Św. Alojzego Orione przepis na szczęście

Marcin Jakimowicz

|

GN 10/2023

publikacja 09.03.2023 00:00

Z Bożą pomocą musimy dążyć do odnowienia wszystkich i wszystkiego w miłości Bożej – pisał w jednym z listów.

Św. Alojzego Orione przepis na szczęście Św. Alojzy Jan Orione Monika Augustyniak /Foto Gość

Poznałem go właśnie poprzez korespondencję. W listach odsłaniał się, pokazywał swe wnętrze, intencje i intuicje. Alojzy Jan Orione napisał ich mnóstwo. „»Instaurare omnia in Christo! Odnowić wszystko w Chrystusie« jest naszym hasłem i programem. Z Bożą pomocą i na zlecenie Kościoła musimy dążyć do odnowienia wszystkich i wszystkiego w miłości Bożej” – pisał w 1934 roku do zakonników i zakonnic Małego Dzieła Boskiej Opatrzności. „Ale przede wszystkim powinniśmy w Chrystusie odnowić samych siebie. Jezus narodził się jako ubogi w nagiej grocie, wystawionej na wiatry; jeszcze nie przyszedł na świat, a już Go wygnano ze społeczności ludzkiej, odepchnięto precz na dwór, pod gołe niebo; litościwsi byli dlań wół i osiołek! Ale Jego miłość triumfuje! Miłości, miłości, miłości! Jezu, wraz z Twoją Boską miłością daj nam wielkiego ducha miłosierdzia względem dusz, szczególnie względem ubogich i biedaków najnieszczęśliwszych i najbardziej opuszczonych”.

Urodził się w 1872 roku we włoskim Pontecurone, w rodzinie kamieniarza. Jako trzynastolatek zapukał do furty Zgromadzenia Franciszkanów w Vogherze, ponieważ jednak po roku poważnie zachorował na zapalenie płuc, wydalono go z zakonu. Tego roku w stolicy Piemontu spotkał Jana Bosko i zachwycił się jego nowoczesną metodą wychowania oraz sposobem funkcjonowania oratorium.

Po latach sam zaczął pracować z młodzieżą. Wstąpił do diecezjalnego seminarium duchownego w Tortonie, a w 1895 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Pracował z młodymi, był rozchwytywanym rekolekcjonistą, odwiedzał szpitale i więzienia. Pomagał ofiarom trzęsień ziemi, które często nawiedzały włoskie ziemie. Na własnych rękach wynosił rannych ze zrujnowanych domów.

A ponieważ podobnie jak jego wychowawca ks. Bosko dobierał sobie pomocników wśród przyszłych kapłanów i wychowawców, w roku 1903 powstała nowa rodzina zakonna: Synowie Bożej Opatrzności. Popularnie nazwano ich orionistami. Z czasem utworzono również nie tylko gałąź żeńską, ale i zakon kontemplacyjny, który miał stanowić duchowe zaplecze dla dzieła.

„Przychodząc do nas, pamiętaj o tym, że jesteśmy ubodzy i że ty będziesz musiał prowadzić życie ubogiego zakonnika z miłości do Jezusa Chrystusa, który dla nas jest boskim wzorem” – wyjaśniał Błażejowi Marabottowi, kandydatowi do zgromadzenia. „Jezus urodził się ubogim, żył ubogo i ubogo umarł na krzyżu, pozbawiony nawet kropli wody. Ale Jezus, nasz słodki Bóg i Ojciec, jest z nami i dlatego jesteśmy szczęśliwi. Wystarczy nam Jezus”. Czy to ostatnie zdanie nie jest kwintesencją jego drogi? „Święci są kielichami miłości Boga i braci” – nauczał. Nawet w dniu śmierci wysłał list. „Precz wszystkie smutki, precz fantazje, precz wszystkie myśli, które nie przynoszą pokoju duszy, ale niepokój i udrękę. Bądźmy spokojni, pogodni i odpoczywajmy ufnie w rękach Pana” – pisał do hrabiny Gallarati Scotti 12 marca 1940 roku. Tego dnia o 22.45 zmarł. Tuż przed śmiercią wyszeptał: „Jezu, Jezu, Jezu, idę…”.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.