Po filmie „Franciszkańska 3”. Czerwona linia, której przekraczać nie wolno

Ewa K. Czaczkowska

|

GN 11/2023

publikacja 16.03.2023 00:00

Emisją filmu „Franciszkańska 3” została przekroczona granica, której nie powinien przekraczać nikt, kto rzeczywiście poszukuje prawdy i czuje choć minimalną odpowiedzialność za wspólnotę.

Po filmie „Franciszkańska 3”. Czerwona linia, której przekraczać nie wolno ALFRED YAGHOBZADEH /SIPA/east news

Za sprawą produkcji Marcina Gutowskiego, a właściwie ogromnej nieodpowiedzialności tych, którzy stworzyli zmanipulowany film i wrzucili go do debaty publicznej, stało się – w moim głębokim przekonaniu – wielkie zło. „Franciszkańska 3” to obraz z gruntu fałszywy. Zmanipulowany na co najmniej trzech poziomach: tezy, źródeł i ofiar.

Teza główna głosi, że Karol Wojtyła wiedział o pedofilii w Kościele, ale nic nie zrobił. Jest to kłamstwo, czego dowodzą te same źródła IPN, z których korzystał autor filmu.

Druga manipulacja polega na opieraniu się na dokumentach SB nie tylko bez ich weryfikacji, bez czytania w kontekście historycznym i społeczno-politycznym, ale także na wybieraniu z nich tylko tego, co służyć miało „udowodnieniu”, że kard. Karol Wojtyła wiedział i nie reagował. A to jest kłamstwem. I są na to dowody. Te same dokumenty IPN w sprawach dwóch księży pedofilów (ks. Loranza i ks. Surgenta) czytali bowiem dwaj inni dziennikarze: Tomasz Krzyżak i Piotr Litka, a wyniki swoich ustaleń opublikowali już w grudniu 2022 roku w dzienniku „Rzeczpospolita”. Z ich artykułów wynika, że kard. Karol Wojtyła reagował właściwie, karząc duchownych. Zareagował zgodnie z ówczesnym prawem, stanem wiedzy i mentalnością całego – podkreślam: całego – społeczeństwa. Mamy zatem zupełnie inne wnioski z dwóch dziennikarskich śledztw. Dlaczego? Dlatego, że dziennikarze „Rzeczpospolitej” nie badali dokumentów „pod tezę”. Któż jednak wie o ustaleniach „Rzeczpospolitej”? I w tej sprawie widać, jak potężna jest siła ekranu i siła kłamstwa. Przypadku trzeciego księdza, o którym mówi film – ks. Sadusia – dziennikarze „Rzeczpospolitej” nie badali, ale jest wielce prawdopodobne, że nie był on pedofilem, ale homoseksualistą. Zaś w brednie głoszone przez zdemoralizowanego ks. Boczka na temat kard. Sapiehy nie wierzyła nawet bezpieka.

Manipulacja dotyczy także ofiar. Zostały one przez autora filmu zinstrumentalizowane, są dla niego jedynie tłem potrzebnym do osiągnięcia zupełnie innego celu. Skoro ofiary są najważniejsze – a są, bo wiemy już, jak tragiczne w skutkach mogą być tego typu traumy z dzieciństwa – to dlaczego autor nie zapytał ich, jak można im pomóc? Jak zadośćuczynić? Czego oczekują? Może rekompensaty finansowej? Moralnej? Przeprosin ze strony Kościoła? O to nikt ich nie zapytał. Dlatego mamy prawo pytać: o co w tym wszystkim chodzi?

Jan Paweł II mówił, że każdy ma w życiu „jakieś swoje Westerplatte”. Ten cytat dalej brzmi tak: „...jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić, jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć, jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić, nie można zdezerterować. Wreszcie jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte. Utrzymać i obronić, w sobie i wokół siebie, obronić dla siebie i dla innych”. A kard. Stefan Wyszyński mówił: Non possumus.

I myślę, że to jest ten moment, ta sprawa. Autor tego filmu przekroczył bowiem pewną granicę – czerwoną linię, której nikomu przekraczać nie wolno. Nie można pozwolić na to, by w szukaniu prawdy o pedofilii w Kościele i w obronie ofiar księży pedofilów uciekać się do półprawd i tworzenia nowych ofiar. Ofiar kłamstwa.

Ważny jest też wymiar wspólnotowy tego, co się stało. Powiedzmy szczerze: walcząc nie o dobro ofiar, ale o zniszczenie autorytetu Jana Pawła II, autor filmu uderza w każdego z nas. Każdego, kto świadomie przeżył pontyfikat papieża Polaka i doświadczył wielkiego dobra, które on wyzwalał w ludziach. To Jan Paweł II, pielgrzymując po świecie, powodował, że pod wpływem jego słów i spotkania z nim miliony ludzi zmieniały swoje życie na lepsze; to on dawał Polakom siłę do walki o wolność i – co ważne – jednoczył nas nie tylko jako katolików, wierzących, ale jako naród. Marcin Gutowski, wrzucając do polskiej debaty publicznej zmanipulowany film, niczym granatem rozerwał tę wspólnotę, i tak już bardzo mocno podzieloną. Tego nie wolno czynić nikomu, a szczególnie tym, którzy wiedzą, jak tworzy się wspólnota, co ją konstytuuje i jak łatwo jest ją zniszczyć.

Sprzeciw wobec nieuczciwości w badaniu przeszłości w sprawach pedofilii nie zwalnia z dociekania prawdy o niej. Musimy zmierzyć się z przeszłością. Ale uczciwie. Dlatego konieczne jest tworzenie komisji eksperckich, złożonych z historyków, prawników i psychologów dziecięcych, którzy opierając się na źródłach z archiwów kościelnych i państwowych, przedstawią w sposób transparentny rzeczywisty stan wiedzy o rozwiązywaniu przypadków pedofilii w Kościele, w całym kontekście historycznym i społecznym. Czy i kiedy archiwa kościelne zostaną otwarte – to zależy od biskupów konkretnych diecezji.

Dla odzyskania wzajemnego zaufania we wspólnocie Kościoła oraz wiarygodności jako Kościół społeczeństwie konieczne jest uczciwe i szybkie oraz transparentne zakończenie spraw o tuszowanie pedofilii, które toczą się obecnie. Dotyczą one czasów, gdy obowiązywało inne prawo, panowały inne zasady rozliczania przestępstw pedofilii, których wprowadzanie rozpoczął właśnie Jan Paweł II. Innej drogi do posklejania tego, co zostało rozbite, nie ma. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.