Mistyczne spotkania z Jezusem? To normalne, że odwiedza się przyjaciół

Franciszek Kucharczak

|

GN 10/2023

publikacja 09.03.2023 00:00

Jezus ukazał się apostołom przemieniony. Od tamtej pory ukazuje się wciąż – i to przemienia nas.

Giovanni di Paolo „Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny ze Sieny”, tempera na desce,  ok. 1460 roku. Giovanni di Paolo „Mistyczne zaślubiny św. Katarzyny ze Sieny”, tempera na desce, ok. 1460 roku.
Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork

Podobno ptaki całymi gromadami zlatywały się ze szczebiotem, gdy Franciszek z Asyżu wchodził na Alwernię. Święty już od pewnego czasu trwał w duchowym napięciu, odczuwając dziwną mieszaninę uniesienia i udręczenia. Zamierzał zaszyć się na 40 dni wśród skalnych rozpadlin tej dzikiej góry. Zapowiedział braciom z tworzącego się zakonu, że będzie to dla niego czas postu. Bardzo chciał poznać i wypełnić wolę Bożą, a przeczuwał, że Bóg chce go obdarzyć łaską cierpienia razem z Ukrzyżowanym.

Rankiem 14 września 1224 roku, w święto Podwyższenia Krzyża, chwila nadeszła. Kiedy modlił się na zboczu góry, zobaczył nad sobą postać wiszącą na krzyżu, z przybitymi do belek rękami i nogami. Miała ona sześć skrzydeł, tak jak przedstawia się serafinów – dwa skrzydła nad głową, dwa jakby rozciągnięte do lotu, a dwa okrywające ciało.

„Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by znaczyło to widzenie, wtargnęła mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na niego, ale przybicie do krzyża przeraziło go. Natężył umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wróżba, i duch jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło mu je w nim samym odczucie bólu” – zapisał brat Tomasz z Celano, biograf Biedaczyny z Asyżu i jeden z pierwszych jego towarzyszy. Święty Bonawentura dodał później, że między serafinem a Franciszkiem toczyła się rozmowa „tajemna i poufna”. Opisujący tę scenę podkreślają mistyczne piękno ukrzyżowanego człowieka, ale nie piszą wprost, że był to Chrystus.

Ból, który odczuł Franciszek, wynikał ze stygmatyzacji. „Natychmiast bowiem na jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu” – relacjonuje Tomasz z Celano. Dodaje, że także „prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę oraz spodnie świętą krwią”.

Znaki męki Chrystusa na ciele założyciela Zakonu Braci Mniejszych zdumiały świat chrześcijański. Franciszek stał się pierwszym w historii świętym, obdarzonym uznanymi przez Kościół stygmatami, jemu samemu zaś przyniosły określenie alter Christus (drugi Chrystus).

Zdarzenie na górze Alwerni wyjątkowo mocno pokazuje, że spotkanie z żywym Bogiem nie pozostawia człowieka takim samym, jakim był wcześniej. To spotkanie przemieniające, czasem tak, jak to było w przypadku Mojżesza, gdy po rozmowie z Bogiem jego twarz promieniała. To także spotkanie umacniające przed nadchodzącą próbą, tak jak to było z apostołami, świadkami przemienienia Jezusa na górze. To wreszcie spotkanie mówiące o wielkiej miłości Boga, który już tu na ziemi chce być blisko człowieka, tak jak to było z wieloma świętymi.

Pierścień niewidzialny

Wśród osób, które osobiście i bezpośrednio spotykały Chrystusa, wyróżnia się św. Katarzyna ze Sieny. W połowie XIV wieku, gdy miała około siedmiu lat, zobaczyła Pana Jezusa, idąc z bratem jedną ze sieneńskich uliczek. Zbawiciel był ubrany w białą kapę i miał na głowie złocistą tiarę. Nic wtedy nie powiedział, uśmiechnął się tylko i spojrzał dziewczynce głęboko w oczy, po czym ją pobłogosławił.

Spotkanie to zapadło w serce Katarzyny tak mocno, że odtąd bezustannie myślała o Jezusie. Paliło ją pragnienie ujrzenia Go ponownie. Chciała nawet opuścić miasto, żeby z dala od zgiełku myśleć o Nim na pustkowiu. Kiedy to jednak zrobiła, jeszcze tego samego dnia w niepojęty sposób znalazła się z powrotem w Sienie. Żyła więc jako dominikańska tercjarka, prowadząc życie pustelnicy pośród miejskiego gwaru. Jej mały pokoik, wydzielony w jej rodzinnym domu, był świadkiem duchowych zmagań i wielu mistycznych doświadczeń Katarzyny. Do najważniejszych należą mistyczne zaślubiny, które miały miejsce pod koniec karnawału 1367 r. Kiedy w całym mieście rozbrzmiewały odgłosy zabawy, Katarzyna intensywnie się modliła. W pewnej chwili ujrzała Jezusa. „Ponieważ pogardziłaś próżnymi przyjemnościami, oddając całe serce Mnie, twemu Stwórcy i Zbawicielowi, poślubiam cię w wierze. Bądź mężna! Mocą twej wiary zwyciężysz!” – powiedział Chrystus. Następnie nałożył na palec Katarzyny złoty pierścień z czterema perłami i diamentem, mówiąc: „Zaślubiam cię w wierze, Ja, twój Stwórca i Zbawiciel. I dopóki w niebie nie będziesz ze mną odprawiać godów wiecznych, niech ten ślub będzie nienaruszony. A teraz, moja córko, bądź mężna, bez żadnej zwłoki wykonuj wszystko, co zarządzi moja Opatrzność, bo jesteś zbrojna mocą wiary i wszystkie przeciwności szczęśliwie pokonasz”.

Odtąd święta zawsze ten pierścień widziała, ale tylko ona. Tego dnia serce mistyczki ściśle przylgnęło do Serca Jezusa. Biografowie piszą, że w tym okresie pozostawała w ciągłym kontakcie ze świętymi. Podczas jednej z ekstaz przeżyła śmierć mistyczną, gdy na kilka godzin zamarły jej funkcje życiowe i sądzono, że nie żyje. Kiedy powróciła do życia, przez trzy dni płakała z tęsknoty za tym, co widziała. W 1375 roku otrzymała stygmaty, których nie było widać na zewnątrz, a które pojawiły się na jej ciele po śmierci.

To już inna księga

Z mistycznych doświadczeń zasłynęła także św. Teresa od Jezusa, odnowicielka zakonu karmelitańskiego. Jedno z nich genialnie wyraził w marmurze Gianlorenzo Bernini. Wykonana przez niego rzeźba, zatytułowana „Ekstaza św. Teresy”, znajduje się w kościele Santa Maria della Vittoria w Rzymie. Przedstawia uśmiechniętego anioła, który zamierza przebić serce zakonnicy trzymaną w ręku strzałą. Jest to zgodne z opisem, jaki sama Teresa zawarła w autobiografii. Święta relacjonuje, że anioł w postaci cielesnej, którego widziała, był niewysokiego wzrostu, ale bardzo piękny. „Z twarzy jego płonącej niebieskim zapałem znać było, że należy do najwyższego rzędu aniołów, całkiem jakby w ogień przemienionych. Musiał być z rzędu tych, których nazywają cherubinami” – czytamy. W ręku anioła Teresa ujrzała złotą włócznię z grotem jakby z ognia. „Tą włócznią kilka razy przebijał mi serce, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał. Tak mnie pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej” – zapisała Teresa. Dalej zaznaczyła, że to „niewypowiedziane męczeństwo” było jednocześnie słodkie „ponad wszelki wyraz”, co sprawiało, że, jak zanotowała, „najmniejszego nie czuję w sobie pragnienia, by ono się skończyło i w niczym innym dusza moja nie znajduje zadowolenia, tylko w samym Bogu”. Nie jest to bowiem ból cielesny, ale duchowy, choć, jak przyznaje Teresa, także ciało ma w nim znaczny udział. „Taka mu towarzyszy słodka, między Bogiem a duszą, wymiana oznak miłości, że opisać jej nie zdołam, tylko Boga proszę, aby w dobroci swojej dał zakosztować jej każdemu, kto by mnie nie wierzył” – stwierdza mistyczka.

Nic nie zapowiadało takiej intensywności przeżyć duchowych Teresy. Gdy dobiegała czterdziestki, wpadła w oziębłość, ulegając „demonowi południa”, zwanemu acedią. Jako zakonnica spełniała swoje obowiązki, ale bez zaangażowania, i czuła, że jest nieautentyczna. Wtedy, w Wielki Poście, przywieziono do klasztoru obraz przedstawiający bardzo poranionego Chrystusa. „Czułam się cała poruszona, gdyż on dobrze przedstawiał to, co Pan dla nas przeszedł. Serce mi się rozdzierało i upadłam tuż przy Nim, cała zalana łzami, błagając Go, aby mnie już raz na zawsze umocnił, abym Go już nie obrażała… Wydaje mi się, że powiedziałam Mu wówczas, że nie podniosę się stamtąd, dopóki nie sprawi tego, o co Go błagałam. Od tamtego czasu bardzo zaczęłam się poprawiać” – czytamy.

To był punkt zwrotny. „Odtąd jest to już inna, nowa księga, to znaczy inne, nowe życie. To aż dotąd było moje. Natomiast obecne jest tym, którym Bóg żył we mnie” – zanotowała Teresa. Zgodnie ze swym imieniem zakonnym była już naprawdę „od Jezusa”. Jej zażyłe relacje ze Zbawicielem uświadamiały zaskoczonym obserwatorom, że Bóg naprawdę chce z nami przebywać jak z przyjaciółmi i dzielić się niesłychanymi tajemnicami swojego serca.

Kiedy miała 67 lat, jej życie dobiegło kresu. Gdy przyjęła Komunię, powiedziała: „Już czas, mój Oblubieńcze, abyśmy się spotkali”. W gruncie rzeczy byli ze sobą stale.

Kwestia decyzji

Mistyczne spotkania z Jezusem nie są doświadczeniem tylko odległych pokoleń. Ojciec Pio czy Faustyna Kowalska to wyraziste przykłady świętych ostatnich czasów, dla których relacja ze Zbawicielem „twarzą w twarz” była w swojej nadnaturalności czymś naturalnym. Takich osób było i jest wiele, choć tylko nieliczne z nich Kościół wyniósł do chwały ołtarzy. Poniekąd każdy z nas powinien spotkać Chrystusa na swój oryginalny sposób. Mistyczny potencjał każdego chrześcijanina czeka na ożywienie, a to dzieje się zawsze wtedy, gdy człowiek decyduje się zaufać Bogu i po prostu robić to, o co On prosi. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.