Gramy o wszystko

rozmowa z Joanną Kluzik-Rostkowską

|

GN 18/2010

publikacja 06.05.2010 08:41

O niecałych 4 godzinach snu, lewicy w PiS-ie i o „prawych Polakach” z Joanną Kluzik- Rostkowską rozmawia Jacek Dziedzina

Joanna Kluzik- Rostkowska Joanna Kluzik- Rostkowska
FOTORZEPA/PASTERSKI RADEK

Joanna Kluzik- Rostkowska - jest dziennikarką i politykiem PiS, posłanką na Sejm. Jako dziennikarka pracowała w „Tygodniku Solidar-ność”, „Konfrontacjach”, Expressie Wieczornym”, „Wprost”, „Nowym Państwie” i „Przyjaciółce”. Jako polityk była ministrem pracy i polityki społecznej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, 26 kwietnia została szefową jego sztabu wyborczego.

Jacek Dziedzina: Łatwiej być ministrem premiera Kaczyńskiego czy szefem jego sztabu wyborczego?
Joanna Kluzik-Rostkowska: – Kiedy byłam wiceministrem, wydawało mi się, że pracuję ciężko.

Wydawało się?
(Śmiech) – To znaczy pracowałam ciężko. Ale kiedy zostałam ministrem konstytucyjnym, zrozumiałam, że bycie wiceministrem było tylko przedbiegiem, jeżeli chodzi o wysiłek. Teraz to samo mogę powiedzieć, porównując pracę szefa sztabu wyborczego z byciem ministrem.

Mówiła Pani nawet, że ministerstwo to pryszcz w porównaniu z obecnym zajęciem. Może dlatego, że w rządzie „można” odkładać decyzje, a tutaj liczy się każda godzina?
– Decyzji nie wolno odkładać, ale w rządzie nie trzeba ich podejmować w tak zawrotnym tempie. Czas kampanii jest krótki, zaczęła się tak nagle i w tak dramatycznych okolicznościach, że od momentu, kiedy zostałam szefem sztabu, nie śpię dłużej niż od 3,5 do 4 godzin. Cały czas spędzam w pracy, wstaję o 5.30 i zjeżdżam do domu o północy, a to jeszcze nie koniec, bo wtedy dopiero mogę zajrzeć do internetu i zobaczyć, co się działo w ciągu dnia.

Jako minister miała Pani też więcej swobody w wyrażaniu swoich poglądów.
– Wtedy moje poglądy mogły kogoś zainteresować, teraz najważniejsze są poglądy kandydata. Szef sztabu jest rozliczany za efekt, więc muszę tak zorganizować pracę, żeby maksymalnie do oczekiwanego efektu się zbliżyć.

Tutaj jednak musi Pani być ustami kandydata na prezydenta.
– Teraz, po prostu, jestem szefem jego sztabu.

Dlaczego akurat Pani została szefową kampanii?
– Były trzy kobiety – twarze wizerunkowe kampanii PiS sprzed półtora roku. Z tych trzech kobiet dwie (Grażyna Gęsicka i Aleksandra Natalli-Świat – J.Dz.) zginęły w katastrofie. Zostałam ja jedna. I z medialnego punktu widzenia w takich sytuacjach sięga się po kogoś, kto już zaistniał w przestrzeni medialnej, jest rozpoznawalny. Po drugie mam doświadczenie w pracy zespołowej. Zdobyłam je jako redaktor, kierownik działu, wicenaczelna, a potem jako minister. A więc mam doświadczenie w kierowaniu dużymi zespołami. A po trzecie… te wybory wygra ten, kto zdobędzie głosy centrum. Bój podstawowy toczy się pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Bronisławem Komorowskim. Ja w PiS-ie zawsze byłam postrzegana, i taka jest prawda, jako przyczółek „daleko wysunięty” w stronę centrum...

Do tej pory wszyscy raczej mówili, że w lewo…
– Jeżeli weźmiemy pod uwagę wyłącznie poglądy Prawa i Sprawiedliwości, to ja jestem na lewo
od grupy konserwatywnej. Z tym że chciałam zauważyć, że Tadek Cymański w kwestiach organizacji polityki społecznej jest dużo bardziej lewicowy. Ja dla niego jestem konserwą.

No tak, ale wiadomo, że w kwestiach najbardziej kontrowersyjnych, w których chodzi o życie ludzkie, konserwatyzm jest Pani raczej obcy. Rozumiem zatem, że Jarosław Kaczyński, wybierając Panią na szefową swojej kampanii, daje też sygnał, że w tych sprawach jego poglądy są co najmniej dwuznaczne.
– Biorąc pod uwagę poglądy dominujące w PiS, to faktycznie jestem bardziej na lewo. Ale jeśli rozłoży pan ten wachlarz szeroko na całą scenę polityczną, to ja się sytuuję właśnie w centrum. Ja nie jestem zwolenniczką liberalnej ustawy antyaborcyjnej czy aborcji na życzenie.

Ale z in vitro mamy już problem. Czy kandydat Jarosław Kaczyński podziela Pani poglądy w tej sprawie?
– Jest w tej kwestii zdecydowanie bardziej konserwatywny. Nie podziela moich poglądów, ale je szanuje.

Czy Jarosław Kaczyński naprawdę chce wygrać te wybory?
– Oczywiście, że tak…

A dla mnie nie jest to takie oczywiste. Przecież ważniejsze będą przyszłoroczne wybory parlamentarne. Może więc projekt jest taki: teraz wprawdzie wystawiamy kandydata, ale pełne siły zbieramy na przyszłoroczną kampanię, żeby objąć realną władzę. A ta leży przecież w rękach premiera.
– Jedno drugiemu nie przeszkadza.

Jako prezydent Jarosław Kaczyński raczej nie będzie już mógł zostać premierem…
– No tak, ale nie musi być tak, że ten, kto wygra wybory prezydenckie, przegra wybory parlamentarne. Sytuacja z 2005 roku pokazuje, że można wygrać i jedne, i drugie. Zaangażowanie w obecną kampanię jest zbyt pracochłonne, żeby pracować dla pozornego efektu.

Jarosław Kaczyński po katastrofie powiedział, że polityka dla niego się skończyła. To koniec, mówił. A jednak podjął walkę. Długo trzeba było namawiać go do startu? Nie jest przecież w łatwej sytuacji, również ze względów emocjonalnych, co oczywiste.
– To były słowa wypowiedziane bezpośrednio po tej tragedii, w pierwszych chwilach. Trzeba to zatem postrzegać w kategoriach emocji, związanych z tym, czego doświadczył, a nie z poważnymi deklaracjami politycznymi.

Kim są „prawi Polacy” z oświadczenia wyborczego Jarosława Kaczyńskiego?
– Jako była dziennikarka jestem bardzo wyczulona na takie sformułowania, które mogą zostać odczytane inaczej niż zakładała intencja autora.

Rozumiem zatem, że nie miała Pani wpływu na redakcję tego tekstu?
– Ja go widziałam przed publikacją, ale we mnie w ogóle nie wzbudził żadnego niepokoju. Wydawało mi się oczywiste, że to jest zdanie, które nie dzieli Polaków na prawych i lewych, czy też na zwolenników PiS-u czy PO, tylko że prawy człowiek to taki, który szanuje poglądy innych, który szanuje instytucję państwa, co pokazało wielkie zaangażowanie po katastrofie, i że każdy z nas chce być człowiekiem prawym.

A zatem powinien też oddać głos na Jarosława Kaczyńskiego, bo inaczej prawym nie będzie. I to nie jest dzielenie społeczeństwa?
– Nie, proszę spojrzeć na to oświadczenie w całości. Tam jest odniesienie do wszystkich ofiar tragedii pod Smoleńskiem. To wszystko, co jest napisane w oświadczeniu, trzeba traktować znacznie szerzej i to zostało tam napisane wprost.

Czy Jarosław Kaczyński pojawi się publicznie w czasie kampanii?
– Oczywiście. Jest przecież kandydatem na prezydenta.

Czym różniłaby się prezydentura Jarosława od Lecha?
– Mieli podobne poglądy, różne charaktery. Pamiętajmy też, że po tragedii smoleńskiej nic już nie będzie takie samo. Mam nadzieję, że wzajemne relacje polityków, teraz budowane na nowo, pozwolą nam wszystkim na minimalizowanie emocji w politycznych sporach.

Kim będzie Joanna Kluzik- Rostkowska, jeśli jej szef wygra wybory?
– Mam nadzieję, że przede wszystkim mamą, która po dwóch miesiącach ciężkiej pracy znajdzie czas dla swoich dzieci. Już teraz mój synek pyta: „mama, kiedy skończy się ta kompania?”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.