przekonane, że nauczanie papieskie pomoże im nie tyle dać gotowe odpowiedzi, ile postawić ważne pytania, to już bardzo dużo. Encykliki społeczne mogą zatem stać się przedmiotem zainteresowania także niekatolickiej części społeczeństwa.

Na przykład?

Myślę o encyklice papieża Franciszka Laudato si’, która także przez osoby niewierzące była szeroko komentowana i została bardzo dobrze odebrana. Ale jest jeszcze inny, ważniejszy powód, dla którego dokumenty społeczne Kościoła adresowane są do wszystkich ludzi dobrej woli. Otóż jedyną rzeczywistością, w której Kościół czuje się ekspertem, jest człowiek (człowieczeństwo). Tak nauczał już Paweł VI i takie jest przesłanie Soboru Watykańskiego II. Jako katolicy wierzymy, że Chrystus objawia w pełni człowieka człowiekowi.

Jakbym słyszał św. Jana Pawła II i jego słowa: „Człowiek jest drogą Kościoła”…

Wszystkie dokumenty społeczne Kościoła mają na celu dobro człowieka, nie tylko katolika. Jako ludzie odkrywamy, co znaczy w pełni być człowiekiem w relacji do drugich. Odkrywamy naszą tożsamość, słuchając siebie nawzajem, stawiając ważne pytania, także pomiędzy wyznawcami innych religii i niewierzącymi. Tym, co nas łączy najbardziej, jest nasze człowieczeństwo. W gruncie rzeczy każdy jest religijny, związany z Tajemnicą, oczekuje tego, co nieskończone – prawdy, piękna, sprawiedliwości. Sądzę, że encykliki społeczne mówią pośrednio o tej właśnie potrzebie każdego człowieka. A ponieważ my jako chrześcijanie otrzymaliśmy dar rozumienia tych prawd wiary w sposób bardziej klarowny i ponieważ wierzymy, że Chrystus jest naszym Panem i Zbawicielem, musimy mówić o tym głośno – z całkowitą szczerością i przekonaniem. Nie chodzi jednak o to, by uprawiać prozelityzm i chełpić się ludzkimi sukcesami, ale by stanąć w prawdzie jako dzieci tego samego Ojca. Jedynie w ten sposób możemy odkryć, że jesteśmy naprawdę braćmi. Wystarczy zerknąć do encykliki Fratelli tutti papieża Franciszka, by się o tym przekonać.

To dokument na czas wojny?

To znamienne, że encyklika Fratelli tutti została opublikowana jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Porusza sprawy niezwykle ważne i jest odpowiedzią na aktualną sytuację wojny. Na przykład papież mówi, że chcąc zrozumieć to, iż jesteśmy braćmi, musimy umieć zatrzymać się przy człowieku ulicy, podeptanym i odrzuconym. Franciszek zwraca uwagę na to, że jedynym sposobem, by zrozumieć jakikolwiek konflikt, jakąkolwiek wojnę, by znaleźć właściwą drogę do pokoju, jest stanięcie u boku ofiary, zniżenie się do jej poziomu, przyjęcie jej perspektywy. Mówiąc o ofiarach, mam na myśli przede wszystkim tych, którzy zostali zbombardowani w Ukrainie, ale także młodych Rosjan zmuszonych do walki na froncie i potraktowanych niemal jak mięso armatnie. Nie wolno nam też zapomnieć o ofiarach w Afryce Subsaharyjskiej, ludziach niemających dostępu do żywności, do wody pitnej. Osobiste zetknięcie się z dramatem każdej ofiary może pomóc w uwolnieniu się od uprzedzeń i ideologii, a jednocześnie wskazać drogi sprawiedliwości. Jedynym sposobem osiągnięcia prawdziwego pokoju jest współuczestniczenie w cierpieniu ofiar wojny. Z ich perspektywy widać inaczej. Tak rozumiem obecne nauczanie społeczne Franciszka. Trwa wojna w Ukrainie, toczą się inne wojny na świecie, obserwujemy trzecią wojnę światową w kawałkach.

Jak się za to zabrać w praktyce? Kto miałby tego dokonać?

Trzeba zacząć od modlitwy, najpierw za tych, którzy mają władzę, żeby Bóg poruszył ich serca. Żeby zrozumieli, że ich obowiązkiem jest ogląd sytuacji z perspektywy ofiar i współcierpienie z nimi. Modlitwa jest często jedynym sposobem na otwarcie ludzkich serc i umysłów. Jednocześnie – jeśli można tak powiedzieć – jest warunkiem koniecznym, by rzetelnie i całościowo ocenić zjawiska społeczne wokół nas. Dlatego trzeba pozostać otwartym na działanie Boga. Nikomu nie wolno kierować się żadną ideologią. Tak rozumiem katolicką naukę społeczną w praktyce. Nie chodzi w niej wyłącznie o taki czy inny dokument czy wypowiedź papieża, ale o zaangażowanie wszystkich na miarę swoich możliwości. Najlepiej stanąć u boku ofiar, pokrzywdzonych i cierpiących. Nie tylko o tym mówić, ale uczynić to osobiście. Oczywiście mam przede wszystkim na myśli wojnę w Ukrainie. Ale tę zasadę możemy przenieść także na inny grunt. Co powiedzieć o losie migrantów, dzieciach zmuszanych do pracy i o wielu innych miejscach, gdzie człowiek nie jest szanowany, deptana jest jego godność, łamane są prawa? Przysłowie angielskie mówi, że diabeł tkwi w szczegółach…

W Polsce też tak mówimy…

Prawda jest jednak taka, że również Bóg tkwi w szczegółach. Najczęściej spotykamy Go w zwyczajnych doświadczeniach dnia codziennego. Dlatego też nie można unikać modlitwy w obliczu konkretnych, jedynie z pozoru nieważnych wydarzeń życiowych, zwłaszcza tych, na które mamy realny wpływ.

To wszystko dobrze brzmi. Odnoszę jednak wrażenie, że wciąż nie doceniamy katolickiej nauki społecznej zdefiniowanej w ten sposób – wyrażonej w konkretnym działaniu i połączonej z modlitwą. Rzadko sięgamy też po dokumenty społeczne Kościoła. Przynajmniej w Polsce…

Mogę jedynie zachęcić, by o tym, czego naucza Kościół, mówić bez lęku i głośno, z przekonaniem. Wskazywać na bardzo konkretne – a nie abstrakcyjne – znaczenie wiary w codziennym życiu. Poza tym wiara ma moc jednoczenia ludzi. Jako chrześcijanie, katolicy, specjalizujemy się w wynajdywaniu tego, co nas dzieli, a znacznie gorzej wychodzi nam dostrzeganie wspólnego dziedzictwa naszej wiary, tego, co nas łączy. To poważny błąd. To nie jest tak, że znamy odpowiedź na wszystkie pytania. Dlatego potrzebny jest dialog. Bardzo ważna jest też umiejętność wzajemnego słuchania. Nie tylko w katolickiej nauce społecznej. •

Simona Beretta

jest profesorem zwyczajnym katedry Ekonomii politycznej na Wydziale Nauk Społecznych i Politologii Uniwersytetu Sacro Cuore (Najświętszego Serca) w Mediolanie. dyrektor Centrum Katolickiej Nauki Społecznej przy Uniwersytecie Sacro Cuore oraz redaktor naczelna wydawanego on-line „Słownika Katolickiej Nauki Społecznej Kościoła. Rzeczy nowe XXI wieku” (https://www.dizionariodottrinasociale.it/). Od 2019 r. jest konsultorem Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.