O. Roman Groszewski SJ: Franciszek – jak Jan Paweł II – jest papieżem prorokiem

GN 10/2023

publikacja 09.03.2023 00:00

O tym, dlaczego ten papież jest „inny”, mówi o. Roman Groszewski SJ.

O. Roman Groszewski SJ: Franciszek – jak Jan Paweł II – jest papieżem prorokiem asia wiśniewska


Marcin Jakimowicz: Pamięta Ojciec pierwszą reakcję na wybór następcy Benedykta XVI? 

O. Roman Groszewski SJ:
Jasne! Byłem w szoku. Razem z przyjaciółmi czekaliśmy na to wydarzenie. Gdy padło nazwisko Bergo­glio, skakałem jak dziecko… 

Dlatego, że jezuita?

Tak, właśnie dlatego. Było to coś niebywałego, bo jako jezuici jesteśmy formowani do tego, by służyć Kościołowi, a nie nim rządzić. Uczy się nas tego od nowicjatu. Mamy pracować na peryferiach, na granicach…

Franciszek od początku nie miał łatwo, a tłum patrzył mu na ręce. A nawet na nogi, bo tuż po wyborze naczelny kowboj Rzeczpospolitej zakpił z jego obuwia. W sieci zawrzało.

Nawet nie wiem, jak to skomentować. W dyskusji można się skupić na tym, co w tym pontyfikacie jest istotne, lub kontestować kolor obuwia.

Joseph Ratzinger na własnej skórze doświadczył tego, że niełatwo być papieżem po Janie Pawle… Ojciec Maciej Zięba wyjaśniał, że „to też jest nasz papież”. Franciszek miał jeszcze trudniej. Gdzie Bawaria, a gdzie Buenos Aires…

Musieliśmy przyzwyczaić się do tego, że ma prawo być inny niż Wojtyła czy Ratzinger. Mieliśmy wcześniej „naszego papieża” i przez lata „jechaliśmy” na fali jego popularności, lecząc tym samym swe kompleksy.

W czasie pielgrzymki do Polski Franciszek odważył się podejść do słynnego okna, które było zarezerwowane dla Karola Wojtyły…

Nagle okazało się, że papież jest nie tylko z innego kraju, ale i z innego kontynentu i ma inny sposób myślenia, wyrażania się, formułowania myśli teologicznej. Myślę, że Franciszek pod wieloma względami jest bardzo podobny do Jana Pawła II, tylko nie potrafimy tego zobaczyć. Jest jak on papieżem prorokiem. Prorok jest mocny w znakach. Jan Paweł II miał mnóstwo takich symbolicznych gestów, ale ponieważ był Polakiem, przyjmowaliśmy je bez refleksji. Franciszek, ponieważ jest Franciszkiem, a nie Janem Pawłem II, spotyka się z krytyką.

Pamiętam hejt, który wybuchł, gdy umył stopy muzułmanom. Nie pojawiła się taka reakcja, gdy Jan Paweł II w obliczu dostojników muzułmańskich ucałował Koran.

Podobnych znaków jest mnóstwo, na przykład modlitwa z przedstawicielami innych religii. Franciszek naśladuje w tym Jana Pawła II. Do nas nad Wisłę nie docierały głosy krytyki Jana Pawła II, a była ona dość mocna. Nie doświadczaliśmy jej ze względu na żelazną kurtynę i nasze zapatrzenie na papieża z Wadowic.

Nie były to też czasy mediów społecznościowych, w których oceniamy homilię na pogrzebie Benedykta XVI pięć minut po jej wygłoszeniu…

Jan Paweł II często wypowiadał się na temat komunizmu, bo system ten znał od podszewki. Priorytetem papieża Franciszka są ubodzy. Dlatego, że przybył z Ameryki Południowej, która jest nieprawdopodobnie eksploatowana przez mocarstwa tego świata i w której istnieją dzielnice ubóstwa. Gdy papież mówi o tym, jak ważna jest ekologia, przykładamy do jego słów naszą miarę, a on zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo życie ludzkie zależy od eksploatacji przyrody – na przykład w Amazonii, gdzie przemysł niszczy miejsca, w których do tej pory żyli ludzie. Oni schodzą w tej ekspansji na dalszy plan. Nic dziwnego, że papież się o nich upomina. Drażnią nas jego pielgrzymki, bo odwiedza miejsca, gdzie katolicyzm jest mniejszością. A on rusza tam, wiedząc, że wierni potrzebują umocnienia i wsparcia. Ta jego „inność” jest dobra i nie jest zagrożeniem! My naprawdę żyjemy w ciągłości. Być może nie jest ona taka, jakiej byśmy sobie życzyli i jaka według nas jest dla Kościoła najlepsza, ale to ciągłość! Każdy z papieży przygotowywał pole dla swego następcy, a ten z kolei budował na tym, co pozostawił poprzednik. Jan XXIII zwołał sobór, który całkowicie przemienił Kościół, Paweł VI go w tej myśli osadził, Jan Paweł II praktykował to, co ten sobór głosił, a Benedykt XVI podjął nad nim pogłębioną refleksję teologiczną. I w końcu przyszedł Franciszek, który podejmuje misyjny kierunek swych poprzedników i realizuje ideę Kościoła wychodzącego do współczesnego człowieka, otwierania drzwi, przekraczania murów i barier. Po to, by spotkać człowieka i opowiedzieć mu o Chrystusie.

Dwóch znajomych księży w czasie audiencji usłyszało: „A dlaczego wy wciąż pytacie mnie o Polskę? Czemu nigdy nie spytacie o Ugandę czy Nigerię, gdzie obserwujemy boom powołaniowy?”. Czy krytyka Franciszka nie bierze się również stąd, że uważamy się za pępek świata? „Stąd wyjdzie iskra…”

Widzę to wyraźniej, odkąd pracuję w Danii. Ciągle uważamy, że sposób, którym się modlimy, jest jedynie słuszny. To cecha wszystkich Kościołów narodowych. Kilkadziesiąt lat temu mocno podkreślali to też Duńczycy, a dziś Kościół ten jest bardzo międzynarodowy, a ponad 60 proc. katolików nie jest pochodzenia duńskiego. Nad Wisłą wciąż tworzymy nasze getto i próbujemy modlić się „po polsku”, bo jest to przecież jedyny właściwy i słuszny sposób funkcjonowania Kościoła!

Franciszek wraca z Afryki i w mediach społecznościowych nie ma żadnego echa… Kogo to obchodzi?

To egocentryczne nastawienie przypomina soteriologię plemienną: „Bóg jest po naszej stronie, jest »nasz«. Jesteśmy nowym narodem wybranym”. Tak naprawdę to narracja zbudowana na kompleksach. Podskórnie czujemy, że jesteśmy gorsi, więc musimy wszystkim dookoła udowodnić, że tak nie jest. Ta ciągła potrzeba udowadniania tego, że jesteśmy lepsi, jest wyrazem duchowej niedojrzałości. Nas często nie interesuje, co mówi papież, chcemy jedynie, by potwierdził to, że mamy rację i jesteśmy wyjątkowi. A on mówi: nie jesteście pępkiem świata. Są nim dziś ubodzy.

A nie księża? „Dlaczego on ciągle nas punktuje?” – słyszałem wielokrotnie. Na przykład po apelu, by wierni nie musieli płacić za sakramenty. „Dlaczego on uderza w nas, a nie w ten świat?” W ubiegłym tygodniu odebrał ulgi finansowe kardynałom.

Jako jezuici mamy mocno podkreśloną w charyzmacie darmowość posług. Zgodnie z konstytucjami nie możemy żądać za nie pieniędzy. To realizacja ślubu ubóstwa. Nie oczekujemy zapłaty za służbę, a praktyka jest taka, że ludzie przez to dają tych pieniędzy więcej. Ewangeliczny paradoks. Może kiedy nie żąda się zapłaty, hojność człowieka jest większa? A papież jest jezuitą. Od początku otwarcie mówi o tym, że Kościół ma być mniej klerykalny, a bardziej ewangeliczny. Dlaczego? Bo jego diagnoza jest taka, że to klerykalizm jest źródłem nadużyć w Kościele, czymś, co go wewnętrznie niszczy. A ponieważ to bolesna diagnoza, nic dziwnego, że spotyka się z oporem materii.

Widziałem, jak wyglądają imieniny proboszcza na wschodzie Polski. Dziekani i proboszczowie siedzą przy oddzielnym stoliku, do którego nie mają dostępu wikarzy. A świeccy…

…im usługują. (śmiech) To nie jest ewangeliczne, to jest wbrew Ewangelii! Przyzwyczailiśmy się do tego i gdy ktoś wskazuje problem, od razu jeżymy się. Często jako księża jesteśmy niewiarygodni wobec świata, bo nie jesteśmy świadkami Ewangelii, tylko naszych własnych ambicji i kompleksów. Im szybciej uświadomimy sobie, że przez klerykalizm nie jesteśmy wiarygodni, tym bardziej zachwycimy się tym, że Bóg oczyszcza dziś swój Kościół i przygotowuje go do tego, by pełnił swą zasadniczą misję, czyli dawał życie. Kościół ma być życiodajny.

W jakich kwestiach jezuita Roman Groszewski nie zgadzał się ze swoim współbratem?

Nie rozumiałem jego reakcji na wojnę w Ukrainie. Z czasem zaczęło do mnie dochodzić, że papież odmawia bycia „Cyrylem Zachodu”, i zobaczyłem, jak trudne jest zachowanie neutralności politycznej w tak napiętej sytuacji. Tyle że Franciszek nie jest w tym odosobniony, bo wpisuje się w sposób reagowania jego poprzedników. Czasami nie rozumiałem jego sformułowań, intuicji, ale jednocześnie czułem, że nie muszę rozumieć wszystkiego, a papież nie musi mi mówić od A do Z, jak mam żyć. Mogę się z nim nie zgadzać, ale dalej będzie moim papieżem. Żyjemy iluzją tego, że znajdziemy idealnego przełożonego, idealnego papieża, idealnego rodzica, który będzie nam odpowiadał we wszystkim i zaspokoi wszelkie nasze potrzeby. A bezpieczny, stabilny Kościół to również iluzja. Z dnia na dzień widać, również nad Wisłą, jak bardzo krucha.

Podczas posiłku na plebanii na Podkarpaciu proboszcz emeryt (jest tam zwyczaj, że pozostaje na miejscu, bo „ojca się nie wyrzuca”) rzucił do następcy: „Takich pieśni na majowym nigdy nie śpiewaliśmy!”. Zapadła kłopotliwa cisza. Czy to nie opowieść o tym pontyfikacie?

Wracamy do punktu wyjścia: czy skupiamy się na tym, co jest istotne, czy rozmawiamy o kolorze obuwia. Czy rozeznajemy (to niezwykle ważne słowo w nauczaniu Franciszka!), co chce nam powiedzieć? Papież wzywa nas do adekwatnego odpowiadania na rzeczywistość, ale żeby to zrobić, musimy mieć z nią kontakt. A często jako księża żyliśmy w swojej klerykalnej bańce, która nas od tej rzeczywistości skutecznie izolowała.

„Kościół potrzebuje stabilności” – przypominają krytycy pontyfikatu, nazywający go „wielką improwizacją”.

Być może Franciszek improwizuje, ale dlaczego miałoby być to złe? On na bieżąco reaguje na rzeczywistość. To charakterystyczna cecha duszpasterstwa. A Franciszek jest duszpasterzem, czyli reaguje na konkretną potrzebę tu i teraz. Widać to w reformie Kurii Rzymskiej, która akcentuje mocno ewangelizację. Papież rozeznaje, że największą potrzebą Kościoła jest ewangelizacja, spotkanie z człowiekiem, a nie pielęgnowanie tego, co jest. To dylemat: czy iść za zagubioną owcą, czy zapewnić bezpieczeństwo 99 tym, które pozostały. Kościół jest dynamiczny, rozwija się, jest w drodze, żyje. Wybudowanie muru, którym oddzielimy się od świata, jest ślepą uliczką. •

o. Roman Groszewski

W 2002 roku wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Pracował jako duszpasterz akademicki. Jego pasją jest droga duchowości kontemplacyjnej. Pracuje w Kopenhadze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.