Nie będę milczeć

rozmowa z prymasem Polski abp. Józefem Kowalczykiem

|

GN 19/2010

publikacja 15.05.2010 18:16

O modelu sprawowania posługi prymasa oraz przemianach w Polsce po tragedii pod Smoleńskiem z prymasem Polski abp. Józefem Kowalczykiem rozmawia Andrzej Grajewski.

Nie będę milczeć Jakub Szymczuk

Abp Józef Kowalczyk - w latach 1976–1978 wchodził w skład Zespołu Stolicy Apostolskiej ds. stałych kontaktów roboczych z przedstawicielami rządu PRL. Od października 1978 r. kierował Sekcją Polską Sekretariatu Stanu. W listopadzie 1989 r. rozpoczął misję nuncjusza apostolskiego w Warszawie. 8 maja br. Benedykt XVI mianował go arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim, prymasem Polski

Andrzej Grajewski: Ksiądz Arcybiskup zaczyna posługę metropolity gnieźnieńskiego i prymasa Polski. Jakie są uprawnienia prymasa?
Abp Józef Kowalczyk: – Przez wieki zmieniały się one wielokrotnie. Prymas pełnił także funkcje zastępcze, służebne w stosunku do państwa, ale i Stolicy Apostolskiej. Szczególna kumulacja uprawnień prymasowskich nastąpiła w okresie, kiedy urząd ten sprawował kard. Stefan Wyszyński. Był w jednej osobie biskupem, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, w jakimś sensie miał także uprawnienia papieskiego legata i nuncjusza. Rezydował w Warszawie, ale kierował dwoma diecezjami – warszawską i gnieźnieńską. Czasy były nadzwyczajne i potrzebowały wyjątkowych rozwiązań, ale po 1989 r. ten status musiał się stopniowo zmieniać. W 1992 r. powstała nowa struktura Kościoła w Polsce. Prymas kard. Józef Glemp musiał zdecydować, którą diecezją pragnie kierować – warszawską czy gnieźnieńską. Wybrał warszawską, a tytuł prymasa zachował jako kustosz relikwii św. Wojciecha. Jednak od 1992 r. tytuł prymasowski związany jest z metropolią gnieźnieńską. Później kard. Glemp przestał być przewodniczącym Konferencji Episkopatu. Stolica Apostolska zdecydowała, aby ta funkcja pochodziła z wyboru i była ograniczona do dwóch kadencji. Po zakończeniu drugiej kadencji prymasa Glempa na nowego przewodniczącego został wybrany abp Józef Michalik. Przypominam te wydarzenia, aby pokazać, jak po 1989 r. zmieniały się kompetencje urzędu prymasowskiego. Po 1989 r. prymas stracił także szereg uprawnień na rzecz nuncjusza apostolskiego, przede wszystkim prawo przedstawiania papieżowi kandydatów do biskupich nominacji.

A prymasowskie przywileje?
– W okresie monarchii, gdy władzę przejmowali królowie elekcyjni, prymas sprawował władzę w czasie bezkrólewia, jako interreks. Miał także prawo do noszenia kardynalskiego stroju, nawet gdy nie był kardynałem. Koronował królów na Wawelu, przewodniczył ich ceremoniom pogrzebowym, choć formalnie to teren znajdujący się pod jurysdykcją metropolity krakowskiego.

Co z tego pozostało dzisiaj?
– Na podstawie statutu Konferencji Episkopatu Polski prymas wchodzi w skład Rady Stałej z urzędu, a nie z wyboru. Kieruje także słowa życzeń i pozdrowień w imieniu Kościoła w Polsce we wskazanych przez Konferencję Episkopatu okolicznościach.

To przywileje honorowe, a nie realne uprawnienia.
– Rzeczywiście, te przywileje mają charakter honorowy, a nie jurysdykcyjny. Nie ulega jednak wątpliwości, że prymas nadal jest symbolem jedności wszystkich polskich biskupów, a także łączności Polonii z macierzą. Dlatego też jego biskupi pomocniczy są odpowiedzialni z ramienia Konferencji Episkopatu za duszpasterstwo emigracji. Status Konferencji Episkopatu stanowi, że prymas co pewien czas powinien przebywać w Warszawie, aby we współpracy z prezydium Konferencji Episkopatu oraz Radą Stałą mógł się zaznajomić z problemami ogólnopolskimi.

Ksiądz Arcybiskup zamierza więc bywać w Warszawie?
– W zależności od potrzeb, ale z pewnością w misję prymasowską, jak ją pojmuję, wpisana jest nie tylko troska o Kościół lokalny, a więc o metropolię gnieźnieńską, ale także aktywne uczestniczenie w pracy tych gremiów kościelnych, których prymas jest członkiem.

Przejmuje Ksiądz Arcybiskup obowiązki innego rodzaju niż dotychczasowe. Trzeba będzie decydować o obsadzie parafii, rozwiązywać problemy lokalne, spotykać się nie z ministrami i ambasadorami, ale burmistrzami i wójtami.
– Widzę, że pan redaktor ma dość stereotypowe wyobrażenie o pracy nuncjusza. Zapewniam pana, że chodzenie po przyjęciach i akademiach, a także uczestniczenie w różnych uroczystościach dalece nie wyczerpywało moich rozlicznych obowiązków. Mówiąc zaś poważnie, rzecz jasna stanę przed nowymi wyzwaniami, głównie natury duszpasterskiej. Prowincji się nie boję, gdyż sam jestem z prowincji i jestem z tego dumny. Częściej ciekawsze rzeczy można usłyszeć od niejednego wójta niż od niektórych przedstawicieli centralnych władz. Istota mojej posługi nie ulegnie jednak zmianie. Jako nuncjusz i metropolita gnieźnieński staram się zbliżać człowieka do człowieka i człowieka do Boga.

Czy prymas Polski będzie zajmował stanowisko w sprawach publicznych?
– Żaden biskup i kapłan nie przestaje być obywatelem tego kraju i członkiem tego narodu. Nie może mieć miejsca sytuacja, że, będąc biskupem diecezjalnym czy metropolitą, nie będę miał prawa do zabierania głosu w sprawach publicznych o wymiarze etycznym. Nie będę milczał, gdy dostrzegać będę zło, błędy, poniżenie godności człowieka. Jan Paweł II pouczał nas, że polityka i gospodarka bez etyki prowadzą na manowce. Trzeba więc zabierać głos, aby przestrzegać naród przed fałszywymi wyborami. To oczywiście jest nie tylko moje zadanie, ale wszystkich biskupów oraz stosownych gremiów Konferencji Episkopatu Polski.

Słyszę już zarzut o mieszaniu się do polityki.
– To fałszywy zarzut. Zawsze bliska mi była idea przyjaznego rozdziału Kościoła od państwa. Jestem przeciwnikiem mieszania się w bieżącą politykę, wskazywania polityków, partii czy programów wyborczych. To nie jest zadanie Kościoła, ale ludzi świeckich, którzy powinni aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym. Kościół ma obowiązek formowania ich sumień, ale nie ich zastępowania. Inną rzeczą jest natomiast ocena moralnych aspektów polityki bądź decyzji podejmowanych przez polityków. Kościół ma do tego prawo i jest to praktyczna realizacja zasady pomocniczości, wyrażonej w katolickiej nauce społecznej. Nikt nas nie zwolni także z obowiązku upominania się o tych, których głos często przez polityków nie jest słyszany: ludzi biednych, zarówno w sensie materialnym, jak i duchowym, opuszczonych, zagubionych, zapomnianych. Zapewniam więc, że prymas i inni biskupi w sprawach publicznych milczeć nie będą, gdyż jest to ich święty obowiązek wobec Kościoła i narodu.

Z Gniezna trudniej dostrzec wiele mechanizmów życia publicznego.
– Dlatego w pomieszczeniach Konferencji Episkopatu w Warszawie znajdują się także biura dla prymasa, aby mógł tutaj spotykać się z pozostałymi biskupami, dyskutować i szukać właściwych rozwiązań wspólnie z prezydium Konferencji.

Każda diecezja ma jednak swoją specyfikę, archidiecezja gnieźnieńska z pewnością też. Czy Ksiądz Arcybiskup zdążył się z nią już zapoznać?
– To zadanie stoi jeszcze przede mną. Liczę na pomoc miejscowego duchowieństwa, które miałem okazję już poznać przy różnych okazjach i bardzo sobie cenię. Mam na to trochę czasu, gdyż ingres w Gnieźnie odbędzie się dopiero w czerwcu. W tym czasie muszę zamknąć wiele spraw związanych z mymi dotychczasowymi obowiązkami w nuncjaturze.

W jakich okolicznościach Ksiądz Arcybiskup dowiedział się o katastrofie pod Smoleńskiem?
– Byłem w swej rodzinnej miejscowości w Jadownikach Mokrych pod Tarnowem, gdzie odprawiałem Mszę św. z okazji 100. urodzin jednej z mieszkanek. Zaraz po Mszy św. wróciłem do Warszawy, aby uczestniczyć w liturgii w katedrze polowej. Później brałem udział praktycznie we wszystkich ceremoniach pogrzebowych, nie tylko pary prezydenckiej, ale i wielu innych osób, które wówczas zginęły. Chciałem być blisko tych, którzy pod Smoleńskiem stracili swoich bliskich, ich rodzin. Przez modlitwę i duchową bliskość chciałem udzielić im wsparcia i wyrazić swoją solidarność.

A uroczystości na Wawelu?
– Były dla mnie czymś wyjątkowym. Idąc przed trumną Prezydenta RP na Wawel, miałem wrażenie, jakbym bezpośrednio dotykał ciągłości naszej historii, symbolizowanej na Wawelu przez groby królów, narodowych wieszczów, bohaterów. Cieszę się, że obok sarkofagu pary prezydenckiej zostanie umieszczona tablica z nazwiskami wszystkich ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Myślę, że warto byłoby także w tym miejscu umieścić tablicę poświęconą pamięci ofiar zbrodni katyńskiej. W ten sposób oddamy hołd tym, którzy przed 70 laty złożyli ofiarę życia za wierność ojczyźnie, oraz tym, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem, podążając do Katynia, aby prawda o tamtej zbrodni nie została zapomniana.

Jak Ksiądz Arcybiskup odbierał atmosferę tamtych dni?
– W pierwszym momencie dominował obowiązek oddania hołdu wszystkim, którzy zginęli. Później zaś przyszła myśl, że na pewno Opatrzność Boża wyprowadzi z tego doświadczenia jakieś dobro dla całego narodu. Musimy z tego wielkiego bólu i cierpienia, tragicznej śmierci tylu szlachetnych ludzi, wyciągnąć wnioski, a przede wszystkim utrwalić te pokłady dobra, które ujawniły się w tych dniach w postawach naszych rodaków. Warto byłoby utrzymać naszą jedność, która w tych dniach wyraziła się z taką siłą.

Czy jest to możliwe? Różnienie się jest przecież czymś naturalnym w demokracji.
– Demokracja nie jest tylko formą, warto także zastanowić się nad jej treścią. Czy jeśli we wszystkich dziedzinach życia publicznego będziemy stale się kłócili, to przez to nasza demokracja będzie silniejsza? Wątpię. Niczego przez ustawiczne kłótnie nie zbudujemy. Trzeba ze sobą rozmawiać, nawet spierać się, pamiętając jednak, że znacznie więcej możemy osiągnąć wspólnie, a nie dzieląc się stale między sobą. W innym przypadku zawsze będzie zwyciężać partyjniactwo, zacietrzewienie i przypisywanie sobie monopolu na najlepsze rozwiązania, bez słuchania racji innych. Skuteczna demokracja, w moim przekonaniu, polega przede wszystkim na umiejętnym budowaniu mądrych i racjonalnych kompromisów, a nie ustawicznym mnożeniu konfliktów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.