Bieszczadzkim cerkwiom na ratunek. Były wokalista punkowego KSU ocala je przed popadnięciem w ruinę

Szymon Babuchowski

|

GN 10/2023

publikacja 09.03.2023 00:00

Wydają się nieodłącznym elementem bieszczadzkiego krajobrazu, ale jest ich coraz mniej. Wiele cerkwi popada w ruinę i bezpowrotnie znika z mapy. Na szczęście są ludzie, którzy to dziedzictwo ocalają.

Cerkiew św. Michała Archanioła w Bystrem koło Czarnej. Cerkiew św. Michała Archanioła w Bystrem koło Czarnej.
ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ

Jedną z tych osób jest Bogdan Augustyn, przewodnik z Ustrzyk Dolnych, z wykształcenia historyk. Wielu kojarzy go także jako „Bohuna”, pierwszego wokalistę punkowego KSU, choć, jak sam mówi, dla niego tamten etap to już zamierzchła przeszłość. – O cerkwiach pogadajmy, to jest teraz dla mnie ważne – podkreśla.

Sprawa korzeni

Bogdan Augustyn ratuje zabytki od połowy lat osiemdziesiątych, kiedy to zapisał się do bieszczadzkiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. – To sprawa korzeni – mówi. – Moja rodzina jest wrośnięta od pokoleń w tę ziemię, gdzie krzyżują się wpływy Wschodu i Zachodu, Północy i Południa. Mieszają się tu kultura grecka i rzymska, świat Słowian zachodnich i wpływy basenu Morza Śródziemnego. Niestety, staje się to coraz mniej czytelne. A jeśli jesteś miejscowy, to boli cię wszystko to, co znika w oczach. Człowiek potrzebuje uporządkowanej przestrzeni wokół siebie. Dlatego dorastając, coraz częściej zastanawiałem się, dlaczego ten młyn albo ta cerkiew stoją puste, mają powybijane szyby. I dlaczego na cmentarzu, obok którego codziennie przechodzę, pasą się krowy. Myślę, że przez te wszystkie lata trochę udało nam się zmienić świadomość ludzi i tę przestrzeń nieco uporządkować.

Bieszczadzki oddział TONZ powstał w 1985 roku – najpierw jako oddział w Michniowcu – by ratować dawną greckokatolicką cerkiew św. Michała Archanioła w Bystrem koło Czarnej. – Cerkiew, opuszczona w 1951 roku, kiedy tereny te zostały przekazane Polsce przez ZSRR w ramach wymiany, była w latach osiemdziesiątych w stanie katastrofalnym – opowiada Bogdan Augustyn. – Drewniane elementy konstrukcyjne gniły od lat, dach przeciekał i woda wlewała się do środka. Ale zaczęliśmy ją powoli, w miarę naszych możliwości, remontować. W latach 1993–1994 przeprowadziliśmy gruntowne prace konserwatorskie, a w następnych dekadach odbywały się kolejne remonty. Cały czas prowadzone są drobne naprawy, zabezpieczające obiekt przed zawaleniem. W międzyczasie nasz oddział stał się właścicielem prawnym cerkwi w Bystrem i w Liskowatem. Nie mamy jednak środków na to, by za jednym zamachem wykonać wszystkie potrzebne prace. Nie zawsze da się nawet odpowiednio zabezpieczyć to, co już zostało wyremontowane. Pozyskujemy na to środki, gdzie tylko się da. Zbieramy je m.in. przez naszą stronę tonzbieszczadzki.pl. Oczywiście, składamy też wnioski w Ministerstwie Kultury, u Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, w Urzędzie Marszałkowskim czy starostwie. Ale to, co otrzymujemy, stanowi kroplę w morzu potrzeb.

Piękno rozkradzione

Mimo to rok po roku, kawałek po kawałku cerkiew w Bystrem odzyskuje dawną urodę. A jest to, trzeba przyznać, uroda niebanalna. Charakterystyczna sylwetka świątyni rzuca się w oczy już z daleka, wyłaniając się spomiędzy niewielkich wzgórz. Jedna z największych w Polsce drewnianych cerkwi została wybudowana w 1902 roku na planie krzyża. Ma pięć kopuł – trzy większe i dwie mniejsze – umieszczonych na ośmiobocznych tamburach. – To piękny przykład narodowego stylu ukraińskiego – objaśnia Bogdan Augustyn, zapraszając nas do środka.

Niewiele zachowało się elementów z oryginalnego wnętrza: prestoł, czyli ołtarz, mocno zniszczone tabernakulum i rama ikonostasu, z której dużą część ikon porozkradano po opuszczeniu świątyni (można nawet zobaczyć ślady po wycinaniu ich nożem). To, co zostało, wywieziono w 1962 roku do muzeum w Łańcucie, aby zabezpieczyć przed dalszym rabunkiem. Teraz okna ikonostasu pomału wypełniają się nowymi ikonami, malowanymi przez współczesnych artystów. Są już Chrystus Pantokrator, Ostatnia wieczerza i św. Michał Archanioł – patron świątyni. W innych miejscach widnieją na razie jedynie fotokopie, które przypominają o dawnej świetności ikonostasu.

Cerkiew od lat pięćdziesiątych nie pełniła funkcji sakralnych. Obecnie znajduje się w niej lapidarium krzyży i przedmiotów kultu religijnego, a także wystawa zdjęć ukazujących historię świątyni. Jednak raz w roku, w uroczystość św. Michała Archanioła, czyli 29 września, odprawiana jest tutaj rzymskokatolicka Msza św. przez proboszcza z Czarnej. – Gromadzi się wtedy blisko dwieście osób. Są to – mniej więcej po połowie – miejscowi i turyści. W ubiegłym roku w ramach Festiwalu Rezonanse w cerkwi odbył się koncert Scholi Węgajty. Mogliśmy posłuchać śpiewów grecko-bizantyjskich na najwyższym poziomie. To było wielkie wydarzenie – opowiada Bogdan Augustyn.

Świątynia magazynem

Druga z drewnianych świątyń, którymi opiekuje się bieszczadzki oddział TONZ, leży już właściwie poza ścisłymi granicami Bieszczad, na Pogórzu Przemyskim. Dawna greckokatolicka cerkiew Narodzenia Najświętszej Panny Marii w Liskowatem – bo o niej mowa – nie miała dotąd za wiele szczęścia, zarówno podczas dziejowych zawirowań, jak i w trakcie kolejnych remontów. Wybudowana została w XIX wieku przez miejscowych Bojków, w stylu staroruskim. Podobnie jak cerkiew w Bystrem została opuszczona w 1951 roku, po wspomnianej wymianie z ZSRR. Stała się najpierw magazynem siana i nawozów, użytkowanym przez greckich i macedońskich osadników, uciekinierów po komunistycznym powstaniu. W latach pięćdziesiątych sporo fragmentów konstrukcji wycięto, przez co bryła budowli została znacznie zubożona. W latach siedemdziesiątych cerkiew przekazano Kościołowi rzymskokatolickiemu i przez pewien czas służyła jako kościół filialny parafii w pobliskim Krościenku. Kiedy jednak wybudowano nieopodal nową świątynię, dawna cerkiew przestała być użytkowana i niszczała. Zmierzało to ku katastrofie budowlanej.

Obecnie trwają prace remontowe, ale stopień dawnych zniszczeń można nadal łatwo oszacować po kolorze drewna poszczególnych fragmentów ścian. – Te najciemniejsze miejsca to oryginalne drewno, trochę jaśniejsze pochodzą z wcześniejszych remontów, a te najjaśniejsze to najnowsze uzupełnienia – pokazuje Bogdan Augustyn. – Na razie obiekt udało się zabezpieczyć przed dalszą degradacją. Wymienione zostało poszycie dachów i wzmocniona podmurówka, teraz chcemy odtworzyć kaplicę nad babińcem i prowadzącą do niej galerię zewnętrzną. Konstrukcja i bryła budowli jest rozwiązaniem unikatowym, charakterystycznym dla cerkwi szesnasto- czy siedemnastowiecznych. W Polsce jest to jedyny tak zachowany drewniany obiekt sakralny. Świątynia pochodzi z 1832 roku, o czym informuje napis nad bocznym wejściem. Być może ówczesny paroch Mikołaj Liskowackij, którego nazwisko też tam widnieje, chciał w ten sposób pokazać swoje przywiązanie do tradycji. Może nie był otwarty na unickie nowinki? – zastanawia się bieszczadzki przewodnik.

Remont i… co dalej?

Opracowanie projektu rekonstrukcji cerkwi okazało się w przypadku Liskowatego niemałym wyzwaniem, bo brakuje dokumentacji, która pozwalałaby na dokładne odtworzenie świątyni, zwłaszcza jej wnętrza. Nie żyją też dawni mieszkańcy, którzy mogliby je pamiętać. – W latach dziewięćdziesiątych niektórzy z nich zaczęli tu przyjeżdżać z Ukrainy. Spotkania z rodzinną ziemią były jednak bardzo emocjonalne i trudno było wypytywać wtedy te osoby o szczegóły. A teraz jest już za późno… – ubolewa Bogdan Augustyn. Brak pewności co do szczegółowych rozwiązań architektonicznych stał się też przyczyną kłopotów z finansowaniem renowacji. – Urzędnicy bali się odpowiedzialności, ale nikt nie przedstawił lepszej koncepcji, a tymczasem cerkiew wciąż niszczała – opowiada historyk.

Sytuacja uległa zmianie, gdy sprawą zainteresowała się prof. Romana Cielątkowska z Politechniki Gdańskiej, wybitna specjalistka w zakresie sakralnej architektury drewnianej. To ona po licznych konsultacjach stworzyła całościowy projekt rekonstrukcji i wsparła wysiłki działaczy bieszczadzkiego TONZ swoim autorytetem, co pozwoliło znacznie przyspieszyć prace. Niestety, w 2016 roku prof. Cielątkowska zmarła i ekipa ratująca cerkiew znów jest zdana na łaskę i niełaskę urzędników. – Mamy już jednak projekt i możemy działać, krok po kroku – podkreśla Bogdan Augustyn. – Nadal jednak nie wiemy, co będzie z naszymi cerkwiami po zakończeniu prac. Czy będą tylko obiektami muzealnymi, czy też uda się przywrócić ich sakralny charakter? Wszystko zależy od tego, czy tutejsza społeczność będzie chciała się w nich modlić. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.