Będzie bolało. Już boli

Tomasz Rożek

|

GN 10/2023

Im więcej energii wkładamy w zaprzeczanie, tym trudniej będzie się przyznać, że byliśmy w błędzie.

Będzie bolało. Już boli

To jak budowanie domu. Fundamentów się nie rusza, bo ściany popękają, a budynek może się zawalić. A co, gdy poglądy, które stały się fundamentem, okazują się błędne? To jak występowanie „przeciwko swoim” – przecież mnie wyrzucą i zostanę sam. Grupa nie lubi inaczej myślących. Albo jest tak, że grupy tworzą ludzie podobnie myślący. Tak było zawsze, tak jest i dzisiaj. Jasne, można długo zaprzeczać, można jednak przyjrzeć się faktom. Z nimi trudno dyskutować. Dyskutować można z interpretacjami. A co, gdy nie starcza już na nie miejsca?

Pod koniec lat 40. XX wieku pewien amerykański psycholog przeprowadził wśród swoich studentów eksperyment, który pokazał, że mózg z łatwością przyjmuje tezy, argumenty czy informacje, które potwierdzają te wyobrażenia, które wcześniej w nim powstały. Równocześnie neguje to, co tym wyobrażeniom zaprzecza. W skrócie mówiąc (i spłycając nieco), lubimy te piosenki, które znamy. W literaturze nazwano to efektem Forera (od nazwiska psychologa, który wspomniany eksperyment przeprowadził, czyli Bertrama Forera). Problem nie leży w braku chęci do pozyskania informacji. Przeciwnie, gdy chcemy potwierdzenia, bardzo chętnie czytamy, przeszukujemy, słuchamy i dyskutujemy. Problem leży w braku chęci zweryfikowania zdobytych informacji. Akceptujemy to, co nam odpowiada, jak gdyby to nie fakty decydowały o tym, co jest prawdą, a co nią nie jest, tylko nasze wyobrażenia. Idąc w zaparte, wpadamy jednak w sidła, które sami na siebie zastawiliśmy. Pozostawiamy coraz mniej miejsca na refleksję, bo coraz więcej wysiłku wkładamy w zaprzeczanie faktom. Tak bardzo wierzymy w pewne wyobrażenia, że jesteśmy ślepi na to, jak jest albo jak może być. Z każdym dniem (albo każdą kolejną informacją świadczącą o tym, że jesteśmy w błędzie) wycofanie się boli bardziej i z każdym dniem to, jak sobie rzeczywistość wyobrażamy, bardziej odbiega od tego, jak jest naprawdę. A to jeszcze nigdy nikomu nie wyszło na zdrowie. Myślę, że każdy z nas – w jakimś stopniu – rzeczywistość odbiera przez pryzmat swoich wyobrażeń (nie jesteśmy przecież robotami).

Zbliżanie się do prawdy to proces niełatwy. Czasami boli – jak wtedy, gdy okazuje się, że np. autorytet przestaje być kryształowy – czasami powoduje lęk, że budynek zbudowany na jakimś fundamencie się zawali. Czasami rodzi obawę, że grupa, do której należymy, potraktuje nas jak obcego. Ale jaka jest alternatywa? Ciągłe zaprzeczanie? Budowanie alternatywnej rzeczywistości? Życie w świecie, którego nie ma? Być może tak byłoby łatwiej, ale ten świat i tak pęknie jak mydlana bańka. Może nie warto na to czekać? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.