W poszukiwaniu Mesjasza

Małgorzata Gajos

publikacja 25.02.2023 16:53

W Krakowie wystawiane jest kolejne niezwykłe, salezjańskie Misterium, które dotyka serca i sprawia, że chce się wyruszyć w podróż, by na nowo odkryć i odnaleźć Jezusa. 

W poszukiwaniu Mesjasza Grzegorz i Jezus. Agnieszka Krzyształowicz

To jest ten czas, na który czekam z utęsknieniem każdego roku. By wsiąść w auto i pojechać do Krakowa, zobaczyć kolejne Misterium w reżyserii Marcina Kobierskiego i w wykonaniu salezjańskich kleryków i wspólnoty Ziemi Boga. Każdy pobyt tam jest dla mnie ogromną łaską i kolejnymi rekolekcjami, co zresztą powtarzam już do znudzenia od dłuższego czasu. Reżyser kolejny raz pochodzi do tematu Męki Pańskiej w zupełnie niekonwencjonalny sposób, ale piękny i z ważnym przekazem. Pokazuje na scenie postacie, na które czasem nie zwracamy uwagi, nie zauważamy ich na kartach Biblii, a na inne patrzy może z większym uczuciem. W tym Misterium jest naprawdę wiele scen, które ma się ochotę zatrzymać w sercu na dłużej. Pomyśleć nad nimi, odnaleźć w nich siebie. To Misterium skłania do refleksji i można mieć nadzieję, że każdy widz po obejrzeniu spektaklu będzie do niego wracać jeszcze przez jakiś czas. 

Było sobie dwóch łotrów…

Nie pierwszy raz akcja dzieje się na dwóch płaszczyznach czasowych – współczesnej i za czasów Jezusa. Poznajemy historię Grzegorza Czerwickiego, który przez dobrych kilka lat siedział w więzieniu, miał totalnie rozwalone życie i raczej był daleko od Boga. Aż w pewnym momencie Bóg postanowił zainterweniować i Jezus stał się jego najlepszym Przyjacielem. Z drugiej strony to Misterium dotyka postaci dobrego łotra, który jest takim lustrzanym odbiciem dla Grześka. Obydwoje przechodzą przemianę dzięki Jezusowi. Bo każdy grzesznik ma szansę na nawrócenie. Dyzma jest poruszony słowami o zagubionej owcy. I on i Grzegorz byli takimi zagubionymi owcami. Ciekawa jest także scena, kiedy to Dyzma spotyka Judasza i właśnie dopytuje go o tę przypowieść. Judasz zdaje się zupełnie nie pojmować, że ona była skierowana także do niego. Tak samo scena, gdy przyjaciółka Dyzmy rozmawia o nim z Tomaszem i wręcz niedowierza słowom Apostoła, że Jezus mógł mu przebaczyć. A jednak chce się wtórować słowom, które wypowiedział wcześniej Mistrz, że „tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”. 

Musiałam zapytać skąd pomysł na postać Czerwickiego w spektaklu. Reżyser Marcin Kobierski opowiedział, jak to szukał pomysłu na tegoroczne Misterium i usłyszał w radiu rozmowę z Grzegorzem Czerwickim. 

„Przypomniała mi się jego historia. Wróciłem do jego książki [Nie jesteś skazany” – przyp. red]),  żeby zobaczyć czy tam jest coś, co mógłbym zderzyć z Męką i z dobrym łotrem. Stwierdziłem, że jest na to przestrzeń. Napisałem do pana Grzegorza na adres wydawnictwa czy zgodziłby się, żebyśmy wykorzystali jego historię. Zgodził się i wtedy zacząłem pisać scenariusz, co było też trudne. bo ta historia jest o wiele barwniejsza, a musiałem ją bardzo ścieśniać. I wyciągnąć tylko takie przełomowe momenty”. 

Mnie osobiście bardzo podobała się scena, gdy Grzegorz leży na łóżku w więzieniu, a Jezus kładzie na niego ręce, chce go uratować. Ta scena mocno przemawia do widza i przypomina o tym, ilu ludzi Jezus uzdrowił, uratował i że nadal to czyni.

Ciekawym zabiegiem na scenie jest również to, że postacie rozmawiając ze sobą patrzą na publiczność. Reżyser przyznał, że na początku chciał budować normalne sceny rozmowy.

„Ale potem stwierdziłem, że to może być takie bardziej przemawiające, to jak Grzegorz będzie wszystko opowiadał widowni.”

Zabieg świetnie się sprawdza, bo Grzegorz w genialny sposób przybliża nam Ewangelię. Szczególnie w scenie, gdy Jezus umiera pomiędzy dwoma łotrami, a on ją komentuje. To tak, jakby chciał nam przypomnieć, że to nie jest jakaś tam historia sprzed lat, ale że Jezus zrobił to dla nas. Dla nas, którzy żyjemy tu i teraz. 

Postacie wychodzą z cienia

Na uwagę zasługuje, co najmniej kilka postaci, które albo pojawiają się po raz pierwszy albo jeśli są znane to może sposób patrzenia na nie jest inny niż zazwyczaj. Ciekawe są na pewno postacie kobiece, które fantastycznie są zagrane przez aktorki ze wspólnoty Ziemi Boga. Szczególnie, że grają one kilka ról. Interesująca jest postać żony Piotra. Co właściwie musiała czuć, gdy Piotr właściwie Szymon poszedł za Jezusem? Jak zareagowała na to, że Jezus uzdrowił jej matkę? Jak sobie radziła z tym, że może inni szemrali, że jest opuszczona? Podoba mi się to, że Marcin potrafi wyłuskać takie, chciałoby się powiedzieć, marginalne postacie i dać im szansę zaistnieć, podzielić się swoimi uczuciami, które bardzo często są nam bliskie. 

Po raz pierwszy miałam wrażenie, że reżyser próbował ukazać bardziej ludzkiego Kajfasza, który ma wątpliwości i wcale nie jest taki pewny, czy zabicie Jezusa to dobry pomysł. Szuka odpowiedzi w Pismach, by znaleźć dla siebie usprawiedliwienie.

Ciekawa jest tutaj również postać Piłata i jego żony Klaudii. Cytują sobie wzajemnie Senekę. Rewelacyjnie jest na scenie pokazany sen Klaudii o Jezusie. Bardzo intrygująca jest również wiadomość, jaką czyta na scenie Piłat, że jego przyjaciel został stracony za spiskowanie.

„Wyczytałem, że ten Sejan, który był przyjacielem Piłata został stracony z całą rodziną za spiskowanie przeciw Tyberiuszowi i automatycznie Piłat był już trochę na celowniku u Tyberiusza. On jest w takim potrzasku” – wspomniał reżyser.

Dodał również, że sama historia z Sejanem wydarzyła się trochę wcześniej, ale kto wie, może miało to wpływ na jego zachowanie wobec arcykapłanów i Jezusa?  

Na pewno większość osób zwróci uwagę na postać Szamgara, który cytuje tylko i wyłącznie fragmenty Pisma w różnych momentach na scenie. Jest trochę z takiego pogranicza, nie wiemy do końca kim jest, może aniołem, może prorokiem, sumieniem a czasem głosem Boga Ojca. Możemy jednak przypuszczać, że to postać symbolizująca czystość, niewinność, dobro ze względu także na biały strój. 

Interesująca jest także scena, gdy Judasz rzuca białymi prześcieradłami. Jakby chciał się poddać i odrzuca właśnie tę niewinność, którą symbolizuje Szamgar. Jest to również bardzo mocno widoczne w scenie, gdy kłóci się z Szamgarem i nie dopuszcza do siebie myśli, że i dla niego jest jeszcze nadzieja. 

Wieczerza inna niż wszystkie

Przykuwa uwagę scena Ostatniej Wieczerzy. Odbywa się ona bez słów, co może zaskoczyć.

Reżyser tłumaczy jednak: „Wydawało mi się, że już do tej pory jest tyle słów, że będzie lepsze zanurzyć się w takiej kontemplacji. Bo nagle sami musimy sobie powiedzieć to jest Ciało Moje, a teraz jest Krew”.

Ostatniej Wieczerzy towarzyszy kojąca muzyka, która sprawia, że scena nie tworzy takiego napięcia, jak zazwyczaj, ale wypełniona jest pokojem. 

Zaraz po Ostatniej Wieczerzy na scenie zostaje Tomasz, który próbuje modlić się „Ojcze nasz”. Jednak nie potrafi, nie wychodzi mu to. Bo jak wskazał reżyser ma za dużo pytań. Myślę, że ta scena świetnie obrazuje także, jak my się czasem modlimy, gubimy, bo właśnie mamy za dużo pytań, myśli.  

Wyruszyć na poszukiwanie Jezusa

Na pewno najbardziej intrygującą postacią jest Baltazar. Jego pojawienie bardzo mnie poruszyło. Mędrzec, który po latach postanawia odnaleźć Mesjasza. Tego, któremu ofiarował mirrę. Jego sługa go nie rozumie, próbuje wręcz zniechęcić go do tej wyprawy. Namawia do powrotu. 

Zapytany o Baltazara reżyser, stwierdził, że po raz pierwszy pisał postać pod konkretną osobę.

„Wiedziałem, że Hung [studiujący w seminarium, a pochodzący z Wietnamu, kleryk - przyp. red.] będzie grał. Podążałem tym tropem, jaką rolę przydzielić Hungowi, jako obcokrajowcowi. I to mi się wydawało nagle jakieś spójne z tym, jak wcześniej szukali Mesjasza, tak po 33 latach on znowu zaczyna szukać Mesjasza, już jako starzejący się. Pisałem pod konkretną osobę, co mi się rzadko zdarza”.

Myślę, że Baltazar uczy nas, by nie traktować Boga „jednorazowo”. Ale, że powinniśmy za Nim podążać, poznawać Go, szukać przez całe życie. Uświadamiać sobie, że Jezus jest Mesjaszem. I nawet jeśli się pogubimy, to On nas potrafi odnaleźć. Tak, jak to zrobił w przypadku Dyzmy czy Grzegorza. Bo często możemy sobie nie zdawać sprawy, że jesteśmy tą zagubioną owcą, czasem mniejszą, czasem większą, ale zawsze cenną w oczach Boga.

Bez nich nie ma Misterium

Warto jeszcze oddać głos grającym aktorom, bo bez nich to Misterium  po prostu, by nie zaistniało. 
W Misterium Grzegorza Czerwickiego gra kl. Dominik Nowak sdb, który starał się jak najlepiej przygotować i zagrać na scenie swoją postać. 
Znałeś wcześniej historię Grześka?
Historii pana Grzegorza nie znałem, ale jego osoba nie była mi obca, bo co jakiś czas oglądam krótkie filmiki, które zamieszcza na swoim kanale na platformie Youtube, z serii "Tata wymiata", a to z kolei za sprawą śledzenia działalności Arkadio (z którym na tych filmikach jest).
Jak przygotowywałeś się do tej roli? 
Przygotowanie do roli zacząłem od zapoznania się z autorską książką pana Grzegorza "Nie jesteś skazany", a ponieważ rzeczywistość więzienna jest mi całkowicie obca, postanowiłem również oglądnąć polskie filmy o tej tematyce. 
Czego cię uczy? 
Historia Grzegorza przypomina mi o podejściu do drugiego człowieka, którego uczy mnie święty Jan Bosko (założyciel Zgromadzenia Salezjańskiego, którego jestem członkiem). Nie wrzucania wszystkich do jednego worka i unikania łatwego oceniania, bo historia każdego z więźniów niejednokrotnie mogłaby posłużyć jako scenariusz do filmu, którego scen raczej nikt nie chciałby przeżyć na własnej skórze. Taką wiedzę ksiądz Bosko posiadał z doświadczenia, bowiem początki swojej posługi kapłańskiej, pełnił w turyńskim więzieniu, pośród młodocianych przestępców.
Może jest coś w tym Misterium szczególnie bliskiego tobie?
Jeśli miałbym wskazać coś dla mnie bliskiego z tego Misterium, to końcowa scena, w której Grzegorz mówi, że jednym z jego ulubionych pseudonimów Pana Boga jest "przypadek". Ostatnimi czasy, jakoś nie dostrzegałem Bożego działania w codzienności, dlatego te słowa, rzuciły mi nieco światła na sytuacje, w której się znajdowałem.

Dobrego łotra gra natomiast kl. Norbert Rosiński sdb, który nie ukrywa, że to Misterium dotyka go duchowo i emocjonalnie.
Jak to jest być dobrym łotrem?  
Bardzo dobrze mi się gra postać dobrego łotra. Wydobywa on ze mnie naturę, czyli chęć dominacji, egoizmu, czy nawet chęć nieustannej, pustej zabawy próbującej wypełnić moje życie. Mogę to wszystko uzewnętrznić na scenie, a wszyscy wiedzą, że to i tak tylko gra. Osobiście utożsamiam się z dobrym łotrem, prezentuje on człowieka pogubionego, który tęskni za miłością, ma przecież paczkę przyjaciół, chce dla siebie dobra, ale próbuje odnaleźć to w kradzieżach i zabawach. W trakcie życia spotyka Jezusa i zaczyna chyba dostrzegać w sobie coś, czego do tej pory nie widział, że jest kochany, jest być może jedną zaginioną owcą spośród reszty stada. Tej pustki nic mu nie zapełniło wcześniej, więc przechodzi pewną przemianę na scenie, która z jednej strony jest kolokwialnie mówiąc zła, a z drugiej refleksyjna, poszukująca i otwarta na prawdę. Jest to oprócz tego dla mnie zabawna postać, bardzo lubię swoje sceny, są pełne emocji, rubaszności, prawdy i prostoty. Jezus mówił o tym, że tacy przed nami wejdą do Królestwa, czego dowodem są słowa „dziś ze mną będziesz w raju”.
Która scena może dotyka twojego serca?
Całego spektaklu nie mam okazji widzieć, ale są wyjątkowe dla mnie sceny. Pierwsza z nich dotyka mnie duchowo, czyli Ostatnia Wieczerza, w której uczestniczę jako Apostoł i spożywam Ciało i Krew Chrystusa. Muszę grać tam zdziwienie z tego, co się stało, nikt wcześniej nigdy nie słyszał zdania „To jest Ciało Moje”, rzeczywiście czuję mistyczność tej sceny, to jest wyjątkowa chwila, dobrze bym tak też przeżywał Mszę Świętą!
Druga scena jest dla mnie bardziej emocjonalna, to gdy na końcu siostra Grzegorza mówi o tym, że jej brat ją odnalazł w wieku dorosłym na przypadkowym spotkaniu podczas głoszenia nauk w szkole. Jest to dla mnie po prostu wzruszająca scena. 
Co tobie daje gra w Misterium, a także współpraca z Marcinem?
Gra w Misterium daje mi przede wszystkim swobodę poruszania się po scenie, rozwój w sferze emocjonalnej, zastanawiam się nad każdym zdaniem, nad tym jaką emocją zagrać daną scenę. Nauczyłem się tego, że ludziom należy sprzedać emocje takie, jakie mam i potrafię wydobyć, a nie grać na 20% siebie. Nauczyłem się nie wstydzić siebie, tego jaki jestem, jak czuję daną scenę. Oprócz tego, jestem świadomy tego, że Misteria reżyserowane przez pana Marcina mają dawkę duchową, sam tego doświadczyłem 7-8 lat temu oglądając inne Misteria i dziwiąc się, że teatr ma taki oddźwięk ewangelizacyjny we mnie. Jest to dzieło omodlone przez Marcina, przez nas i wielu innych ludzi, którzy się w to angażują, czy przyjeżdżają nas oglądać. Cieszę się, że choćby przez 3 lata mogę to współtworzyć. Marcin jest ciekawą postacią, jest artystą, jest wierzący. Podchodzi profesjonalnie do swojej pracy, wytwarza bardzo dobrą i przyjazną atmosferę wokół siebie. Współpraca z nim jest bardzo dobra, jest wyrozumiały, ale i wymagający. Wszystko, co dobre, wymaga w końcu pracy.

Emilia Kasprowicz, która związana jest z Ziemią Boga, już kilka razy miała okazję występować w Misteriach reżyserowanych przez Marcina Kobierskiego. Tym razem gra aż dwie postacie kobiece. 
To kolejne Misterium w którym grasz i w dodatku dwie postacie Leę i matkę Grzegorza. Jak Ci się gra te postacie? Bo obu życie się trochę posypało?
Grając Leę i Matkę Grzegorza myślę często o tym, co znam z własnego doświadczenia – jak trudno podnosić się z własnych upadków i raz za razem decydować żeby się poprawiać i nawracać. Nie oceniam żadnej z tych Kobiet, bo poniekąd je rozumiem i głęboko im współczuję. Uczę się na ich błędach tego, że jeśli kilka razy pod rząd zaniedbam decyzji o naprawie błędu, czy rezygnacji z grzechu, za jakiś czas mogę już nie mieć siły, by powstać i szukać Światła. Postać Lei doświadcza jednak tego, że nawet najpoważniejsze błędy nie przekreślają możliwości ujrzenia pustego Grobu i doświadczenia nadziei Zmartwychwstania. Choć czasem trudno w to uwierzyć, w każdej sytuacji życia można zawrócić i zawołać do Boga: „Bądź obok!”. Z tym zostawia mnie to Misterium i grane przeze mnie postacie.
Czy jest jakaś scena, która szczególnie przemawia do twego serca? 
Bardzo dotyka mnie scena przytulenia Lei i jej dawnej przyjaciółki, żony Piotra. Mimo iż od jakiegoś czasu są daleko od siebie, żyją innymi wartościami i celami, w sytuacji kiedy Lea jest na skraju załamania ten uścisk jest jakby zwiastunem nadziei na zmianę i przedsmakiem przytulenia Jezusa, na które Lea w głębi serca bardzo czeka, choć jeszcze boi się to przyznać.

Kleryk Piotr Warzocha sdb w tym roku otrzymał szansę, by zagrać samego Jezus. Co zawsze jest wyzwaniem dla grającego, ale też duchową nauką. 
Jak zareagowałeś, że będziesz grać Mistrza?
Uśmiechnąłem się. Pomyślałem, że ani nie mam gęstych włosów, które mógłbym zapuścić do roli, ani nie przejawiam zdolności aktorskich. Pojawiła się też pewna wątpliwość, że pomyłką mogę popsuć cały spektakl, ale pomyślałem że dam z siebie wszystko i postaram się dobrze przygotować.
Czego uczy cię rola Jezusa?  
Rola mistrza w tegorocznym Misterium pokazuje, że możliwe jest uratowanie każdego grzesznika. Mnie uczy, że propozycja poznania Jezusa poprzez dawanie o nim świadectwa, może stać się przyczyną zmiany czyjegoś życia i odbudowania go ze zgliszczy. Wiele osób tkwi w takiej rozpaczliwej sytuacji, a my głosząc im Ewangelię możemy być świadkami cudu przemiany. Samo wcielanie się w rolę Pana każdorazowo jest dla mnie okazją, żeby próbować czuć i patrzeć jak On. Gdy jestem na scenie, nie patrzę na innych występujących, jak na moich kolegów z seminarium, ale próbuję obudzić te uczucia, które moim zdaniem towarzyszyły Jezusowi w Jego misji.
Co chciałbyś przekazać publiczności grając Jezusa?
Chciałbym, żeby widzowie poruszeni historią pana Grzegorza odważyli się pomyśleć, że oni sami mogą wpuścić Jezusa do swoich beznadziejności i pozwolić mu z nich się wyprowadzić. Jeśli Misterium zaowocuje dobrą spowiedzią, czy dobrym postanowieniem, to już będzie dużo.

Kleryk Hung Trung Nguyen sdb, który pochodzi z Wietnamu, zagrał właśnie mędrca Baltazara, postać chyba najbardziej zaskakującą w Misterium
Grasz postać Baltazara i chyba ta rola jest dość niezwykła? Jak zareagowałeś na to, że masz grać mędrca, który po latach szuka Mesjasza?
Ta postać jest niezwykła, ponieważ pojawiła się tylko jeden raz w Ewangelii podczas narodzin Jezusa Chrystusa, podczas Męki nie było o niej mowa. 
Odbierałem to pozytywnie z dwóch powodów: po pierwsze sam pochodzę z Dalekiego Wschodu. Po drugie w sytuacji tego bohatera widzę samego siebie. Jako dziecko katolickiej rodzinie otrzymałem chrzest, niestety miałem długi kryzys wiary w młodości, na szczęście teraz - jako salezjanin - znowu jestem blisko Boga.
Jest jakaś scena w tym Misterium, która cię porusza?
Są dwie sceny, które mnie poruszają. Pierwsza, kiedy mnie pyta mój sługa: czy nie mógłbyś gwiazdy - która dawno temu prowadziła nas do Dzieciątka - poprosić o pomoc? Myślałem, że teraz dla mnie jedyną gwiazdą prowadzącą do Jezusa jest Najświętsza Maryja. 
Druga scena to ta w trakcie Drogi Krzyżowej, podczas której obecni Baltazar, Grzegorz - więzień, Szymon Cyrenejczyk, Weronika, żołnierz. Taka moja refleksją się rodziła: każdy człowiek, czy mędrzec czy największy zbrodniarz, musi szukać odpowiedzi na pytanie o sens życia cierpienia i śmierci. Tylko w Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa możemy znaleźć poprawną odpowiedź na te fundamentalne pytanie.
Co tobie daje granie tej postaci?
Granie tej postaci mobilizuje mnie do tego, abym bardziej się starał znaleźć Boga - Jego wolę w codzienności i pomóc innym nieść Jego światło.

Ciekawą postacią jest także sługa Baltazara, którego gra kl. Maciej Walkowiak sdb. Ta postać wprowadza do Misterium takiej pozytywnej lekkości i sprawia, że człowiek musi się uśmiechnąć.
W zeszłym roku grałeś umiłowanego ucznia, teraz sługę Baltazara, jaka to postać? Czego cię uczy?
Postać sługi Baltazara jest diametralnie inna od zeszłorocznego Jana. To postać bardzo żywa, głośna i bez wątpienia widoczna w spektaklu. Wraz ze swoim panem (Baltazarem) wyruszamy w daleką podróż w poszukiwaniu Mesjasza – tego samego, którego niegdyś spotkał w Betlejem. Słudze wydaje się, że to bezsensowna podróż, jest poirytowany i chce zaniechać planów swojego pana… W czasie drogi okazuje się jednak, że w tych poszukiwaniach cały czas jesteśmy tylko o krok za Jezusem, zawsze o chwilę za późno. 
Określiłbym tę postać trochę jako postać poirytowanego marudy, zmęczonego wypełnianiem swojego obowiązku. Przekładając to na życie – czasem wydaje się, że pewne zadania, które zlecają nam inni są irracjonalne, męczące, bezsensowne itd.… a jednak często przynoszą efekty, pewne zmiany, których się nie spodziewamy. To nie osiągnięcie celu zmienia człowieka, ale proces, który dokonuje się w dążeniu do  jego realizacji.
Jak ci się współpracuje z Marcinem?
To człowiek, który jest niewątpliwie świetny w swoim fachu, oddany sprawie. Wie, co robi, dlaczego to robi i w jakim celu. Cenię sobie jego wskazówki i choć nie zawsze od razu rozumiem, czego ode mnie oczekuje, to ufam mu i staram się wcielić te wskazówki w moje aktorskie życie. Współpraca z nim daleka jest od obowiązku i formalizmu; jego umiejętność skracania dystansu, otwartości, życzliwości i dialogu powoduje, że zawsze z optymizmem przychodzę na próbę, która zawsze staje się spotkaniem.
Co tobie daje granie w Misterium?
Wyjście na scenę uczy mnie przekraczania swoich granic, wyjścia po za własną strefę komfortu. To moment kiedy wychodzę przed publiczność ze świadomością, że ludzie patrzą na moje ruchy i w jakiś sposób oceniają mój, nasz występ. I chyba najtrudniejsze są spektakle, które oglądają osoby, które znam: rodzina, przyjaciele, znajomi, wychowankowie. Uczy to nabierania dystansu do siebie, bo nie zawsze wszystko wychodzi i nie zawsze uda się zagrać tak, jakby się tego chciało.

Salezjańskie Misteria od wielu lat cieszą się popularnością, dlatego warto na bieżąco śledzić informacje na stronie seminarium i facebooku. Jeśli nadarzy się okazja, to z serca polecam się wybrać na nie wybrać. Bo to Misterium jest trochę jak Betlejemska Gwiazda - wskazuje kierunek, że w każdym momencie naszego życia możemy wyruszyć na poszukiwanie Chrystusa i że On zawsze na nas czeka.