Wewnętrzne ciemności – jak sobie z nimi radzić?

Jarosław Dudała

|

Gość Niedzielny

publikacja 28.02.2023 19:19

Depresja, acedia, noc ciemna – to nie jest to samo. A błąd w rozpoznaniu problemu może mieć bolesne i niepotrzebne skutki – ostrzega teolog i psychoterapeuta o. Tomasz Franc OP.

Wewnętrzne ciemności – jak sobie z nimi radzić? o. Tomasz Franc OP Henryk Przondziono /Foto Gość

Jarosław Dudała: Czym jest depresja, czym acedia, a czym noc ciemna? I jak sobie z nimi radzić?
O. Tomasz Franc OP: Depresja to choroba. Bardzo poważna. Nie można lekceważyć objawów trwających dłuższy czas, ich występowanie nawet dłużej niż parę tygodni powinno nas zaniepokoić. Te objawy to tzw. negatywna triada: 1. negatywizm co do przeszłości (wszystko co, pochodzi z przeszłości, jest źródłem irracjonalnego poczucia winy, doświadczenia niemocy), 2. negatywizm wobec do tego, co się przeżywa aktualnie (wobec najbliższego otoczenia, decyzji życiowych na tu i teraz), 3. negatywizm wobec przyszłości (brak nadziei na przyszłość, brak poczucia sensu, brak poczucia wpływu na przyszłość).
Depresja może być wywołana zarówno przez poważne traumatyczne, np. śmierć kogoś najbliższego. Ale także przez utratę poczucia bezpieczeństwa na skutek wypadku, utraty pracy, niezdanego egzaminu czy zawiedzionej miłości.
Chciałbym tu wyróżnić przemilczany często temat depresji poporodowej. To stan, w którym młoda matka – najczęściej nie rozumiejąc, dlaczego tak się dzieje – jest poddana bardzo negatywnym uczuciom i myślom w stosunku do swego dziecka. To rzadko rozpoznawana depresja, ponieważ jest ona niesłusznie przedmiotem wstydu. Wszyscy gratulują matce urodzenia dziecka, a ona boryka się ze zmianami hormonalnymi i uczuciami nieadekwatnymi do tego, co powinno być źródłem szczęścia. Warto być uważnym, bo rodzina i otoczenie mogą takiej matce bardzo pomóc.

Skoro depresja jest chorobą, to należy ją leczyć. Jak?
Istotną pomocą w przypadku głębokiej depresji jest farmakoterapia. Ma ona na celu przywrócenie naturalnego stanu chemicznego organizmu. Ale bardzo ważna jest również psychoterapia, czyli próba zrozumienia przyczyn depresji od strony psychiczno-emocjonalnej, od strony historii życia, od strony tych wszystkich nieświadomych strat, które mogły się skumulować i wybuchnąć w chwili kryzysu. W sytuacji kryzysu te wagoniki naszych bolesnych doświadczeń się łączą i doprowadzają do przeciążenia naszej sfery emocjonalno-psychicznej. Dlatego najlepszą formą pomocy w depresji jest łączenie farmakoterapii i psychoterapii.

A czym jest acedia? Dawne katechizmy mówiły, że jest ona grzechem głównym.
Acedia to pozwalanie sobie na tzw. lenistwo duchowe. To duchowe zaniedbanie. To rezygnacja z rozwoju duchowego, z rozwijania własnych talentów – czyli rezygnacja ze współpracy z łaską Bożą. Acedia to także oddawanie się wierze zmysłowej, czyli szukanie w wierze wyłącznie pocieszenia, a unikanie duchowego wysiłku, wierności.

Jakie jest lekarstwo na acedię?
Ono jest bardzo trudne, a zarazem bardzo proste: to konsekwencja, czyli trwanie przy Słowie Bożym, trwanie przy modlitwie – nawet jeśli nie jest ona spektakularna i nie przynosi zmysłowych pociech. To hartowanie ducha, gdy ciało odmawia.

A noc ciemna? Może ona być podobna do choroby depresji czy grzechu acedii. Jednak mistrzowie życia duchowego mówią, że jest ona łaską Bożą. Trudną, ale jednak łaską...
Tak, to bardzo trudna łaska. Człowiek, który ją otrzymuje, doświadcza duchowej oschłości, ale potrafi przy tym czynnie żyć miłością do Boga i ludzi. I jest w tym produktywny.

Czemu służy ten stan?
Noc ciemna to czas oczyszczenia.

Z czego?
To jest pozbawienie zmysłowych pomocy w odnajdywaniu obecności Bożej i w zdawaniu się na Opatrzność Bożą.
Noc ciemna dotyczy też oczyszczenia z fałszywych obrazów Pana Boga wyniesionych np. z relacji z rodzicami, z błędnych przekonań i stereotypów na temat Pana Boga.
Ma ona także znaczenie dla sfery emocjonalnej. Dzięki temu oczyszczeniu człowiek porzuca przekonanie, że odnalezienie Boga na modlitwie oznacza także odnalezienie powierzchownej, emocjonalnej radości. Bo tak nie jest. Bóg nie przychodzi w emocjonalnej radości. Może ona, ale nie musi być owocem spotkania z Nim. On przychodzi przede wszystkim w doświadczeniu bycia posłusznym Jego woli. A Jego wolą jest przekraczanie własnego egoizmu w miłości do bliźniego. Noc ciemna w tym pomaga. Przygotowuje do czynu i pomaga trwać w czynie miłości.

To brzmi trochę niejasno. Może jakiś przykład?
Św. Matka Teresa z Kalkuty. Ona doświadczyła nocy duchowej, która trwała bardzo długo. W książce pt. "Pójdź, bądź moim światłem" pisała, że od 1949 czy 1950 r. dotykało ją "straszliwe poczucie pustki, ta niewypowiedziana ciemność, ta samotność, ta nieustanna tęsknota za Bogiem". A przecież wszyscy wiemy, jaka była skuteczna, jeśli chodzi o miłość bliźniego czy organizację swojego zakonu.
Tą produktywnością noc ciemna różni się od depresji. Depresja paraliżuje nasze wysiłki społeczne, aktywność zawodową, rodzinną, międzyludzką. Jest jakby mazią, która wręcz spowalnia nasze wewnętrzne i zewnętrzne funkcjonowanie w każdej z tych sfer. Tymczasem noc ciemna nie musi łączyć się z ograniczeniami w działaniu. Św. Jan od Krzyża, któremu zawdzięczamy naukę o nocy ciemnej, swoje dzieło tworzył w czasie, gdy zewnętrznie był ograniczony murami więzienia, zachował jednak wewnętrzną wolność i twórczość. Chociaż pewnie trudniej jest motywować się, jeśli mamy doświadczenie pustki czy braku Pana Boga, gdy nie rozpoznajemy Jego głosu i jedyne, co możemy, to ufnie powierzyć się Bożej Opatrzności, choć sensu tego powierzenia nie potwierdzają żadne doznania.

Skoro noc ciemna jest darem Boga, to – w odróżnieniu od depresji i acedii – nie jesteśmy w stanie w żaden sposób sobie z nią poradzić. Trzeba ją po prostu przejść.
Tak, to bardzo słuszna uwaga. Na noc ciemną żadna farmakologia nie pomoże, a na depresję – tak. Na acedię pomoże wysiłek woli i konsekwencja w przełamywaniu duchowego lenistwa, tymczasem przetrwanie nocy ciemnej nie polega na własnym wysiłku. To przetrwanie polega na powierzaniu się Bogu. Tylko On może przeprowadzić przez noc ciemną.

Czy istnieją jakieś markery, tzn. elementy charakterystyczne, które występują w jednym z omawianych stanów, a nie występują w innych? Coś, co pozwala na ich stosunkowo proste odróżnienie ich od siebie?
Tak. Depresja jest chorobą, acedia wadą, grzechem, a noc ciemna oczyszczeniem duchowym ku głębszej więzi z Bogiem.
Inaczej mówiąc, jeśli mam poczucie bezsensu, niemocy i beznadziei, towarzyszące mi od dłuższego czasu i paraliżujące moje zdolności życiowe – to jest to depresja.
Jeśli zauważam lenistwo, które mówi: "chciałbym i mógłbym, ale odpuszczam sobie, ulegam pokusie i wybieram jakieś mniejsze dobro zamiast większego" – to jest to acedia.
Jeśli mam posuchę na modlitwie, brak emocjonalnej pociechy, a mimo to dbam o życie duchowe, jestem wierny modlitwie, i zachowuję umiejętność trwania w wysiłku czynieniu dobra ¬– możemy wtedy mówić o nocy ciemnej.

A czy możliwy jest zbieg omawianych tu stanów? Czy może u kogoś występować jednocześnie depresja i acedia? Albo depresja i noc ciemna? Rozumiem, że skoro acedia jest grzechem, a noc ciemna jest łaską Bożą, to ich zbieg jest niemożliwy. Ale może w nocy ciemnej można być poddanym pokusie acedii?
Możliwe jest pomieszanie porządków depresji, acedii i noc ciemnej. Jeśli jednak doświadczamy takiego pomieszania i nie jesteśmy pewni, czy mamy do czynienia z nocą ciemną, acedią czy depresją, to powinniśmy rozpocząć badanie i leczenie od sfery natury, czyli kontaktu z psychoterapeutą, psychologiem czy psychiatrą. To jest pierwszy krok, który każdy chrześcijanin powinien zrobić, jeśli doświadcza bólu i cierpienia, związanego z depresją/acedią/nocą ciemną. To jest pierwszy krok do rozeznania. Należy w pierwszej kolejności zająć się depresją.

Widzę tu pewne niebezpieczeństwo. Każdy specjalista będzie miał tendencję do interpretowania przedstawionej mu rzeczywistości za pomocą siatki pojęciowej własnej dziedziny. Psycholog będzie miał więc skłonność do diagnozowania depresji. Duchowny czy teolog przeciwnie – będzie mieć raczej tendencję do uznania, że ma do czynienia ze stanem duchowym (acedią czy nocą ciemną).
I psycholog, i teolog mogą się mylić. Dlatego tak istotny jest porządek, który zaproponowałem. Czyli: w sytuacji ogarniającej mnie ciemności warto zacząć od zwrócenia się do psychologa.

Dlaczego?
Bo jeśli nawet psycholog czy psychiatra zastosuje swoją siatkę pojęć i się pomyli, to osiągnięta dzięki temu poprawa w sferze psychiczno-emocjonalnej może człowiekowi dodać sił w sferze duchowej. Tę prawdę ilustruje powiedzenie: "w zdrowym ciele zdrowy duch". Św. Tomasz z Akwinu uczy, że łaska buduje na naturze. Warto więc dbać o tę naturę (w tym: o swoją psychikę), żeby łaska miała na czym budować.
Jeśli natomiast potraktowalibyśmy nasze trudności jako zjawisko duchowe, a mielibyśmy rzeczywiście do czynienia z chorobą depresji, to doprowadziłoby to do takiego wyeksploatowania ducha, że nie miałby on na czym się oprzeć: ani na psychicznej gotowości, ani na emocjonalnej stabilności, ani na siłach fizycznych.
Dlatego nie można zaczynać rozeznawania od sfery duchowej. To rodziłoby ryzyko sakralizacji cierpienia, czyli cierpiętnictwa i zupełnie niepotrzebnego męczeństwa.

Podejdźmy do sprawy praktycznie: jeśli ktoś zauważa u siebie przykre objawy wewnętrzne – i nie jest to tylko zwykły smuteczek – co wtedy zrobić?
Zacząć od spytania samego siebie, co mi jest.
Drugim punktem odniesienia są bliscy i przyjaciele. Oni najczęściej zauważają zmiany w nas, zanim trafimy do specjalisty. Mogą nam powiedzieć: "to nic takiego, pewnie jesteś po prostu smutny z powodu takich a takich wydarzeń w twoim życiu" Albo powiedzą: "od dłuższego czasu bardzo nas martwi twój stan; unikasz spotkania, jesteś rozproszony, mniej wydajny w pracy, trudno ci zmobilizować się do życzliwych relacji z nami, może powinieneś z kimś porozmawiać, z kimś niezależnym?"
Tą niezależną osobą może być psychoterapeuta czy psycholog. Może to być także lekarz pierwszego kontaktu, lekarz rodzinny. On pomoże rozpoznać, czy to tylko stan chwilowy, czy wymaga raczej wizyty u specjalisty i farmakoterapii. Pamiętajmy, że zawsze najpierw udajemy się na konsultację, nie od razu na terapię.
Pamiętajmy też, że nie ma jednego wzorca przeżywania depresji. Możemy ją przeżywać w różny sposób. Bardzo ważne są czynniki współwystępujące, np. wkradające się w nasze życie uzależnienia. One mogą być fałszywymi narzędziami regulacji nastroju. Albo drażliwość, czyli nieadekwatne reakcje emocjonalne na czyjąś bliskość, życzliwość. Możemy wpadać w pracoholizm, ale i odwrotnie – wycofywać się z naszych obowiązków. Depresja jest jedna, ale ma wiele sposobów wyrazu. Zawsze jednak kończy się totalnym wypaleniem, utrata sił witalnych i nadziei na zmianę.
Podsumowując: najpierw pytania do samego siebie – sprawdzenie, czy moje życie ogarnia ciemność negatywnego podejścia do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Potem kontekst rodzinno-przyjacielsko-społeczny z pytaniem: "jak mnie widzicie?" Potem ewentualnie konsultacja z psychologiem, psychiatrą, a może na początku z lekarzem rodzinnym, który jest dla nas chyba najbardziej dostępny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.