Mistrz świata w paranarciarstwie mówi, jak przezwyciężać ograniczenia

Agata Puścikowska

|

GN 8/2023

publikacja 23.02.2023 00:00

Miał jedenaście lat, gdy jego świat runął. Przeżył jednak i… zawalczył o mistrzostwo.

Witold Skupień, mistrz świata 2023. Witold Skupień, mistrz świata 2023.
magdalena sedlak

Pochodzi z Kluszkowiec. Urodził się w 1989 roku. Był zwykłym dzieckiem: piłka nożna, szkoła, dom, a zimą – narty zjazdowe, jak wszystkie góralskie dzieci. Któregoś razu jednak, latem 2000 roku, Witek pojechał z bratem na rowerową wycieczkę.

– Niewiele z tego dnia pamiętam. Albo się wygłupialiśmy, albo posprzeczaliśmy, jak to dzieci. Dlaczego nagle wszedłem na ten transformator? Może dla zabawy, może by bratu dokuczyć? Udowodnić, że dam radę? Albo z czystej, dziecięcej ciekawości? Jasne, że nie powinienem tego robić, dzieci jednak mają czasem głupie pomysły – opowiada dziś Witold Skupień. – Złapałem za kabel i poraził mnie prąd. To, że przeżyłem, można określić albo jako wielkie szczęście, albo jako cud.

Nie tylko przeżył. Dziś jest mistrzem świata w narciarstwie biegowym.

Dumni z sąsiada

Luty 2023 roku. Gdy Witold Skupień wraca ze szwedzkiego Östersund, z mistrzostw świata w paranarciarstwie biegowym i parabiathlonie, radosne powitanie przygotowują mu mieszkańcy Kluszkowiec i okolicznych miejscowości. Sąsiedzi są dumni, bo ich człowiek, 33-letni kluszkowianin zdobył tam dwa medale. A osiągnął to po wielu latach ciężkiej pracy, walki o siebie, po wielu chwilach wzlotów i upadków.

Przez lata sąsiedzi obserwowali jego treningi: i rano, i późnym wieczorem, w deszczu i mrozie, na nartach zimą, na nartorolkach latem. Czasem ćwiczył z przyczepionymi do ciała, sunącymi za nim ciężkimi oponami. Tak by trening był jeszcze bardziej intensywny. Czy przypuszczali wówczas, że Witold osiągnie aż taki sukces?

– Zawsze trzymaliśmy za niego kciuki. Bo Witold jest waleczny, ale też skromny, życzliwy, dowcipny. Taki… normalny, fajny facet – krótko podsumowuje Katarzyna Dobrzyńska, animatorka kultury z Maniów. – Podziwiamy go za upór, za to, że się nie poddał. Myślę, że jest on też wzorem dla dzieci i młodzieży. Miał pod górkę, ale zaszedł bardzo wysoko. Przecież po takim wypadku wielu by się załamało. On – wręcz przeciwnie.

Podobno przed startem Witold słucha wyłącznie bicia własnego serca, żeby złapać rytm, skupić się i wyciszyć. Gdy zaczyna bieg, liczy się tylko walka. Sport to coś, co pozwoliło mu się rozwijać wszechstronnie: fizycznie, emocjonalnie i psychicznie.

Droga do biegania

Po wypadku Witek trafił do szpitala. Był cały czas przytomny. Pamięta wyjącą karetkę, gdy wieźli go najpierw do Nowego Targu, potem do Krakowa. Źle to wówczas wyglądało. Bardzo źle. – Lekarze mówili, że przyjąłem potrójną dawkę śmiertelną woltów – wspomina. – Dziwili się, że przeżyłem. Ale też mój stan był ciężki. Musiałem być długo leczony. Amputowano mi prawą rękę przy łokciu, natomiast w lewej mam cztery palce i pół dłoni.

Po pobycie w szpitalu chłopiec wrócił do domu. Rodzeństwo i rodzice wspierali go w przyzwyczajeniu się do nowego życia. – Z perspektywy czasu widzę, że rodzice działali bardzo mądrze: nie dawali mi taryfy ulgowej, nie roztkliwiali się nade mną. Wspierali z sensem. Zachęcali, bym jak najszybciej wrócił do zwykłych zajęć, biegał z kolegami, bawił się z nimi i oczywiście uczył się w szkole. Najpierw, przez krótki czas, siedziała ze mną w ławce asystentka edukacyjna, która zapisywała wszystko w zeszycie. Ale tata zrobił mi specjalny długopis, czy raczej przystosował długopis do moich potrzeb. Wykonał mechanizm, dzięki któremu nauczyłem się szybko pisać. Podobnie było z jedzeniem i innymi czynnościami. Dość szybko po wypadku byłem niemal całkowicie samodzielny – opowiada.

Mijały lata. Witek dorastał, skończył szkołę średnią. Zaczął pracę. – Radziłem sobie dobrze, niepełnosprawność w niczym mi nie przeszkadzała, nie odczuwałem jej na co dzień. Nawet długi czas opiekowałem się moją babcią w Kluszkowcach. Nie traktowałem i nie traktuję siebie jako osoby niepełnosprawnej. Jednak o sporcie wyczynowym nie myślałem. Owszem, byłem sprawny fizycznie, uwielbiałem piłkę nożną. Wywodzę się ze sportowej rodziny – moja ciocia grała profesjonalnie w siatkówkę, a wujek był dobrym hokeistą. Ale żebym sam został sportowcem? Takiego scenariusza długo nie brałem w ogóle pod uwagę – przyznaje.

Z kursu na trasy

Już jako dorosły człowiek pan Witold zainteresował się jednak biegami narciarskimi. Duże wrażenie zrobiła na nim Katarzyna Rogowska, która zdobyła dwa złote medale w biegach na igrzyskach paraolimpijskich. – Chciałem spróbować. Mieszkałem wtedy w Krakowie. Szukałem informacji, adresów. Ale wokół nie było wówczas żadnego klubu zrzeszającego niepełnosprawnych sportowców. Pomyślałem, że skoro nie ma niczego w Krakowie, to zapewne w małych miejscowościach będzie jeszcze trudniej. I przestałem marzyć o bieganiu – opowiada pan Witold. – Potem jednak okazało się, że istnieje klub stosunkowo blisko mojego rodzinnego domu, w Nowym Sączu. A trafiłem tam przez przypadek… – mówi.

Mistrz Witold Pan Witold postanowił uzyskać prawo jazdy. Ponieważ może prowadzić samochód z automatyczną skrzynią biegów, musiał znaleźć odpowiednią szkołę. Jej właścicielem i instruktorem był paraolimpijczyk Marian Damian. – Marian był brązowym medalistą ze sztafety z igrzysk w 1992 roku. Namówił mnie do rozpoczęcia treningów, zorganizował spotkanie ze Stanisławem Ślęzakiem, prezesem Startu Nowy Sącz, i tak się zaczęła moja przygoda z narciarstwem biegowym.

Pan Witold zadebiutował w 2012 roku w Szklarskiej Porębie. W 2014 roku wziął udział w Pucharze Świata w Vuokatti. – Znów mnie życie nie rozpieszczało. W Oberstdorfie złamałem obojczyk, więc momentami było trudniej. Ale… nadal do przodu – uśmiecha się pan Witold.

Ostre podbiegi

Jak mówi sportowiec – woli złożone trasy. Lubi podbiegi, zjazdy, bo wówczas nie traci w stosunku do narciarzy, którzy używają kijków. W zawodach są bowiem łączone różne grupy niepełnosprawności. – Nie używam kijków, ale obok biegną zawodnicy z jednym kijkiem, a nawet z dwoma. Na stadionach, na prostych i płaskich trasach, odepchnięcie się kijem daje im bardzo dużą przewagę. Ale jeśli trasa jest trudniejsza, są ostrzejsze podjazdy, to mam wtedy większe szanse – tłumaczy Skupień.

Gdy zawodnicy dobiegają na metę, ich czas jest przeliczany przez tzw. handicap, co warunkuje w miarę sprawiedliwą punktację i wyrównanie szans. – Spróbuję to wytłumaczyć: jestem w grupie LW5/7, czyli nie używam kijów. W stylu dowolnym mój handicap to jest 88 proc. I wygląda to tak, że jeśli przebiegnę 10 km w 30 minut, to mój czas na mecie jest mnożony przez 88 proc. Co daje wynik ok. 26 minut. Natomiast na przykład osoba z jednym kijkiem, która nie ma samej dłoni, ma handicap 96 proc. i przez tyle mnożony jest jej czas.

Pan Witold wziął udział w Igrzyskach Paraolimpijskich w Soczi, a w 2017 roku zdobył srebrny medal mistrzostw świata w sprincie stylem dowolnym. W 2019 wygrał w zawodach Pucharu Świata i zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ.

Jak to w sporcie bywa, potem znów przyszedł kryzys. Igrzyska olimpijskie w Pekinie w 2022 roku nie były dla Skupnia udane. Wrócił z nich sfrustrowany i zły. – Zająłem piąte miejsce na 20 km „klasykiem”. W pozostałych startach indywidualnych byłem poza dziesiątką. W sztafecie mieszanej wraz z Iwetą Faron zająłem szóste miejsce. Nie miałem zupełnie ani szczęścia, ani formy.

Mistrz świata!

W lutym 2023 roku Skupień – jako zawodnik ZOMA Team Obidowiec Obidowa – pojechał do Szwecji na mistrzostwa świata. Z Östersund wrócił z tarczą: mistrzostwo i wicemistrzostwo w biegach narciarskich. Złoto wywalczył na dystansie 18 km techniką klasyczną, a srebro na dystansie 10 km techniką dowolną. W mediach społecznościowych pisze: „To nasze wspólne złoto, Trenerze”. Dziękuje tym wszystkim, którzy go wspierali, i którzy w niego nie zwątpili.

Kolejne igrzyska paraolimpijskie odbędą się w Cortinie d’Ampezzo w 2026 roku. Niedawno jeszcze Skupień kategorycznie twierdził, że nie wystartuje w tych zawodach. Teraz nie jest tego aż tak pewien. – Trzeba to przemyśleć, przeanalizować. Po pierwsze jednak musiałbym mieć sponsora, żeby spokojnie trenować, odpowiedni sprzęt, swobodę działania. Sport wyczynowy przecież kosztuje. Niestety, w sporcie osób z niepełną sprawnością, nawet gdy zdobywa się medale, o sponsorów trudno. Ponadto nie jestem najmłodszym zawodnikiem, trudniej się już regeneruję. Mam też poważne problemy z kolanem i czeka mnie zabieg. Zobaczymy jednak, jak się wszystko ułoży. Nie wykluczam startu. Mam w sobie ducha walki.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.