Jak kochała Joasia

Milena Kindziuk

|

GN 9/2023

Pogrzeb to dziwna uroczystość, na której smutek przeplata się z radością.

Jak kochała Joasia

Duże wrażenie wywarła na mnie Msza żałobna za dziennikarkę „Gościa Niedzielnego” śp. Joannę Jureczko-Wilk. Od pierwszych słów celebransa począwszy, że pogrzeb to dziwna uroczystość, na której smutek przeplata się z radością. „Gdy myślimy o sobie – dominują smutek i żal. Gdy myślimy o Zmarłej – pojawiają się pokój i radość, bo spotkała już Tego, którego kochała najbardziej i kto był w jej życiu najważniejszy” – mówił ks. Tomasz Ślesik, który przez siedem lat towarzyszył Joannie w jej chorobie i cierpieniu. To właśnie jego poprosiła niedługo przed śmiercią, by powiedział homilię na jej pogrzebie. Tak po prostu, otwartym tekstem. Mocne, prawda? Ksiądz Tomasz przeprowadził ją na drugi brzeg, opatrzył sakramentami. A „zamówioną” homilię oparł na pytaniu: „Jak kochała Joasia?”. Tylko na tym. I aż na tym. Bo w istocie nie ma nic ważniejszego niż miłość.

Jak kochała Joasia? Całym sercem. Kochała męża (zmarł 20 lat temu). Kochała dzieci: Hanię i Krzysia. Kochała swą pracę, którą traktowała jako misję. Szukała do swoich tekstów takich tematów, które mogły ukazać wartość wiary. I całe piękno Kościoła. Tym żyła. Pamiętam, jak całkiem niedawno martwiła się, że w Polsce pojawiły się pomysły wprowadzenia zakazu spowiedzi dzieci do 16. roku życia. „Źle się dzieje” – napisała mi wtedy w SMS-ie.

Dla niej sakrament pokuty był życiodajny. To silna, głęboka wiara pozwoliła jej na spokojne i ufne przyjmowanie życiowych krzyży (nagła śmierć męża, gdy dzieci były małe, a potem lata zmagań z nowotworami). „Musi to wszystko być po coś” – wyznała mi kilka miesięcy temu. Podziwiałam ją, jak ofiarowywała kolejne „kawałki” swego cierpienia w różnych intencjach, np. za pokój na Ukrainie. Nie rozstawała się też ze szkaplerzem, który od dawna nosiła. Była świadoma, że odchodzi. Ale spokojna. Kilka lat temu bowiem, gdy rokowania w chorobie były złe, modliła się, by Pan Bóg pozwolił jej dożyć do chwili, aż dzieci się usamodzielnią. Teraz to się wypełniło. Córka i syn są już dorośli. Na szarfie jednego z wieńców na grobie Joanny widniał napis: „Cierpiałaś i odchodziłaś jak święta. RIP”. Gdy tuż po pogrzebie kwiaty przykryły mogiłę, red. Tomasz Gołąb, szef „Gościa Warszawskiego”, zrobił zdjęcie. Widać na nim kłębiące się białe chmury. Pośrodku natomiast, na wprost drewnianego krzyża i portretu Joanny – skrawek wyraźnie niebieskiego nieba, jakby szeroko otwartego. Dla niej. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.