Paradoks

Marcin Jakimowicz

Dlaczego boimy się różnorodności? W Kościele, którego cechą jest „katolickość”, a zatem powszechność, jest przestrzeń dla różnych światów, wrażliwości i form przeżywania religijności.

Paradoks

Osoby Trójcy Świętej różnią się, a jednak stanowią idealną, uzupełniającą się wspólnotę. Sam Duch Święty przedstawiany jest pod pozornie sprzecznymi, wykluczającymi się symbolami. A On godzi te rzeczywistości! Przychodzi jak deszcz na spękaną ziemię i jak ogień rozpalający nasze serca. Jezus jest jednocześnie Lwem i Barankiem. Jest pierwszym, który staje na końcu kolejki. Ma granice – nieskończony.

Od lat piszę o tym, że w Kościele, którego cechą jest „katolickość”, a zatem powszechność, jest miejsce na ogromną różnorodność i przestrzeń dla różnych światów, wrażliwości i form przeżywania religijności.

„Jezus jest świątynią całkowitego paradoksu: ludzki a jednak boski, niebiański a jednak ziemski, materialny a jednak duchowy, posiadający ciało mężczyzny ale duszę kobiety, zabity a jednak żywy, bezsilny a jednak potężny, ofiara a jednak zwycięzca, przegrany a jednak wybawiciel, marginalizowany a jednak w centrum, jednostka a jednak każdy, wcielony a jednak kosmiczny, przygwożdżony a jednak wyzwolony. A my tego doniosłego i kosmicznego Chrystusa zamieniliśmy w osobistego obrońcę naszych prywatnych planów” – boleśnie diagnozuje Richard Rohr.

To Bóg paradoksów. Skracania dystansu, zmiany pór roku, odwracania biegu rzeczy. „Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo” (J 4, 35). Wedle wiedzy doświadczonych rolników do żniw pozostały cztery miesiące. Jezus skraca ten czas. Patrzy z perspektywy Królestwa.