„Wieloryb” – filmowa opowieść Darrena Aronofsky’ego o tym, że ludzie są super

Szymon Babuchowski

|

GN 9/2023

publikacja 02.03.2023 00:00

„Wieloryb” nie jest wyłącznie historią o otyłości. To opowieść o poszukiwaniu tego, co w człowieku najlepsze, a co często skrywamy pod różnymi maskami.

Brendan Fraser przekonująco wprowadza nas w świat osoby chorej. Brendan Fraser przekonująco wprowadza nas w świat osoby chorej.
materiały dystrybutora filmu

Nasza nędza i piękno Darren Aronofsky, znany z takich obrazów jak „Pi”, „Requiem dla snu” czy „Noe: wybrany przez Boga”, tym razem zaprasza widzów do obejrzenia dzieła bardzo kameralnego. Reżyser oparł swój film na sztuce Samuela D. Huntera, ale teatralność nie oznacza tu bynajmniej sztuczności czy umowności fabuły. Widać ją raczej w sposobie budowania napięcia pomiędzy postaciami, z których każda okazuje się na swój sposób dramatyczna. Ich historie splatają się w niezwykły sposób w niewielkiej przestrzeni mieszkania głównego bohatera.

Ludzie są super

Tytułowym „Wielorybem” jest Charlie, mężczyzna ważący blisko trzysta kilogramów, cierpiący dodatkowo na zastoinową niewydolność serca. Charlie wykłada literaturę, prowadzi zajęcia dla studentów online, ale nie pokazuje się w kamerce, bo wstydzi się swojego ciała. Jednak to nie otyłość okazuje się głównym tematem tego dramatu, rozgrywającego się w ciągu zaledwie pięciu dni.

Charlie wie, że umiera, dlatego próbuje odbudować relację z nastoletnią córką Ellie. Przed laty bowiem zostawił rodzinę dla kochanka (na szczęście ten wątek nie został przedstawiony w filmie z ideologiczną nachalnością, obecną w wielu innych współczesnych produkcjach), który później zmarł w tragicznych okolicznościach. Starając się odzyskać zaufanie córki, główny bohater ucieka się do podstępu. Z jednej strony przekupuje ją pieniędzmi, które przez lata zbierał właśnie dla niej, z drugiej – chce, by ona sama odkryła drzemiące w niej pokłady dobra. Ponieważ dziewczynie grozi wyrzucenie ze szkoły, Charlie proponuje jej pomoc w pisaniu esejów, co Ellie początkowo próbuje bezczelnie wykorzystać. Z czasem jednak zbuntowana i, zdawać by się mogło, zła do szpiku kości nastolatka dostrzega wrażliwość i zaangażowanie ojca. I choć niemal do końca ukrywa swoje uczucia pod maską obojętności i cynizmu, stopniowo zmienia swoje podejście do niego.

Złożona, nie do końca oczywista historia przedstawiona w filmie Aronofsky’ego ma też ewangeliczny wymiar. Bowiem – niejako pod prąd obecnym tendencjom w kinie – bohaterowie okazują się w niej ostatecznie lepsi, niż się z początku wydają. „Ludzie są super” – mówi w którymś momencie Charlie. Każda z filmowych postaci ma swoją historię, naznaczoną jakimś cierpieniem, która stopniowo odsłania się przed widzem. Spotkania w domu Charliego zmuszają bohaterów do stanięcia w prawdzie. A ta jest wielowymiarowa – w każdym z nich miesza się dobro i zło. Oddana przyjaciółka Charliego, pielęgniarka Liz, musi pokonać własną zaborczość, zgadzając się na obecność w jego życiu osób, których sama nie znosi, ale które są ważne dla niego. Zraniona żona, która przez lata nie chciała oglądać byłego męża, zjawia się, kiedy trzeba ratować mu życie. A Thomas, ewangelizator związany z Kościołem Nowe Życie, odkrywa – właśnie dzięki „złej” Ellie! – że jego dobre uczynki podszyte są chęcią ucieczki od osobistych problemów.

Pytanie o zbawienie

Pytania o wiarę i niewiarę stanowią istotną część dramatu przeniesionego na ekran przez Aronofsky’ego. Choć postać Thomasa jawi się, zwłaszcza na początku, jako naiwna, a jego próby ewangelizacji głównego bohatera wydają się zbyt nachalne, by mogły cokolwiek w życiu Charliego zmienić, to jednak zacytowane w filmie zdanie z Listu do Rzymian o uśmiercaniu przy pomocy Ducha popędów ciała okazuje się ważnym punktem odniesienia dla tej historii. Nie tylko ze względu na rozmaite uzależnienia bohaterów (jedzenie, pornografia, alkohol, narkotyki), które wychodzą na jaw w trakcie filmu. Charlie odrzuca wprawdzie biblijne słowa w kontekście swojego homoseksualnego związku i wyraża „nadzieję, że Boga nie ma”, ale zdaje sobie sprawę, że przez własny wybór skrzywdził rodzinę. Prosi więc o wybaczenie.

W tle cały czas przewija się pytanie o zbawienie, a odpowiedź na nie jest dla bohaterów tym trudniejsza, że część z nich została zraniona przez osoby wierzące. To pytanie nie zostaje jednak w żaden sposób unieważnione. W zakończeniu główny bohater staje o własnych siłach, a kiedy córka zaczyna mu czytać przewijający się przez cały film esej o „Moby Dicku” (nie zdradzę, kto jest jego autorem, żeby nie spoilerować), jego ciężkie stopy odrywają się od ziemi, by cała postać mogła unieść się w stronę światła. Ta symboliczna scena wydaje się nieco przerysowana, ale jej konotacje religijne są oczywiste. Jest więc też w pewnym stopniu „Wieloryb” dramatem religijnym. Nie przynosi jednak gotowych odpowiedzi – raczej zostawia widzów z pytaniami, na które sami muszą sobie odpowiedzieć.

Stanąć w prawdzie

Wydobycie tych wszystkich problemów nie byłoby możliwe, gdyby nie mistrzowsko poprowadzona fabuła. Mimo że w filmie dominują dość statyczne obrazy, reżyserowi udaje się tak operować emocjami, by trzymać widza w napięciu do samego końca. Pomaga w tym świetna gra aktorów, m.in. Sadie Sink, która dobrze odgrywa rolę zbuntowanej, ukrywającej swoją wrażliwość nastolatki. Przede wszystkim jednak podkreślić trzeba znakomitą kreację głównego bohatera, stworzoną przez Brendana Frasera. Aktor bardzo przekonująco wprowadza nas w świat osoby chorej; sprawia, że niemal fizycznie odczuwamy jej cierpienie i uczestniczymy w wysiłku, który wkłada w najprostsze życiowe czynności. W budowaniu obrazu tej postaci pomogły też świetne, choć bardzo naturalistyczne ujęcia. Sceny kompulsywnego jedzenia czy przejścia półnagiego otyłego mężczyzny z pokoju do łazienki mogą drażnić, ale uświadamiają widzowi, z czym tak naprawdę zmaga się na co dzień Charlie. Przy czym dramatyzm jest w filmie dobrze równoważony przez dyskretny, inteligentny humor. To także dzięki niemu darzymy Charliego sympatią.

Najbardziej jednak „Wieloryb” porusza jako opowieść o poszukiwaniu tego, co w człowieku najlepsze, a co często skrywamy pod różnymi maskami: złości, cynizmu, obojętności, wstydu, ale też gładkich słów czy gorliwości. O potrzebie stanięcia w prawdzie, tak jak Charlie, który na koniec w niewybrednych słowach namawia studentów, by napisali – zamiast eseju – jedno zdanie o tym, co jest dla nich naprawdę ważne, a za szczerość odwdzięcza się włączeniem kamerki. I o tym, że w każdym z nas mimo całej naszej nędzy drzemią pokłady dobra i piękna. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.