Uczynki miłosierne. Radzić wątpiącym nie znaczy nigdy samemu wątpliwości nie mieć

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 10/2023

publikacja 09.03.2023 00:00

Wątpić jest rzeczą ludzką. Podobnie jak mylić się czy upadać. Czy trwać w zwątpieniu, podobnie jak w błędzie, jest rzeczą diabelską?

Święty Antoni, zmartwiony, że ludzie nie chcą go słuchać, zaczął kiedyś głosić kazanie do ryb. Wiele ryb podpłynęło. Zaskoczeni tym ludzie, skruszeni przyszli do Antoniego. Witraż z kościoła św. Jerzego w Hermann (Missouri, USA). Święty Antoni, zmartwiony, że ludzie nie chcą go słuchać, zaczął kiedyś głosić kazanie do ryb. Wiele ryb podpłynęło. Zaskoczeni tym ludzie, skruszeni przyszli do Antoniego. Witraż z kościoła św. Jerzego w Hermann (Missouri, USA).
Tina aka Snupnjake /www.blogger.com

Zwątpienie leży ponoć u podstaw wszelkiej nauki. Aby zacząć zadawać pytania o otaczającą rzeczywistość, człowiek musiał najpierw zakwestionować swoją dotychczasową wiedzę na jej temat. „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?” – tak zaczęła się filozofia. Decydujące znaczenie w historii fizyki miało słynne jabłko, które, spadając z drzewa na ziemię, zasiało w głowie Newtona wątpliwości co do dotychczasowego poglądu naukowców na zjawisko grawitacji. Nie o filozofię jednak ani o fizykę chodzi, gdy mowa o uczynku miłosierdzia „wątpiącym dobrze radzić”. Załóżmy w tym odcinku naszego wielkopostnego cyklu, że mowa jest w nim o wątpieniu w odniesieniu do świata wartości (a nie zjawisk fizycznych czy teorii socjologicznych), w tym wiary. A zatem o tych, którzy po wielu latach małżeństwa wątpią, czy ten, któremu ślubowali, był aby na pewno właściwym wyborem (wątpienie co do miłości); albo o tych, którzy po kilkuletnim posługiwaniu kapłańskim „wypalają się” i pytają, co dalej (wątpienie co do powołania), lub przytłoczonych poczuciem bezsilności wobec przeciwności losu, zastanawiających się, czy powinni żyć dalej (wątpienie co do sensu życia). Przede wszystkim jednak o tych, którzy uwierzyli w Boga, ale splot okoliczności sprawił, że zaczęli wątpić w Jego istnienie lub w Jego sposób objawienia siebie człowiekowi i konsekwencje tego objawienia (wątpienie co do prawd wynikających ze słów Pisma Świętego, nauczania Kościoła, czyli po prostu prawd wiary).

Bóg nieobecny

Na początku dokonajmy ważnego rozróżnienia – można: zwątpić, popaść w zwątpienie i poddać się zwątpieniu. Piotr, siedzący z resztą przerażonych uczniów w łodzi, widząc chodzącego po wodzie Jezusa, z całą pewnością Mu ufa – inaczej nie odważyłby się wystawić stopy za burtę. Idzie po wodzie wbrew prawom fizyki do momentu, w którym nie oderwie oczu od Mistrza, spoglądając naokoło i dostrzegając fale wzburzonego jeziora. Prawa fizyki nagle znów zaczynają obowiązywać, Piotr tonie, a Jezus, udzielając mu pomocy, pyta, dlaczego zwątpił. Ta historia kończy się dobrze – kilkusekundowe zwątpienie apostoła stało się dla niego przyczynkiem do pogłębienia wiary.

Podobnie, ale nie tak samo, było z uczniami idącymi do Emaus. Opuścili Jerozolimę z poczuciem żalu, ze słowami: „A myśmy się spodziewali”, wyrażając zwątpienie, coś na kształt podsumowania: „Nie było warto”; „Nasze oczekiwania zostały poddane próbie”. A jednak kiedy Jezus ich spotyka na drodze, dzieje się w nich coś, co sugeruje, że zwątpienie, w które popadli na skutek tragicznych wydarzeń sprzed kilku dni, nie zabiło w nich nadziei do końca – ich serca pałały, gdy Jezus wyjaśniał im Pisma. Ta historia również kończy się dobrze, choć nie wiadomo, jak by się skończyła, gdyby z tym swoim zwątpieniem w sercach uczniowie zostali na dłużej, nie spotkali Jezusa, wyjechali na pół roku na drugi koniec Cesarstwa Rzymskiego i dopiero wówczas usłyszeli: „On żyje!”.

Tragicznie kończy się natomiast historia wątpiącego Judasza. Trudno ustalić, kiedy wątpliwości zaczęły w jego umyśle kiełkować, wiadomo jednak, że wyrażał je już wówczas, gdy Jezus nauczał, a on jako apostoł Mu towarzyszył (drogi olejek lepiej byłoby sprzedać – zaproponował. Można by mu wierzyć, gdyby nie komentarz ewangelisty, że był złodziejem). W przeciwieństwie do Piotra i uczniów idących do Emaus Judasz poddał się zwątpieniu, i to najprawdopodobniej ten moment stał się w jego życiu zarodkiem totalnej katastrofy. Nie zdrada była jej apogeum, ale samobójcza śmierć.

Wątpliwości de facto zawsze odnoszą się do jednego: obecności/nieobecności Boga. Wszystkie inne, czy te dotyczące sensu własnego życia, czy wywołane kryzysem miłości małżeńskiej, a jeszcze bardziej kryzysem kapłańskiej tożsamości, można do nich sprowadzić. Piotr zaufał Jezusowi i wszedł na taflę jeziora. Szedł ku Niemu, a zatem musiał na Niego patrzeć. Kiedy jednak stracił Go na chwilę z oczu, bo jego uwagę przyciągnęły szamoczące się z wiatrem fale, natychmiast zaczął tonąć.

Uczniowie, którzy za Jezusem poszli, owszem, uwierzyli w Niego. Nie do końca jednak uwierzyli Jemu, zapewne nie ze złej woli, ale z powodu zaciemnienia rozeznania własnymi wyobrażeniami o tym, Kim On naprawdę jest. W drodze do Emaus również Go nie rozpoznali i choć pałały w nich serca, nie zrozumieli dlaczego. Dopiero znak łamanego chleba sprawił, że oprzytomnieli. Judasz nie rozpoznał Go w ogóle lub rozpoznał za późno, na tyle późno, by nie zdążyć już wpaść na pomysł, aby po zwróceniu zapłaty za zdradę pobiec do Niego i przeprosić. Pozostała mu desperacka śmierć, wszak ­despero znaczy po łacinie nie tylko „wątpię”, ale i „tracę nadzieję”. Słowo „nadzieja” jest tu ważne, bo to łacińskie „wątpię” dosłownie oznacza zaprzeczenie wyrażeniu „mam nadzieję”.

Wątpiącym radzić dobrze

Zakładając, że „wątpiącym dobrze radzić” to uczynek miłosierny względem ludzkiej duszy, należy z jednej strony rozumieć wagę tego uczynku, z drugiej zaś własną niedoskonałość. Nikt nie ma absolutnego oglądu rzeczywistości, czy to zewnętrznej, czy wewnętrznej. Nikt też nie wniknie w myśli i uczucia drugiej osoby na tyle, by dowiedzieć się z całkowitą pewnością, na czym polegają jej wątpliwości, ba – ona sama może tego do końca nie wiedzieć. Nie zwalnia to z obowiązku czynienia miłosierdzia, nawet narażając się na pomyłkę. Nie to jednak jest najważniejsze, raczej to, z jakim nastawieniem jako radzący w swoim własnym życiu do poruszanych kwestii podchodzisz. Od wieków wątpiącym najczęściej polecano udać się do mnichów albo do ojców pustyni, albo do pustelników, historia zna wielu takich, których imiona zapisały się w niej złotymi zgłoskami. Jeden z nich, współczesny, bo zmarły w 1998 roku o. Hieromnich Izaak z Góry Athos, napisał kiedyś tak: „Pisanie odzwierciedla życie. Jeżeli żyjesz jak wieprz, to będziesz pisał świństwa; jeśli żyjesz jak święty, będziesz pisał natchnione pouczenia dla zbudowania wszystkich”. Można by się zniechęcić i odstąpić nie tylko od radzenia wątpiącym, lecz i od pouczania nieumiejętnych czy napominania grzesznych. Czy nie lepiej jednak spojrzeć na tę prawdę z drugiej strony i powiedzieć sobie: nie chcę żyć jak wieprz? Albo przynajmniej: nie będę jadł strąków, którymi żywią się świnie, tylko powrócę do domu mojego Ojca?

Powiedzmy wprost: radzenie wątpiącym jest prawdopodobnie najtrudniejszym z uczynków miłosiernych względem duszy. „Choć pokusy są silne, cała fala zwątpień uderza o duszę, zniechęcenie jest do usług gotowe, ale Pan umacnia wolę, o którą jak o skałę rozbijają się wszystkie zakusy nieprzyjaciela. Widzę, jak wiele mi Bóg udziela łaski posiłkującej, która mnie nieustannie wspiera. Jestem bardzo słaba i tylko łasce Bożej wszystko zawdzięczam” – napisała święta siostra Faustyna w swoim „Dzienniczku” (nr 1086). Od tego trzeba zacząć: każdy wierzący doświadcza zwątpień, nawet święty. Nie oznacza to, że nie może innym wątpiącym dobrze radzić, wręcz przeciwnie. Czy – jak św. Faustyna – widzisz, jak wiele Bóg ci udziela? Dlaczego nie mówisz o tym ludziom, którzy w swoim życiu tego nie widzą? Bo nie chcesz ich razić poczuciem własnego wybrania przez Boga? Być może to roztropne, a być może lekkomyślne. Bo nie o wybranie ciebie tu chodzi, ale o wybranie wszystkich, skoro tak Bóg umiłował świat, że swojego Syna dał, „aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Jest jeszcze druga część tego zapisku świętej Faustyny; nie bój się jej powtórzyć, przyznać, że jesteś bardzo słaby i tylko łasce Bożej wszystko zawdzięczasz! Tych kilka słów wypowiedzianych w szczerości serca może być najlepszą radą udzieloną wątpiącemu, jaką on kiedykolwiek usłyszy.

Kościół radzi wątpiącemu światu

Na co dzień chodzi zapewne o wiele lżejszy kaliber wątpliwości. Posłużmy się jednak najcięższym orężem ateizmu w kwestii nieobecności Boga – gdyby istniał, krzyk ofiar Holocaustu dotarłby do Jego uszu, a jeśli dotarł, a On nie zareagował, to znaczy, że nie jest Tym, za Kogo się Go uważa. Emocjonalny ładunek tego przekazu jest ogromny. Jednym z zasadniczych zadań Kościoła jako wspólnoty wierzących jest przekazać światu, przesiąkniętemu tą wątpliwością, że On jest. I że nie milczy, nie usuwa się w cień, raczej to człowiek zamyka Mu usta albo w cieniu Go stawia. Podobnie jak przy napominaniu grzeszników trzeba się oczywiście uporać ze skazami na własnym obliczu, które wedle tego świata dyskwalifikują radzący wątpiącym Kościół. A uporamy się nie przez ich ukrywanie, lecz przez rozprawienie się z nimi i oczyszczenie, bez popadania w zwątpienie i bez zbędnego kompleksu: „Teraz to już nikt nam nie uwierzy”. Czyż nie o to właśnie chodziło Złemu, gdy za jego podszeptem członkowie Kościoła doprowadzali do powstawania tych skaz?

Jako wspólnota wierzących w XXI wieku wciąż mamy to samo zadanie co dwa tysiące lat temu. A że poczucia bezsensu w tym współczesnym świecie coraz więcej, potrzeba jest jeszcze bardziej paląca. Jedni mówią o egzystencjalizmie, inni o dekonstrukcji, jeszcze inni analizują postmodernizm. Wszystkie te kierunki mają wspólny mianownik. Indywidualistyczny zapęd smutnego, pozbawionego wiary w Boga człowieka, który nie radząc sobie z własnymi wątpliwościami, jest zbyt przybity (i pyszny?), by poszukać kogoś, kto udzieli mu rady. Dobrej rady. •


Rachunek sumienia

Przeczytaj fragment z Ewangelii św. Mateusza (14,22-33), opisujący Jezusa chodzącego po wodzie i Piotra, który zwątpiwszy, zaczął tonąć. Wyobraź sobie tę sytuację i spróbuj odpowiedzieć na pytanie, jak zachowałbyś się na miejscu uczniów Jezusa. Czy jak Piotr chciałbyś pójść do Niego pomimo strachu, czy raczej wolałbyś zostać w łodzi? Pomódl się do Ducha Świętego, aby pomógł ci w przeprowadzeniu tego rachunku sumienia w kontekście kolejnego z uczynków miłosiernych względem duszy: „wątpiącym dobrze radzić”. Po chwili ciszy odpowiedz na następujące pytania:

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.