Zażyć tabaki

rozmowa z z bp. Edwardem Zielskim

|

GN 31/2010

publikacja 05.08.2010 13:34

O zmartwieniach i radościach polskiego biskupa w Brazylii z bp. Edwardem Zielskim rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Zażyć tabaki Każdy człowiek na kierowniczym stanowisku, a więc także biskup, powinien mieć obok siebie kogoś, kto potrafi mu powiedzieć prawdę zasoby internetu

Biskup Edward Zielski – ma 63 lata, pochodzi z Brodnicy (kujawsko-pomorskie), święcenia kapłańskie przyjął w 1972 roku w Pelplinie, od 1980 w Brazylii. W roku 2000 został biskupem ordynariuszem diecezji Campo Maior; położonej w północno-wschodniej Brazylii (w stanie Piaui).

Ks. Tomasz Jaklewicz: Czy Brazylia już ochłonęła po mundialu?
Bp Edward Zielski: – (śmiech) Trochę się pozbierali, ale już mówią o kolejnych mistrzostwach, które odbędą się w Brazylii. Wtedy musimy wygrać. Piłka nożna jest bardzo ważna dla Brazylijczyków, boiska są w każdej, nawet najmniejszej wiosce.

Jak to się stało, że Ksiądz został biskupem w Brazylii?
– Tego to ja też nie wiem (śmiech). Pojechałem w 1980 roku pracować do Brazylii, a na biskupa zostałem wybrany w 2000 roku. Pracowałem w trzech diecezjach, w tej ostatniej biskupem był Polak Czesław Stanula, i może to on podał gdzieś moje nazwisko. Brazylia ma aż 270 diecezji. Nuncjusz ma trudne zadanie wyszukiwania kandydatów na biskupów. Bo wciąż ich brakuje. To chyba inaczej niż w Polsce. W tej chwili dwie trzecie episkopatu to Brazylijczycy, a reszta cudzoziemcy. Jest sporo biskupów Włochów i pięciu z Polski.

Czy Brazylia po pięciu wiekach ewangelizacji jest nadal Kościołem misyjnym?
– Stolica Apostolska nie postrzega formalnie Brazylii jako Kościoła misyjnego. W całej Brazylii ochrzczeni stanowią ponad 80 proc. ludności, w mojej diecezji 95 proc. Południe kraju jest bardziej rozwinięte niż północ pod względem gospodarczym, kulturalnym, ale także religijnym. Największa liczba biskupów spoza Brazylii jest w części północnej. Moja diecezja leży w północno-wschodniej części kraju.

Powołań w samym kraju jest ciągle mało?
– Statystyki pokazują, że ostatnio przybywa powołań lokalnych. W krajach Europy Zachodniej, które dawniej posyłały wielu misjonarzy, powołań jest znacznie mniej. Dziś nieraz Portugalia prosi o przysłanie księdza z Brazylii. W mojej diecezji, liczącej ok. 350 tysięcy wiernych, jest pod tym względem nieźle. Mam 29 parafii, w których pracuje 33 księży, pozostałych 19 moich księży pomaga w innych diecezjach. Mam 9 kleryków studiujących w międzydiecezjalnym seminarium.

Dużym wyzwanie dla Kościoła katolickiego w Brazylii są sekty.
– To prawda. Najgroźniejszą sektą jest tzw. Kościół Powszechny Królestwa Bożego. Liderzy tej organizacji propagują coś, co można nazwać teologią dobrobytu. Obiecują ludziom natychmiastowe bezbolesne rozwiązanie wszystkich problemów. Przyjdźcie do nas, a będziecie szczęśliwi, zdrowi i bogaci. To jest naiwne, bo przecież problemy są zawsze. Ale to ludzi pociąga.

Czy nie jest tak, że wspólnoty zielonoświątkowe bardziej odpowiadają żywiołowemu charakterowi Brazylijczyków?
– W Kościele katolickim jest silny ruch Odnowy w Duchu Świętym. Tam można odnaleźć wszystkie elementy żywiołowej modlitwy, jeśli komuś to odpowiada.

Co zatem przyciąga ludzi do tych wspólnot?
– Pociąga ich osobiste podejście do człowieka. W sektach lub małych wspólnotach każdy jest jakoś zauważony, doceniony, ważny. Brazylijczyk lubi być zauważony, poklepany po ramieniu. Chce usłyszeć, że ktoś się nim cieszy. Kościół katolicki jest za bardzo zinstytucjonalizowany, panuje w nim duża anonimowość, bywa jakaś kostyczność, suchość. Czasem ludzie odchodzą do sekt, bo mieli jakiś konflikt z księdzem, który czegoś wymagał. Nieraz pojawia się też nacisk rodziny; na przykład córka przeszła do sekty i ciągnie za sobą matkę.

Jaka jest odpowiedź Kościoła na te zjawiska?
– Ewangelizacja ochrzczonych. Trzeba wzmocnić podstawy wiary u wiernych. W roku 2006 z okazji 30-lecia powstania mojej diecezji przeprowadziliśmy we wszystkich parafiach misje ewangelizacyjne. Zrobiliśmy wcześniej kurs dla parafialnych animatorów, którzy weszli potem w skład ekip misyjnych. Powtarzamy co roku te kursy dla świeckich misjonarzy parafialnych. W parafiach powstały kręgi biblijne, które są animowane przez świeckich.

Ilu katolików chodzi w niedzielę do kościoła?
– Około 10 procent. Ten niski procent wynika częściowo z tego, że nie wszędzie ludzie mają dostęp do Mszy. Po drugie za mało rozumieją, jak ważna jest Eucharystia. Podam przykład. Moja diecezja jest pod wezwaniem św. Antoniego. Przed jego świętem mamy nowennę, w tym roku w czasie nowenny przypadało Boże Ciało. Na procesji eucharystycznej była garstka ludzi, ale już 13 czerwca na procesji z figurką św. Antoniego były tysiące.

Czy nie są to pozostałości jakichś pierwotnych wierzeń?
– To wynika z historii. Kiedy chrześcijaństwo weszło do Brazylii, było mało księży. Misjonarze budowali kaplice z figurką świętego patrona i szli dalej. Bardzo rzadko pojawiał się tam ksiądz, który odprawiał im Eucharystię. Podstawowym znakiem Kościoła pozostawała więc figurka świętego. Dlatego dziś mają więcej miłości do „swojego” świętego niż do Jezusa w Eucharystii. Staramy się temu zaradzić, urządzając kongresy eucharystyczne w diecezjach, a co 4 lata ogólnonarodowe. Ale zmiana mentalności to jeszcze długa droga.

Jak wygląda obecnie sprawa teologii wyzwolenia?
– Pozytywnym efektem teologii wyzwolenia było zwrócenie uwagi Kościoła na sprawy socjalne, na biedę, na pokrzywdzonych, wyrzuconych na margines. Stąd wzięła się tzw. opcja preferencyjna na rzecz ubogich, która jest obowiązującą linią postępowania Kościoła. Oczywiście teologia wyzwolenia szła za daleko w sensie nawoływania Kościoła do czynnego zaangażowania w politykę, także z karabinem w ręku. Ale Kościół chce być dziś głosem ludzi biednych. Mówi nie tylko do nich, ale i w ich imieniu.

Jakie są owoce wizyty Benedykta XVI w Brazylii w 2007 roku?
– Papież dał się poznać jako człowiek otwarty i serdeczny, nawiązujący kontakt z ludźmi. Został przełamany fałszywy medialny obraz sztywnego, zimnego niemieckiego „urzędnika”. Trwałym owocem jest kanonizacja pierwszego Brazylijczyka o. Galvão. Ważna była wizyta w ośrodku dla narkomanów „Fazenda Esperança” (Gospodarstwo Nadziei), założonym przez franciszkanina o. Hansa Stapela. Po tym spotkaniu powstało wiele nowych ośrodków. W mojej diecezji pewna kobieta podarowała ziemię na ten cel i od dwóch lat prowadzimy takie Gospodarstwo Nadziei. Terapeutyczna skuteczność jest tam znacznie wyższa od wszelkich państwowych ośrodków. Papież otworzył V Konferencję Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów w Aparecida. Powstał tam dokument, który jest dziś elementarzem działań Kościoła. Akcent pada na misyjne działanie Kościoła w sensie ewangelizowania ochrzczonych. Wiele postulatów jest bardzo zbieżnych z tym, co wyczytałem ostatnio u was w wywiadzie z bp. Czają.

Co konkretnie jest zbieżne?
– Że trzeba zrezygnować z pewnych pomysłów duszpasterskich, które dziś już nie dają rezultatów; konieczność ewangelizowania kapłanów, potrzeba uwzględniania zmieniającej się mentalności adresatów Ewangelii. Miałem wrażenie, że bp Czaja cytował dokument z Aparecidy.

Wydawać by się mogło, że Kościół w Brazylii ma całkiem inne problemy niż Kościół w Polsce. Okazuje się jednak, że pewne problemy są uniwersalne.
– Kościół w Brazylii i w Polsce jest wciąż za bardzo „trydencki”.

Co to znaczy za bardzo „trydencki”?
– Chodzi o sposób kształcenia kapłanów i ich sposób podejścia do swojej misji. Widzę u moich księży, niestety także młodych, że ograniczają swoją działalność do celebrowania sakramentów – kapłan jako człowiek ołtarza. Brakuje im poczucia tego, że ksiądz ma być prorokiem, ewangelizatorem, animatorem życia Kościoła. Mówię nieraz obrazowo, że ksiądz powinien być dziś bardziej rybakiem niż pasterzem, bo pasterz tylko dzwoni i owce za nim idą, a rybak bierze wędkę lub sieć i idzie tam, gdzie są ryby po to, żeby je złowić i zmienić ich stan życia. Samo dzwonienie w dzwony już nie wystarczy, ani w Polsce, ani w Brazylii. Sobór Watykański II odszedł od wizji parafii, w której ksiądz jest centrum całej jej działalności. Parafia ma być wspólnotą wspólnot. Świeccy powinni poczuć większą współodpowiedzialność za parafię, ale jak ma się to stać, jeśli zawsze o wszystkim decyduje ksiądz.

Jakbym słuchał ks. Franciszka Blachnickiego.
– Bo ja jestem księdzem oazowiczem. W 1974 roku byłem na oazie dla kapłanów z ks. Blachnickim w Krościenku. Tam się przekonałem, że to jest właściwy pomysł na parafię. Od roku 1985 roku prowadzę w Brazylii oazy dla młodzieży. Dzięki rekolekcjom, oazom dochowałem się liderów współodpowiedzialnych za Kościół. Dzięki oazie mam dobrych katechetów, animatorów liturgii, pomocników duszpasterskich oraz powołania kapłańskie i zakonne.

Po 30 latach pracy w Brazylii, jak Ksiądz Biskup postrzega Kościół w Polsce?
– Księża w Polsce mają za duży dystans wobec ludzi. Uważam, że biskupi za mało słuchają, co mówi lud Boży. Nie chodzi o to, co piszą w gazetach czy pokazują w telewizji. Każdy człowiek na kierowniczym stanowisku, a więc także biskup, powinien mieć obok siebie kogoś, kto potrafi mu powiedzieć prawdę. Pochlebców nigdy nie zabraknie. Może trzeba czasem bez „świętych szatek” usiąść między zwykłymi ludźmi i z nimi porozmawiać.

A Ksiądz Biskup u siebie tak robi?
– Bardzo często. Kiedy jestem na bierzmowaniu w wiosce, bardzo lubię iść na obiad do jakiejś rodziny. Lubię usiąść gdzieś pod drzewem, zażyć tabaki i wtedy zaraz ludzie częstują swoją i bardziej się otwierają.

Uważa Ksiądz Biskup, że tej bezpośredniości u nas brakuje?
– Chyba tak. Może ten dystans tworzą też sami ludzie, ale to biskup powinien pierwszy go skrócić. Chyba nie potrafiłbym się już przystosować do Kościoła w Polsce.

To ciekawe, że wielu księży, którzy przepracowali jakiś czas za granicą, mówi to samo. Skąd wsię to bierze?
– Misjonarz po powrocie do Polski, jeśli się zapomni i na przykład klepnie biskupa po plecach, to zaraz dostanie kubeł zimnej wody na głowę (śmiech). A mówiąc poważniej, pracując poza ojczyzną, tracimy zakorzenienie. To jest cena, jaką się płaci za tego typu pracę. Znam księdza, który wrócił na emeryturę do Polski. Był proboszczem na jakiejś małej parafii w swojej diecezji. Ale po niecałych dwóch latach był z powrotem w Brazylii. Pytam go: „tęskno ci było za Brazylią, co?”. On się wypierał, ale już 5 lat siedzi i nie myśli wracać do Polski.

A co Księdzu Biskupowi daje największą radość?
– Radość daje mi to, że jestem tam, gdzie powinienem być. I ufam, że Bóg chce, żebym tam był. No, dość gadania, niech ksiądz spróbuje tabaki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.