Jest w nas strach

rozmowa z abp Dominikiem Duką OP

|

GN 25/2010

publikacja 26.06.2010 19:11

O problemach i nadziejach Kościoła katolickiego w Czechach z prymasem tego kraju, metropolitą praskim abp Dominikiem Duką OP, rozmawia Andrzej Grajewski.

Abp Dominik Duka Abp Dominik Duka
Józef Wolny

Abp Dominik Duka - od kwietnia metropolita praski i prymas Czech. W 1968 r. wstąpił konspiracyjnie do dominikanów. Gdy władze odebrały mu zezwolenie na pracę duszpasterską, został kreślarzem w Škodzie. W 1981 r. skazano go za nielegalną pracę kapłańską. Ponad rok siedział w więzieniu. Po 1989 r. odbudowywał życie zakonne w Czechach. W 1998 r. został biskupem w Hradcu Králové.

Andrzej Grajewski: Ksiądz Arcybiskup nie jest gospodarzem własnej katedry, choć podkreśla, że problem jej własności powinien zostać rozwiązany przez kompromis. Na czym miałby on polegać?
Abp Dominik Duka: – Kwestia własności katedry św. Wita jest skomplikowana. Według starego prawa, pochodzącego jeszcze ze średniowiecza, katedra jest domem Bożym, którego właścicielem jest sam Bóg.

A nie Kościół?
– Nie. Troskę o katedrę powierzono jej patronom – świętym: Witowi, Wacławowi, Wojciechowi, a w ziemskich realiach – królowi oraz arcybiskupowi praskiemu. Od samego początku odpowiedzialność więc rozkładała się na wiele podmiotów.

Ale w czasach komunistycznych katedrę znacjonalizowano.
– Formalnie rzecz biorąc, właścicielem, zresztą nie tylko katedry, ale całego zabytkowego kompleksu na Hradczanach, stało się nie państwo, ale klasa robotnicza Czechosłowacji.

Ale po rozpadzie federalnego państwa także ten podmiot przestał istnieć.
– Dlatego po upadku komunizmu rozpoczęły się negocjacje między państwem, czyli administracją zamku, a metropolitą praskim, który stoi na czele kapituły metropolitalnej. W ostatnim czasie udało się nam podpisać kompromisową umowę, która wprawdzie nie rozstrzyga ostatecznie kwestii, kto jest właścicielem katedry, ale reguluje sposób jej wspólnego użytkowania. Przyjęto, że budynek jest majątkiem państwa, ale administracja jej wnętrzem, cały wystrój, przedmioty liturgiczne należą do Kościoła. Do tego dochodzi także umowa ze stroną państwową o finansowaniu katedry. Na to składają się koszty remontów, energii elektrycznej, administracji i przejmuje to państwo, konkretnie Kancelaria Prezydenta. Otrzymaliśmy także dwa budynki na Hradczanach, gdzie ulokowana zostanie administracja katedry, sąd metropolitalny oraz biuro parafialne. Sprawy własnościowe zostaną rozstrzygnięte w przyszłej ustawie o restytucji zabytków kościelnych w Czeskiej Republice. Musimy przy tym pamiętać o wyjątkowym znaczeniu katedry nie tylko dla Kościoła, ale całego narodu. Tu znajduje się nekropolia naszych biskupów, ale i królów. Tu także jest przechowywana Korona. A dla Czechów Korona św. Wacława jest jak ósmy sakrament. Katedra jest więc symbolem całego państwa i Kościół to rozumie.

A co z konwencją dyplomatyczną ze Stolicą Apostolską?
– Jest przygotowana. Mam nadzieję, że jej podpisanie nie będzie wymagało wielkich negocjacji. Trudniejsze będą rozmowy w sprawie restytucji mienia kościelnego.

W dobie kryzysu trudno będzie przekonać społeczeństwo, aby z budżetu płacono rekompensaty za zabrany Kościołom majątek.
– Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Bertone zaproponował, aby przygotować umowę, która wejdzie w życie po zakończeniu kryzysu gospodarczego, kiedy sytuacja finansowa całego państwa będzie lepsza. Wszyscy wiemy, że tej sprawy nie da się rozwiązać z dnia na dzień. Trzeba także powiedzieć, że Kościół w Republice Czeskiej nie jest ubogi, więc sprawa restytucji może zaczekać na odpowiedni czas.

Metropolia praska jest bardzo zlaicyzowana. Co może zrobić pasterz, który przychodzi do tak specyficznej owczarni?
– Nie mogę się do końca z taką diagnozą zgodzić. Praga nie jest aż tak bardzo zlaicyzowana. W czasie uroczystości św. Jana Nepomucena Praga wyglądała jak miasto barokowego katolicyzmu. Także ubiegłoroczna wizyta Benedykta XVI pokazała, że jest w społeczeństwie potrzeba otwarcia się na Pana Boga, na transcendencję. Brakuje nam przed wszystkim nauczania religii, ale nie w tym tradycyjnym sensie, lecz odpowiadającego współczesnym warunkom. Dla mnie jako dominikanina jest to wielkie zadanie do wykonania.

To nauczanie powinno odbywać się na terenie szkolnym, czy kościelnym?
– Trzeba szukać różnych możliwości, ale także wykorzystywać do tego media, aby trafić do współczesnego człowieka, który pyta się, kim jest Bóg. Niedawno była w Pradze noc otwartych kościołów. Przyszło blisko 68 tys. ludzi.

To była jedna z atrakcji turystycznych.
– Nie tyko. Ludzie przyszli, aby zwiedzać świątynie, słuchać muzyki, ale i katechez.

Po raz pierwszy od 1990 r. do parlamentu nie weszli przedstawiciele Partii Ludowej, kto więc będzie reprezentował interesy Kościoła?
– To uproszczenie. Partia Ludowa mogła liczyć na wsparcie ok. 6 proc. społeczeństwa, a wspólnota Kościoła jest znacznie większa. Katolicy są w różnych partiach. Nie można więc mówić, że jedynie Partia Ludowa reprezentowała ludzi wierzących. Swoją drogą uważam wynik tych wyborów za symptomatyczny, gdyż pokazuje, że większość społeczeństwa zrozumiała, iż konsumizm nie jest drogą na przyszłość.

Czy wynik tych wyborów daje nadzieję na normalizację w stosunkach Kościół–państwo?
– W moim przekonaniu tak. Ten wynik stwarza szansę Kościołowi, ponieważ oznacza, że do polityki przyszli nowi ludzie. Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich to ludzie o ukształtowanych sumieniach. A to jest szczególnie ważne, aby katolicy potrafili dawać świadectwo w życiu publicznym.

W jednym z wywiadów Ksiądz Arcybiskup opowiada o tym, że we śnie wrócił do celi więziennej, gdzie odsiadywał wyrok za pracę duszpasterską w czasach komunistycznych. Tym razem jednak w tej celi ks. arcybiskup siedział razem z abp. Graubnerem, obecnym biskupem Ołomuńca. Czy to miało oznaczać, że możliwe jest prześladowanie Kościoła w Czechach?
– Jest możliwe, oczywiście. Gdyż nie tylko w Czechach istnieje bardzo agresywny ateizm, który, gdyby mógł, użyłby siły do walki z Kościołem. Sen jest tylko snem. Nie było to żadne proroctwo. Kościół musi być jednak przygotowany na prześladowania. Wielu ludzi w Kościele jest przekonanych, że znaczna część społeczeństwa jest przeciwnikiem Kościoła. Dlatego część katolików, także księży, żyje ciągle w strachu, zastanawiając się, czy w ogóle pewne działania mogą podjąć.

Kościół w Czechach ma wielu wrogów?
– Wrogów może nie, ale z pewnością nie brakuje ludzi nam nieprzyjaznych. To paraliżuje, niektórzy księża wolą się nie wychylać. Z pewnym zdumieniem odkrywam, że wielu moich przyjaciół kapłanów także trochę się boi.

Czego się boją?
– To nie jest strach przed represjami, ale przed wydrwieniem, napiętnowaniem przez lokalne środowiska bądź media. Wielu księży także nie wie, co ma robić. 20 lat po upadku komunizmu nadal żywe są zahamowania, także wśród kapłanów, aby odważniej podejmować różne problemy, poszukiwać nowych form duszpasterskich i aktywniej dawać świadectwo.

Jak w tej atmosferze odnajdują się księża z Polski?
– Jest ich sporo, 10 proc. wszystkich kapłanów w Czechach, i są wielką pomocą dla naszego Kościoła. Wielu z nich nie ma tego problemu, tych zahamowań, które mają czasem księża czescy.

Słyszałem jednak od polskich księży tu pracujących, że gdy próbują nowych form duszpasterskich, to ich czeskim współbraciom nie zawsze się to podoba.
– Coś w tym jest. Czeska społeczność nie jest w stanie zaakceptować wszystkiego, co wydaje się naturalne w polskich warunkach. Ale jestem przekonany, że dla wielu pozytywnych tendencji, poszukiwań nowych form pracy duszpasterskiej oraz odważnego świadectwa posługa kapłanów z Polski ma wielkie znaczenie.

Problem rozliczenia z komunizmem obejmował także kwestię znalezienia miejsca dla tajnie święconych wówczas biskupów. Niektórzy z nich byli żonaci. Jak ten problem został rozwiązany?
– Z tymi, którzy byli tajnie święceni i zachowali celibat, problemów nie ma. Znalazło się dla nich odpowiednie miejsce w Kościele. Natomiast duchowni żonaci zostali włączeni w strukturę egzarchatu Kościoła unickiego i tam funkcjonują. Mają jednocześnie uprawnienia do posługi także w obrządku łacińskim. Oczywiście jest pewna grupa niezadowolonych z tych rozwiązań, ale nie jest ich wielu. Najważniejsze, że wśród współczesnych kapłanów tajnie niegdyś święceni księża i biskupi cieszą się powszechnym szacunkiem i otaczani są braterską miłością.

W naszej rozmowie ciągle wraca problem komunistycznego dziedzictwa. Minęło już ponad 20 lat od przełomu w 1989 r., a my ciągle odwołujemy się do tego doświadczenia.
– To jest jak z nazizmem w Niemczech, który został pokonany w 1945 r., ale w jakiejś formie ciągle wraca. Rzecz jasna były także nasze zaniedbania. Po pierwsze panuje w naszym Kościele wielka biurokracja, według modelu niemieckiego. Tylko że my nie mamy tylu ludzi i takich pieniędzy jak Niemcy, biurokrację zaś mamy podobną. Nie potrafiliśmy także stworzyć funkcjonalnego systemu katechezy. Skutkiem jest to, że Kościół nie zawsze jest odpowiednio przygotowany do kontaktu z młodym pokoleniem. Wielu mówi, że Kościół stracił ostatnie 20 lat. Nie zgadzam się z tym. Kościół zrobił dużo, ale nie wszystko, co było możliwe.

Kościół w Czechach ma status wspólnoty mniejszościowej. Jakie są tego konsekwencje?
– Połowa narodu jest ochrzczona w Kościele katolickim. Ale tylko jedna trzecia z nich określa się jako katolicy. Chociaż ta statystyka może być myląca. Jednocześnie Kościół katolicki jest największą organizacją w państwie i żadna inna nie może się z nim równać. Oczywiście nie jesteśmy Kościołem całego narodu i to ma na co dzień znaczące konsekwencje.

Czego Ksiądz Arcybiskup chciałby dokonać, pracując w Pradze? Chodzi mi o jedną konkretną rzecz.
– Jako chrześcijanin powiedziałbym, że bardzo chciałbym, aby Kościół był jedną rodziną. Natomiast jako biskup tego miasta chciałbym przede wszystkim mieć nowe, liczne powołania kapłańskie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.